- Spokojnie, strażniczko Hathaway - odezwał się Stan. Byłam zdziwiona, że użył mojego tytułu. Nie byłam w stanie rozwiązywać tej zagadki jak Sherlock Holmes, więc po prostu uznałam, że robi to ze względu na obecność królewskiego strażnika (nie włączając mnie i Dymitra). Może chce awansować. - Królowa i lord Ozera zostali odprowadzeni do auta przez strażnika Olsena oraz Smitha i czterech strażników właściciela tego miejsca. Jest dzień, więc sześciu strażników poradzi sobie z ich ochroną.
- Pozwoliliśmy sobie na to i przyjechaliśmy tu w pomniejszonej liczbie osób, nie tylko dlatego, że jest jasno - dodał Heston. - Właściciel tego miejsca pochodzi z rodu rodziny Iwaszkow, do tego to miejsce odwiedza wiele osób także moroje, więc są tu strażnicy patrolujący teren.
Odetchnęłam z ulgą. Lissa jest bezpieczna. Nie wybaczyłabym sobie jeśli coś by jej się stało z mojej winy.
Dymitr chyba wiedział o tym już wcześniej, bo słowa Edda nie zrobiły na nim wrażenia. Zainteresował się za to moim stanem. Jedną ręką podtrzymywał mnie, a drugą położył na mojej głowie. Odsuwał kosmyki włosów, jak gdyby czegoś szukając. Ciężko było mi utrzymać otwarte oczy, więc nie mogłam nawet marzyć o natychmiastowym zrozumieniu jego intencji. Dopiero Edd odpowiedział na nieme pytanie Dymitra.
- Trzymałem jej głowę w rękach. Nie ma tam wielu ran, ewentualnie kilka zadrapań - powiedział cicho. Spojrzał na mnie niepewnie, szukając zgody na następne słowa. Skinęłam delikatnie głową. - Krew jest... z jej dłoni. Trzymała się nimi za głowę i ubrudziła się, ale to nie jest nasz największy problem.
Nie musieliśmy czekać na reakcje Dymitra. Natychmiast chwycił moją dłoń. Nadal nie znaliśmy źródła krwi. Bielikow obejrzał moją rękę i delikatnie ją odłożył. Później omiótł wzrokiem moje ciało upewniając się, że nie stało mi się nic więcej. Szczególnie zainteresował się moją kurtką. Spojrzałam na nią i.. szlag! Cała porwana. Tak samo jak bluza. Jedynie przód ubrań był nienaruszony, bo nie dotykałam nim ziemi. Czyżbym... Czy aż tak bardzo szarpałam się i tarzałam po podłożu? A może to kamienie ukryte w trawie są tak ostre?
- Strażni...
- Edd - Heston przerwał Dymitrowi. - Po prostu Edd.
Bielikow kiwnął głową.
- Edd... - zerknął na drugiego strażnika szukając podobnego pozwolenia. I zdobył je. - Stan. Czy moglibyście...?
Ja nie zrozumiałam, ale chłopaki najwyraźniej tak.
- Oczywiście - odparli szybko.
Dymitr uniósł mnie lekko, a później to strażnicy przejęli mnie w swoje ramiona. Oboje objęli mnie delikatnie w talii, zarzuciłam ręce na ich szyje. Dymitr podniósł się i otrzepał kolana.
- Tak? - usłyszałam nagle Edda. Domyśliłam się, że słyszy głos w słuchawce, tak jak pozostała dwójka. moja wypadła zapewne, kiedy rzucałam się po ziemi. - Zrozumiałem.
Krótka rozmowa.
Nie miałam możliwości słyszeć komunikatu, a nie czułam się na siłach, by cokolwiek mówić, więc posłałam im pytające spojrzenie.
- Od teraz oficjalnie nie jesteśmy już na służbie - poinformował mnie Edd. - Królowa Wasylissa i Lord Ozera pojechali ze strażnikami do akademii. Strażnik Smith uznał, że tak będzie bezpieczniej; w razie ataku ze strony Roberta, królowa będzie tam pod opieką lekarską, z zapewnioną większą ochroną.
- W porządku - mruknęłam. - Mam nadzieje, że Robert nie będzie chciał jej zaatakować.
Nikt więcej się nie odezwał.
Dymitr zdjął prochowiec i zawiesił go na drzewie, kilka metrów stąd. Prychnęłam cichym śmiechem. Nawet teraz darzy swój płaszcz ogromnym szacunkiem i nie jest w stanie upuścić go na moment na ziemię. Uśmiech z mojej twarzy znikł, kiedy idąc w naszą stronę zdjął z siebie bluzę. Obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem.
- Jeśli masz zamiar zdjąć jeszcze koszulkę i chodzić po wesołym miasteczku z nagim torsem, pozwalając kobietom ślinić się na twój widok bardziej, to chyba śnisz - burknęłam. - Nie ma mowy, żeby którakolwiek cie zobaczyła. Może i nie jestem w tej chwili w najlepszej kondycji, jednak dałabym rade skopać tyłek każdej która ośmieliłaby się wtedy na ciebie spojrzeć, więc jeśli nie chcesz małego skandalu nie waż się zdejmować koszulki.
Natychmiast pożałowałam, że się tak rozgadałam. Zaczęło mi się kręcić w głowie i byłam wdzięczna, że mężczyźni tak mocno mnie trzymali. A oni... wybuchnęli śmiechem. No tak, nie byliśmy już na służbie. Chichotali, jak dla mnie nawet zbyt, głośno. Najwyraźniej ubawiła ich moja zazdrość. Dymitr też się uśmiechnął.
- Nie zamierzam zdejmować koszulki.
- Nawet gdybyś miał taki zamiar, nie pozwoliłabym ci na to - mruknęłam.
Edd i Stan po raz kolejny parsknęli śmiechem. Dymitr podszedł, przejął mnie do mężczyzn i ściągnął moją kurtkę.
- Och, czyli masz zamiar rozebrać także mnie - szepnęłam, zachrypniętym głosem. - Szybki jesteś, Towarzyszu.
Strażnicy ryknęli śmiechem i niemal zwijali się na ziemi. Ja też parsknęłam cicho, a Dymitr uśmiechnął się trochę szerzej, ale nie skomentował mojej uwagi.
Bielikow zastanawiał się chwilę nad moją bluzą, ale zdecydował się zostawić ją na miejscu. Edd i Stan pomogli mi utrzymać równowagę, a Dymitr założył mi swoją bluzę. Była na mnie ewidentnie za duża, ale podobało mi się to. Materiał ciągnął się trochę poniżej połowy mojego uda, Rosjanin wywinął trochę rękawy. Owinięta jego cudownym zapachem poczułam się znacznie lepiej. Dymitr wyrzucił moją kurtkę do kosza i poszedł po swój prochowiec.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak cholernie zazdrosna, Hathaway - zachichotał Stan.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- Ja też sobie tego nie uświadamiałam.
Dymitr wrócił już i dopiero teraz zauważyłam jak bardzo ubrudziłam mu płaszcz. W niektórych miejscach mazała się krew, ale on zdawał się tym nie przejmować.
- Szlag!
- Nic się nie stało - zapewnił mnie Rosjanin. - Łatwo się go czyści. Poza tym mam jeszcze jeden płaszcz.
No tak. To dobrze.
Podszedł do mnie i wyciągnął kaptur ukryty w mojej bluzie. Nałożył mi go na głowę, a potem delikatnie odebrał mnie od strażników. Doceniałam troskę całej ich trójki, ale nie chciałam pokazywać swojej słabej strony. Nie lubię, kiedy ludzie traktują mnie ulgowo i nie znoszę łaski. Postanowiłam spróbować swoich sił.
- Sądzę, że dam radę iść sama. - Złapałam się ramienia Dymitra i Stana. - No... prawie sama.
Edd uśmiechnął się i pokręcił lekko głową.
- W porządku - odezwał się Dymitr. - Ale proszę, powiedz mi, jeśli coś będzie nie tak.
Chciałam obiecać, że na pewno poinformuje go, jeżeli poczuje się gorzej, ale wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Zastanawiał się nad czymś intensywnie. Strażnicy też to zauważyli, bo przypatrywali mu się uważnie.
- Rano... To znaczy przed wyjazdem kręciło ci się w głowie - przypomniał. - Bolało cię i miałaś zawroty. Wtedy.. To także była sprawka Roberta. To było ostrzeżenie przed gorszym.
Ścisnęłam jego ramię, bo nagle bardzo się spiął. Zezłościł się. Był zdenerwowany na Roberta. Próbowałam go uspokoić. Jednak miał rację. Jego teoria była zbyt prawdopodobna, by być zwykłym domysłem. To były fakty. Zastanowiłam się, czy ból głowy na kolacji także był dziełem moroja.
- Kazałeś mi poinformować kogoś, jeśli coś się stanie - wtrąciłam - i cóż, w pewnym sensie zrobiłam to.
Dymitr skinął głową, ale nie wiedziałam, co to oznaczało.
- Jednak oddzieliliście się od nas z innego powodu, prawda? - dociekał. - Chodziło o... krew na twoich dłoniach.
Zerknęłam jeszcze na Edda. Nie było sensu kłamać. Dymitr jest zbyt inteligenty. Połączył fakty, dopytał trochę i wiedział, że ma racje.
- Tak.
Bielikow przeczesał ręką włosy.
- Co się stało?
Wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Nastała nieprzyjemna cisza.
Czubkiem buta kopałam ziemie. Nie było mrozu, ale wciąż była twarda. Zastanawiałam się nad planem działania Roberta. Na początku porwał Dymitra, potem mnie. Cały czas napastuje moją głowę i sprawia, że boli i kuje niemiłosiernie. Teraz doprowadził mnie do... tego stanu. Ręce to także jego sprawka? Nie... Może... Nie wiem. Chwila, wróć. Krew zauważyłam gdy szliśmy w stronę kolejki. Nie miałam jej kiedy wychodziłam z łódki ani gdy rozmawialiśmy. Pojawiła się...
- Cholera! - syknęłam.
To stało się, kiedy byłam zazdrosna! Roztrząsałam fakt, że ja nie mogę robić nic, kiedy inni ludzie bawią się i śmieją. Zacisnęłam wtedy ręce w pięści i... szlag, rozdarłam skórę, aż tak bardzo!? Cóż..., przynajmniej wiem, że nie zrobił tego Robert. "Nie", szepnął z dumą głos w mojej głowie, "ale dokonałem czegoś innego. Czegoś jeszcze oprócz twojego małego bólu głowy"
- O czym ty do diabła mówisz? - spytałam. Wiem, że potrafię z nim rozmawiać w myślach, ale niektóre rzeczy po prostu same wypływają z moich ust.
Zignorowałam dziwne spojrzenia strażników i skupiłam się na Robercie.
"Ach ta złośliwość przedmiotów martwych"
Szlag! Krótkofalówka Dymitra! On to zrobił! Edd sprawdza krótkofalówki i wszystko działało. System tego małego urządzenia nie mógł zepsuć się od tak. ROBERT! "Słucham", zapytał bezczelnie.
- Ty popieprzony skurwysynie! - warknęłam.
To miało sens. Musiał zrobić coś, żeby móc wejść do mojego umysłu, a podejrzewam, że to działało tak, jak moja więź z Lissą. Kiedy targały nią silne emocje, łatwiej było mi wejść do jej głowy. Poranny ból głowy (a może nocny?) prawdopodobnie miał być właśnie tym mocnym atakiem, ale zdążyłam się już wtedy uspokoić po wiadomości o listach i innych rzeczach. Robert więc jakimś sposobem popsuł krótkofalówkę Dymitra, wiedząc, że będę przestraszona i zdenerwowana. Przekradł się wtedy do mojej głowy i czekał na odpowiedni moment. Znalazł go, kiedy wkroczyłam z Edd'em na tyły miasteczka (gdzie wciąż przebywamy) i zaatakował.
Robert roześmiał się i zniknął nagle. Zupełnie, jakby odciął nagle połączenia. Tak, jakby ktoś przerwał nagle rozmowę telefoniczną wciskając czerwony przycisk. "Stchórzyłeś", prychnęłam w myślach, "spodziewałam się tego."
- Rose... - zaczął delikatnie Edd. - Do kogo ty mówiłaś?
Rozejrzałam się wokół. Spostrzegłam, że coś się zmieniło. Trzymałam się ramion Hestona i Alto, a Dymitr niefortunnie stał przede mną. Ktoś mógłby pomyśleć, że to do niego skierowałam te, stosunkowo mocne, wyzwisko. Bielikow jednak nie zdawał się tego odebrać w ten sposób. Patrzył na mnie przeciągle, szukając wyjaśnienia.
- Och, to nie było do nikogo z was - tłumaczyłam pośpiesznie. - To Robert zechciał pogawędki. Przyznał się, że to on zepsuł krótkofalówkę Dymitra. To nie wszytko. - Podzieliłam się z nimi moimi rozmyślaniami.
Heston spoważniał szybko i znów stał się strażnikiem. Nie miałam mu tego za złe, jednak wolałabym, żeby żartował.On jednak wyciągnął z kieszeni telefon.
- Musimy zawiadomić bazę na Dworze o tym, co się stało - przypomniał nam. - Rober zaatakował. Może zrobić to jeszcze raz.
Niechętnie kiwnęłam głową.
- Stan - Edd zwrócił się do Alto. Nazwał go po imieniu, co było jedynym przejawem tego, że nie jest już na służbie. - Mogę ci ją zostawić.
- Oczywiście.
Heston odszedł kilka kroków i rozmawiał ze strażnikami dworskimi. Dymitr już nie patrzył na mnie. Skierował wzrok na korony, otaczających nas drzew. Wolałabym widzieć teraz jego brązowe oczy, poczuć jego zapach i smak jego ust. Bolało mnie, że się odwrócił.
Poczułam się gorzej. Zdecydowanie słabiej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, nie pomagał nawet fakt, że trzymałam się ramienia Alto.. Przed oczami skakały mi czarne i białe plamki. Zatoczyłam się i w wpadłam prosto na Stana. Zarzuciłam mu ręce na szyję, próbując utrzymać się na nogach. Mężczyzna złapał mnie w talii.
- Nie myśl sobie, że to coś znaczy - bąknęłam, na co on zachichotał rozbawiony. - Nie lecę na ciebie.
- Jednak masz słabość do starszych facetów - szepnął. Wywnioskowałam z tego, że Dymitr zwrócił na mnie uwagę i jest blisko nas. Stan uśmiechnął się szarmancko. - A ja, nie da się zaprzeczyć, jestem od ciebie starszy.
Prychnęłam, mimo osłabienia. Byłam zaskoczona, że pod maską surowego, wiecznie złego strażnika, cały czas krył się taki żartowniś. Fascynujące, jak ze szkolnych wrogów staliśmy się... kimś w stylu, może nawet przyjaciół.
- Moje kryteria nie... sięgają już twojego wieku.
Stan zaśmiał się głośno i pomógł mi stanąć prosto. Zdjęłam ręce z jego karku i złapałam się ramion. Dłonie Stana na mojej talii zostały zastąpione innymi, cieplejszymi, delikatniejszymi, bardziej czułymi. Uśmiechnęłam się błogo i oparłam o tors Dymitra. Poczułam jego oddech na szyj.
- To nie Robert, prawda? - spytał Stan.
Potrząsnęłam przecząco głową. Dymitr owinął mnie ramionami. Miałam wrażenie, że nie podobało mu się, że tak się przedrzeźniam ze strażnikiem. Czyżby był zazdrosny?
- W takim razie to przez utratę krwi - westchnął mężczyzna.
- Musimy zabrać cię do szpitala, Rose - wtrącił nagle Edd.
Przewróciłam oczami. Nie jestem aż tak pokrzywdzona.
- Nie sądzę, aby to było konieczne - powiedziałam cicho. - Umyje się, prześpię godzinę lub dwie i po kłopocie.
Cała trójka patrzyła na mnie z powątpiewaniem. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na nich jeszcze raz. Na ich ramionach, ubraniach, karkach było trochę krwi. Mojej krwi. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio. Spuściłam na chwilę głowę.
- Przepraszam, że was pobrudziłam.
Spojrzeli na siebie i towarzyszy i.. uśmiechnęli się.
- Nic się nie stało - odparł Stan.
Nie chcę jechać do szpitala, ale... chyba mają racje. Czuje się coraz gorzej, a krew dopiero przestaje wydostawać się z pod mojej skóry. Poza tym skoro nie umiem nawet ustać na własnych nogach, to jak niby wejdę pod prysznic?
- W porządku - skapitulowałam. - Pozwalam wam zabrać mnie do szpitala.
Edd kiwnął głową, a Stan znów szeroko się uśmiechnął.
- Rose? - usłyszałam głos Dymitra. - Proszę.
Na początku go nie zrozumiałam. O co prosi? Przecież już się zgodziłam na szpital. Odkręciłam twarz w jego stronę i wtedy jego zatroskane oczy wszystko mi powiedziały. Westchnęłam cicho i bezgłośnie się zgodziłam. Dymitr odkręcił mnie powoli przodem do siebie, złapał w talii i podniósł. Owinęłam go nogami w pasie, a potem poczułam jak Bielikow obejmuje mnie ciasno. Wtuliłam się w niego i uspokoiłam. Nie musiałam skupiać się na utrzymaniu równowagi, ani zbierać siły przygotowując się na ewentualne kolejne osłabienie. Odpoczywałam w ramionach seksownego Rosjanina. Odsunęłam się lekko i spojrzałam mu w oczy. Pragnęłam go pocałować, a on zdawał sobie z tego sprawę.
- Nie jesteśmy już na służbie i są tu tylko dwie osoby, nie licząc nas - argumentowałam. - To nie będzie niewłaściwe.
Nie odpowiedział. Za to... pocałował mnie. Brakowało mi teraz. Ciepła i delikatności jego warg. Smakowały cudownie. Oderwaliśmy się jednak od siebie, gdy Edd podszedł bliżej.
- Załatwiłem transport - wtrącił dumnie. Znów ułożyłam głowę na ramieniu Dymitra. - Musimy tylko wrócić na ten sam brzeg jeziora, z którego wyruszyliśmy.
Ruszyliśmy.
- Musimy przejść spory kawałek - zauważył Stan.
- Dasz radę nieść ją cały czas? - Edd zapytał Dymitra. - Możemy ci pomóc.
- Sądzę, że sobie poradzę. Ale dziękuję.
Uśmiechnęłam się. Był zazdrosny.
- Jasne. Jednak pamiętaj w razie czego, że możesz nam powiedzieć, jeśli będzie ciężko.
Poczułam jak Dymitr skinął głową.
- Nie bój się Bielikow. Nie ani ja, ani straż... Edd, nie odbierzemy ci jej - usłyszałam lekko rozbawiony głos Stana. - Nawet gdybyśmy chcieli, Rose stwierdziła, że jej kryteria...
- Nie sięgają już waszego wieku - dokończyłam za niego. - To prawda i nadal się tego trzymam. - Przekręciłam głowę i położyłam ją bokiem, z powrotem na ramieniu Dymitra. Dzięki temu mogłam zerkać na pozostałą dwójkę. Dymitr przycisnął mnie mocniej do siebie. Uniosłam lekko twarz i szepnęłam: - Lubię, gdy jesteś zazdrosny.
Niepokoi mnie stan Rose, ale te słodkie przekomarzanki są awr❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Czekam na następny i życzę weny
Zaczynam lubić Stana. Martwię się o Rose, ale te żarciki i zazdrość Dymitra mnie rozbawiły. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńAch cała Rose. Uwielbiam gdy się droczy z Dimką. Co ten Robert znowu od nich chce? Nie może im dać spokoju? Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny . dlaczego tak długo nie ma rozdziau??
OdpowiedzUsuń3 raz czytam ten rozdział i dopiero teraz zauważyłam, że nie wstawiłam komentarza :-P Więc nadrabiam moje niedopatrzenie :-)
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacja. Tutaj nigdy nie jest nudno. Tylko czemu on ją dalej tak męczy? Czekam na następny i pozdrawiam :-)
Do osoby anonimowej ;) Na kolejny musisz poczekać kilka dni. Chociaż nie wiem, czy można to tak ująć. Ani o kilka dni, ani nowy rozdział. Już za kilkadziesiąt godzin wrócę z czymś trochę innym ;) Mała niespodzianka.
OdpowiedzUsuńDo Kasi. 3 raz? Wow! Cieszę się, że ktokolwiek czyta to raz. A jeśli ty czytasz już 3 raz to dla mnie jak wielki prezent! Dziękuję
Przeczyłam wszystkie rozdziały ciągiem. Czytałam z wielką przyjemnością.Fabuła wciąga i jestem ciekawa dalszych losów Rose i Dymitra.
OdpowiedzUsuń