Rozdział 51
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siedliśmy obok siebie, przy jednym ze stolików w kącie z tackami pełnymi kanapek. Dymitr wziął jeszcze kawę, a ja odstraszona tym świństwem zdecydowałam się na szklankę soku. Akademia świętego Władimira zaczynała budzić się do życia. Na stołówce aż wrzało. Schodziło się coraz więcej osób: dampirór, morojów i strażników. Najwyraźniej ci, którzy widzieli nas na dziedzińcu zdążyli już podać dalej swoje obserwacje, bo wszyscy ukradkiem zerkali na nas. Bawiło mnie to. W akademii jest sama królowa, a uwaga całej społeczności szkolnej skupia się tylko na mnie i Dymitrze. No cóż, ostatecznie na prawdę jesteśmy większymi celebrytami niż para królewska. Monarcha jest od zawsze i można podziwiać go lub ją na Dworze, podczas gdy my jesteśmy parą strażników, która niezaprzeczalnie zmieniła losy naszego świata. Tak, faktycznie mają co podziwiać.
Nieświadomie uśmiechnęłam się. Dymitr od razu to zauważył.
- O co chodzi? - spytał.
- O nich - rozejrzałam się wokół. - I o nas. - Dymitr zmarszczył brwi, próbując zrozumieć o co mi chodzi. - Jesteśmy większą sensacją niż Lissa i Christian. Przekręciliśmy historię naszego świata do góry nogami.
Bielikow zamyślił się. Nie mówił nic przez dłuższą chwilę.
- To zaskakujące - odezwał się w końcu. Mówił tak cicho, z takim spokojem, że ledwo go słyszałam. Zainteresowana tym jednym zdaniem, cierpliwie czekałam, aż powie coś więcej. - Spotkaliśmy się rok i kilka miesięcy temu, a już zdążyliśmy zmienić historię pradawnej rasy wampirów - Dymitr patrzył na swój talerz, jakby czytał z niego. - Wiesz... Nigdy nawet nie pomyślałem, że mogę wyjść poza mury akademii. Sądziłem, że już zawsze będę mieszkał w tamtym pokoju i uczył przyszłe pokolenia strażników. Nie śmiałem nawet marzyć o posadzie strażnika rodziny królewskiej. Owszem znałem wiele ważnych osobistości, mówili mi, że jestem dobry, że nadaje się na kogoś o wyższej radze. Czułem się wtedy dumny z samego siebie, jednak nie zmieniało to faktu, że nadal uczyłem w akademii. - Dymitr pogrążył się we wspomnieniach, a ja przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Zdziwił mnie jego brak wiary w siebie. Wydawało mi się, że doskonale wiedział co potrafi i że jest jednym z najlepszych strażników świata. Mam nadzieje, że przynajmniej teraz, kiedy tak często słyszy to (nie tylko ode mnie) zdaje sobie z tego sprawę. - Z czasem naprawdę zacząłem lubić swoją prace. Potem pojawiłaś się ty - spojrzał na mnie bystrym wzrokiem. - Od początku wiedziałem, że jesteś nadzwyczajna, ale nie sądziłem, że aż tak - mimowolnie uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok na moment. - Sprawiłaś, że... Spełniłaś wszystkie moje marzenia i dałaś mi znacznie więcej niż oczekiwałem. Podświadomie potrzebowałem kogoś takiego jak ty. Kogo komu będę mógł wszystko powiedzieć, kogoś, kogo będę mógł kochać. Tylko tyle. A może aż tyle... Nie wiem, ale wiem, że wszystko co mam mam dzięki tobie. I nie my zmieniliśmy historię tylko ty. Ja byłem tylko potrzebny, żebyś mogła na kimś udowodnić co potrafisz. To w tym ja i twoi przyjaciele ci pomogliśmy, ale to nie my zmieniliśmy świat tylko ty. To ty powinnaś zapisać się w dziejach, nie my wszyscy.
- Dymitr, przestań - poprosiłam. - Nie zwalisz na mnie całej odpowiedzialności za namieszanie w historii pradawnej rasy wampirów.
Oboje uśmiechnęliśmy się lekko. Zaskoczyło mnie to. Dymitr po raz kolejny okazał uczucia w miejscu publicznym. Zauważyłam, że patrzy się na nas praktycznie każdy.
- Masz może ochotę narobić trochę zamieszania, Towarzyszu? - spytałam z uśmiechem.
Wiedziałam, że się nie zgodzi, ale spróbowałam. Nie prowokowałam go i nie zmuszałam do niczego. Po prostu zaproponowałam zapewnienie wszystkim tym ludziom rozrywki i tematu do rozmów. Przy okazji z korzyściami dla siebie - nie pogardzę dotykiem jego ust.
Dymitr pokręcił głową. Nie zgodził się. Cóż, nie robiłam sobie wielkich nadziei. I tak jestem z niego dumna, że na tyle sobie dzisiaj pozwolił. Kiwnęłam, na znak zrozumienia i wróciłam do jedzenia. Nie czułam się zawiedziona. Przecież wymagałam od niego za dużo i dobrze o tym wiedziałam. Chociaż to trochę komiczne, nikt nie wymaga od niego za dużo, kiedy wysyła go na niebezpieczne, krwawe misje, a ja wymagam za dużo, kiedy proszę o całusa w szkolnej stołówce. Ale nie zamierzam nalegać, wiem, że to zniszczyłoby mojego Dymitra, tego z którym trenowałam właśnie w tej szkole.
Zauważyłam na sobie wzrok Rosjanina. Spojrzałam na niego, a on wtedy szybko spuścił głowę. Od razu wychwyciłam zmianę w jego humorze. Spochmurniał nagle, a ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego.
Przekręciłam się w jego stronę i twardym wzrokiem nakazałam mu spojrzeć sobie w oczy. Nie wykonał mojego polecenia.
- Dymitr - szepnęłam. Zero reakcji. - Dymitr - powtórzyłam głośniej.
Ociężale podniósł głowę znad tacki. Nadal unikał moje wzroku. Najchętniej pocałowałabym go, wtedy na pewno zwróciłby na mnie uwagę, ale wkurzyłby się, że zrobiłam to na oczach tylu ludzi. Poczułam się bezradnie.
- Dymitr, do cholery jasnej - powtórzyłam do raz kolejny.
Pochwaliłam się w duchu, za to, że nie krzyknęłam.
Dymitr nareszcie zainteresował się mną. Spojrzał mi w oczy, a ja... nadal nie wiedziałam o co mu chodzi, dlaczego jest taki smutny.
- Co się stało? - spytałam pod upadnięta na duchu.
- Nic - odparł bez zastanowienia.
Przysunełam się do niego.
- Kłamiesz.
- Mówię prawdę, Rose - upierał się. - Nic się nie stało.
Westchnęłam cicho.
- Przecież widzę.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi - krótko zakończył temat. - Idziemy?
Zrezygnowana przystałam na jego propozycje. Odnieśliśmy puste tace i ruszylismy w stronę sali trningowej. Dymitr uparł się, żeby zmienić mi opatrunek na szyi. Wiedział, że wczoraj o tym zapomniałam. Czułam się zmęczona i bezsilna. Było w tym coś dziwnego, co sprawiło, że od razu zastanowiłam się nad tym czy to nie Robert siedzi w mojej głowie. Zaraz jednak oprzytomniałam i uświadomiłam sobie, że nie mogę zrzucać na niego winy za wszystko co dzieje się w moim życiu. Poza tym nadal męczy mnie pytanie dlaczego Dymitr tak nagle spochmurniał.
- Rose.
Do rzeczywistości przywrócił mnie głos Bielikowa. Spojrzałam na niego. Stał odwrócony do mnie tyłem w sąsiednim pomieszczeniu. Szukał czegoś w szafce. Pewnie wody utlenionej.
- Połóż się na materacu - nakazał.
Zdjęłam kurtkę i posłusznie, ale trochę tępo wykonałam jego polecenie. Dymitr przyszedł po chwili z apteczką w rękach. Moment kombinował jak będzie mu najwygodniej i w końcu usiadł na mnie okrakiem.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żebym upewniła się, że wrócił strażnik Bielikow. Nie winiłam go za to, przecież to część jego. A jednak coś we mnie potwornie zasmuciło się, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. To pewnie dlatego, że dziś pozwolił sobie na okazanie uczuć publicznie. Zapewne gdzieś we wnętrzu pomyślałam, że będzie taki już cały dzień. Myliłam się.
Rose!, warknęłam na siebie w myślach.
Powinnam się cieszyć z tego, że Dymitr pokazał co czuje tam na dziedzińcu. Nie mogę wymagać od niego za dużo, on dopiero zaczyna. Zaczyna uczyć się, że uczucia nie są niczym złym, nawet jeśli okazywane są przy obcych ludziach. Powinnam być z niego dumna, że pozwolił sobie dziś na tyle. I jestem.
Do rzeczywistości przywróciły mnie rwanie w mojej szyi. Dymitr zdejmował opatrunek, a ten uparcie próbował trzymać się skóry, ciągnął ją przez co ja czułam piekielne rwanie, poruszanych mięśni. Skrzywiłam się dość wyraźnie, więc Dymitr starał się robić to trochę delikatniej.
- Jeszcze chwile - mruknął.
Zacisnęłam zęby, czując... właściwie nie mam pojęcia jak to określić. Dymitr oderwał ją cały opatrunek, a ja czułam coraz gorszy ból. Nie był przeraźliwy, ale jednak. Zwykle też bli, ale nie tak mocno. Złapałam się za szyję, próbując wyczuć, co jest przyczunął tego cholernego uczucia. Dymitr spojrzał na mnie zdumniony. Wiedział, że zwykle prawie nie czuje bólu. Teraz wszystko ewidentnie na to wskazywało. Dymitr siłą musił odciągać mi ręce. Zniecierpliwił się w końcu, bo ciągle uparcie próbowałam złapać się za szyję, i unieruchomił mi ręce swoimi nogami. Wierciłąm się trochę, ale doszłam do wniosku, że to bez sensu, więc spróbowałam po prostu nie skupiać się na bólu. Zamknęłam oczy i myślałam o Dymitrze, starałam się przywołać obrazy, wspomnienia, które przebiły by ból. W jednej chwili przypomniała mi się stara wartownie. Szlag, to już drugi raz dzisiaj. Będę musiała coś sprawdzić...
Nim się zorientowałam Dymitr skończył zmieniać mi opatrunek. Uświadomiłam to sobie, gdy poczułam jak ze mnie schodzi. Otworzyłam oczy i usiadłam. Dotknęłąm szyi, poczułam pod palcami miękki opatrunek. Wstałam i założyłam kurtkę. Domyśliłam się, że Dymitr nie chciałby, żebym została. A może i by chciał, ale nie podobało by mu się, gdybym zaczęła komentować niektóre rzeczy. Tak więc zamierzałam wyjść, kiedy usłyszałam jego głos...
- Rose!
Odwróciłam się szybko i ruszyłam w jego stronę. Może jednak uda mi się go jeszcze pocałować. Wróciło mi trochę energii.
- Co masz zamaiar dziś robić? - spytał.
Zatrzymałam się.
Ou... Więc tylko o to mu chodziło.
- Nie wiem - odpowiedziałam szybko. - Mam kilka spraw do załatwienia, ale zdąże z tym do południa. Potem może pójdę do tego waszego tajnego pokoju ze świetnym żarciem.
Próbowałam sprawić, żeby na jego ustach pojawił się uśmiech, ale jak mam to zrobić, skoro nawet ja nie mogłam się do tego zmusić.
Dymitr kiwnął głową.
- Też tam idę po zajęciach - oznajmił.
Odkręciłam się i ruszyłam w stronę drzwi
- Będę czekała - powiedziałam jeszcze zanim wyszłam.
Poszłam prosto do Alberty. Czułam się zdeterminowana, chociaż w gruncie rzeczy stało przede mną banalne zadanie. Nigdzie nie mogłam znaleźć strażniczki. Spacerowałam wokół akademii, domyślając się, że kobieta może mieć teraz służbę. Jednak tu też jej nie widziałam. Poszłam do głównej siedziby strażników. Pytałam dampirów na korytarzu, ale tam też nikt jej nie widział. W końcu natrafiłam na Stana.
- Nie widziałeś może strażniczki Pietrow? - zagadnęłam.
Rozejrzał się wokół. Staliśmy na głównym korytarzu, nie przechodziło tędy zbyt wiele osób. Na ścianach wisiały obrazy legendarnych strażników tak, by przypominały o ich chwale i wielkości.
- Nie ma jej tu, więc pewnie śpi jeszcze po nocnej warcie.
- Szlag - zaklęłam.
No i co ja mam teraz zrobić? Do Alberty mam największe zaufanie.
- O co chodzi? - dopytywał Stan. - Może ja będę mógł ci pomóc.
Wzięłam głęboki oddech.
- Chodzi o starą wartownię - wypaliłam.
Stan zamyślił się. Nie takiej reakcji oczekiwałam. No tak, przecież nie dla wszystkich dawno zapomniana chata w środku lasu znaczy to co dla mnie. Przecież to miejsce ma wartość tylko dla mnie i Dymitra. To dlatego pytam się o wartownię, boje się, że nie byłą im potrzebna, więc zburzyli ją.
- O co dokładniej...
- Ona cały czas tam stoi? - zapytałam.
Miałam wilką nadzieje, że to, że będę mogła tam wrócić.
- Tak, oczywiście - odparł Stan bez wahania. - Jest trochę nieużyteczna, ale nie przeszkadza, więc zostawiliśmy ją w spokoju.
Uśmiechnęłam się szeroko, podziękowałam mu szybko i odeszłam.
Na początku chciałam powiadomić Lissę, ale zdałam sobie sprawę, że ma teraz spotkanie z Kirową. Nie trawie tej jędzy, więc prawie zrezygnowałam z tego, jednak... przecież jestem strażniczką królowej Wasylissy. Mimo, że dała mi dzień wolny, powinnam informować ją o takich rzeczach.
Westchnęłam ciężko i zawróciłam.
Lissa siedziała w gabinecie czarownicy. Żałowałam, że nie mogę jej przed tym uchronić. Zapukałam i weszłam, kiedy usłyszałam ciche proszę. Kirowa spojrzała na mnie wprost z odrazą. Miałam wilką ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałam się. Obowiązywała mnie etyka zawodowa, morojom należy okazywać szacunek. 'Jej należy się tyle szacunku, co krowie', pomyślałam złośliwie. Kiwnęłam głową dyrektorce i skłoniłam się przed Lissą. Obydwie tego nie lubiłyśmy, problem w tym, że właśnie tego od nas wymagano.
- Królowo - podeszlam do Lissy i zciszyłam głos. - Idę do lasu - wyczuwając zdziwienie przyjaciółki kontynuowałam. - Nie martw się, nie opuszcze terenu akademii, obiecuje.
Lissa spojrzała mi w oczy i kiedy upewniła się, że mówię prawdę, kiwnęła głową.
Wyszłam zadowolona, że Kirowa nie odezwała się ani razu. Wsunęłam na siebie kurtkę i korzystając z tego, że trwała właśnie kolejna lekcja biegiem popędziłam w las.
Nic tu się nie zmieniło... Kompletnie nic. Wszystko wydawalo się takie same jak kiedy sama się tu uczyłam. W zasadzie było ty tylko rok temu, ale czuje się, jakby minęły wielki. może to dlatego, że sytuacja tak diametralnie się odwróciła. Spotykam się z moim byłym mentorem, moja przyjaciółka została królową naszego świata, a szkolny dziwak został jej ukochanym. Tak, świat zupełnie się przekręcił.
Minęłam miejsce, gdzie podczas ćwiczeń polowych pokonałam całą trójkę strażników, także Dymitra i miejsce, gdzie Lissa torturowała Jessiego. To tu zaczęło się coś pięknego. To właśnie po tym jak zabrałam od Lissy mrok dostałam się w ręce Dymitra. I dopiero teraz zrozumiałam, że od tamtego czasu cały czas jestem w jego ramionach. Nieważne co się stało, nie ważne ile razy w tym czasie się załamywałam i jak często ranilismy się nazwazjem właśnie od tamtej chwili nadal jestem w jego ramionach i juz nigdy ich nie opuszczę.
Doszłam na miejsce. Tu także nic się nie zmieniło. No może oprócz tego, że trawa wokół chatki urosła. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Wnętrze wyglądało tak jakby nikt nie był tu po nas. Nawet po ataku na akademię stróżówka jako jedyna nie ucierpiała, pomijając kilka śladów krwi na zewnątrz, na deskach. Teraz zastanawiam się czy to przypadek czy przeznaczenie. Może los wiedział, że kiedyś tu wrócimy i oszczędził chociaż to jedyne wspomnienie...
Usiadłam ostrożnie na łóżku, jakby bojąc się zniekształcić tamte przeżycia. Nie wiem ile napawałam się wspomnieniami, wydawało mi się, że próbuję przywrócić je do życia, kiedy.... prawie mi się udało.
Dymitr wszedł do wartowni.
Właściwie prawie do niej wbiegł. Zatrzymał się, kiedy zobaczył mnie leżącą na łóżku. Nawet nie zauważyłam, kiedy skuliłam się i zaczęłam skubać nitki wystające z koca. Spojrzałam na niego. Zatrzymał się w połowie drogi do mnie i rozejrzał dokładnie po całym pommieszczeniu. Wiedziałam, że do niego też powróciły wspomnienia. Zmęczona sama nie wiem czym zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jak łóżko za mną ugina się pod ciężarem ciała Dymitra. Odkręciłam sie w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Spocił się trochę i oddychał szybciej jakby dopiero co biegał. Oparłam głowę na jego torsie i położyłam mu rękę na brzuchu.
- Dali ci aż taki wycisk - zażartowałam.
Poczułam, że się uśmiechnął.
- Nie oni, ale ty.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Ja?
Nic nie rozumiałam.
- Tak, ty - Dymitr położył delikatnie moją głowę na swojej piersi, objął mnie, a drugą ręką złapał moją dłoń. - Szukałem cię. Po zajęciach poszedłem do pokoju w siedzibie strażników, ale nie było cię tam. Nikt cię nie widział. Dopiero Hans powiedział, że pytałaś go o wartownię.
Wtuliłam się mocniej w ciało Dymitra. Na dworze było przeraźliwie zimno, a deski chatki nie dawały rady utrzymywać tu ciepła.
Zrozumiałam też, że Dymitr musiał się o mnie martwić skoro biegł.
- Tak - mruknęłam. - Chciałam trochę powspominać. Ale bez ciebie nie wiele umiałam sobie przypomnieć.
Nagle naszła mnie ochota na coś więcej niż tylko obejmowanie się. Podsunęłam się trochę bardziej i spojrzałam Dymitrowi wyzywająco w oczy.
- Masz może ochotę na powtórkę przeszłości? - zagadnęłam, przysuwając się bliżej.
Nie odpowiedział. Słowa były niepotrzebne. Przysunął mnie tylko bardziej do siebie. Musnęłam lekko jego usta. Spojrzałam na niego jeszcze raz i ponownie dotknęłam jego warg. Całowaliśmy się nieśpiesznie, powoli. Chcieliśmy dokładnie przywołać wspomnienia. Wspięłam się na brzuch Dymitra, złapałam za krańce jego prochowca i spróbowałam go zsunąć. Nie udało mi się, za to Dymitr sprawnie zdjął ze mnie kurtkę, a potem pomógł mi ze swoim płaszczem. Przetoczył się na plecy i ściągnął swoją koszulkę. Położył się na mnie, a ja każdym skrawkiem siebie łaknęłam jego ciało i ciepło, które od niego promieniowało. Wydawał się nierzeczywisty. Blade światło księżyca sprawiało, że Dymitr był nienaturalnie boski. Jego oczy błyszczały coraz bardziej. Zupełnie przestałam odczuwać zimno, przygnieciona jego ciałem. Złapałam go za kark i przycisnęłam do siebie. Nadal całowaliśmy się powoli, napawając się sobą, ale Dymitr coraz bardziej się niecierpliwił. Uśmiechnęłam się, czym zaskoczyłam go trochę, ale nie oderwał się od moich ust. Wsunął tylko niespokojne ręce pod moją koszulkę i coraz śmielej wędrował nimi po moim ciele. Pomogłam mu trochę i chwile później leżałam pod nim bez bluzki. Teraz i ja zaczęłam się niecierpliwić, a ubrania zaczęły mnie coraz bardziej denerwować.
Nie dane nam było nasycić się sobą. Dzwonek telefonu bezlitośnie zaburzył nam tą chwilę. Dymitr zaklął po rosyjsku. Jednak nie miał zamiaru nigdzie się ruszać. Oddychał nierówno, zresztą tak jak ja, ale nie zszedł ze mną. Odebrał telefon
- Strażnik Bielikow, słucham.
Wywróciłam oczami słysząc jego służbowy ton, ale wiedziałam, że tak należy.
Kiedy Dymitr rozmawiał, ja bawiłam się kosmykami jego włosów. Lśniły w świetle księżyca, dając niesamowity widok w połączeniu z oczami Dymitra i jego nagim torsem. Napawałam się widokiem, dopóki Dymitr nie zakończył rozmowy. Westchnął ciężko i wstał.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dyrektor Kirowa prosi abym niezwłocznie stawił się w jej gabinecie - wyjaśnił.
Ogarnęła mnie złość.
- Ta choler... - urwałam, zganiona wzrokiem Dymitra.
- Rose proszę - westchnął. Jego głos,uspokoił mnie nieco. - Wiem, co o niej sądzisz i wiem co Ellen właśnie zrobiła, ale obiecuje ci, że jeszcze tu wrócimy.
- Masz może ochotę narobić trochę zamieszania, Towarzyszu? - spytałam z uśmiechem.
Wiedziałam, że się nie zgodzi, ale spróbowałam. Nie prowokowałam go i nie zmuszałam do niczego. Po prostu zaproponowałam zapewnienie wszystkim tym ludziom rozrywki i tematu do rozmów. Przy okazji z korzyściami dla siebie - nie pogardzę dotykiem jego ust.
Dymitr pokręcił głową. Nie zgodził się. Cóż, nie robiłam sobie wielkich nadziei. I tak jestem z niego dumna, że na tyle sobie dzisiaj pozwolił. Kiwnęłam, na znak zrozumienia i wróciłam do jedzenia. Nie czułam się zawiedziona. Przecież wymagałam od niego za dużo i dobrze o tym wiedziałam. Chociaż to trochę komiczne, nikt nie wymaga od niego za dużo, kiedy wysyła go na niebezpieczne, krwawe misje, a ja wymagam za dużo, kiedy proszę o całusa w szkolnej stołówce. Ale nie zamierzam nalegać, wiem, że to zniszczyłoby mojego Dymitra, tego z którym trenowałam właśnie w tej szkole.
Zauważyłam na sobie wzrok Rosjanina. Spojrzałam na niego, a on wtedy szybko spuścił głowę. Od razu wychwyciłam zmianę w jego humorze. Spochmurniał nagle, a ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego.
Przekręciłam się w jego stronę i twardym wzrokiem nakazałam mu spojrzeć sobie w oczy. Nie wykonał mojego polecenia.
- Dymitr - szepnęłam. Zero reakcji. - Dymitr - powtórzyłam głośniej.
Ociężale podniósł głowę znad tacki. Nadal unikał moje wzroku. Najchętniej pocałowałabym go, wtedy na pewno zwróciłby na mnie uwagę, ale wkurzyłby się, że zrobiłam to na oczach tylu ludzi. Poczułam się bezradnie.
- Dymitr, do cholery jasnej - powtórzyłam do raz kolejny.
Pochwaliłam się w duchu, za to, że nie krzyknęłam.
Dymitr nareszcie zainteresował się mną. Spojrzał mi w oczy, a ja... nadal nie wiedziałam o co mu chodzi, dlaczego jest taki smutny.
- Co się stało? - spytałam pod upadnięta na duchu.
- Nic - odparł bez zastanowienia.
Przysunełam się do niego.
- Kłamiesz.
- Mówię prawdę, Rose - upierał się. - Nic się nie stało.
Westchnęłam cicho.
- Przecież widzę.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi - krótko zakończył temat. - Idziemy?
Zrezygnowana przystałam na jego propozycje. Odnieśliśmy puste tace i ruszylismy w stronę sali trningowej. Dymitr uparł się, żeby zmienić mi opatrunek na szyi. Wiedział, że wczoraj o tym zapomniałam. Czułam się zmęczona i bezsilna. Było w tym coś dziwnego, co sprawiło, że od razu zastanowiłam się nad tym czy to nie Robert siedzi w mojej głowie. Zaraz jednak oprzytomniałam i uświadomiłam sobie, że nie mogę zrzucać na niego winy za wszystko co dzieje się w moim życiu. Poza tym nadal męczy mnie pytanie dlaczego Dymitr tak nagle spochmurniał.
- Rose.
Do rzeczywistości przywrócił mnie głos Bielikowa. Spojrzałam na niego. Stał odwrócony do mnie tyłem w sąsiednim pomieszczeniu. Szukał czegoś w szafce. Pewnie wody utlenionej.
- Połóż się na materacu - nakazał.
Zdjęłam kurtkę i posłusznie, ale trochę tępo wykonałam jego polecenie. Dymitr przyszedł po chwili z apteczką w rękach. Moment kombinował jak będzie mu najwygodniej i w końcu usiadł na mnie okrakiem.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żebym upewniła się, że wrócił strażnik Bielikow. Nie winiłam go za to, przecież to część jego. A jednak coś we mnie potwornie zasmuciło się, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. To pewnie dlatego, że dziś pozwolił sobie na okazanie uczuć publicznie. Zapewne gdzieś we wnętrzu pomyślałam, że będzie taki już cały dzień. Myliłam się.
Rose!, warknęłam na siebie w myślach.
Powinnam się cieszyć z tego, że Dymitr pokazał co czuje tam na dziedzińcu. Nie mogę wymagać od niego za dużo, on dopiero zaczyna. Zaczyna uczyć się, że uczucia nie są niczym złym, nawet jeśli okazywane są przy obcych ludziach. Powinnam być z niego dumna, że pozwolił sobie dziś na tyle. I jestem.
Do rzeczywistości przywróciły mnie rwanie w mojej szyi. Dymitr zdejmował opatrunek, a ten uparcie próbował trzymać się skóry, ciągnął ją przez co ja czułam piekielne rwanie, poruszanych mięśni. Skrzywiłam się dość wyraźnie, więc Dymitr starał się robić to trochę delikatniej.
- Jeszcze chwile - mruknął.
Zacisnęłam zęby, czując... właściwie nie mam pojęcia jak to określić. Dymitr oderwał ją cały opatrunek, a ja czułam coraz gorszy ból. Nie był przeraźliwy, ale jednak. Zwykle też bli, ale nie tak mocno. Złapałam się za szyję, próbując wyczuć, co jest przyczunął tego cholernego uczucia. Dymitr spojrzał na mnie zdumniony. Wiedział, że zwykle prawie nie czuje bólu. Teraz wszystko ewidentnie na to wskazywało. Dymitr siłą musił odciągać mi ręce. Zniecierpliwił się w końcu, bo ciągle uparcie próbowałam złapać się za szyję, i unieruchomił mi ręce swoimi nogami. Wierciłąm się trochę, ale doszłam do wniosku, że to bez sensu, więc spróbowałam po prostu nie skupiać się na bólu. Zamknęłam oczy i myślałam o Dymitrze, starałam się przywołać obrazy, wspomnienia, które przebiły by ból. W jednej chwili przypomniała mi się stara wartownie. Szlag, to już drugi raz dzisiaj. Będę musiała coś sprawdzić...
Nim się zorientowałam Dymitr skończył zmieniać mi opatrunek. Uświadomiłam to sobie, gdy poczułam jak ze mnie schodzi. Otworzyłam oczy i usiadłam. Dotknęłąm szyi, poczułam pod palcami miękki opatrunek. Wstałam i założyłam kurtkę. Domyśliłam się, że Dymitr nie chciałby, żebym została. A może i by chciał, ale nie podobało by mu się, gdybym zaczęła komentować niektóre rzeczy. Tak więc zamierzałam wyjść, kiedy usłyszałam jego głos...
- Rose!
Odwróciłam się szybko i ruszyłam w jego stronę. Może jednak uda mi się go jeszcze pocałować. Wróciło mi trochę energii.
- Co masz zamaiar dziś robić? - spytał.
Zatrzymałam się.
Ou... Więc tylko o to mu chodziło.
- Nie wiem - odpowiedziałam szybko. - Mam kilka spraw do załatwienia, ale zdąże z tym do południa. Potem może pójdę do tego waszego tajnego pokoju ze świetnym żarciem.
Próbowałam sprawić, żeby na jego ustach pojawił się uśmiech, ale jak mam to zrobić, skoro nawet ja nie mogłam się do tego zmusić.
Dymitr kiwnął głową.
- Też tam idę po zajęciach - oznajmił.
Odkręciłam się i ruszyłam w stronę drzwi
- Będę czekała - powiedziałam jeszcze zanim wyszłam.
Poszłam prosto do Alberty. Czułam się zdeterminowana, chociaż w gruncie rzeczy stało przede mną banalne zadanie. Nigdzie nie mogłam znaleźć strażniczki. Spacerowałam wokół akademii, domyślając się, że kobieta może mieć teraz służbę. Jednak tu też jej nie widziałam. Poszłam do głównej siedziby strażników. Pytałam dampirów na korytarzu, ale tam też nikt jej nie widział. W końcu natrafiłam na Stana.
- Nie widziałeś może strażniczki Pietrow? - zagadnęłam.
Rozejrzał się wokół. Staliśmy na głównym korytarzu, nie przechodziło tędy zbyt wiele osób. Na ścianach wisiały obrazy legendarnych strażników tak, by przypominały o ich chwale i wielkości.
- Nie ma jej tu, więc pewnie śpi jeszcze po nocnej warcie.
- Szlag - zaklęłam.
No i co ja mam teraz zrobić? Do Alberty mam największe zaufanie.
- O co chodzi? - dopytywał Stan. - Może ja będę mógł ci pomóc.
Wzięłam głęboki oddech.
- Chodzi o starą wartownię - wypaliłam.
Stan zamyślił się. Nie takiej reakcji oczekiwałam. No tak, przecież nie dla wszystkich dawno zapomniana chata w środku lasu znaczy to co dla mnie. Przecież to miejsce ma wartość tylko dla mnie i Dymitra. To dlatego pytam się o wartownię, boje się, że nie byłą im potrzebna, więc zburzyli ją.
- O co dokładniej...
- Ona cały czas tam stoi? - zapytałam.
Miałam wilką nadzieje, że to, że będę mogła tam wrócić.
- Tak, oczywiście - odparł Stan bez wahania. - Jest trochę nieużyteczna, ale nie przeszkadza, więc zostawiliśmy ją w spokoju.
Uśmiechnęłam się szeroko, podziękowałam mu szybko i odeszłam.
Na początku chciałam powiadomić Lissę, ale zdałam sobie sprawę, że ma teraz spotkanie z Kirową. Nie trawie tej jędzy, więc prawie zrezygnowałam z tego, jednak... przecież jestem strażniczką królowej Wasylissy. Mimo, że dała mi dzień wolny, powinnam informować ją o takich rzeczach.
Westchnęłam ciężko i zawróciłam.
Lissa siedziała w gabinecie czarownicy. Żałowałam, że nie mogę jej przed tym uchronić. Zapukałam i weszłam, kiedy usłyszałam ciche proszę. Kirowa spojrzała na mnie wprost z odrazą. Miałam wilką ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałam się. Obowiązywała mnie etyka zawodowa, morojom należy okazywać szacunek. 'Jej należy się tyle szacunku, co krowie', pomyślałam złośliwie. Kiwnęłam głową dyrektorce i skłoniłam się przed Lissą. Obydwie tego nie lubiłyśmy, problem w tym, że właśnie tego od nas wymagano.
- Królowo - podeszlam do Lissy i zciszyłam głos. - Idę do lasu - wyczuwając zdziwienie przyjaciółki kontynuowałam. - Nie martw się, nie opuszcze terenu akademii, obiecuje.
Lissa spojrzała mi w oczy i kiedy upewniła się, że mówię prawdę, kiwnęła głową.
Wyszłam zadowolona, że Kirowa nie odezwała się ani razu. Wsunęłam na siebie kurtkę i korzystając z tego, że trwała właśnie kolejna lekcja biegiem popędziłam w las.
Nic tu się nie zmieniło... Kompletnie nic. Wszystko wydawalo się takie same jak kiedy sama się tu uczyłam. W zasadzie było ty tylko rok temu, ale czuje się, jakby minęły wielki. może to dlatego, że sytuacja tak diametralnie się odwróciła. Spotykam się z moim byłym mentorem, moja przyjaciółka została królową naszego świata, a szkolny dziwak został jej ukochanym. Tak, świat zupełnie się przekręcił.
Minęłam miejsce, gdzie podczas ćwiczeń polowych pokonałam całą trójkę strażników, także Dymitra i miejsce, gdzie Lissa torturowała Jessiego. To tu zaczęło się coś pięknego. To właśnie po tym jak zabrałam od Lissy mrok dostałam się w ręce Dymitra. I dopiero teraz zrozumiałam, że od tamtego czasu cały czas jestem w jego ramionach. Nieważne co się stało, nie ważne ile razy w tym czasie się załamywałam i jak często ranilismy się nazwazjem właśnie od tamtej chwili nadal jestem w jego ramionach i juz nigdy ich nie opuszczę.
Doszłam na miejsce. Tu także nic się nie zmieniło. No może oprócz tego, że trawa wokół chatki urosła. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Wnętrze wyglądało tak jakby nikt nie był tu po nas. Nawet po ataku na akademię stróżówka jako jedyna nie ucierpiała, pomijając kilka śladów krwi na zewnątrz, na deskach. Teraz zastanawiam się czy to przypadek czy przeznaczenie. Może los wiedział, że kiedyś tu wrócimy i oszczędził chociaż to jedyne wspomnienie...
Usiadłam ostrożnie na łóżku, jakby bojąc się zniekształcić tamte przeżycia. Nie wiem ile napawałam się wspomnieniami, wydawało mi się, że próbuję przywrócić je do życia, kiedy.... prawie mi się udało.
Dymitr wszedł do wartowni.
Właściwie prawie do niej wbiegł. Zatrzymał się, kiedy zobaczył mnie leżącą na łóżku. Nawet nie zauważyłam, kiedy skuliłam się i zaczęłam skubać nitki wystające z koca. Spojrzałam na niego. Zatrzymał się w połowie drogi do mnie i rozejrzał dokładnie po całym pommieszczeniu. Wiedziałam, że do niego też powróciły wspomnienia. Zmęczona sama nie wiem czym zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jak łóżko za mną ugina się pod ciężarem ciała Dymitra. Odkręciłam sie w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Spocił się trochę i oddychał szybciej jakby dopiero co biegał. Oparłam głowę na jego torsie i położyłam mu rękę na brzuchu.
- Dali ci aż taki wycisk - zażartowałam.
Poczułam, że się uśmiechnął.
- Nie oni, ale ty.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Ja?
Nic nie rozumiałam.
- Tak, ty - Dymitr położył delikatnie moją głowę na swojej piersi, objął mnie, a drugą ręką złapał moją dłoń. - Szukałem cię. Po zajęciach poszedłem do pokoju w siedzibie strażników, ale nie było cię tam. Nikt cię nie widział. Dopiero Hans powiedział, że pytałaś go o wartownię.
Wtuliłam się mocniej w ciało Dymitra. Na dworze było przeraźliwie zimno, a deski chatki nie dawały rady utrzymywać tu ciepła.
Zrozumiałam też, że Dymitr musiał się o mnie martwić skoro biegł.
- Tak - mruknęłam. - Chciałam trochę powspominać. Ale bez ciebie nie wiele umiałam sobie przypomnieć.
Nagle naszła mnie ochota na coś więcej niż tylko obejmowanie się. Podsunęłam się trochę bardziej i spojrzałam Dymitrowi wyzywająco w oczy.
- Masz może ochotę na powtórkę przeszłości? - zagadnęłam, przysuwając się bliżej.
Nie odpowiedział. Słowa były niepotrzebne. Przysunął mnie tylko bardziej do siebie. Musnęłam lekko jego usta. Spojrzałam na niego jeszcze raz i ponownie dotknęłam jego warg. Całowaliśmy się nieśpiesznie, powoli. Chcieliśmy dokładnie przywołać wspomnienia. Wspięłam się na brzuch Dymitra, złapałam za krańce jego prochowca i spróbowałam go zsunąć. Nie udało mi się, za to Dymitr sprawnie zdjął ze mnie kurtkę, a potem pomógł mi ze swoim płaszczem. Przetoczył się na plecy i ściągnął swoją koszulkę. Położył się na mnie, a ja każdym skrawkiem siebie łaknęłam jego ciało i ciepło, które od niego promieniowało. Wydawał się nierzeczywisty. Blade światło księżyca sprawiało, że Dymitr był nienaturalnie boski. Jego oczy błyszczały coraz bardziej. Zupełnie przestałam odczuwać zimno, przygnieciona jego ciałem. Złapałam go za kark i przycisnęłam do siebie. Nadal całowaliśmy się powoli, napawając się sobą, ale Dymitr coraz bardziej się niecierpliwił. Uśmiechnęłam się, czym zaskoczyłam go trochę, ale nie oderwał się od moich ust. Wsunął tylko niespokojne ręce pod moją koszulkę i coraz śmielej wędrował nimi po moim ciele. Pomogłam mu trochę i chwile później leżałam pod nim bez bluzki. Teraz i ja zaczęłam się niecierpliwić, a ubrania zaczęły mnie coraz bardziej denerwować.
Nie dane nam było nasycić się sobą. Dzwonek telefonu bezlitośnie zaburzył nam tą chwilę. Dymitr zaklął po rosyjsku. Jednak nie miał zamiaru nigdzie się ruszać. Oddychał nierówno, zresztą tak jak ja, ale nie zszedł ze mną. Odebrał telefon
- Strażnik Bielikow, słucham.
Wywróciłam oczami słysząc jego służbowy ton, ale wiedziałam, że tak należy.
Kiedy Dymitr rozmawiał, ja bawiłam się kosmykami jego włosów. Lśniły w świetle księżyca, dając niesamowity widok w połączeniu z oczami Dymitra i jego nagim torsem. Napawałam się widokiem, dopóki Dymitr nie zakończył rozmowy. Westchnął ciężko i wstał.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dyrektor Kirowa prosi abym niezwłocznie stawił się w jej gabinecie - wyjaśnił.
Ogarnęła mnie złość.
- Ta choler... - urwałam, zganiona wzrokiem Dymitra.
- Rose proszę - westchnął. Jego głos,uspokoił mnie nieco. - Wiem, co o niej sądzisz i wiem co Ellen właśnie zrobiła, ale obiecuje ci, że jeszcze tu wrócimy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział? Ujdzie? Mam nadzieje, że tak. Wstawiam go szybko, bo mam mały szlaban na kompa i korzystam z chwili nieobecności rodziców. Przepraszam, że krótki, ale ktoś musi odrobić moje lekcje. Mam nadzieje, że nie jest aż tak beznadziejny.
A i jeszcze jedno - jeden z blogów znów powraca Obczajcie go na pasku po lewej ;)
Miłego końca weekedu