-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W szpitalu musieliśmy trochę poczekać. Wszędzie panował chaos spowodowany nagłym przybyciem zbyt wielu pacjentów. Do poczekalni przyszła pielęgniarka, sprawdziła mój ogólny stan i stwierdziła, że nie jest najlepiej, ale wszyscy lekarze są zajęci poszkodowanymi w ogromnym wypadku na autostradzie niedaleko i nikt nie ma czasu się mną zająć. Widziałam lekko zdenerwowane miny strażników, i choć sama byłam lekko zirytowana, nie odezwałam się.
Siedzieliśmy na plastikowych krzesłach w poczekalni, pokornie czekając na wolnego lekarza. To znaczy nie wszyscy siedzieli na niewygodnych krzesłach. Ja byłam na kolanach u Dymitra, przyczepiona do jego ciała. Nasze klatki piersiowe się dotykały, a my niemo uspokajaliśmy siebie na wzajem.Odkąd Dymitr wziął mnie na ręce na obrzeżach wesołego miasteczka, puścił mnie tylko raz na względne badanie pielęgniarki. Jest uroczy, a ja nie kłócę się, kiedy się o mnie troszczy. Po części dlatego, że teraz nie mam siły ani na to, ani na ukrywanie słabości. Jestem wykończona tym cyrkiem z Robertem. Wkrótce go znajdziemy, a ja zakończę to maskaradę raz na zawsze.
Westchnęłam i przekręciłam twarz w stronę mężczyzn. Skuliłam jedną rękę i wcisnęłam pomiędzy siebie, a Rosjanina, a drugą delikatnie położyłam na jego boku.
- Nie wolelibyście być teraz w akademii i odpoczywać? - zagadnęłam.
Nie kierowałam tego pytania do Dymitra, bo wiem, że, po pierwsze - i tak by został, po drugie - nie chcę, żeby mnie zostawiał. Ze wszystkich sił pragnę teraz jego obecności. Lecz Stan i Edd mogliby odpocząć po straży, umyć się, przebrać, może nawet zrelaksować w pokoju gier. Nie rozumiałam sensu ich pobytu tutaj.
- Nie pozbędziesz się nas tak szybko. Zamierzam tu siedzieć dopóki cię nie wypuszczą. - Prychnęłam cicho. Jednak Dymitrowi chyba nie spodobała się zadziorność Stana. Pocałował mnie w głowę i przyciągnął ku sobie. - No może tylko wyjdę jeśli Alberta będzie miała ochotę na dogrywkę w bilarda.
Uśmiechnęłam się szerzej.
- Ja natomiast oprócz szczerych chęci, mam w pewnym sensie taki obowiązek - wyjaśnił Edd. - Jeżeli nie jesteśmy na polu walki, ani nie mamy przy sobie podopiecznego, jako twój dowódca powinienem zająć się stanem twojego zdrowia.
Nie wiedziałam, że główny strażnik królewski ma taki obowiązek. Cóż, wiedziałam, że nie może traktować mnie obojętnie i ignorować moje zdrowie, ale nie sądziłam, że musi opiekować się mną tak bardzo. Lecz jak sam wspomniał, kieruje nim także własna wola. Uszanowałam decyzję strażnika i kiwnęłam głową, dziękując.
- A ja nie mógłbym być nigdzie indziej - szepnął Dymitr. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. - Nie śpij, Rose. Jeszcze tylko chwila.
Dymitr już od jakiegoś czasu nie pozwalał mi zamykać oczu na dłużej. Bał się, że jeśli zasnę będzie gorzej. Że zemdleję, a on nie będzie o tym wiedział. Wiedziałam, że jego obawy są bezsensowne, bo czułam się stosunkowo dobrze, biorąc pod uwagę co przeszłam i byłam pewna, że nic złego by się nie stało, ale nie protestowałam. Posłusznie starałam się utrzymać oczy szeroko otwarte, ale poczułam, że tym razem to będzie trudniej. Silnie walczyłam ze sen, ale to było trudne...
- Proszę cię, Towarzyszu. Chce mi się spać - mruknęłam. - Powieki same mi opadają. Czy tak, czy siak zaraz zasnę.
- Pójdę po lekarza. Zbada cię i będziesz mogła odpocząć.
- Mają tu dużo roboty, a ja mogę poczekać. Możecie wrócić do akademii - zwróciłam się do starszych mężczyzn, bo nie chciałam, żeby Dymitr także odjeżdżał. - Pewnie zejdzie im się jeszcze trochę, a wy jesteście zmęczeni. Zasługujecie na odpoczynek.
Stan wstał i zrobił kilka kroków w moją stronę. Porozumiał się wzrokowo z Eddem, a potem spojrzał mi w oczy.
- Jesteś strasznie uparta, Hathaway. Nigdzie nie jedziemy. Poza tym nie pozwolimy, żebyś udusiła nam Dymitra - prychnął. - Niedługo przyczepisz się do niego tak, że nie będzie mógł oddychać.
Zaśmiałam się cicho. Zamknęłam jednak oczy, bo zmęczenie było zbyt silne. Usłyszałam szybkie kroki i zdziwiłam się, gdy usłyszałam kobiecy głos.
- Proszę za mną. - Jej miły głos kojarzył mi się z czekoladowymi ciasteczkami. - Niech pan jej nie puszcza. Sądzę, że lepiej będzie, jeśli na razie nie będzie zmuszać się do wysiłku.
Zakładam, że słowa skierowane były do Dymitra i dotyczyły mnie, bo po chwili strażnik wstał i ruszył gdzieś. Otworzyłam oczy i podniosłam lekko głowę. Zdążyłam dostrzec, że Edd i Stan idą za nami. Nie wiem co działo się później. Ostatnie co usłyszałam to podniesiony głos Stana, mówiącego coś do Bielikowa.
Ocknęłam się na szpitalnym łóżku z nie przyjemnym uczuciem dyskomfortu. Rozciągnęłam zdrętwiałe palce i zrozumiałam co tak bardzo mi przeszkadza - dłonie owinięte bandażami. Z zaskoczeniem odkryłam, że na głowie też mam trochę bandaża. Otworzyłam oczy, krzywiąc się pod wpływem światła. Leżałam na szpitalnym łóżku, okryta kołdrą, a to co miałam na sobie zdecydowanie nie było moim ubraniem. Usłyszałam kroki i zobaczyłam męską sylwetkę, lecz nie wiedziałam kto to. Nie odzyskałam pełnej ostrości zmysłów. Po przegranej próbie podniesienia się, położyłam się powoli i czekałam aż wszystko się unormuje.
- Obudziłaś się... - Skądś znałam ten głos. Dostrzegłam też lekko posiwiałe włosy. - Pójdę po lekarza.
Wiem.
- Strażniku Heston - mruknęłam.
- Tak?
- Co tu się, do diabła, stało?
- Zemdlałaś - odparł po prostu. - Potrzebowałaś więcej odpoczynku niż wszyscy myśleliśmy. Jak się czujesz?
Zamrugałam kilka razy i wszystkie zmysły wróciły do normy. Wyraźnie zobaczyłam lekko zaczerwienione oczy i zmęczoną twarz strażnika. Zrobiło mi się jej żal. Widziałam, że całe jego osłabienie spowodowane jest mną. Na raz targnęły mną wyrzuty sumienia.
- Zakładam, że lepiej niż pan.
Edd machnął lekceważąco ręką.
- Nic mi nie jest. Wystarczy mi jeszcze energii na kilka dobrych godzin.
Wprawdzie mówił z pewnością w głosie, ale coś nie pozwalało mi w to uwierzyć. Poparzyłam na niego z powątpiewaniem, jednak powstrzymałam się od jakichkolwiek komentarzy.
- Zawołam lekarza - zdecydował Heston. Skierował się ku drzwiom, ale zatrzymał się nagle. Uśmiechnął się cwanie. - Zawołam chłopaków, dobrze?
Mimo, że użył liczby mnogiej domyśliłam się, co miał na myśli. Kiwnęłam głową, a strażnik wyszedł. Przetarłam ręką oczy i powoli podparłam się na łokciach. Nie musiałam długo czekać, bo chwile później do mojej małej sali wszedł lekarz. Był zwykłym człowiekiem. Wyglądał na niższego od Dymitra. Zdecydowanie był umięśniony. Jestem ciekawa ile godzin tygodniowo spędza na siłowni. Mam wrażenie, że jest w wieku Bielikowa. Miał ładne kości policzkowe, a jego blond świetnie współgrały z jasnoszarymi oczami. Wyglądał naprawdę dobrze.
- Dzień dobry - przywitał się. Jego uśmiech ukazał równiutkie zęby. - Jak się pani czuje?
Nie znoszę tego pytania.
- Nazywam się Rose - mruknęłam. Jestem za młoda na "panią". - Nie najgorzej.
Moja odpowiedź wcale go nie zadowoliła, ale nie miałam siły ani ochoty dodawać niczego więcej. Chyba zrozumiał, bo nie pytał o więcej. Zdziwiło mnie, że na twarzy nadal miał uśmiech.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Już ode mnie uciekasz, Rose? - zaśmiał się. Był strasznie pewny siebie, ale na razie nie było w tym nic złego. - Najpierw muszę... cię zbadać. - Cóż, najwyraźniej nie był jeszcze pewny czy oby na pewno może tak do mnie mówić. Kiwnęłam więc głową, by upewnić go, że może.
- To znaczy? Za dwie godziny mnie wypuścicie?
- Nie jestem przekonany czy w dwie godziny damy rade, ale do końca dnia pewnie dostaniesz już wypis. - Uśmiech wprawdzie zszedł mu z twarzy, ale nadal wyglądał miło. Spojrzał na mnie i zerknął na moment na kartę badań. - Co się tak właściwie stało?
- To długa historia i.. - próbowałam odpowiednio dobrać słowa. Nie mogę wyjawić prawdy, tym bardziej człowiekowi. - To przez moją nieuwagę.
Doktor przyglądał mi się uważnie, jakby chcąc odkryć prawdę. Krępowało mnie to, ale nie odezwałam się. Zamiast tego ja także na niego patrzyłam. Ledwo dostrzegłam małą etykietkę z jego nazwiskiem. W. Blue.
- Nie mam podstaw by ci nie wierzyć, ale nie mam też podstaw by ci wierzyć. Wyglądasz na bystrą, a ja rzadko mylę się co do ludzi, ale dam ci spokój i nie będę wnikał, bo póki co niepotrzebne mi to do leczenia cię... Rose.
Ulżyło mi, bo naprawdę nie wiem jak bym się z tego wyplątała. Kończyły mi się siły, więc położyłam się powoli. Nie chciałam trzymać się na siłę, skoro każdy tu wie w jakim naprawdę stanie jestem. Mężczyzna podszedł do łóżka i przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojego czoła.
Drzwi otworzyły się nagle, a do sali wszedł Dymitr i Stan. Dostrzegłam lekkie zakłopotanie, jakby bali się, że przeszkodzili w ważnym badaniu, bo rzeczywiście wzrok lekarza mógł na to wskazywać. Jednak w oczach Dymitra było coś więcej. Coś jakby znów był zazdrosny. Nie miał do tego żadnych podstaw, ale chyba tak było. A może tylko mój umysł podsuwa mi takie myśli, a Dymitr zdaje sobie sprawę z sytuacji. Może ja po prostu za bardzo chcę, żeby Bielikow był zazdrosny.
- Możemy? - spytał Stan. Jego głos otrzeźwił mnie i usunął tymczasowo niepotrzebne myśli.
- Oczywiście. Pan to zapewne nauczyciel panny Rose. Ja nazywam się Will Blue i jestem jej lekarzem prowadzącym. Nie mam pojęcia kim jest pan - zwrócił się do Dymitra - ale w obecnej sali, jeśli pacjentka nie zabrania pana obecności nie mam podstaw, by pana wyrzucić. Rose?
Spojrzałam na Willa i zrozumiałam, że czeka na odpowiedź. Miał oryginalny sposób bycia, swój własny styl. Zaintrygowało mnie to.
- Sądziłam, że wejdziesz tu z kawą, Towarzyszu.
Dymitr uśmiechnął się lekko i chyba speszony zrobił kilka kroków w moją stronę. Nie był przyzwyczajony do okazywania uczuć przy innych, ale widziałam, że starał się przełamać.
- Wypiłem jedną wcześniej - odparł.
Uśmiechnęłam się, słysząc jego głos. Uspokajał mnie. Strażnik podszedł do mojego łóżka i spojrzał na mnie troskliwie.
- Uznam to za pozytywną odpowiedź - wtrącił lekarz. - Najmocniej pana przepraszam, panie...
- Bielikow - dopowiedział Dymitr.
- ...Panie Bielikow, ale muszę teraz zrobić kilka badań pacjentce. - Dymitr posłusznie odszedł do Stana. Nagle wyraz twarzy pana Willa zmienił się. - Przepraszam, za moje pytanie, ale czy ma pan może siostrę.
Rosjanin spojrzał na niego nieufnie i powoli kiwnął głową. Sama byłam zupełnie zdezorientowana. Dlaczego mój lekarz pyta o rodzinę Dymitra?
- Karolinę?
Bielikow wydawał się lekko zaniepokojony. Ja także byłabym nieswoja, gdyby ktoś obcy spytał nagle o Lissę.
- Tak. Dlaczego pan pyta?
Blue uśmiechnął się. Nie jestem pewna co to oznaczało, ale chyba nic złego. Mężczyzna przywoływał stare, dobre wspomnienia. To trochę łagodziło tę dziwną sytuację. Jednak nie dla Dymitra. Im bardziej lekarz był rozanielony, tym bardziej on był spięty. Chciałam go złapać za rękę i uspokoić, lecz był za daleko.
- Karolina Bielikow - mruknął Will. - Piękna, mądra z Rosji. Pamiętam ją. Spotkaliśmy się raz w Nowosybirsku - tym zdaniem odpowiedział na nasze nieme pytania. - Mógłby ją pan pozdrowić przy najbliższej okazji?
Rosjanin przenikliwie wiercił spojrzeniem dusze mężczyzny. Nie był chyba zbyt przekonany, ale ostatecznie to tylko pozdrowienia. Nie było w tym nic złego. Wydaje mi się, że Dymitr jest zbyt zamknięty na innych. Nie rozumiem, w końcu Will wydaje się fajnym facetem, a nie seryjnym mordercą.
Strażnik chyba zorientował, że zbyt długo nie odpowiada. Zerknął na mnie, a potem skinął lekko głową.
- Oczywiście.
Lekarz zbadał mnie, wstrzyknął mi coś w rękę, a potem życzył miłego dnia, zapowiedział, że przyjdzie za kilka godzin dać mi wypis i wyszedł. Dymitr i Stan byli przez ten czas dziwnie milczący, więc to ja musiałam podtrzymywać rozmowę z Willem. Nie miałam pojęcia o co chodzi strażnikom, ale nie mogłam zapytać wprost przy doktorze. Zareagowałam, więc od razu po tym jak wyszedł.
- Dobra, wyjaśnijcie mi to - zażądałam.
- O co ci chodzi? - spytał Stan.
Lekko zirytowana, usiadłam. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale tylko skrzywiłam się delikatnie. Dymitr zauważył mój ból i szybko usiadł na krześle obok łóżka. Ujął moją dłoń w swoje ciepłe ręce. Zacisnęłam palce na jego kciuku i ułożyłam się wygodniej.
- O wasze milczenie - podsunęłam im. - Rozumiem, że można nie mieć czynnego udziału w rozmowie, ale nawet ja wiem, że to niekulturalne nie odpowiadać, kiedy ktoś zadaje ci pytanie.
Stan wywrócił oczami, a Dymitr nie pozwolił mi nawet spojrzeć na swoją twarz. Kompletnie nie rozumiałam ich postawy.
- Zmyśliliśmy się - odparł Alto.
Westchnęłam ciężko, ale nie ciągnęłam tematu. Może mają po prostu gorszy dzień, albo się nie wyspali.
- Mam też inne pytanie.
- Pójdę po jeszcze jedną kawę - wtrącił Dymitr,
Starałam się ukryć zaskoczenie jakie u mnie wywołał. Nie potrafiłam jasno wytłumaczyć sobie jego zachowania. Wydawał się urażony. Ale czym?
- Nie - poprosiłam, nie okazując zdumienia. - Sądzę, że możesz mieć potrzebną mi odpowiedź. - Obydwoje mężczyźni spojrzeli na mnie niepewnie. - Kto przebrał mnie w szpitalną koszulę?
Strażnicy prychnęli cichym śmiechem. Wyczułam ich ulgę. Dymitr przeczesał ręką rozpuszczone włosy i zerknął na mnie z ukosa.
- Co byś powiedziała, gdybym powiedział, że to ja? - zapytał z uśmiechem.
Hm, interesujące.
- Coś, czego nie powinien słyszeć nikt oprócz ciebie - mruknęłam.
Stan usłyszał mnie, bo pokręcił głową z uśmiechem. Dymitr za to ścisnął mocniej moją dłoń i podniósł się. Pocałował mnie w czoło i szepnął mi do ucha:
- Dokończysz w pokoju. - Wyprostował się i skierował do drzwi. - Pójdę jednak po tę kawę. Stan? Ty też chcesz?
- Jasne. dolej też mleka.
Rosjanin skinął głową i wyszedł. Stan spoważniał nagle. To kompletnie zbiło mnie z tropu. Upewnił się, że nikogo nie ma za drzwiami, a potem usiadł koło mnie. Jego spojrzenie było poważne i pełne troski. Ale tu nie chodziło o mnie.
- Nie miej mu tego za złe - zaczął, dziwnie opiekuńczym głosem. - Znam go już kilka lat. Być może nie jestem jego przyjacielem, ale sądzę, że znam go najlepiej z całej akademii. Cóż, nie licząc ciebie. Sama wiesz, że kocha swoją rodzinę. To widać. Po prostu martwi się o siostrę. Inną sprawą jest to, że ewidentnie jest o ciebie zazdrosny. Ten cały Will jest chyba w jego wieku. Dymitr traktuje go jak potencjalne zagrożenie. To coś jak... Wyobraź sobie, że jedziesz w nocy z Li.. królową. Jesteście tylko we dwie. Nie musisz walczyć, nie widzisz strzyg, ale i tak jesteś najbardziej ostrożna jak tylko możesz. Na tym polega teraz działanie Dymitra. Nie ma bezpośrednich dowodów zagrożenia, ale nie chce ryzykować.
Czy to co mówi Stan jest prawdą?, pytałam sama siebie. Jego rozumowanie jest prawidłowe. Nie widzę żadnych braków, czy niesłusznych argumentów, ale przecież nie daje Dymitrowi powodów do zazdrości. Nie podrywam Willa, ani nie robię nic prowokującego. Podzieliłam się moimi przemyśleniami ze strażnikiem. Uśmiech na jego twarzy po raz kolejny mnie zdziwił.
- Zmieniłaś się. Bardzo - westchnął. Nie jestem pewna, czy to była aprobata, ale tak to potraktuję. - Wysil się, Hathaway. Dymitr jest tylko facetem. Tez ma uczucia. Nie potrzebuje konkretnych dowodów. Jest zazdrosny,o wyczuwa potencjalne zagrożenie, nawet jeśli dla ciebie brzmi to absurdalnie. Kochasz go. Ja to wiem, ty to wiesz i on na pewno też, ale tu działa instynkt. Bielikow jest niezwykle opanowany i dojrzały, ale to nie znaczy, że nie zachowuje się też jak normalny młody dorosły. Jest straszy od ciebie, ale wciąż ma tylko dwadzieścia pięć lat. To bardzo mało.
Położyłam się i zamknęłam na chwilę oczy. Może Stan ma racje. Gdybym była na miejscu Bielikowa zapewne też byłabym zazdrosna. Same uśmiechy dziewczyn skierowane do jego osoby sprawiają, że czuję się nie przyjemnie. Gdyby to Dymitr leżał w szpitalu, a leczyłaby go młoda, ładna doktorka, w dodatku chcąc, nie chcąc musiałaby go dotykać, żeby zrobić badania, ja... cóż... skręcałoby mnie ze złości lub zazdrości. Może rzeczywiście Dymitr zareagował instynktownie, a jego umysł nie miał nic do gadania. Może nawet poczuł dystans do Willa. Nic dziwnego, skoro najpierw spytało jego siostrę, a później badał i rozmawiał ze mną.
- Masz racje - powiedziałam, otwierając oczy. - Dziękuję.
Stan skinął tylko głową i wstał. Podszedł do okna. Słońce już powoli zachodziło. Mam nadzieje, że niedługo przyjdzie Blue z moim wypisem. Nie mogę leżeć tu zbyt długo. Muszę upewnić się, czy nic nie grozi Lissie.
Drzwi nagle otworzyły się, ucinając moje przemyślenia, a do sali wszedł Dymitr. Na jego widok słowa Stana znów ożyły w moim umyśle. Poczułam dziwne uczucie... pustki? nagłej potrzeby? Nie wiem. Ale musiałam go dotknąć. Rosjanin podał kawę Stanowi, a później usiadł znów na krześle obok mnie. Podniosłam się gwałtownie i rzuciłam mu na szyję. Ledwo zdążył odstawić styropianowy kubek z gorącym napojem na szafkę. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo zaskoczyłam go swoim zachowaniem, ale nie myślałam o tym teraz. Położyłam głowę na jego ramieniu i delikatnie zerknęłam na strażnika Alto. Wydawał się być zadowolony. Patrzył na nas, oparty o parapet. Przymknęłam oczy i skupiłam się na Dymitrze. On objął mnie delikatnie i ucałował moją głowę. Poczułam, jak odpada poczucie winy, które nieświadomie zebrałam przez rozmowę ze Stanem...
- Proszę cię, Towarzyszu. Chce mi się spać - mruknęłam. - Powieki same mi opadają. Czy tak, czy siak zaraz zasnę.
- Pójdę po lekarza. Zbada cię i będziesz mogła odpocząć.
- Mają tu dużo roboty, a ja mogę poczekać. Możecie wrócić do akademii - zwróciłam się do starszych mężczyzn, bo nie chciałam, żeby Dymitr także odjeżdżał. - Pewnie zejdzie im się jeszcze trochę, a wy jesteście zmęczeni. Zasługujecie na odpoczynek.
Stan wstał i zrobił kilka kroków w moją stronę. Porozumiał się wzrokowo z Eddem, a potem spojrzał mi w oczy.
- Jesteś strasznie uparta, Hathaway. Nigdzie nie jedziemy. Poza tym nie pozwolimy, żebyś udusiła nam Dymitra - prychnął. - Niedługo przyczepisz się do niego tak, że nie będzie mógł oddychać.
Zaśmiałam się cicho. Zamknęłam jednak oczy, bo zmęczenie było zbyt silne. Usłyszałam szybkie kroki i zdziwiłam się, gdy usłyszałam kobiecy głos.
- Proszę za mną. - Jej miły głos kojarzył mi się z czekoladowymi ciasteczkami. - Niech pan jej nie puszcza. Sądzę, że lepiej będzie, jeśli na razie nie będzie zmuszać się do wysiłku.
Zakładam, że słowa skierowane były do Dymitra i dotyczyły mnie, bo po chwili strażnik wstał i ruszył gdzieś. Otworzyłam oczy i podniosłam lekko głowę. Zdążyłam dostrzec, że Edd i Stan idą za nami. Nie wiem co działo się później. Ostatnie co usłyszałam to podniesiony głos Stana, mówiącego coś do Bielikowa.
Ocknęłam się na szpitalnym łóżku z nie przyjemnym uczuciem dyskomfortu. Rozciągnęłam zdrętwiałe palce i zrozumiałam co tak bardzo mi przeszkadza - dłonie owinięte bandażami. Z zaskoczeniem odkryłam, że na głowie też mam trochę bandaża. Otworzyłam oczy, krzywiąc się pod wpływem światła. Leżałam na szpitalnym łóżku, okryta kołdrą, a to co miałam na sobie zdecydowanie nie było moim ubraniem. Usłyszałam kroki i zobaczyłam męską sylwetkę, lecz nie wiedziałam kto to. Nie odzyskałam pełnej ostrości zmysłów. Po przegranej próbie podniesienia się, położyłam się powoli i czekałam aż wszystko się unormuje.
- Obudziłaś się... - Skądś znałam ten głos. Dostrzegłam też lekko posiwiałe włosy. - Pójdę po lekarza.
Wiem.
- Strażniku Heston - mruknęłam.
- Tak?
- Co tu się, do diabła, stało?
- Zemdlałaś - odparł po prostu. - Potrzebowałaś więcej odpoczynku niż wszyscy myśleliśmy. Jak się czujesz?
Zamrugałam kilka razy i wszystkie zmysły wróciły do normy. Wyraźnie zobaczyłam lekko zaczerwienione oczy i zmęczoną twarz strażnika. Zrobiło mi się jej żal. Widziałam, że całe jego osłabienie spowodowane jest mną. Na raz targnęły mną wyrzuty sumienia.
- Zakładam, że lepiej niż pan.
Edd machnął lekceważąco ręką.
- Nic mi nie jest. Wystarczy mi jeszcze energii na kilka dobrych godzin.
Wprawdzie mówił z pewnością w głosie, ale coś nie pozwalało mi w to uwierzyć. Poparzyłam na niego z powątpiewaniem, jednak powstrzymałam się od jakichkolwiek komentarzy.
- Zawołam lekarza - zdecydował Heston. Skierował się ku drzwiom, ale zatrzymał się nagle. Uśmiechnął się cwanie. - Zawołam chłopaków, dobrze?
Mimo, że użył liczby mnogiej domyśliłam się, co miał na myśli. Kiwnęłam głową, a strażnik wyszedł. Przetarłam ręką oczy i powoli podparłam się na łokciach. Nie musiałam długo czekać, bo chwile później do mojej małej sali wszedł lekarz. Był zwykłym człowiekiem. Wyglądał na niższego od Dymitra. Zdecydowanie był umięśniony. Jestem ciekawa ile godzin tygodniowo spędza na siłowni. Mam wrażenie, że jest w wieku Bielikowa. Miał ładne kości policzkowe, a jego blond świetnie współgrały z jasnoszarymi oczami. Wyglądał naprawdę dobrze.
- Dzień dobry - przywitał się. Jego uśmiech ukazał równiutkie zęby. - Jak się pani czuje?
Nie znoszę tego pytania.
- Nazywam się Rose - mruknęłam. Jestem za młoda na "panią". - Nie najgorzej.
Moja odpowiedź wcale go nie zadowoliła, ale nie miałam siły ani ochoty dodawać niczego więcej. Chyba zrozumiał, bo nie pytał o więcej. Zdziwiło mnie, że na twarzy nadal miał uśmiech.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Już ode mnie uciekasz, Rose? - zaśmiał się. Był strasznie pewny siebie, ale na razie nie było w tym nic złego. - Najpierw muszę... cię zbadać. - Cóż, najwyraźniej nie był jeszcze pewny czy oby na pewno może tak do mnie mówić. Kiwnęłam więc głową, by upewnić go, że może.
- To znaczy? Za dwie godziny mnie wypuścicie?
- Nie jestem przekonany czy w dwie godziny damy rade, ale do końca dnia pewnie dostaniesz już wypis. - Uśmiech wprawdzie zszedł mu z twarzy, ale nadal wyglądał miło. Spojrzał na mnie i zerknął na moment na kartę badań. - Co się tak właściwie stało?
- To długa historia i.. - próbowałam odpowiednio dobrać słowa. Nie mogę wyjawić prawdy, tym bardziej człowiekowi. - To przez moją nieuwagę.
Doktor przyglądał mi się uważnie, jakby chcąc odkryć prawdę. Krępowało mnie to, ale nie odezwałam się. Zamiast tego ja także na niego patrzyłam. Ledwo dostrzegłam małą etykietkę z jego nazwiskiem. W. Blue.
- Nie mam podstaw by ci nie wierzyć, ale nie mam też podstaw by ci wierzyć. Wyglądasz na bystrą, a ja rzadko mylę się co do ludzi, ale dam ci spokój i nie będę wnikał, bo póki co niepotrzebne mi to do leczenia cię... Rose.
Ulżyło mi, bo naprawdę nie wiem jak bym się z tego wyplątała. Kończyły mi się siły, więc położyłam się powoli. Nie chciałam trzymać się na siłę, skoro każdy tu wie w jakim naprawdę stanie jestem. Mężczyzna podszedł do łóżka i przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojego czoła.
Drzwi otworzyły się nagle, a do sali wszedł Dymitr i Stan. Dostrzegłam lekkie zakłopotanie, jakby bali się, że przeszkodzili w ważnym badaniu, bo rzeczywiście wzrok lekarza mógł na to wskazywać. Jednak w oczach Dymitra było coś więcej. Coś jakby znów był zazdrosny. Nie miał do tego żadnych podstaw, ale chyba tak było. A może tylko mój umysł podsuwa mi takie myśli, a Dymitr zdaje sobie sprawę z sytuacji. Może ja po prostu za bardzo chcę, żeby Bielikow był zazdrosny.
- Możemy? - spytał Stan. Jego głos otrzeźwił mnie i usunął tymczasowo niepotrzebne myśli.
- Oczywiście. Pan to zapewne nauczyciel panny Rose. Ja nazywam się Will Blue i jestem jej lekarzem prowadzącym. Nie mam pojęcia kim jest pan - zwrócił się do Dymitra - ale w obecnej sali, jeśli pacjentka nie zabrania pana obecności nie mam podstaw, by pana wyrzucić. Rose?
Spojrzałam na Willa i zrozumiałam, że czeka na odpowiedź. Miał oryginalny sposób bycia, swój własny styl. Zaintrygowało mnie to.
- Sądziłam, że wejdziesz tu z kawą, Towarzyszu.
Dymitr uśmiechnął się lekko i chyba speszony zrobił kilka kroków w moją stronę. Nie był przyzwyczajony do okazywania uczuć przy innych, ale widziałam, że starał się przełamać.
- Wypiłem jedną wcześniej - odparł.
Uśmiechnęłam się, słysząc jego głos. Uspokajał mnie. Strażnik podszedł do mojego łóżka i spojrzał na mnie troskliwie.
- Uznam to za pozytywną odpowiedź - wtrącił lekarz. - Najmocniej pana przepraszam, panie...
- Bielikow - dopowiedział Dymitr.
- ...Panie Bielikow, ale muszę teraz zrobić kilka badań pacjentce. - Dymitr posłusznie odszedł do Stana. Nagle wyraz twarzy pana Willa zmienił się. - Przepraszam, za moje pytanie, ale czy ma pan może siostrę.
Rosjanin spojrzał na niego nieufnie i powoli kiwnął głową. Sama byłam zupełnie zdezorientowana. Dlaczego mój lekarz pyta o rodzinę Dymitra?
- Karolinę?
Bielikow wydawał się lekko zaniepokojony. Ja także byłabym nieswoja, gdyby ktoś obcy spytał nagle o Lissę.
- Tak. Dlaczego pan pyta?
Blue uśmiechnął się. Nie jestem pewna co to oznaczało, ale chyba nic złego. Mężczyzna przywoływał stare, dobre wspomnienia. To trochę łagodziło tę dziwną sytuację. Jednak nie dla Dymitra. Im bardziej lekarz był rozanielony, tym bardziej on był spięty. Chciałam go złapać za rękę i uspokoić, lecz był za daleko.
- Karolina Bielikow - mruknął Will. - Piękna, mądra z Rosji. Pamiętam ją. Spotkaliśmy się raz w Nowosybirsku - tym zdaniem odpowiedział na nasze nieme pytania. - Mógłby ją pan pozdrowić przy najbliższej okazji?
Rosjanin przenikliwie wiercił spojrzeniem dusze mężczyzny. Nie był chyba zbyt przekonany, ale ostatecznie to tylko pozdrowienia. Nie było w tym nic złego. Wydaje mi się, że Dymitr jest zbyt zamknięty na innych. Nie rozumiem, w końcu Will wydaje się fajnym facetem, a nie seryjnym mordercą.
Strażnik chyba zorientował, że zbyt długo nie odpowiada. Zerknął na mnie, a potem skinął lekko głową.
- Oczywiście.
Lekarz zbadał mnie, wstrzyknął mi coś w rękę, a potem życzył miłego dnia, zapowiedział, że przyjdzie za kilka godzin dać mi wypis i wyszedł. Dymitr i Stan byli przez ten czas dziwnie milczący, więc to ja musiałam podtrzymywać rozmowę z Willem. Nie miałam pojęcia o co chodzi strażnikom, ale nie mogłam zapytać wprost przy doktorze. Zareagowałam, więc od razu po tym jak wyszedł.
- Dobra, wyjaśnijcie mi to - zażądałam.
- O co ci chodzi? - spytał Stan.
Lekko zirytowana, usiadłam. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale tylko skrzywiłam się delikatnie. Dymitr zauważył mój ból i szybko usiadł na krześle obok łóżka. Ujął moją dłoń w swoje ciepłe ręce. Zacisnęłam palce na jego kciuku i ułożyłam się wygodniej.
- O wasze milczenie - podsunęłam im. - Rozumiem, że można nie mieć czynnego udziału w rozmowie, ale nawet ja wiem, że to niekulturalne nie odpowiadać, kiedy ktoś zadaje ci pytanie.
Stan wywrócił oczami, a Dymitr nie pozwolił mi nawet spojrzeć na swoją twarz. Kompletnie nie rozumiałam ich postawy.
- Zmyśliliśmy się - odparł Alto.
Westchnęłam ciężko, ale nie ciągnęłam tematu. Może mają po prostu gorszy dzień, albo się nie wyspali.
- Mam też inne pytanie.
- Pójdę po jeszcze jedną kawę - wtrącił Dymitr,
Starałam się ukryć zaskoczenie jakie u mnie wywołał. Nie potrafiłam jasno wytłumaczyć sobie jego zachowania. Wydawał się urażony. Ale czym?
- Nie - poprosiłam, nie okazując zdumienia. - Sądzę, że możesz mieć potrzebną mi odpowiedź. - Obydwoje mężczyźni spojrzeli na mnie niepewnie. - Kto przebrał mnie w szpitalną koszulę?
Strażnicy prychnęli cichym śmiechem. Wyczułam ich ulgę. Dymitr przeczesał ręką rozpuszczone włosy i zerknął na mnie z ukosa.
- Co byś powiedziała, gdybym powiedział, że to ja? - zapytał z uśmiechem.
Hm, interesujące.
- Coś, czego nie powinien słyszeć nikt oprócz ciebie - mruknęłam.
Stan usłyszał mnie, bo pokręcił głową z uśmiechem. Dymitr za to ścisnął mocniej moją dłoń i podniósł się. Pocałował mnie w czoło i szepnął mi do ucha:
- Dokończysz w pokoju. - Wyprostował się i skierował do drzwi. - Pójdę jednak po tę kawę. Stan? Ty też chcesz?
- Jasne. dolej też mleka.
Rosjanin skinął głową i wyszedł. Stan spoważniał nagle. To kompletnie zbiło mnie z tropu. Upewnił się, że nikogo nie ma za drzwiami, a potem usiadł koło mnie. Jego spojrzenie było poważne i pełne troski. Ale tu nie chodziło o mnie.
- Nie miej mu tego za złe - zaczął, dziwnie opiekuńczym głosem. - Znam go już kilka lat. Być może nie jestem jego przyjacielem, ale sądzę, że znam go najlepiej z całej akademii. Cóż, nie licząc ciebie. Sama wiesz, że kocha swoją rodzinę. To widać. Po prostu martwi się o siostrę. Inną sprawą jest to, że ewidentnie jest o ciebie zazdrosny. Ten cały Will jest chyba w jego wieku. Dymitr traktuje go jak potencjalne zagrożenie. To coś jak... Wyobraź sobie, że jedziesz w nocy z Li.. królową. Jesteście tylko we dwie. Nie musisz walczyć, nie widzisz strzyg, ale i tak jesteś najbardziej ostrożna jak tylko możesz. Na tym polega teraz działanie Dymitra. Nie ma bezpośrednich dowodów zagrożenia, ale nie chce ryzykować.
Czy to co mówi Stan jest prawdą?, pytałam sama siebie. Jego rozumowanie jest prawidłowe. Nie widzę żadnych braków, czy niesłusznych argumentów, ale przecież nie daje Dymitrowi powodów do zazdrości. Nie podrywam Willa, ani nie robię nic prowokującego. Podzieliłam się moimi przemyśleniami ze strażnikiem. Uśmiech na jego twarzy po raz kolejny mnie zdziwił.
- Zmieniłaś się. Bardzo - westchnął. Nie jestem pewna, czy to była aprobata, ale tak to potraktuję. - Wysil się, Hathaway. Dymitr jest tylko facetem. Tez ma uczucia. Nie potrzebuje konkretnych dowodów. Jest zazdrosny,o wyczuwa potencjalne zagrożenie, nawet jeśli dla ciebie brzmi to absurdalnie. Kochasz go. Ja to wiem, ty to wiesz i on na pewno też, ale tu działa instynkt. Bielikow jest niezwykle opanowany i dojrzały, ale to nie znaczy, że nie zachowuje się też jak normalny młody dorosły. Jest straszy od ciebie, ale wciąż ma tylko dwadzieścia pięć lat. To bardzo mało.
Położyłam się i zamknęłam na chwilę oczy. Może Stan ma racje. Gdybym była na miejscu Bielikowa zapewne też byłabym zazdrosna. Same uśmiechy dziewczyn skierowane do jego osoby sprawiają, że czuję się nie przyjemnie. Gdyby to Dymitr leżał w szpitalu, a leczyłaby go młoda, ładna doktorka, w dodatku chcąc, nie chcąc musiałaby go dotykać, żeby zrobić badania, ja... cóż... skręcałoby mnie ze złości lub zazdrości. Może rzeczywiście Dymitr zareagował instynktownie, a jego umysł nie miał nic do gadania. Może nawet poczuł dystans do Willa. Nic dziwnego, skoro najpierw spytało jego siostrę, a później badał i rozmawiał ze mną.
- Masz racje - powiedziałam, otwierając oczy. - Dziękuję.
Stan skinął tylko głową i wstał. Podszedł do okna. Słońce już powoli zachodziło. Mam nadzieje, że niedługo przyjdzie Blue z moim wypisem. Nie mogę leżeć tu zbyt długo. Muszę upewnić się, czy nic nie grozi Lissie.
Drzwi nagle otworzyły się, ucinając moje przemyślenia, a do sali wszedł Dymitr. Na jego widok słowa Stana znów ożyły w moim umyśle. Poczułam dziwne uczucie... pustki? nagłej potrzeby? Nie wiem. Ale musiałam go dotknąć. Rosjanin podał kawę Stanowi, a później usiadł znów na krześle obok mnie. Podniosłam się gwałtownie i rzuciłam mu na szyję. Ledwo zdążył odstawić styropianowy kubek z gorącym napojem na szafkę. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo zaskoczyłam go swoim zachowaniem, ale nie myślałam o tym teraz. Położyłam głowę na jego ramieniu i delikatnie zerknęłam na strażnika Alto. Wydawał się być zadowolony. Patrzył na nas, oparty o parapet. Przymknęłam oczy i skupiłam się na Dymitrze. On objął mnie delikatnie i ucałował moją głowę. Poczułam, jak odpada poczucie winy, które nieświadomie zebrałam przez rozmowę ze Stanem...