Rozdział 52
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr wytłumaczył mi o co chodzi po drodze. To znaczy sądził, że o tym nie wiem, dlatego dość szczegółowo tłumaczył mi cel wizyty w gabinecie Kirowej. Pamiętam, że kiedy byliśmy w Bai Dymitr rozmawiał o tym z mamą. Mówili o listach, które do siebie wysyłali, a które nie doszły do adresatów. To znaczy rodzina Dymitra otrzymywała listy i paczki, ale Dymitr nie. Dlatego wczoraj poszedł w tej sprawie do dyrektorki i dlatego teraz tam idziemy.
Listy.... Dymitr nie wspomniał teraz, że pisał w nich o mnie. Wiem, nie mam prawa tego wiedzieć, ale usłyszałam tego dnia, kiedy Olena przyszła do nas do pokoju, a ja jeszcze spałam. No, przynajmniej przez pierwsze kilkanaście sekund. Nagle wstąpiła we mnie wielka ciekawość. Chciałabym przeczytać te listy. Chciałabym wyobrazić sobie to wszystko z punktu widzenia Dymitra. Chciałabym wiedzieć co o mnie wtedy sądził. Co sądził o nas... Może od początku kochał mnie tak mocno jak ja jego.
Muszę powstrzymać ciekawość... Przecież nie mogę wypytywać o to Dymitra, a listów czy tak czy tak nie dostane do rąk. Są pewnie gdzieś w Bai...
Dymitr wszedł do gabinetu Kirowej, a mi kazał iść do tego ich pokoju rozrywek. No więc ruszyłam...
W środku nie było nikogo. Kompletna cisza. Przypomniałam sobie, że nadal trwają zajęcia. Usiadłam na jednym z fotelów w sali kinowej i znów poczułam się senna. Przymknęłam oczy i mimowolnie zaczęłam zasypiać. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Przetarłam oczy, rozejrzałam się wokół. Przeszłam do głównej sali. Tam też nikogo nie ma. Wzruszyłam ramionami i poszłam po sok. Wzięłam szklankę i... cholera, dlaczego tu nie ma soku? Nawet wody? Naprawdę? Westchnęłam głośno i złapałam w rękę batona. Stwierdziłam, że tu też może być trochę energii. Nie jadłam batonów od dawna, więc kiedy tylko cienka warstwa czekolady rozpłynęła się w moich ustach zamruczałam z błogim uśmiechem. Czekolada to trochę coś zakazanego. ie do końca, bo nikt nie zabrania nam jeść słodyczy, ale jeśli chcemy trzymać formę nie możemy opychać się kaloriami i cukrami. Ale nie zaszkodzi jeśli od czasu do czasu zjem coś słodkiego nic się nie stanie. Błyskawicznie pochłonęłam pierwszego batona. Potem także drugiego i kiedy miałam już sięgać po trzeciego uświadomiłam sobie, że to trochę za dużo. Odłożyłam go na miejsce i podeszłam w inny róg pokoju. Chwyciłam piłkę do kosza. Nigdy nie grałam w koszykówkę, ale widziałam jak robią to inni. Przecież trafienie do kosza nie może być trudne. No dobra, może w praktyce jest trochę trudniej, ale mimo to chciałam spróbować chociaż cząstki tej gry. Ustawiłam się kilka metrów od kosza, zawieszanego an wysokości dwóch metrów, wycelowałam i rzuciłam. Trafiłam! Pierwszy rzut w moim życiu i już sukces, pomyślałam dumnie. Rzucałam jeszcze jakiś czas i prawie za każdym razem trafiałam. Jestem w tym najlepsza, zachichotałam w myślach.
Nagle poczułam senność. No, nie tak nagle. W każdym bądź razie znów zachciało mi się spać. Musiałam coś zrobić. Nie mogę przecież teraz zasnąć, a w pobliżu nie ma żadnych energetyków. Nawet wody tu nie ma! Rozejrzałam się i z rozczarowaniem zauważyłam, że jedyną rzeczą, która może mi teraz pomóc jest kawa... Dymitr pije ją codziennie, a ja nigdy nie miałam jej w ustach. Zawsze uważałam ją za ohydztwo. Pachnie okropnie! A samo to jest już powodem bym jej nie smakowała. Mimo to nie miałam teraz wyjścia. Czułam się tak zmęczona, że wystarczyłoby, że położyłabym głowę na poduszce, a już bym spała. W zasadzie to nawet nie musiałaby być poduszka. Mniejsza o to. Zmusiłam się, podeszłam do stolika i zaparzyłam sobie kawę. Potem długo jeszcze patrzyłam się na czarną substancję. Nie byłam pewna czy się nie otruję. W końcu zaryzykowałam. Jednym haustem chciałam wypić przynajmniej pół, ale kawa okazała się tak niedobra jak to sobie wyobrażałam. Od razu wyplułam wszystko co miałam w ustach z powrotem do szklanki. Blee, nigdy więcej, pomyślałam.
Do sali wszedł Dymitr. Zauważył moją skwaszoną minę. Jego twarz na początku wyrażała niepokój, ale szybko zorientował się w sytuacji. Podszedł do mnie i zaśmiał się.
- To twoje dziadostwo prawie mnie otruło - poskarżyłam się.
- Więc po co to piłaś? - spytał, wciąż rozbawiony. - Planowałaś zmienić zdanie na temat kawy?
Usiadłam na krześle. Dymitr podszedł kilka kroków.
- Nie - odparłam. - Poczułam się strasznie senna i próbowałam się otrzeźwić. Nie miałam nic innego pod ręką, więc sięgnęłam po jak widać bardzo drastyczne metody.
Wstałam i zaczęłam szukać czegoś do picia.
- W dodatku nadal czuje ten cholerny smak - poskarżyłam się. - A nie ma niczego innego do popicia.
Dymitr złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Spojrzałam mu w oczy, śmiały się i błyszczały czymś niezwykłym. Wychwyciłam też pożądanie. Dymitr zdecydowanie chciał powrócić do tego co robiliśmy jakiś czas temu w wartowni. Potwierdzało to wszystko - jego oczy, gesty, nawet słowa.
- Mogę pomóc ci pozbyć się smaku kawy - zaproponował.
Zanim przyciągnął mnie do siebie zdążyłam jeszcze posłać mu cwany uśmiech. Dymitr zatopił usta w moich. Całował tak, jakby naprawdę chciał pomóc mi pozbyć się smaku kawy z ust. A teraz nawet nie myślałam o tym cholerstwie. Byłam zbyt skupiona na tym co robił Dymitr. Chyba nieświadomie błądził dłońmi po całym moim ciele. Nie przeszkadzało mu nawet to, że może tu przyjść każdy strażnik i w każdej chwili. Całą swoją uwagę skupił na mnie, a ja chciałam by tak było zawsze. Złapałam go za kark i przyciągnęłam jak najbardziej do siebie. Wbiłam paznokcie w jego plecy i starałam się owinąć swoją nogę wokół jego. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Dymitr coraz śmielej przesuwał dłońmi po moim ciele. Ja coraz mocniej ściskałam jego ciało. Już dawno przestało chodzić o smak kawy. Nawet nie wiem czy wogóle o nią chodziło.
Odsunęliśmy się od siebie oddychając nierównomiernie. Patrzyliśmy sobie w oczy i nie zamierzaliśmy przestać. Nie przestaliśmy z własnego wyboru - usłyszeliśmy kroki na korytarzu, ktoś tu szedł. Dymitr jednak o dziwo nie zamierzał ze mnie rezygnować. Złapał w rękę batona, usiadł na krześle i pociągnął mnie. Upadłam na jego kolana. W tym momencie do sali weszła Alberta ze Stanem. Zdziwili się na nasz widok. No może nie tyle na nasz widok, co ze względu na to, że pierwszy raz widzą nas tak blisko. Cóż, gdyby widzieli nas jeszcze przed chwilą, wtedy dopiero mogli by mówić o bliskości...
- Dzień dobry - przywitałam się radośnie.
Straciłam ochotę na spanie. Ale to czego teraz chcę też ma związek z łóżkiem.
- Dzień dobry - odparła szybko Alberta.
Strażnicy szybko się otrząsnęli. Uśmiechnęli się do nas i poszli robić sobie kawę... Eh. Ohydne czarne coś...
- Nienawidzę tego cholerstwa - mruknęłam cicho do Dymitra. - Ale jeśli zamierzasz za każdym razem w taki sposób pozbywać się tego smaku chyba zacznę pić kawę nałogowo.
Dymitr roześmiał się tak głośno, że wyraźnie zwrócił na siebie uwagę Alberty i Stana. Spojrzeli na niego zdziwieni. Dymitr uspokoił się szybko widząc to, ale jego oczy nadal się śmiały. Właściwie robiły to odkąd tylko wszedł do tego pomieszczenia.
- Podoba mi się ten pomysł - szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego. Szukałam pozwolenia na mały gest... Dostałam je. Przysunęłam się i musnęłam lekko jego wargi. Zadrżał i... spodobało mu się to, bardzo... Odsunęłam się zadowolona z siebie, z cwanym uśmiechem i przygryzłam lekko dolną wargę. Wiedziałam, że to zawsze działa na Dymitra. Wtedy chce więcej i nie panuje nad sobą. Zorientował się co planuje, ale nie wyraził żadnego sprzeciwu.
- Hej zakochańce! - krzyknął Stan. Nagle jego słowa skojarzyły mi się z Abe'em. To mój ojciec zwykle tak do nas mówił. Swoją drogą dawno go nie widziałam... - Może chcecie zagrać w piłkarzyki?
- Ty grasz? - prychnęłam, schodząc z kolan Dymitra. Puścił mnie z wielkim wysiłkiem.
Stan spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Czy ty chcesz mnie sprowokować, Hathaway?
Byłam pewna, że chodziło mu tylko i wyłącznie o piłkarzyki. Tyle, że mi nie tylko o to...
- Już to robię i nie zamierzam przestać - odparłam dumnie.
Stan zaśmiał się głośno, ale to nie na jego reakcji mi zależało. Zerknęłam lekko w stronę Dymitra... Wyglądał normalnie, ale jego oczy nie. Błysnęły nagle czymś tak mocnym, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Były niesamowite, nieziemskie. Pragnął mnie. I ja jego. Nie powinniśmy tu być, pomyślałam, gdyby nie Kirowa bylibyśmy w odpowiednim miejscu.
- Jedna rudna - mruknęłam. - Jedna runda i idziemy.
Czułam na sobie zdziwione spojrzenia. Zignorowałam je.
- Nie ma problemu... - odparł Stan.
Nie mówiłam do niego, dopiero teraz zrozumiałam, że mogło to tak zabrzmieć. Mimo to jedno spojrzenie i wiedziałam, że Dymitr zrozumiał mój przekaz. Zawsze mnie rozumiał.
Zmusiłam się do odwrócenia wzroku od Bielikowa...
- Ja i Alberta kontra ty i Dymitr - zaproponowałam Stanowi.
Uśmiechnął się chytrze.
- Kobiety na mężczyzn? Odważna jesteś - stwierdził.
- Wiem - przyznałam nieskromnie. - I myślałam, że pan też to wie, strażniku Alto.
Przeszłam koło niego dumnie i stanęłam po jednej stronie małego boiska.
- Nie uważasz, że jesteś za bardzo pewna siebie? - zaśmiał się dampir.
Zerknęłam na niego.
- Nie, skądże. Chwila... - oparłam dłonie na biodrach. - Czy ty uważasz, że przegram? Przepraszam, przegramy?
- Nie, skądże... - powtórzył po mnie ironicznie. - Może tylko trochę.
Oparłam ręce o piłkarzyki i pochyliłam się leciutko do przodu. To był odruch mimowolny, wcale nie chciałam tego zrobić. Samo wyszło...
- W takim razie co powiesz na mały zakład? - przechyliłam głowę, chcąc go przekonać.
Naciskałam na niego wzrokiem tak długo, że w końcu skapitulował. Podejrzewam, że zrobił to tylko dlatego, że miał "pewność" wygranej.
- Dobra - klasnął w dłonie. - Zgadzam się. O co w takim razie gramy?
Zastanowiłam się nad nagrodą...
- O warty - zaproponowała Alberta. Odezwała się drugi raz odkąd tu jest.
Stwierdziłam, że jej propozycja jest dobra. Z chęcią oddam chłopakom nawet jedną swoją warte przy bramie. Chłopakom... Chwila! Chłopakom! Nie! Miałam spędzać czas z Dymitrem, a nie go marnować! W dodatku na jego niekorzyść. Nie ma mowy!
Starałam się na szybko wymyślić coś innego. Tyle, że wszystko było z niekorzyścią dla Dymitra, szlag!
- Jeśli wygramy robicie nam przynajmniej dwudziestominutowy masaż, a jeśli...
- Nie. - przerwał mi nagle Stan. - Nienawidzę robić masażów. Coś innego?
Westchnęłam i zaczęłam w myślach szukać innego rozwiązania. Nic nie przychodziło nam do głów.
- A może tak o treningi - zaproponował Dymitr. Zmarszczyliśmy brwi nie wiedząc o co mu chodzi. - Jeśli dziewczyny wygrają ja i ty - zwrócił się do Stana - poprowadzimy zajęcia Alberty i weżniemy warte Rose. Ale jeśli my wygramy, dziewczyny zajmą się nowicjuszami na naszych godzinach.
Stan klasnął w ręce uradowany. Zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że lepszego pomysłu nie znajdziemy, a któraś ze stron
- Tak! - wykrzyknął. - To świetny pomysł! Przecież wszyscy wolelibyśmy siedzieć tu niż uczyć dzieciaki. Nawet ty, Bielikow, jak widać.
Uśmiechnęłam się.
- Dymitr nie lubi już tych zajęć, bo nie uczy mnie - wtrąciłam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Dymitr podszedł do mnie i objął ramieniem. Czując jego dotyk znowu zapragnęłam wrócić do wartowni. On też. Nie mogliśmy tam iść. Nie teraz. Stan i Alberta na pewno zorientowaliby się o co chodzi,a my woleliśmy zatrzymać to tylko dla siebie. Więc Dymitr powiedział tylko
- Masz rację
i podszedł do Stana.
Zaczęliśmy grę. Kilka razy grałam już w piłkarzyki. Dotąd nie sądziłam, że to takie trudne. Sądziłam, że trafienie małym ludzikiem w piłkę jest dziecinnie proste i wystarcza by wygrać mecz. W praktyce wygląda to niestety trochę trudniej... Całe szczęście Alberta jest całkiem niezła w te klocki. Moja rola ograniczała się do... Właściwie nie wiem. To Alberta broniła, strzelała... Cóż, ja byłam zawodnikiem, to pewne. No dobra, czasem udało mi dotknąć piłki. Raz nawet strzeliłam bramkę. Całkowicie przypadkiem, ale tego nie musi nikt wiedzieć.
Wygrałyśmy!
Po długiej walce wreszcie wygrałyśmy! My, nie chłopaki! Tak!
- Wow! - krzyknęłam Stanowie do ucha. - I kto tu jest lepszy!?
Zaśmiał się.
- Alberta - przyznał. - Rzeczywiście jest lepsza ode mnie, nawet od twojego Rosjanina.
Nie uraził tym Dymitra. Po prostu droczył się z nami. Trochę dziwne uczucie bawić się z byłymi nauczycielami jak z dobrymi znajomymi...
- Nikt nie jest lepszy od Dymitra - mruknęłam z uśmiechem, nie zdając sobie z tego sprawy.
Uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam te słowa na głos, kiedy wszyscy zamilkli i wpatrywali się we mnie przez kilka sekund. Po chwili odwrócili wzrok, a Stan i Alberta zaczęli się przechwalać zdolnościami. Zerkali na mnie co jakiś czas, więc postanowiłam rozładować odrobinę to dziwne napięcie.
- Ale to, że Alberta z moją pomocą was pokonała chyba jednak o czymś świadczy, Towarzyszu - uśmiechnęłam się zadziornie.
Dymitr pokręcił głową, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Och, jaki seksowny, westchnęłam w myślach. Szlag! Znowu to robi. Nie wiem na ile świadomi Dymitr używa swojego uroku, ale to strasznie pociągające.
- Miała być jedna runda - krzyknęłam. Nie wiem po co, chyba z przejęcia.
- Już spokojnie, Rose - zachichotała Alberta. - Nikt cię tu nie trzyma.
Coś w jej spojrzeniu uświadomiło mi, że kobieta domyśla się prawdy.
- Lećcie już - powiedział Stan. - Widzimy się na kolacji.
Albo i nie, stwierdziłam w myślach.
Złapałam Dymitra za rękę, ale o dziwo to n pociągnął mnie ku wyjściu. A myślałam, że to ja jestem bardziej spragniona jego dotyku. Zanim drzwi się za nami zamknęły zdążyłam jeszcze się pożegnać. Dymitr ciągnął mnie cały czas. Ledwo nadążałam za nim. Był wyższy, miał dłuższe nogi, czyli szedł szybciej. W niektórych momentach musiałam nawet truchtać za nim.
- Zwolniej kowboju - zaśmiałam się, kiedy byliśmy już w lesie.
Prawda byłą jednak taka, że nie widziałam w tym nic śmiesznego. Raczej coś innego. Pociągała mnie postawa Dymitra. Wyglądał jakby szedł stoczyć wojnę z batalią strzyg, podczas gdy tak naprawdę chce jak najszybciej dostać się do wartowni. Był tak bardzo zdeterminowany, pewny, chciał osiągnąć konkretny cel i nic nie było w stanie go powstrzymać. A ja wcale nie zamierzałam tego robić.
Doszliśmy na miejsce. Ledwie weszliśmy do środka, a Dymitr rzucił się na mnie, głodny i spragniony. Zamknął za nami drzwi i przycisnął mnie do nich tak mocno jak tylko mógł. Nie panował nad sobą, górę wzięło pożądanie i nic (oprócz zagrożenia czyjegoś życia) nie mogło go powstrzymać. Kontrolę przejął instynkt. Dymitr całował wkładając w to całą moc. Złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił je nad moją głową, przytrzymując jedną ręką. Jęknęłam głośno, kiedy drugą ręką przeszukiwał moje ciało. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem. Nie było tu delikatności. Miłość i pożądanie, niezaspokojone pragnienie - tylko tyle czułam, on też. Próbowałam uwolnić ręce, chcąc dotknąć ciała Dymitra, ale nie pozwolił mi na to. Zamiast tego jeszcze mocniej zacisnął palce na moich nadgarstkach.
Był napalony jak nastolatek, a mi to się podobało. Uwielbiam to, że Dymitr jest niesamowicie dojrzały, ale kochałam chwile, kiedy zachowywał się jak młody chłopak.
Czując ręce Dymitra na moim udzie, wróciłam do rzeczywistości. Tu również zacisnął palce i gwałtownie pociągnął moją nogę do góry. Owinęłam ją, wokół jego bioder, a on przesuwał po niej dłoniom coraz śmielej. Drugą ręką puścił moje ręce i zacisnął ją na moim biodrze przyciągając do siebie. Ja natomiast palce jednej dłoni wbiłam w jego kark, a drugą rękę wsunęłam pod prochowiec i wbiłam paznokcie w jego plecy. Przyciągnęłam go do siebie tak blisko jak było to możliwe. Płaszcz Dymitra przeszkadzał mi tak bardzo jak jeszcze nigdy. Ale to Dymitr szybciej zdjął moją kurtkę. Potem pomógł mi ze swoim prochowcem. Moje nogi przestały dotykać podłogi. Dymitr podniósł mnie i znów przyparł do drzwi. Owinęłam ręce wokół jego głowy. Jedna jego ręka mnie podtrzymywała, a druga wsunęła się pod moją koszulkę.
Dymitr nie wytrzymywał, był tak bardzo spragniony jak jeszcze nigdy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie zastanawiałam się na tym. Nie chciałam. Nie mogłam. Byłam zbyt blisko jego ciała...
Wargi Dymitra pieściły moją szyję, a ja poddawałam się mu, chcąc by ta chwila trwała wiecznie. Zaniósł mnie na łóżko, szybko ściągnął swoją koszulkę i położył się na mnie. Ledwo oddychałam. Nie tylko tylko przez ciężar jego ciała. Usta Dymitra chciały przesunąć się na mój dekolt, ale bluzka uniemożliwiła to zadanie. Poczułam jak ręce Rosjanina tam wędrują. Złapał za koszulkę i pociągnął mocno. Nawet nasze głośne oddechy nie zagłuszyły dźwięku rwanego materiału. Dymitr odsunął się ode mnie kawałek, tak, by móc spojrzeć na moje ciało. Doskonale wiedziałam jak działa na niego ten widok. Nie mógł oderwać wzroku. Dokładnie tak samo działa na mnie jego nagi tors. Złapałam za krawędź jego spodni i pociągnęłam. Upadł na mnie i od razu przytknął usta do mojego dekoltu. Oddychałam jeszcze głośniej, wyginając się mocno. Dymitr wykorzystał to i zsunął ze mnie podartą bluzkę. Poczułam jak jego ręce łapią za moje spodnie i rozpinają je. Sama je z siebie ściągnęłam. Przy okazji pomogłam też Dymitrowi pozbyć się jego spodni...
Nie mogłam się na niczym skupić. Na niczym poza Dymitrem. Był obiektem moich rozmyślań, westchnień, jęków rozkoszy przez cały ten czas, kiedy byliśmy tak bardzo blisko. Jego ciało, jego dotyk, on. To wszystko tak bardzo mnie pochłonęło...
Zaczynam myśleć, że ta stara wartownia, ma naprawdę ogromne znaczenie w naszym życiu. I chyba jeszcze nie raz tu powrócimy...
Muszę powstrzymać ciekawość... Przecież nie mogę wypytywać o to Dymitra, a listów czy tak czy tak nie dostane do rąk. Są pewnie gdzieś w Bai...
Dymitr wszedł do gabinetu Kirowej, a mi kazał iść do tego ich pokoju rozrywek. No więc ruszyłam...
W środku nie było nikogo. Kompletna cisza. Przypomniałam sobie, że nadal trwają zajęcia. Usiadłam na jednym z fotelów w sali kinowej i znów poczułam się senna. Przymknęłam oczy i mimowolnie zaczęłam zasypiać. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Przetarłam oczy, rozejrzałam się wokół. Przeszłam do głównej sali. Tam też nikogo nie ma. Wzruszyłam ramionami i poszłam po sok. Wzięłam szklankę i... cholera, dlaczego tu nie ma soku? Nawet wody? Naprawdę? Westchnęłam głośno i złapałam w rękę batona. Stwierdziłam, że tu też może być trochę energii. Nie jadłam batonów od dawna, więc kiedy tylko cienka warstwa czekolady rozpłynęła się w moich ustach zamruczałam z błogim uśmiechem. Czekolada to trochę coś zakazanego. ie do końca, bo nikt nie zabrania nam jeść słodyczy, ale jeśli chcemy trzymać formę nie możemy opychać się kaloriami i cukrami. Ale nie zaszkodzi jeśli od czasu do czasu zjem coś słodkiego nic się nie stanie. Błyskawicznie pochłonęłam pierwszego batona. Potem także drugiego i kiedy miałam już sięgać po trzeciego uświadomiłam sobie, że to trochę za dużo. Odłożyłam go na miejsce i podeszłam w inny róg pokoju. Chwyciłam piłkę do kosza. Nigdy nie grałam w koszykówkę, ale widziałam jak robią to inni. Przecież trafienie do kosza nie może być trudne. No dobra, może w praktyce jest trochę trudniej, ale mimo to chciałam spróbować chociaż cząstki tej gry. Ustawiłam się kilka metrów od kosza, zawieszanego an wysokości dwóch metrów, wycelowałam i rzuciłam. Trafiłam! Pierwszy rzut w moim życiu i już sukces, pomyślałam dumnie. Rzucałam jeszcze jakiś czas i prawie za każdym razem trafiałam. Jestem w tym najlepsza, zachichotałam w myślach.
Nagle poczułam senność. No, nie tak nagle. W każdym bądź razie znów zachciało mi się spać. Musiałam coś zrobić. Nie mogę przecież teraz zasnąć, a w pobliżu nie ma żadnych energetyków. Nawet wody tu nie ma! Rozejrzałam się i z rozczarowaniem zauważyłam, że jedyną rzeczą, która może mi teraz pomóc jest kawa... Dymitr pije ją codziennie, a ja nigdy nie miałam jej w ustach. Zawsze uważałam ją za ohydztwo. Pachnie okropnie! A samo to jest już powodem bym jej nie smakowała. Mimo to nie miałam teraz wyjścia. Czułam się tak zmęczona, że wystarczyłoby, że położyłabym głowę na poduszce, a już bym spała. W zasadzie to nawet nie musiałaby być poduszka. Mniejsza o to. Zmusiłam się, podeszłam do stolika i zaparzyłam sobie kawę. Potem długo jeszcze patrzyłam się na czarną substancję. Nie byłam pewna czy się nie otruję. W końcu zaryzykowałam. Jednym haustem chciałam wypić przynajmniej pół, ale kawa okazała się tak niedobra jak to sobie wyobrażałam. Od razu wyplułam wszystko co miałam w ustach z powrotem do szklanki. Blee, nigdy więcej, pomyślałam.
Do sali wszedł Dymitr. Zauważył moją skwaszoną minę. Jego twarz na początku wyrażała niepokój, ale szybko zorientował się w sytuacji. Podszedł do mnie i zaśmiał się.
- To twoje dziadostwo prawie mnie otruło - poskarżyłam się.
- Więc po co to piłaś? - spytał, wciąż rozbawiony. - Planowałaś zmienić zdanie na temat kawy?
Usiadłam na krześle. Dymitr podszedł kilka kroków.
- Nie - odparłam. - Poczułam się strasznie senna i próbowałam się otrzeźwić. Nie miałam nic innego pod ręką, więc sięgnęłam po jak widać bardzo drastyczne metody.
Wstałam i zaczęłam szukać czegoś do picia.
- W dodatku nadal czuje ten cholerny smak - poskarżyłam się. - A nie ma niczego innego do popicia.
Dymitr złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Spojrzałam mu w oczy, śmiały się i błyszczały czymś niezwykłym. Wychwyciłam też pożądanie. Dymitr zdecydowanie chciał powrócić do tego co robiliśmy jakiś czas temu w wartowni. Potwierdzało to wszystko - jego oczy, gesty, nawet słowa.
- Mogę pomóc ci pozbyć się smaku kawy - zaproponował.
Zanim przyciągnął mnie do siebie zdążyłam jeszcze posłać mu cwany uśmiech. Dymitr zatopił usta w moich. Całował tak, jakby naprawdę chciał pomóc mi pozbyć się smaku kawy z ust. A teraz nawet nie myślałam o tym cholerstwie. Byłam zbyt skupiona na tym co robił Dymitr. Chyba nieświadomie błądził dłońmi po całym moim ciele. Nie przeszkadzało mu nawet to, że może tu przyjść każdy strażnik i w każdej chwili. Całą swoją uwagę skupił na mnie, a ja chciałam by tak było zawsze. Złapałam go za kark i przyciągnęłam jak najbardziej do siebie. Wbiłam paznokcie w jego plecy i starałam się owinąć swoją nogę wokół jego. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Dymitr coraz śmielej przesuwał dłońmi po moim ciele. Ja coraz mocniej ściskałam jego ciało. Już dawno przestało chodzić o smak kawy. Nawet nie wiem czy wogóle o nią chodziło.
Odsunęliśmy się od siebie oddychając nierównomiernie. Patrzyliśmy sobie w oczy i nie zamierzaliśmy przestać. Nie przestaliśmy z własnego wyboru - usłyszeliśmy kroki na korytarzu, ktoś tu szedł. Dymitr jednak o dziwo nie zamierzał ze mnie rezygnować. Złapał w rękę batona, usiadł na krześle i pociągnął mnie. Upadłam na jego kolana. W tym momencie do sali weszła Alberta ze Stanem. Zdziwili się na nasz widok. No może nie tyle na nasz widok, co ze względu na to, że pierwszy raz widzą nas tak blisko. Cóż, gdyby widzieli nas jeszcze przed chwilą, wtedy dopiero mogli by mówić o bliskości...
- Dzień dobry - przywitałam się radośnie.
Straciłam ochotę na spanie. Ale to czego teraz chcę też ma związek z łóżkiem.
- Dzień dobry - odparła szybko Alberta.
Strażnicy szybko się otrząsnęli. Uśmiechnęli się do nas i poszli robić sobie kawę... Eh. Ohydne czarne coś...
- Nienawidzę tego cholerstwa - mruknęłam cicho do Dymitra. - Ale jeśli zamierzasz za każdym razem w taki sposób pozbywać się tego smaku chyba zacznę pić kawę nałogowo.
Dymitr roześmiał się tak głośno, że wyraźnie zwrócił na siebie uwagę Alberty i Stana. Spojrzeli na niego zdziwieni. Dymitr uspokoił się szybko widząc to, ale jego oczy nadal się śmiały. Właściwie robiły to odkąd tylko wszedł do tego pomieszczenia.
- Podoba mi się ten pomysł - szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego. Szukałam pozwolenia na mały gest... Dostałam je. Przysunęłam się i musnęłam lekko jego wargi. Zadrżał i... spodobało mu się to, bardzo... Odsunęłam się zadowolona z siebie, z cwanym uśmiechem i przygryzłam lekko dolną wargę. Wiedziałam, że to zawsze działa na Dymitra. Wtedy chce więcej i nie panuje nad sobą. Zorientował się co planuje, ale nie wyraził żadnego sprzeciwu.
- Hej zakochańce! - krzyknął Stan. Nagle jego słowa skojarzyły mi się z Abe'em. To mój ojciec zwykle tak do nas mówił. Swoją drogą dawno go nie widziałam... - Może chcecie zagrać w piłkarzyki?
- Ty grasz? - prychnęłam, schodząc z kolan Dymitra. Puścił mnie z wielkim wysiłkiem.
Stan spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Czy ty chcesz mnie sprowokować, Hathaway?
Byłam pewna, że chodziło mu tylko i wyłącznie o piłkarzyki. Tyle, że mi nie tylko o to...
- Już to robię i nie zamierzam przestać - odparłam dumnie.
Stan zaśmiał się głośno, ale to nie na jego reakcji mi zależało. Zerknęłam lekko w stronę Dymitra... Wyglądał normalnie, ale jego oczy nie. Błysnęły nagle czymś tak mocnym, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Były niesamowite, nieziemskie. Pragnął mnie. I ja jego. Nie powinniśmy tu być, pomyślałam, gdyby nie Kirowa bylibyśmy w odpowiednim miejscu.
- Jedna rudna - mruknęłam. - Jedna runda i idziemy.
Czułam na sobie zdziwione spojrzenia. Zignorowałam je.
- Nie ma problemu... - odparł Stan.
Nie mówiłam do niego, dopiero teraz zrozumiałam, że mogło to tak zabrzmieć. Mimo to jedno spojrzenie i wiedziałam, że Dymitr zrozumiał mój przekaz. Zawsze mnie rozumiał.
Zmusiłam się do odwrócenia wzroku od Bielikowa...
- Ja i Alberta kontra ty i Dymitr - zaproponowałam Stanowi.
Uśmiechnął się chytrze.
- Kobiety na mężczyzn? Odważna jesteś - stwierdził.
- Wiem - przyznałam nieskromnie. - I myślałam, że pan też to wie, strażniku Alto.
Przeszłam koło niego dumnie i stanęłam po jednej stronie małego boiska.
- Nie uważasz, że jesteś za bardzo pewna siebie? - zaśmiał się dampir.
Zerknęłam na niego.
- Nie, skądże. Chwila... - oparłam dłonie na biodrach. - Czy ty uważasz, że przegram? Przepraszam, przegramy?
- Nie, skądże... - powtórzył po mnie ironicznie. - Może tylko trochę.
Oparłam ręce o piłkarzyki i pochyliłam się leciutko do przodu. To był odruch mimowolny, wcale nie chciałam tego zrobić. Samo wyszło...
- W takim razie co powiesz na mały zakład? - przechyliłam głowę, chcąc go przekonać.
Naciskałam na niego wzrokiem tak długo, że w końcu skapitulował. Podejrzewam, że zrobił to tylko dlatego, że miał "pewność" wygranej.
- Dobra - klasnął w dłonie. - Zgadzam się. O co w takim razie gramy?
Zastanowiłam się nad nagrodą...
- O warty - zaproponowała Alberta. Odezwała się drugi raz odkąd tu jest.
Stwierdziłam, że jej propozycja jest dobra. Z chęcią oddam chłopakom nawet jedną swoją warte przy bramie. Chłopakom... Chwila! Chłopakom! Nie! Miałam spędzać czas z Dymitrem, a nie go marnować! W dodatku na jego niekorzyść. Nie ma mowy!
Starałam się na szybko wymyślić coś innego. Tyle, że wszystko było z niekorzyścią dla Dymitra, szlag!
- Jeśli wygramy robicie nam przynajmniej dwudziestominutowy masaż, a jeśli...
- Nie. - przerwał mi nagle Stan. - Nienawidzę robić masażów. Coś innego?
Westchnęłam i zaczęłam w myślach szukać innego rozwiązania. Nic nie przychodziło nam do głów.
- A może tak o treningi - zaproponował Dymitr. Zmarszczyliśmy brwi nie wiedząc o co mu chodzi. - Jeśli dziewczyny wygrają ja i ty - zwrócił się do Stana - poprowadzimy zajęcia Alberty i weżniemy warte Rose. Ale jeśli my wygramy, dziewczyny zajmą się nowicjuszami na naszych godzinach.
Stan klasnął w ręce uradowany. Zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że lepszego pomysłu nie znajdziemy, a któraś ze stron
- Tak! - wykrzyknął. - To świetny pomysł! Przecież wszyscy wolelibyśmy siedzieć tu niż uczyć dzieciaki. Nawet ty, Bielikow, jak widać.
Uśmiechnęłam się.
- Dymitr nie lubi już tych zajęć, bo nie uczy mnie - wtrąciłam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Dymitr podszedł do mnie i objął ramieniem. Czując jego dotyk znowu zapragnęłam wrócić do wartowni. On też. Nie mogliśmy tam iść. Nie teraz. Stan i Alberta na pewno zorientowaliby się o co chodzi,a my woleliśmy zatrzymać to tylko dla siebie. Więc Dymitr powiedział tylko
- Masz rację
i podszedł do Stana.
Zaczęliśmy grę. Kilka razy grałam już w piłkarzyki. Dotąd nie sądziłam, że to takie trudne. Sądziłam, że trafienie małym ludzikiem w piłkę jest dziecinnie proste i wystarcza by wygrać mecz. W praktyce wygląda to niestety trochę trudniej... Całe szczęście Alberta jest całkiem niezła w te klocki. Moja rola ograniczała się do... Właściwie nie wiem. To Alberta broniła, strzelała... Cóż, ja byłam zawodnikiem, to pewne. No dobra, czasem udało mi dotknąć piłki. Raz nawet strzeliłam bramkę. Całkowicie przypadkiem, ale tego nie musi nikt wiedzieć.
Wygrałyśmy!
Po długiej walce wreszcie wygrałyśmy! My, nie chłopaki! Tak!
- Wow! - krzyknęłam Stanowie do ucha. - I kto tu jest lepszy!?
Zaśmiał się.
- Alberta - przyznał. - Rzeczywiście jest lepsza ode mnie, nawet od twojego Rosjanina.
Nie uraził tym Dymitra. Po prostu droczył się z nami. Trochę dziwne uczucie bawić się z byłymi nauczycielami jak z dobrymi znajomymi...
- Nikt nie jest lepszy od Dymitra - mruknęłam z uśmiechem, nie zdając sobie z tego sprawy.
Uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam te słowa na głos, kiedy wszyscy zamilkli i wpatrywali się we mnie przez kilka sekund. Po chwili odwrócili wzrok, a Stan i Alberta zaczęli się przechwalać zdolnościami. Zerkali na mnie co jakiś czas, więc postanowiłam rozładować odrobinę to dziwne napięcie.
- Ale to, że Alberta z moją pomocą was pokonała chyba jednak o czymś świadczy, Towarzyszu - uśmiechnęłam się zadziornie.
Dymitr pokręcił głową, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Och, jaki seksowny, westchnęłam w myślach. Szlag! Znowu to robi. Nie wiem na ile świadomi Dymitr używa swojego uroku, ale to strasznie pociągające.
- Miała być jedna runda - krzyknęłam. Nie wiem po co, chyba z przejęcia.
- Już spokojnie, Rose - zachichotała Alberta. - Nikt cię tu nie trzyma.
Coś w jej spojrzeniu uświadomiło mi, że kobieta domyśla się prawdy.
- Lećcie już - powiedział Stan. - Widzimy się na kolacji.
Albo i nie, stwierdziłam w myślach.
Złapałam Dymitra za rękę, ale o dziwo to n pociągnął mnie ku wyjściu. A myślałam, że to ja jestem bardziej spragniona jego dotyku. Zanim drzwi się za nami zamknęły zdążyłam jeszcze się pożegnać. Dymitr ciągnął mnie cały czas. Ledwo nadążałam za nim. Był wyższy, miał dłuższe nogi, czyli szedł szybciej. W niektórych momentach musiałam nawet truchtać za nim.
- Zwolniej kowboju - zaśmiałam się, kiedy byliśmy już w lesie.
Prawda byłą jednak taka, że nie widziałam w tym nic śmiesznego. Raczej coś innego. Pociągała mnie postawa Dymitra. Wyglądał jakby szedł stoczyć wojnę z batalią strzyg, podczas gdy tak naprawdę chce jak najszybciej dostać się do wartowni. Był tak bardzo zdeterminowany, pewny, chciał osiągnąć konkretny cel i nic nie było w stanie go powstrzymać. A ja wcale nie zamierzałam tego robić.
Doszliśmy na miejsce. Ledwie weszliśmy do środka, a Dymitr rzucił się na mnie, głodny i spragniony. Zamknął za nami drzwi i przycisnął mnie do nich tak mocno jak tylko mógł. Nie panował nad sobą, górę wzięło pożądanie i nic (oprócz zagrożenia czyjegoś życia) nie mogło go powstrzymać. Kontrolę przejął instynkt. Dymitr całował wkładając w to całą moc. Złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił je nad moją głową, przytrzymując jedną ręką. Jęknęłam głośno, kiedy drugą ręką przeszukiwał moje ciało. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem. Nie było tu delikatności. Miłość i pożądanie, niezaspokojone pragnienie - tylko tyle czułam, on też. Próbowałam uwolnić ręce, chcąc dotknąć ciała Dymitra, ale nie pozwolił mi na to. Zamiast tego jeszcze mocniej zacisnął palce na moich nadgarstkach.
Był napalony jak nastolatek, a mi to się podobało. Uwielbiam to, że Dymitr jest niesamowicie dojrzały, ale kochałam chwile, kiedy zachowywał się jak młody chłopak.
Czując ręce Dymitra na moim udzie, wróciłam do rzeczywistości. Tu również zacisnął palce i gwałtownie pociągnął moją nogę do góry. Owinęłam ją, wokół jego bioder, a on przesuwał po niej dłoniom coraz śmielej. Drugą ręką puścił moje ręce i zacisnął ją na moim biodrze przyciągając do siebie. Ja natomiast palce jednej dłoni wbiłam w jego kark, a drugą rękę wsunęłam pod prochowiec i wbiłam paznokcie w jego plecy. Przyciągnęłam go do siebie tak blisko jak było to możliwe. Płaszcz Dymitra przeszkadzał mi tak bardzo jak jeszcze nigdy. Ale to Dymitr szybciej zdjął moją kurtkę. Potem pomógł mi ze swoim prochowcem. Moje nogi przestały dotykać podłogi. Dymitr podniósł mnie i znów przyparł do drzwi. Owinęłam ręce wokół jego głowy. Jedna jego ręka mnie podtrzymywała, a druga wsunęła się pod moją koszulkę.
Dymitr nie wytrzymywał, był tak bardzo spragniony jak jeszcze nigdy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie zastanawiałam się na tym. Nie chciałam. Nie mogłam. Byłam zbyt blisko jego ciała...
Wargi Dymitra pieściły moją szyję, a ja poddawałam się mu, chcąc by ta chwila trwała wiecznie. Zaniósł mnie na łóżko, szybko ściągnął swoją koszulkę i położył się na mnie. Ledwo oddychałam. Nie tylko tylko przez ciężar jego ciała. Usta Dymitra chciały przesunąć się na mój dekolt, ale bluzka uniemożliwiła to zadanie. Poczułam jak ręce Rosjanina tam wędrują. Złapał za koszulkę i pociągnął mocno. Nawet nasze głośne oddechy nie zagłuszyły dźwięku rwanego materiału. Dymitr odsunął się ode mnie kawałek, tak, by móc spojrzeć na moje ciało. Doskonale wiedziałam jak działa na niego ten widok. Nie mógł oderwać wzroku. Dokładnie tak samo działa na mnie jego nagi tors. Złapałam za krawędź jego spodni i pociągnęłam. Upadł na mnie i od razu przytknął usta do mojego dekoltu. Oddychałam jeszcze głośniej, wyginając się mocno. Dymitr wykorzystał to i zsunął ze mnie podartą bluzkę. Poczułam jak jego ręce łapią za moje spodnie i rozpinają je. Sama je z siebie ściągnęłam. Przy okazji pomogłam też Dymitrowi pozbyć się jego spodni...
Nie mogłam się na niczym skupić. Na niczym poza Dymitrem. Był obiektem moich rozmyślań, westchnień, jęków rozkoszy przez cały ten czas, kiedy byliśmy tak bardzo blisko. Jego ciało, jego dotyk, on. To wszystko tak bardzo mnie pochłonęło...
Zaczynam myśleć, że ta stara wartownia, ma naprawdę ogromne znaczenie w naszym życiu. I chyba jeszcze nie raz tu powrócimy...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mega przepraszam, że tak późno, ale na prawdę nie mam czasu. Nie obiecuje następnego rozdziału w weekend, bo nie wiem kiedy będzie. Mam nadzieje, że ktoś jeszcze to przeczyta i będzie czekał, aż dodam następny. Bardzo przepraszam, za tak duże opóźnienie, ale uwierzcie mi, nie mam czasu. Naprawdę. Przepraszam i mam nadzieje, że rozdział nie był beznadziejny ;)
😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńNo nareszcie akcja na która tak długo czekałam.
❤❤❤❤❤❤WARTOWNIA!!!!!❤❤❤❤
Rozdział jest genialny! Nie mam żadnych zastrzeżeń. No o prócz jednego: rozdział jest za krótki!!!! Czekam na następny i mam nadzieję że będziesz mieć więcej czasu. Życzę masy weny. Pozdrawiam.
Jakie cudo! �� iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
OdpowiedzUsuńJa chce neeeeeeeeeeeeeeeeexxxxxxxxxxxttttttt! AAAAAAAAAA ��������
KOCHAM!!! 💖💖💖💖💖💖💖💖💖To było epickie. To... ja... Brak mi słów. Chcę więcej takich momentów. W końcu. Sam na sam. Oni są wspaniali. Nie umiem przenieść tutaj swoich uczuć, ale wiedz, że mam banana od ucha do ucha. Kocham Cię, ich, cały świat.💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖 Dziękuję za tak wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńW końcu nic im nie przerwało :) Rozdział jest super. Doskonale rozumiem brak czasu, mam nadzieję, że jednak go znajdziesz i szybko dodasz next.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LBA. Więcej informacji u mnie. http://agryfinka.blogspot.com/2016/06/lba.html
OdpowiedzUsuńMańka w końcu znalazłam Twojego bloga :-D :-D Po przeczytaniu Karingi i DayDance stwierdziłam, że twój równierz musze przecztać i powiem że jest również rewelacyjny :-) Czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńMańka nominuje Cię do LBA.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://roza-dymitr.blogspot.com
Dziękuję Kasiu 😍😍 I dziękuję za nominacje dziewczyny 😘💖
OdpowiedzUsuń