Rozdział 1
Czy ktoś to w ogóle czyta?--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Byłam w jakiejś jaskini. Raz czułam ból, a raz... właściwie to nic. Nade mną pochylał się mężczyzna w kapturze.. Śmiał się złowieszczo. ...Ta barwa głosu. Ja ją skądś znam. Na twarz spadły mi kosmyki włosów. Gdy próbowałam go odgarnąć, uświadomiłam sobie, że ręce mam skrępowane z tyłu, a sama siedzę na ziemi. Spojrzałam w dół. Nogi także miałam związane. Chwila... Ale to nie moje nogi. Zanim zdążyłam przyjrzeć się czemukolwiek, wszystko się rozpłynęło.
Obudziłam się ciężko dysząc. Już od kilku dni mam ten sen. Jest tak bardzo realistyczny. Nigdy nie jest dokładnie taki sam, ale zawsze jestem w jaskini, a zakapturzona postać śmieje się bezczelnie. Tym razem wyraźnie poczułam coś związanego z mocą ducha. Muszę o tym porozmawiać z Lissą i Adrianem. Chciałam iść do nich już teraz, ale gdy wyjrzałam za okno uświadomiłam sobie, że wszyscy śpią. Kiedy wreszcie się uspokoiłam przypomniałam sobie o warcie.
Ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Dziś, tak jak codziennie, próbowałam dodzwonić się do Dymitra. Nic z tego. Po kilku nieudanych próbach zrezygnowałam.
Po trzech godzinach pracy skierowałam się do Lissy i Iwaszkov'a. Po drodze znów zawzięcie chciałam się połączyć z ukochanym. Moje starania nie przynosiły skutków. Właśnie miałam po raz kolejny wybrać ten sam numer, kiedy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam - wymamrotałam nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Nic się nie stało.
Dopiero, gdy dotarł do mnie jego głos zerknęłam przed siebie. Przede mną stał Eddie. Bardzo mnie wspiera odkąd nie mam kontaktu z Dymitrem.
- Nadal nie odbiera? - zapytał, a ja przytaknęłam.
- Nie wiem co się z nim dzieje. Wiem, że ma zasięg. Po prostu nie dobiera. Nie wiem co mam myśleć. - pożaliłam się i wtuliłam w przyjaciela.
- Nie martw się Może zgubił gdzieś telefon. Na pewno nic mu nie jest. - pocieszał mnie.
- Idę do Lissy - zagadnęłam. - Też tam idziesz?
- Tak, ale po drodze muszę coś załatwić. Idź Rose. Ja zaraz dojdę.
Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie. W między czasie zastanawiałam się nad słowami Eddie'ego. Może on ma racje. Przecież Dymitr jest najlepszym strażnikiem na świecie. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Na razie wiedziałam tylko, że muszę powiedzieć przyjaciółce o śnie. Nim się obejrzałam byłam już przy sali królewskiej. Przywitałam się ze strażnikami i zapukałam. Drzwi otworzyła uśmiechnięta Lissa. Gestem dłoni zaprosiła mnie do środka, a kiedy drzwi się zamknęły mocno przytuliła.
- Co się stało, że jesteś taka szczęśliwa? - zapytałam z dziwnym wyrazem twarzy.
- Bo nareszcie mam 3 godziny wolne. - odparła. - A ty dlaczego chodzisz taka smutna?
- Właśnie o tym przyszłam porozmawiać.
Opowiedziałam przyjaciółce o snach i telefonach do Dymitra. Łzy zbierały mi się w oczach, kiedy mówiłam, że nie wiem co się z nim dzieje. Jednak żadnej nie pozwoliłam spłynąć. Lissa chyba wiedziała jak fatalnie się czuje, bo kazała mi usiąść, przyniosła gorącą czekoladę, a potem mocno przytuliła.
Nagle do sali jak burza wpadł Eddie. Miał współczujący i przerażony wyraz twarzy.
- Rose... - zaczął z lekkim wahaniem. - To co ci wcześniej mówiłem... Ja... Myliłem się. Bardzo.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Buuuum!
Jeśli ktoś to czyta proszę o komentarze. :( :( :(
/Hathaway-Bielikov