piątek, 14 października 2016

Jaskinia - Przebudzenie? cz. III

   Z góry przepraszam, że ta część (jako ostatnia) jest krótka. I przepraszam, że tyle musieliście czekać, ale miałam bierzmowanie, dużo spotkań, konkursy, zawody, sprawdziany. Nie dałam rady znaleźć czasu na bloga. Teraz także niczego nie obiecuje, ale zaczęłam już cokolwiek pisać, więc chyba nie jest źle.... I wiem, że ta część to przesłodzone dno, ale naprawdę alo to, albo nic, więc wolałam wstawić chociaż to. Mam nadzieje, że niedługo wszystko się unormuje i że nie ma cie mi za złe tej przerwy
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Uratowałaś mnie. Ocaliłaś mi życie - powiedział Dymitr.
Zagarnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Miałam wrażenie, że jego oczy zaszły łzami. Dymitr milczał, a ja bałam się powiedzieć cokolwiek, aby nie naruszyć  tej chwili. Leżałam cicho, przyciskając swoją twarz do jego piersi. Rosjanin gładził moje włosy. Uznałam, że szuka odpowiednich słów.
- Nie wiem jak wyrazić to co czuję - westchnął. - Gubię się we własnych myślach... Dziękuję. Ochroniłaś mnie, Roza. Zginąłbym, jestem tego pewien. Ale ty mi na to nie pozwoliłaś.
Odsunęłam na chwile twarz od jego toru i spojrzałam mu w oczy.
- Za bardzo cię kocham, Towarzyszu.
Znów starałam się wcisnąć głowę w ciało Rosjanina, a on mi w tym pomógł. Zimno przeszło moje ciało, co także zauważył. Okrył mnie szczelnie kołdrą, pozostawiając na wierzchu jedynie głowę, którą okrył swoją dłonią i gładził delikatnie po włosach. Chciałam, by owinął mnie ramieniem. Nie wiem dlaczego tego nie zrobił. Starałam się szarpać ciałem, by zmusić je do ruchu, ale na niewiele mi się to zdało. Dymitr milczał, co stawało się nieznośne. Nie cierpię ciszy. Nie chciałam, żeby mnie wychwalał, ale żeby pokazał mi co czuję. Lub po prostu przytulił, pokazał, że kocha. Zamiast tego mój mentor wstał Przeraziłam się, że Dymitr ma zamiar wyjść. Tym bardziej, że skierował się ku drzwiom. On jednak zamknął je kluczem, który ktoś przypadkiem zostawił w drzwiach i wrócił do mnie. Odetchnęłam z ulgą. Zrozumiałam, że mój mentor chciał tylko mieć stuprocentową pewność, że nikt tu nie wejdzie. Strażnik stanął obok mojego łóżka, ale chyba nie był pewny, co ma zrobić. Za to ja nie miałam takich problemów. Zmusiłam się do wysiłku, wyciągnęłam ku niemu rękę i pociągnęłam go w swoją stronę. Uległ mi i po raz kolejny zajął miejsce obok mnie.
- Ocaliłaś mnie - szepnął, gładząc moje włosy. Drugą dłonią złapał moją i splótł nasze palce. - Nigdy nie będę potrafił odwdzięczyć ci się, za to. Mam tyle pytań. Jest tyle niewyjaśnionych rzeczy. A ty... - westchnął, ale nie dokończył zdania.
Bielikow przymknął na chwilę oczy. Zapatrzyłam się na niego. Wyglądał niesamowicie, kiedy myślał. Czułam, że panuję już nad swoimi rękoma, więc wyciągnęłam jedną z nich i pogładziłam jego tors, a drugą mocniej zacisnęłam na jego dłoni.
- Mogę ci odpowiedzieć na kilka pytań - zaproponowałam, a Dymitr otworzył powoli oczy. - Ale później po prostu będziemy tu leżeć i rozmawiać o czymś przyjemnym, ok?
Uśmiechnęłam się w nadziej, że to zadziała kojąco na Dymitra. Ucieszyłam się, kiedy jego kąciki wygięły się do góry.
- Dobrze. Tylko kilka pytań.
Kiwnęłam głową na znak zgody i spojrzałam, odwzajemniając jego poważne spojrzenie.
- Rose... Roza... Skąd wiedziałaś...? Rzuciłaś się w moją stronę, kiedy jeszcze nikt nie wyczuł zagrożenia? Jak ty to zrobiłaś? Strażnicy mówią, że nie widzieli strzygi w momencie, w którym ruszyłaś. Rozmawiałem z nimi - wyjaśnił. - Jestem prawie pewny, że nie mogłaś dostrzec zagrożenia, wcześniej niż my wszyscy. Wątpię też, czy to dzięki twojemu... zmysłowi, ponieważ w jaskini było mnóstwo strzyg. W jaki więc sposób wiedziałaś, że bestie zaatakują?
Wahałam się. Mam do Dymitra pełne zaufanie, ale nawet on i Lissa mogą nie zrozumieć niektórych rzeczy. Nie jestem pewna, czy uporał się z myślą, że widzę duchy, a już mam dołożyć mu kolejne niespodzianki do kolekcji? Bałam się, że tym razem na prawdę uzna mnie za wariatkę. Że stwierdzi, iż potrzebna mi pomoc psychologa. Przerażenie zżerało mnie od środka i dźgało silnie w brzuch, jednak gdy uniosłam głowę i spojrzałam w jego ciemne oczy uległam ich urokowi. Patrzył na mnie czule, z lekkim niepokojem. Nie panowałam nad sobą. Słowa same zaczęły wypływać.
- Pamiętasz, kiedy... przyszedłeś do mnie przed rozpoczęciem akcji?
-Tak - potwierdził. - Miałaś wtedy koszmar.
Kiwnęłam głową.
- Właśnie. I.. - znów się zawahałam, jednak było już za późno. - Przyśniło mi się to. - Nigdy nie umiałam być delikatna trudnych sprawach. - Widziałam wszystko. Twoją przemianę, moje... chwile, rezygnacje ze szkoły, wszystkie plany z tym związane, kłótnię z Lissą. To wszystko bolało piekielnie nawet we śnie. Podczas odbicia jeńców wszystko wydawało się zupełnie jak gdyby wyciągnięte z mojego koszmaru. Bałam się jeszcze bardziej, kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia. Wtedy pokierował mną impuls.
Zamknęłam oczy, próbując wypędzić z głowy przerażające obrazy. Kiedy po kilku chwilach podniosłam powieki, Dymitr nadal milczał. Zerknęłam na niego niepewnie. 
- Ryzykowałaś. - Głos miał ochrypnięty, a wszystkie mięśnie napięte. Ścisnęłam lekko jego dłoń, a wtedy uspokoił się nieco. - Nie miałaś pewności, że to się w ogóle stanie.
- Rzeczywiście - mruknęłam. - Nic nie było pewne. Jednak zaryzykowałam i wcale tego nie żałuję. Wręcz przeciwnie. Gdybym jeszcze raz była w tamtej sytuacji postąpiłabym tak samo albo nie pozwoliłabym ci w ogóle zostać samemu z tyłu. Po raz kolejny zrobiłabym co w mojej mocy, żeby zabić tą strzygę...
- I ocalić mi życie - dopowiedział mężczyzna
- Tak. - Podsunęłam się trochę i wsunęłam głowę bardziej na ramie Dymitra. Jego twarz była tuż nad moją. Okryłam się szczelniej kołdrą. - Bałam się ciebie stracić. Owszem mam Lissę, ale... to nie to samo. Kocham was oboje, jednak inaczej. Czułam bym pustkę, ogromną samotność, która nie dałaby o sobie zapomnieć. Ty jesteś zdecydowanie za młody. Świat cie potrzebuję. Ja także. Ból zja...- przerwałam. Nie o to mi chodziło. Nie taki był cel tej rozmowy. - Nie ważne. Nie czas na zastanawianie się "co by było gdyby..". Ważne, że jesteśmy bezpieczni. O to teraz chodzi.
Nie jestem pewna czy dobrze wyczytałam emocje z twarzy Bielikow, ale wydawało mi się, że przez pierwszą sekundę był wyraźnie zdziwiony. Ku mojemu zirytowaniu nie miałam nawet czasu myśleć o tym dłużej, bo ktoś niewiarygodnie bezmyślny walił teraz w drzwi do mojej sali. Dymitr westchnął ciężko, tak samo jak ja rozdrażniony, i poszedł otworzyć drzwi. Do pokoju wpadła wystraszona doktor Olendzka. W pierwszej chwili pomyślałam, że na teren akademii znów wparowały strzygi, ale to było mało prawdopodobne, poza tym nie to widziałam na jej twarzy.
- Och. - Zarumieniła się. - Przepraszam. Nie wiedziałam, że jest tu pan, strażniku Bielikow. Sądziłam, że Rose mogła... zrobić coś... nieodpowiedniego.
Ou. Czy ona myślała, że próbowałam się zabić? Cóż, ostatecznie lepsze to niż gdyby pomyślała, że mogę mieć romans z moim mentorem. No, rzeczywiście miałam, ale nie w tym rzecz.
- To my przepraszamy za kłopoty - powiedział spokojnie Dymitr. - Drzwi się zacięły, więc próbowałem kombinować z zamkiem, by je otworzyć. Musiałem przez przypadek zostawić je zamknięte. Bardzo przepraszam, za niepotrzebne targanie pani nerwami.
Dymitr kłamał idealnie, choć wiem, że tego nie znosił. Jednak teraz musiał chronić naszego sekretu. Oszukując,nieświadomie dodał do tego swój urok i stanowczość, przez co jego słowa, nawet jeśli nieprawdziwe, stały się nie do podważenia. Doktor Olendzka od razu mu uwierzyła i nawet ja byłam skłonna wcisnąć do swojego umysłu taką sytuacje i potraktować ją jak coś rzeczywistego, wspomnienie.
- Oczywiście - mruknęła kobieta. Zdawało mi się, że patrzyła na niego... inaczej. Może to tylko ja robię się coraz bardziej zazdrosna? - Skoro już tu jestem mogę dać ci leki, Rose.
Nie! Szlag! Chce zostać tylko z Dymitrem. Muszę spędzić jeszcze chwilę z nim sam na sam. Muszę jeszcze raz dotknąć jego ciała i posmakować ust. Oboje byliśmy bliscy śmierci. Przeżyliśmy. Mój umysł już to zrozumiał, jednak ciało nie chce o tym słyszeć. Ciało potrzebuje konkretnych dowodów na potwierdzenie życia. Ciało potrzebuje dotyku. Muszę go dotknąć. Muszę dotknąć Dymitra. Lissy też. Muszę mieć ja w swoich objęciach i uratować. Dymitra też. I Eddiego. Musiałam się upewnić, że wszyscy żyją.
Zaczęło mi być strasznie gorąco. Zamknęłam oczy i ściągnęłam z siebie kołdrę. Próbowałam się rzucać, ale nadal nie mogłam ruszać nogami. Zaczęłam panikować. Starałam się złapać za coś rękoma. Jedną ręką trafiłam na jakiś materiał. To chyba kawałek kitla doktor Olendzkiej. A drugą złapałam coś znacznie milszego. Od razu rozpoznałam czego dotykam. To na pewno była dłoń Dymitra. Chciałam skupić na niej cały swój ból, nie fizyczny, mentalny. Moje myśli były okropne, a chęć oddania komuś tego wyimaginowanego cierpienia egoistyczna ale nie mogłam znieść myśli, że moi bliscy mogli zginąć.
- Rose - słyszałam w oddali.
Wyczułam, że ktoś próbuje podciągnąć mi koszule szpitalną. Chciałam protestować, ale byłam zbyt zajęta ściskaniem ręki Dymitra i materiału kobiety. Coś zimnego na brzuchu i klatce piersiowej ostudziło i ocuciło mnie. Otworzyłam nagle oczy i wstrzymałam oddech.  Wypuściłam go głośno po chwili i rozejrzałam się odważnie po sali. Doktor Olendzka skończyła mnie badać i naciągnęła na mnie znów kołdrę. Patrzyła na mnie ze spokojem. Coś mi mówiło, że już nie raz zdarzało jej się widzieć podobne rzeczy. Dymitr natomiast był całkowicie zdezorientowany. patrzył na mnie z troską i strachem. Wysunął delikatnie swoją dłoń z mojego uścisku, co znaczyło, że zachował przytomny umysł. Nie pozwoliłby, żeby ktoś się o nas dowiedział. Jeszcze nie.
- Co to było? - szepnęłam i niepewnie podniosłam wzrok na lekarkę.
Doktor Olendzka usiadła powoli na moim łóżku i przyłożyła dłoń do mojego czoła.
- Zimno ci? - spytała. Skinęłam głową. - Masz gorączkę. Nie możemy zbić jej lekami, bo atak znów się powtórzy. - Zadrżałam. Słowo "atak" nie wywoływało u mnie miłych wspomnień. - To było... Twój nagły napad nie był wywołany przez ciało. W każdym bądź razie nie głównie. To twój umysł płata ci figle. Nie znam się za bardzo na psychologii i psychice ludzkiej, ale wiem, że to nie było dobre. Twój umysł podrzuca ci niepotrzebne myśli i sygnały. To normalne po tak ... intensywnym i niebezpiecznym przeżyciu. Sądzę, że dobrym rozwiązaniem byłaby wizyta u psychologa. Jeśli chcesz...
- Nie- przerwałam jej. - To nie będzie konieczne.
Dymitr zerknął na mnie kątem oka. Wiedziałam, że dokładnie wszystko przeanalizował. Nie znałam jeszcze jego zdania na ten temat, ale ja podjęłam już decyzję.
- Nie jestem tak delikatna jak myślicie. Poradzę sobie.
- Roza...
Użył rosyjskiej formy. To zdecydowanie mogło mnie przekonać do zmiany zdania. Pod wpływem jego głosu przeszedł mnie dreszcz. Bałam się spojrzeć w jego oczy, więc dalej patrzyłam an doktor Olendzką.
- Rose, nie uważamy, że jesteś słaba. Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam.Jednak - zaczęła ostrożnie - sesje u psychologa nie są złym wyjściem. Nie chcę żebyś uważała, że psycholog jest dla osób słabych. Jest dla wszystkich. Pomoże ci uporać się z atakiem i śmiercią kolegów.
Miałam ochotę wywrócić oczami. "Czy oni mnie nigdy nie słuchają?" Nie zrobiłam jednak nic nieodpowiedzialnego. Po prostu nie chciałam, by obchodzili się ze mną jak z jajkiem.
- Rozumiem panią - zapewniłam. - Jednak mam jeszcze przyjaciół. Myślę, że razem poradzimy sobie z tym bez pomocy psychologa. Są też inne osoby, które mogą mi pomóc, mimo, że nie są lekarzami. W dodatku mam dwie bardzo zaufane osoby, z którymi jak sądzę mogę porozmawiać o wszystkim i jestem pewna, że mi pomogą. Poza tym nie cierpię gabinetów lekarskich.
Lekarka uśmiechnęła się i złapała mnie za dłoń.
- Rozumiem. W takim razie póki co nie musisz nigdzie chodzić. Mam nadzieje, że te dwie dość tajemnicze osoby umieją ci pomóc. - Przerwała nagle i spoważniała. - Ale obiecaj, że gdy tylko nie będziecie mogli sobie z tym poradzić, przyjdziesz do mnie lub Deirdre.
- Obiecuję.
Kobieta uśmiechnęła się znów.
- W takim razie mogę spokojnie iść do reszty pacjentów. - Kiedy wychodziła powiedziała jeszcze: - Ktoś przyjdzie tu za godzinę sprawdzić twój stan i podać ci leki. Ja przyjdę jutro rano.
Kobieta miała już zamknąć drzwi, ale zatrzymała się gwałtownie. Zawołała Dymitr i wyszła z nim na korytarz. Słyszałam jak rozmawiali przyciszonymi głosami. Zżerało mnie z ciekawości, co mówią, jednak nie mogłam podsłuchiwać. Jednym powodem było to, że nadal nie mogłam poruszyć nogami. Inną sprawą było to, że źle bym się z tym czuła z tym czynem no i nie chciałam powtórzyć sytuacji z przed roku. Czekałam, więc.
Strażnik wrócił. Zostaliśmy sami. Ja i Dymitr. Jestem pewna, że domyślił się, że miałam na myśli jego i Lissę. Zamknął drzwi na klucz i pewnie podszedł do mojego łóżka. Widziałam żar w jego oczach, który zgasł  zupełnie nagle, gdy był już tuż przy moim łóżku. Rosjanin usiadł powoli koło mnie, zamknął oczy i zaczerpnął głęboko powietrza. Usiadłam, przysunęłam go do siebie i oparłam nasze czoła o siebie. Czułam zdezorientowanie mężczyzny. Ale chciałam tego samego, co on. Pragnęłam go. Przytknęłam swoje usta do jego warg. Na początku był niepewny, ale wtedy zadziałałam ja. Objęłam go za szyję i przygryzłam jego wargę.Bawiłam się z nim jeszcze trochę, dopóki nie stracił kontroli nad stroną strażnika. Przycisnął mnie do siebie gwałtownie i pocałował jeszcze namiętniej. Starałam się nie okazać tego, że moje plecy nie koniecznie podzielały pragnienia reszty ciała. On domagały się odpoczynku, ale umysł dołączył do reszty ciała i nie było odwrotu. Dymitr chyba przypomniał sobie o moim stanie i lekko, aczkolwiek nadal pożądliwie. Nie położył się na mnie, mimo, że naciskałam. Nachylał się tylko i łaknął mojego dotyku. Wplątałam palce w jego rozpuszczone włosy, a drugą ręką zacisnęłam na jego plecach. Rosjanin przesuwał dłońmi po moim ciele i desperacko próbował podciągnąć koszule szpitalną. Nie mogłam mu pomóc, więc trochę się natrudził, zanim odsłonił mój brzuch.
Odsunął wtedy swoje usta. Opanował się. Denerwowała mnie czasem jego samodyscyplina. Ale to nie było ważne. Wiedziałam, że ma więcej zdrowego rozsądku niż ja i muszę mu zaufać bezgranicznie. Dymitr położył się obok, okrył mnie kołdrą, ale wsadził rękę pod nią i opuszkami palców muskał mój brzuch.
- Przed akcją, kiedy przyszedłem do ciebie, powiedziałem, że postaram się wrócić - usłyszałam nagle. Dymitr stał się poważny i.. miałam wrażenie, że drży. Ku memu zdziwieniu używając nóg zdołałam się podsunąć i krzywiąc się, przytulić Dymitra. - Jednak to ty postarałaś się bym wrócił... Żebym w ogóle nie odszedł. Nie odejdę. Tobie też nie pozwolę odejść...

2 komentarze:

  1. O jejku jak słodko. Najlepsze zakończenie jakie mogłam sobie wymarzyć. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest przesłodzone dno. Zdecydowanie nie. Kurcze, no zaczęłam płakać nawet nie wiem w którym momencie i to jest naprawdę dobrze napisane. Wręcz idealnie.

    Jak ja ich uwielbiam.
    Romitri jest tak cudowne...

    Teraz mam niedosyt. Cholerny niedosyt i nie wiem jak sobie z nim poradzić i... chyba nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny... i weny i czasu i nie wiem czego jeszcze ci życzyć...

    OdpowiedzUsuń