Koniec ogłoszeń parafialnych ;) Miłej nocy!
niedziela, 22 stycznia 2017
Jest sprawa...
No, więc, jak pisałam, jest sprawa. Nie wiem jak to odbierzecie ani czy będziecie szczęśliwi czy nie bardzo, ale mam coś do powiedzenia... Ze względu na życie prywatne (myślę, że mogę to tak nazwać) nie będę mogła przez jakiś czas wstawiać rozdziałów. Jeśli czytacie mój blog to wiecie, że i tak ostatnio rozdziały są... rzadko. Cóż, niezbyt mam teraz możliwości do pisania. Więc ogłaszam, że przez jakiś czas nie będzie rozdziałów. Postaram się szybko wrócić. Po prostu potrzebuje trochę... czasu.
niedziela, 8 stycznia 2017
Rozdział 70
Przepraszam, że rozdziały są... jakie są i pojawiają się w takim czasie, że żal mówić. Po prostu mam sporo na głowie. Dużo sprawdzianów, wypadów ze znajomymi, szlaban był... próbne egzaminy no i się rozchorowałam trochę. Dlatego nie obiecuje, że ten rozdział wam się spodoba, ani kolejne. Ne mówię też, kiedy będzie kolejny, bo nie mam pojęcia. Postaram się pisać szybciej rozdziały, ale to trochę trudne, biorąc pod uwagę wszystkie moje sprawy. No, a teraz mam nadzieje, że nie jest najgorszy ten tu, na dole ;) ((Na marginesie: nie pogniewam się jeśli te wszystkie osoby, które skomentowały wcześniejszy rozdział nadal będą komentowały. A może jest ktoś więcej?? Dobra, teraz już koniec pogaduszek))
Abe zauważył mnie niemal natychmiast. Przeprosił kilka osób, z którymi wcześniej dyskutował i ruszył w moją stronę. Zatrzymaliśmy się metr od siebie. Myślę, że Staruszek zauważył, co się ze mną dzieje. Jego twarz wyglądała inaczej, wyrażała więcej emocji niż zwykle. Zdawało mi się nawet, że się o mnie martwi. I chyba tak było, bo po chwili podszedł bliżej do mnie i objął ramionami. Nie pytałam o nic. Po prostu poddałam się. Pociągnęłam jeszcze raz nosem i przycisnęłam policzek do piersi Abe'a. Pachniał perfumami. Nie umiałam rozpoznać wtedy zapachu, ale pachniało ładnie. Ojciec położył jedną dłoń na mojej głowie i ostrożnie przesunął kilka razy palcami. Wyczuwałam niepewność w jego ruchach. Poznaliśmy się stosunkowo niedawno, więc nie dziwiłam się, że ma pewne obawy. W dodatku nadal nie widujemy się zbyt często. Dowiedziałam się, że Abe jest znów na Dworze, kiedy byliśmy w akademii, gdy do mnie zadzwonił. Teraz widzimy się, a on znów wyjeżdża. Za każdym razem tak jest - kiedy ja przyjeżdżam, on musi wyjechać. Wiem, że stara się zbudować między nami jakąkolwiek bliższą relację, ale oboje zdajemy sobie sprawę jak trudne to będzie. Mimo wszystko dziękowałam mu, że próbuje być moim ojcem.
- On wróci - szepnął.
Zaskoczył mnie. Zresztą nie pierwszy raz dziś. Abe kryje w sobie wiele tajemnic.
- Wiem - burknęłam i pośpiesznie odsunęłam się od ojca. Nie chciałam wyglądać na słabą, a i tak musiałam wyglądać fatalnie, więc nie miałam zamiaru pogarszać swojej sytuacji.
Staliśmy przez kilka chwil w ciszy. Nie chciałam się odzywać, chciałam iść odpocząć, ale musiałam coś jeszcze załatwić.
- Abe?
- Tak?
- Wiesz, że ja i Dymitr nie mamy teraz żadnego kontaktu, tak? - upewniałam się.
- Mhm. I domyślam się, że nie zamierzacie tego tak zostawić.
- Nie - odparłam pewnie. - Dałam Dymitrowi tydzień. Jeżeli po tym czasie nie dostane od niego żadnej wiadomości, telefonu... niczego, wtedy moja kolej. Jednak.. - westchnęłam ciężko, bo nie chciałam prosić nikogo o pomoc. - To nie est dla mnie komfortowa sytuacja, ale gdybym nie potrafiła załatwić tego sama, pomógłbyś mi?
Ojciec przypatrywał mi się uważnie. Szukał czegoś w mojej twarzy, ale nie miałam zielonego pojęcia czego. Wyprostował się, napiął mięśnie i zacisnął szczękę i wtedy zdałam sobie sprawę, że na powrót zmienił się w mafioza i biznesmena.
- Wiesz, że to najprawdopodobniej będzie nielegalne i ostro karalne? - spytał poważnie. Kiwnęłam zdecydowanie głową. - Dymitr też.
- Tak, Dymitr też - zapewniłam. - Zdaje sobie sprawę, że to nie będzie całkiem zgodne z prawem i, wydaje mi się, że jest na to gotowy.
- W takim razie zgoda - powiedział Staruszek. - Dzwoń jeśli sami nie dacie rady.
Skrzywiłam się, bo zabrzmiało to, jakby był pewny, że będziemy potrzebować jego pomocy. Mimo to niemo podziękowałam, kiwając głową i szybko zmieniłam temat.
- Mama leci z tobą? - Wiedziałam, że jest gdzieś na Dworze i że przyleciała z Abe'em. Domyśliłam się, że po świątecznym pocałunku i wyprawie na polowanie coś się zmieniło.
- Mm, tak - mruknął. Zaraz na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. - Przekonałem ją, by na stałe została moją strażniczką.
Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem i miałam wrażenie, że zaraz zakrztuszę się własną śliną. Abe zauważył moje zaskoczenie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Chyba właśnie na taką reakcję liczył.
- Jak ci się to udało?
Doskonale wiedziałam jak bardzo matka oddana jest służbie. Była zdolna poświęcić dla mniej całe życie, przystając na wszystkie warunki i nie w ogóle się nie sprzeciwiając. Podziwiałam ją za to i jednocześnie miałam o to pretensje. A Abe'owi udało się ją przekabacić na swoją stronę! Byłam ciekawa jak.
- To - szepnął - jest moja mała tajemnica.
Westchnęłam zrezygnowana. Mogłam przewidzieć, że mi ni powie. To zresztą nie jego pierwszy sekret. Jest mafiozem, nie da się go rozgryźć.
- W każdym bądź razie, Janin leci ze mną. Na razie jest moją strażniczką tymczasowo, ale to się zmieni. - powiedział pewnie; tonem, który zapowiadał, że czy rada zechce czy nie i tak stanie się to, co Abe chce. Trochę przerażały mnie jego możliwości, ale cóż, trzeba przyznać, że robiły wrażenie. Bądź, co bądź człowiek z kontaktami, które pozwalają mu praktycznie na wszystko jest... interesujący. - Muszę jeszcze tylko znaleźć sposób, żeby skupiła się na czymś więcej niż praca.
Nagle roześmiałam się niekontrolowanie. Zupełnie tego nie przewidziałam. Po prostu chichotałam, a kilkoro ludzi przechodzących obok rzuciło mi pytające spojrzenia. Ojciec też.
- Wybacz, Staruszku - poklepałam go niedbale po ramieniu. - Powiedz mi jak to jest, że możesz załatwić wszystko i o każdej porze, a nie potrafisz sprawić, by moja matka się odprężyła?
Abe był zdezorientowany przez sekundę, a potem jego twarz zmieniła wyraz. Założył ręce na piersi i spojrzał na mnie dumnie. Zupełnie zbił mnie tym z tropu.
- Och, jestem pewny, że gdyby tylko dała mi szanse bez problemu bym ją odprężył. Wygląda na to, że reaguje na mnie tak samo jak kiedyś. - Zadowolony z siebie przyglądał mi się z tym durnowatym uśmieszkiem. - Możesz zapytać się Janin jak skuteczny jestem. Nie potrzebuję żadnego...
- Skończ! - krzyknęłam. - Nie chcę tego słuchać. Naprawdę mnie to nie interesuje.
Moroj zaśmiał się cicho.
- Czasem musisz pomyśleć o czymś innym niż Bielikow i księżniczka.
- W porządku, ale nie mam zamiaru dumać nad tym jak to pięknie mnie spłodziliście.
Abe spojrzał w niebo, westchnął, a potem jego wzrok wrócił do mnie.
- Och, tak, to było piękne.
Przewróciłam oczami, ale zdałam sobie sprawę z tego, że głos ojca jakby minimalnie się zmienił. Obstawiałam, że to tylko moja wyobraźnie, jednak dostrzegłam, że jego oczy stały się wyraźniejsze. Och, a może oni faktycznie coś do siebie czuli, coś mocnego. Może nadal to czują.
- Kochasz ją? - wypaliłam. Nie miałam zwyczaju delikatnie wchodzić w temat. Bezpośredniość jest skuteczniejsza.
- Hm?
- Moją matkę. Kochasz Janin?
Moroj wydawał się całkowicie zbity z tropu. Zupełnie nie spodziewał się takiego pytania. A mi schlebiało, że wprawiłam go w lekkie zakłopotanie. Staruszek otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale za chwile je zamykał i rezygnował. Jestem prawie pewna, że chciał się odezwać, kiedy przerwał nam delikatny dziewczęcy głos.
- Panie Mazur?
Odwróciłam się w stronę kruchej blondyneczki, trzymającej się dłoni czarnowłosego wysokiego chłopaka. Lissa przebiegła po mnie szybko wzrokiem i myślę, że zauważyła zmianę w moim zachowaniu i wyglądzie. Jej wzrok padł na moją dłoń owiniętą bandażem. Zerknęłam tylko, by sprawdzić czy nic się nie odwinęło. Ale zanim dobrze się przyjrzałam musiałam po prostu skupić na czymś innym wzrok, który niekontrolowanie zaczął szukać wszędzie Dymitra. Czułam jeszcze w wyobraźni jego duże ciepłe dłonie ujmujące moją rękę, żeby ją opatrzyć; jego smukłe palce muskające ostrożnie moją skórę, by przypadkiem nie sprawić mi bólu. Przyłapałam się na wymyślaniu planu, jak dostać się na moment na pokład samolotu.
- Samolot niedługo odlatuje - powiedziała Lissa. - Pilot prosi, by zajął już pan miejsce w środku.
- Och, naturalnie, Wasza Wysokość - Abe ukłonił się ceremonialnie przed Lissą i skinął głową w kierunku Christiana. - Najmocniej przepraszam za kłopoty, zagadałem się.
- Zapewniam pana, że to żaden kłopot.
Miałam ochotę krzyknąć, żeby wreszcie skończyli tą przesadnie uprzejmą rozmowę - irytowała mnie. Spojrzałam w niebo, by się uspokoić, a kiedy wracałam wzrokiem w dół, zauważyłam go. Tak mi się wydawało. Myślę, że przechodził przez kilka rzędów siedzeń, by ostatecznie siąść gdzieś po drugiej stronie. Znów ogarnęła mnie potrzeba wparowania na pokład, choćby na moment. Potrzebowałam tego momentu, by spotkać oczy Dymitra. Miejsce na czole, które jego usta dotykały jako ostatnie, mrowiło lekko.
- Rose, Rose...
Delikatny dziewczęcy głos mieszał się z męskim, starszym i bardziej doświadczonym. Chyba miały kojące działanie, albo przynajmniej jeden z nich, ale żadne nie dorównywało akcentowi Dymitra. "Roza", słyszałam jak woła mnie. Domyśliłam się, że to tylko moja wyobraźnia, więc potrząsnęłam tylko lekko głową, zmuszając się bym wróciła do rzeczywistości. Cała trójka patrzyła na mnie niepewnie, a ja chciałam, żeby to się skończyło. Wewnętrzna rozpacz uświadamiała mi, jak bardzo jestem teraz słaba - fizycznie i mentalnie. Wielka maszyna nie miała nawet włączonych silników, a ja już czułam, że straciłam wielki kawał mojej duszy. Zerknęłam ukradkiem na Lissę. Postanowiłam oddać jej się bezwzględnie i nie myśleć o Dymitra. Ale może to od jutra. Tak, powinnam dać sobie trochę czasu na ból. Dymitr nie byłby zadowolony, gdybym tylko leżała w domu i wciąż myślała tylko o nim, ale nie cieszyłby się też gdybym myślała tylko o służbie i zamieniła się w maniakalną strażniczkę. Będę postępować tak, by był ze mnie dumny gdy wróci. Wtedy sama będę z siebie dumna.
- Przepraszam - bąknęłam. - Zamyśliłam się.
Christian mruknął coś niezrozumiałego dla mnie, za co oberwał od Lissy. Abe stanął pomiędzy mną, a Lissą i położył pokrzepiająco dłoń na moim ramieniu.
- Porozmawiam z nim - szepnął, tak, bym tylko ja usłyszała. - Spróbuję załatwić wam kontakt i...
- Umowa była inna - wtrąciłam. - Najpierw tydzień próbuje Dymitr, potem ja, ty w ostateczności. W ogóle, gdzie moja matka? Nie miała przypadkiem lecieć z tobą?
- Czyli uważasz, że jeśli nikt nie da rady, tylko ja podołam? Miło. - Uśmiechnął się cwanie, a ja naburmuszyłam się, bo coś w tym było. Nie ma na świecie bardziej pokręconego mafioza od Abe'a, ale jego możliwości robią wrażenie. - A Janin znając życie czeka już w samolocie, albo pomaga strażnikom. Wracając do tematu: zrobimy jak chcesz, ale i tak porozmawiam z Bielikowem. - Odsunął się ode mnie, puścił moje ramie i zrobił kilka kroków w bok. - Trzymaj się, Rose. Do zobaczenia wkrótce. Macie dwa tygodnie - rzucił jeszcze przez ramię. - Potem biorę sprawy w swoje ręce.
Kiwnęłam głową, chociaż wiedziałam, że już się odwrócił i mnie nie widzi. Patrzyłam na niego dopóki nie zniknął w drzwiach samolotu.Z trudem zwalczylam pragnienie pójścia za nim. Powróciłam do racjonalnego myślenia i wbiłam sobie, że to byłoby bez sensu. Co niby bym zrobiła? Uczepiłabym się Dymitra i nie chciała wyjść z pokładu. W ten sposób tylko najadłby się przeze mnie wstydu. Nie po to uczył mnie panowania nad sobą, abym teraz zmarnowała to wszystko.
- Niedługo będą odlatywać - szepnęłam bezsensownie. Odwróciłam się gwałtownie w stronę morojów i wskazałam głową, żebyśmy ruszyli do pałacu. - Nie stójmy lepiej na pasie startowym.
Żadne z nas nie odezwało się, aż doszliśmy do pałacu. Szliśmy ramie w ramię, milcząc. W środku, Lissa poprosiła Christiana by zostawił nas na kilkanaście minut same. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale nie protestowałam. Christian też nie. Powiedział, że będzie czekał w ich pokoju i odszedł. Lissa zaprowadziła mnie do jakiegoś innego pokoju - małego, ale przytulnego. Usiadłyśmy na kanapie i przekręciłyśmy się w swoją stronę.
- Więc... O czym chciałaś pogadać?
- Co i się stało w rękę? - spytała ostrożnie blondynka.
Mimowolnie spojrzałam na zabandażowaną dłoń. Starałam się całkowicie zignorować fakt, że wszystko kojarzy mi się z Dymitrem. Próbowałam nie patrzeć w stronę okna, bo za szybą widać było lotnisko.
- Nic takiego - mruknęłam wymijająco.
- Boli?
- Nie.
Bardziej boli fakt, że nie zobaczę Dymitra przez prawie rok.
- Rose? - spojrzałam na Lissę i nagle zobaczyłam w niej kruchą dziewczynkę, na której leży zbyt wielka odpowiedzialność. Zdałam sobie sprawę, że ostatnio zaniedbywałam ją jako przyjaciółka. Poczułam się winna, że skupiałam się tylko na Dymitrze, ale... trudno wybrać między dwoma najbliższymi ci osobami. Lissa ma Christiana, ja Dymitra. Nie będzie tak jak kiedyś, ale kocham ją i muszę się bardziej postarać. - Mogę ci pomóc. No wiesz, z ranami. Ta na szyi musi cie strasznie piec, a ja pomyślałam, że mogłabym...
- Stop, stop, stop, Wasza Wysokość. Nawet nie ma takiej opcji. Nic mi nie jest, a ty nie możesz używać Ducha.
- To nie jest proste - szepnęła.
Wiedziałam jak bardzo kusi ją i ciągnie jej moc, ale teraz, kiedy nie jesteśmy połączone ze sobą więzią, nie ma nikogo, kto mógłby zabierać od niej mrok. Za bardzo się o nią martwiłam, by pozwolić jej na używanie mocy.
- Wiem, ale zachowaj moc na czas, kiedy naprawdę będziesz musiała jej użyć. O mnie się teraz nie martw. Widziałam już sporo razy, jak Dymitr zmienia mi opatrunki. - Mimowolnie zadrżałam na myśl o nim - Poradzę sobie.
Lissa kiwnęła głową, ale nie wyglądała na przekonaną. Chciałam ją jakoś zapewnić, że wszystko będzie dobrze i nic mi nie jest. Ale wtedy dotarł do mnie warkot silników. Błyskawicznie podbiegłam do okna. Samolot jechał po pasie startowym, by gdzieś znacznie dalej wzbić się w powietrze. Stałam tam dopóki wielka maszyna nie zniknęła mi z oczu. Wtedy poczułam silne ukłucie w klatce piersiowej. Ból był dławiący i boleśnie uświadamiał, że Dymitra nie ma już tu ze mną. Jest już wysoko w powietrzu, z dala ode mnie. Piekielnie bolało.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy odważyłam się wyjść na zewnątrz prawie nikt nie kręcił się już przy samolocie. Starałam się nie patrzeć wyżej niż normalnie, bo jestem pewna, że zaczęłabym w oknach szukać twarzy Dymitra. Rozglądałam się za to wokół, by zobaczyć, kto jeszcze został. Widziałam kilka stewardess rozmawiających z pilotem na szczycie schodów, prowadzących do samolotu. Grupka osób rozmawiała o czymś tuż przy wielkiej maszynie. Strażnicy z Dworu pomagali pakować ostatnie bagaże. Odwróciłam wzrok, kiedy tylko w oczy rzuciła mi się walizka Dymitra. Dostrzegłam Lissę i Christiana, rozmawiających z Hansem trochę dalej. Wzrok wyostrzył mi się, kiedy między tymi ludźmi mignął gdzieś czerwony krawat. Objęłam się ramionami, pociągnęłam nosem i ruszyłam w tamtą stronę. Chciałam z nim jeszcze porozmawiać zanim wyjedzie.Abe zauważył mnie niemal natychmiast. Przeprosił kilka osób, z którymi wcześniej dyskutował i ruszył w moją stronę. Zatrzymaliśmy się metr od siebie. Myślę, że Staruszek zauważył, co się ze mną dzieje. Jego twarz wyglądała inaczej, wyrażała więcej emocji niż zwykle. Zdawało mi się nawet, że się o mnie martwi. I chyba tak było, bo po chwili podszedł bliżej do mnie i objął ramionami. Nie pytałam o nic. Po prostu poddałam się. Pociągnęłam jeszcze raz nosem i przycisnęłam policzek do piersi Abe'a. Pachniał perfumami. Nie umiałam rozpoznać wtedy zapachu, ale pachniało ładnie. Ojciec położył jedną dłoń na mojej głowie i ostrożnie przesunął kilka razy palcami. Wyczuwałam niepewność w jego ruchach. Poznaliśmy się stosunkowo niedawno, więc nie dziwiłam się, że ma pewne obawy. W dodatku nadal nie widujemy się zbyt często. Dowiedziałam się, że Abe jest znów na Dworze, kiedy byliśmy w akademii, gdy do mnie zadzwonił. Teraz widzimy się, a on znów wyjeżdża. Za każdym razem tak jest - kiedy ja przyjeżdżam, on musi wyjechać. Wiem, że stara się zbudować między nami jakąkolwiek bliższą relację, ale oboje zdajemy sobie sprawę jak trudne to będzie. Mimo wszystko dziękowałam mu, że próbuje być moim ojcem.
- On wróci - szepnął.
Zaskoczył mnie. Zresztą nie pierwszy raz dziś. Abe kryje w sobie wiele tajemnic.
- Wiem - burknęłam i pośpiesznie odsunęłam się od ojca. Nie chciałam wyglądać na słabą, a i tak musiałam wyglądać fatalnie, więc nie miałam zamiaru pogarszać swojej sytuacji.
Staliśmy przez kilka chwil w ciszy. Nie chciałam się odzywać, chciałam iść odpocząć, ale musiałam coś jeszcze załatwić.
- Abe?
- Tak?
- Wiesz, że ja i Dymitr nie mamy teraz żadnego kontaktu, tak? - upewniałam się.
- Mhm. I domyślam się, że nie zamierzacie tego tak zostawić.
- Nie - odparłam pewnie. - Dałam Dymitrowi tydzień. Jeżeli po tym czasie nie dostane od niego żadnej wiadomości, telefonu... niczego, wtedy moja kolej. Jednak.. - westchnęłam ciężko, bo nie chciałam prosić nikogo o pomoc. - To nie est dla mnie komfortowa sytuacja, ale gdybym nie potrafiła załatwić tego sama, pomógłbyś mi?
Ojciec przypatrywał mi się uważnie. Szukał czegoś w mojej twarzy, ale nie miałam zielonego pojęcia czego. Wyprostował się, napiął mięśnie i zacisnął szczękę i wtedy zdałam sobie sprawę, że na powrót zmienił się w mafioza i biznesmena.
- Wiesz, że to najprawdopodobniej będzie nielegalne i ostro karalne? - spytał poważnie. Kiwnęłam zdecydowanie głową. - Dymitr też.
- Tak, Dymitr też - zapewniłam. - Zdaje sobie sprawę, że to nie będzie całkiem zgodne z prawem i, wydaje mi się, że jest na to gotowy.
- W takim razie zgoda - powiedział Staruszek. - Dzwoń jeśli sami nie dacie rady.
Skrzywiłam się, bo zabrzmiało to, jakby był pewny, że będziemy potrzebować jego pomocy. Mimo to niemo podziękowałam, kiwając głową i szybko zmieniłam temat.
- Mama leci z tobą? - Wiedziałam, że jest gdzieś na Dworze i że przyleciała z Abe'em. Domyśliłam się, że po świątecznym pocałunku i wyprawie na polowanie coś się zmieniło.
- Mm, tak - mruknął. Zaraz na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. - Przekonałem ją, by na stałe została moją strażniczką.
Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem i miałam wrażenie, że zaraz zakrztuszę się własną śliną. Abe zauważył moje zaskoczenie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Chyba właśnie na taką reakcję liczył.
- Jak ci się to udało?
Doskonale wiedziałam jak bardzo matka oddana jest służbie. Była zdolna poświęcić dla mniej całe życie, przystając na wszystkie warunki i nie w ogóle się nie sprzeciwiając. Podziwiałam ją za to i jednocześnie miałam o to pretensje. A Abe'owi udało się ją przekabacić na swoją stronę! Byłam ciekawa jak.
- To - szepnął - jest moja mała tajemnica.
Westchnęłam zrezygnowana. Mogłam przewidzieć, że mi ni powie. To zresztą nie jego pierwszy sekret. Jest mafiozem, nie da się go rozgryźć.
- W każdym bądź razie, Janin leci ze mną. Na razie jest moją strażniczką tymczasowo, ale to się zmieni. - powiedział pewnie; tonem, który zapowiadał, że czy rada zechce czy nie i tak stanie się to, co Abe chce. Trochę przerażały mnie jego możliwości, ale cóż, trzeba przyznać, że robiły wrażenie. Bądź, co bądź człowiek z kontaktami, które pozwalają mu praktycznie na wszystko jest... interesujący. - Muszę jeszcze tylko znaleźć sposób, żeby skupiła się na czymś więcej niż praca.
Nagle roześmiałam się niekontrolowanie. Zupełnie tego nie przewidziałam. Po prostu chichotałam, a kilkoro ludzi przechodzących obok rzuciło mi pytające spojrzenia. Ojciec też.
- Wybacz, Staruszku - poklepałam go niedbale po ramieniu. - Powiedz mi jak to jest, że możesz załatwić wszystko i o każdej porze, a nie potrafisz sprawić, by moja matka się odprężyła?
Abe był zdezorientowany przez sekundę, a potem jego twarz zmieniła wyraz. Założył ręce na piersi i spojrzał na mnie dumnie. Zupełnie zbił mnie tym z tropu.
- Och, jestem pewny, że gdyby tylko dała mi szanse bez problemu bym ją odprężył. Wygląda na to, że reaguje na mnie tak samo jak kiedyś. - Zadowolony z siebie przyglądał mi się z tym durnowatym uśmieszkiem. - Możesz zapytać się Janin jak skuteczny jestem. Nie potrzebuję żadnego...
- Skończ! - krzyknęłam. - Nie chcę tego słuchać. Naprawdę mnie to nie interesuje.
Moroj zaśmiał się cicho.
- Czasem musisz pomyśleć o czymś innym niż Bielikow i księżniczka.
- W porządku, ale nie mam zamiaru dumać nad tym jak to pięknie mnie spłodziliście.
Abe spojrzał w niebo, westchnął, a potem jego wzrok wrócił do mnie.
- Och, tak, to było piękne.
Przewróciłam oczami, ale zdałam sobie sprawę z tego, że głos ojca jakby minimalnie się zmienił. Obstawiałam, że to tylko moja wyobraźnie, jednak dostrzegłam, że jego oczy stały się wyraźniejsze. Och, a może oni faktycznie coś do siebie czuli, coś mocnego. Może nadal to czują.
- Kochasz ją? - wypaliłam. Nie miałam zwyczaju delikatnie wchodzić w temat. Bezpośredniość jest skuteczniejsza.
- Hm?
- Moją matkę. Kochasz Janin?
Moroj wydawał się całkowicie zbity z tropu. Zupełnie nie spodziewał się takiego pytania. A mi schlebiało, że wprawiłam go w lekkie zakłopotanie. Staruszek otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale za chwile je zamykał i rezygnował. Jestem prawie pewna, że chciał się odezwać, kiedy przerwał nam delikatny dziewczęcy głos.
- Panie Mazur?
Odwróciłam się w stronę kruchej blondyneczki, trzymającej się dłoni czarnowłosego wysokiego chłopaka. Lissa przebiegła po mnie szybko wzrokiem i myślę, że zauważyła zmianę w moim zachowaniu i wyglądzie. Jej wzrok padł na moją dłoń owiniętą bandażem. Zerknęłam tylko, by sprawdzić czy nic się nie odwinęło. Ale zanim dobrze się przyjrzałam musiałam po prostu skupić na czymś innym wzrok, który niekontrolowanie zaczął szukać wszędzie Dymitra. Czułam jeszcze w wyobraźni jego duże ciepłe dłonie ujmujące moją rękę, żeby ją opatrzyć; jego smukłe palce muskające ostrożnie moją skórę, by przypadkiem nie sprawić mi bólu. Przyłapałam się na wymyślaniu planu, jak dostać się na moment na pokład samolotu.
- Samolot niedługo odlatuje - powiedziała Lissa. - Pilot prosi, by zajął już pan miejsce w środku.
- Och, naturalnie, Wasza Wysokość - Abe ukłonił się ceremonialnie przed Lissą i skinął głową w kierunku Christiana. - Najmocniej przepraszam za kłopoty, zagadałem się.
- Zapewniam pana, że to żaden kłopot.
Miałam ochotę krzyknąć, żeby wreszcie skończyli tą przesadnie uprzejmą rozmowę - irytowała mnie. Spojrzałam w niebo, by się uspokoić, a kiedy wracałam wzrokiem w dół, zauważyłam go. Tak mi się wydawało. Myślę, że przechodził przez kilka rzędów siedzeń, by ostatecznie siąść gdzieś po drugiej stronie. Znów ogarnęła mnie potrzeba wparowania na pokład, choćby na moment. Potrzebowałam tego momentu, by spotkać oczy Dymitra. Miejsce na czole, które jego usta dotykały jako ostatnie, mrowiło lekko.
- Rose, Rose...
Delikatny dziewczęcy głos mieszał się z męskim, starszym i bardziej doświadczonym. Chyba miały kojące działanie, albo przynajmniej jeden z nich, ale żadne nie dorównywało akcentowi Dymitra. "Roza", słyszałam jak woła mnie. Domyśliłam się, że to tylko moja wyobraźnia, więc potrząsnęłam tylko lekko głową, zmuszając się bym wróciła do rzeczywistości. Cała trójka patrzyła na mnie niepewnie, a ja chciałam, żeby to się skończyło. Wewnętrzna rozpacz uświadamiała mi, jak bardzo jestem teraz słaba - fizycznie i mentalnie. Wielka maszyna nie miała nawet włączonych silników, a ja już czułam, że straciłam wielki kawał mojej duszy. Zerknęłam ukradkiem na Lissę. Postanowiłam oddać jej się bezwzględnie i nie myśleć o Dymitra. Ale może to od jutra. Tak, powinnam dać sobie trochę czasu na ból. Dymitr nie byłby zadowolony, gdybym tylko leżała w domu i wciąż myślała tylko o nim, ale nie cieszyłby się też gdybym myślała tylko o służbie i zamieniła się w maniakalną strażniczkę. Będę postępować tak, by był ze mnie dumny gdy wróci. Wtedy sama będę z siebie dumna.
- Przepraszam - bąknęłam. - Zamyśliłam się.
Christian mruknął coś niezrozumiałego dla mnie, za co oberwał od Lissy. Abe stanął pomiędzy mną, a Lissą i położył pokrzepiająco dłoń na moim ramieniu.
- Porozmawiam z nim - szepnął, tak, bym tylko ja usłyszała. - Spróbuję załatwić wam kontakt i...
- Umowa była inna - wtrąciłam. - Najpierw tydzień próbuje Dymitr, potem ja, ty w ostateczności. W ogóle, gdzie moja matka? Nie miała przypadkiem lecieć z tobą?
- Czyli uważasz, że jeśli nikt nie da rady, tylko ja podołam? Miło. - Uśmiechnął się cwanie, a ja naburmuszyłam się, bo coś w tym było. Nie ma na świecie bardziej pokręconego mafioza od Abe'a, ale jego możliwości robią wrażenie. - A Janin znając życie czeka już w samolocie, albo pomaga strażnikom. Wracając do tematu: zrobimy jak chcesz, ale i tak porozmawiam z Bielikowem. - Odsunął się ode mnie, puścił moje ramie i zrobił kilka kroków w bok. - Trzymaj się, Rose. Do zobaczenia wkrótce. Macie dwa tygodnie - rzucił jeszcze przez ramię. - Potem biorę sprawy w swoje ręce.
Kiwnęłam głową, chociaż wiedziałam, że już się odwrócił i mnie nie widzi. Patrzyłam na niego dopóki nie zniknął w drzwiach samolotu.Z trudem zwalczylam pragnienie pójścia za nim. Powróciłam do racjonalnego myślenia i wbiłam sobie, że to byłoby bez sensu. Co niby bym zrobiła? Uczepiłabym się Dymitra i nie chciała wyjść z pokładu. W ten sposób tylko najadłby się przeze mnie wstydu. Nie po to uczył mnie panowania nad sobą, abym teraz zmarnowała to wszystko.
- Niedługo będą odlatywać - szepnęłam bezsensownie. Odwróciłam się gwałtownie w stronę morojów i wskazałam głową, żebyśmy ruszyli do pałacu. - Nie stójmy lepiej na pasie startowym.
Żadne z nas nie odezwało się, aż doszliśmy do pałacu. Szliśmy ramie w ramię, milcząc. W środku, Lissa poprosiła Christiana by zostawił nas na kilkanaście minut same. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale nie protestowałam. Christian też nie. Powiedział, że będzie czekał w ich pokoju i odszedł. Lissa zaprowadziła mnie do jakiegoś innego pokoju - małego, ale przytulnego. Usiadłyśmy na kanapie i przekręciłyśmy się w swoją stronę.
- Więc... O czym chciałaś pogadać?
- Co i się stało w rękę? - spytała ostrożnie blondynka.
Mimowolnie spojrzałam na zabandażowaną dłoń. Starałam się całkowicie zignorować fakt, że wszystko kojarzy mi się z Dymitrem. Próbowałam nie patrzeć w stronę okna, bo za szybą widać było lotnisko.
- Nic takiego - mruknęłam wymijająco.
- Boli?
- Nie.
Bardziej boli fakt, że nie zobaczę Dymitra przez prawie rok.
- Rose? - spojrzałam na Lissę i nagle zobaczyłam w niej kruchą dziewczynkę, na której leży zbyt wielka odpowiedzialność. Zdałam sobie sprawę, że ostatnio zaniedbywałam ją jako przyjaciółka. Poczułam się winna, że skupiałam się tylko na Dymitrze, ale... trudno wybrać między dwoma najbliższymi ci osobami. Lissa ma Christiana, ja Dymitra. Nie będzie tak jak kiedyś, ale kocham ją i muszę się bardziej postarać. - Mogę ci pomóc. No wiesz, z ranami. Ta na szyi musi cie strasznie piec, a ja pomyślałam, że mogłabym...
- Stop, stop, stop, Wasza Wysokość. Nawet nie ma takiej opcji. Nic mi nie jest, a ty nie możesz używać Ducha.
- To nie jest proste - szepnęła.
Wiedziałam jak bardzo kusi ją i ciągnie jej moc, ale teraz, kiedy nie jesteśmy połączone ze sobą więzią, nie ma nikogo, kto mógłby zabierać od niej mrok. Za bardzo się o nią martwiłam, by pozwolić jej na używanie mocy.
- Wiem, ale zachowaj moc na czas, kiedy naprawdę będziesz musiała jej użyć. O mnie się teraz nie martw. Widziałam już sporo razy, jak Dymitr zmienia mi opatrunki. - Mimowolnie zadrżałam na myśl o nim - Poradzę sobie.
Lissa kiwnęła głową, ale nie wyglądała na przekonaną. Chciałam ją jakoś zapewnić, że wszystko będzie dobrze i nic mi nie jest. Ale wtedy dotarł do mnie warkot silników. Błyskawicznie podbiegłam do okna. Samolot jechał po pasie startowym, by gdzieś znacznie dalej wzbić się w powietrze. Stałam tam dopóki wielka maszyna nie zniknęła mi z oczu. Wtedy poczułam silne ukłucie w klatce piersiowej. Ból był dławiący i boleśnie uświadamiał, że Dymitra nie ma już tu ze mną. Jest już wysoko w powietrzu, z dala ode mnie. Piekielnie bolało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)