Z góry przepraszam, za sporą nieobecność, ale cóż... sprawy prywatne, chora byłam, dużo sprawdzianów i egzaminy próbne. Mimo, że miałam dużo pomysłów (ciągle mam) nie miałam czasu. Mam nadzieje, że teraz to się zmieni i będę aktywna częściej ;) (czyta to ktoś po próbnych? xd)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce było na szczycie nieba, kiedy wylądowaliśmy na Dworze. Nikt z nas tak naprawdę nie odpoczął. Dymitr spał zbyt krótko. Sprawnie ukrywa zmęczenie, ale nauczyłam się instynktownie go wyczuwać. Wiem, że jest zmęczony. Tak samo jak wszyscy inni strażnicy. Zakładam, że oni także mieli ciężkie godziny. Lissa z Christianem spali tylko te kilka godzin w samolocie. Jednak siedzenia nie są tak wygodne jak łóżko. Było mi żal tej dwójki. Mają zaledwie osiemnaście lat, a na ich barkach spoczywa tak wiele. Szczególnie Lissy. Osiemnastoletnia królowa w tych czasach to niezwykła sprawa zarówno dla społeczeństwa jak i niej samej. Ale jako jej strażniczka chodzę za nią krok w krok. Wiem, ile musi robić. Władza to nie tylko sława i duże możliwości. To też obowiązki i zdecydowane ograniczenie czasu prywatnego. Praca strażnika trwa przez kilka/kilkanaście godzin dziennie. Praca królowej non stop. Tu nie ma przerw. Martwię się o nią. Technicznie rzecz biorąc, spędzamy ze sobą może nawet więcej czasu niż kiedyś. A tak na prawdę prawie nie mamy dla siebie chwili. Po służbie ja też potrzebuje odpoczynku. A Lissa wciąż ma obowiązki. Nie mamy czasu na wieczorne rozmowy, czy nawet zwykłe widywanie się w chwilach wolnych. Bo takich nie ma. Kiedy Lissa ma chwile wytchnienia, ja albo regeneruje siły, albo czuwam przy niej niewidzialna, jak cień.
Zanim Ozera i Dragomirówna zeszli z pokładu, przed nimi wyszło czterech strażników. W tym Dymitr. Świeciło blade słońce, ale wiał ostry, przenikliwy wiatr. Kiedy wyszłam na zewnątrz jako jedna z ostatnich, żałowałam, że nie założyłam czegoś cieplejszego. Lodowate powietrze ostry smyrgało moje policzki. Z nieba spadał szybko śnieg. Mimo wszystko z radością powitałam Dwór. Wydaje mi się, że zadomowiłam się tu. Prawdę mówiąc nie miałam większego problemu z zaklimatyzowaniem się w mieszkaniu na Dworze. Czuję sentyment do akademii, ale nigdy nie uważałam, że to mój prawdziwy dom. Nie jestem nawet pewna czy kiedykolwiek go miałam, albo czy teraz go mam. Wiem, że czuję się znacznie lepiej, mieszkając z Dymitrem i mając Lissę bardzo blisko siebie. Żałuję, że nie możemy mieszkać we czwórkę, ale czasem, gdy dostaję nocną zmianę, pilnuję ich domu. Dzięki temu czuję, że mogę zapewnić jej większe bezpieczeństwo.
Całą gromadą skierowaliśmy się od razu do pałacu. Czekała tam już na Lissę kolejna grupa strażników. Dokonaliśmy ostatnich formalności, powierzyliśmy opiekę nad podopiecznymi innym i mogliśmy wrócić do siebie.
Nie wszyscy.
W samolocie powiedziano nam jedynie, że plany dotyczące misji trochę się zmieniły. Ja miałam zgłosić się razem z Hansem do biura głównego. Dowiedziałam się też, że idę na krótszą wersję narady. Nie znałam jej celu, ale w głosie Crofta wychwyciłam powagę, co znaczy, że nie należy ignorować rozmowy, która się odbędzie.
Dymitr poszedł w tym czasie do naszego mieszkania. Wiedziałam, że wolałaby iść ze mną, ale Hans dał nam do zrozumienia, że chodzi tylko o mnie. Przez moment miałam nadzieję, że jednak zostałam przeniesiona do oddziału, w którym jest Dymitr. Widziałam też malutką iskierkę w oczach Dymitra. Ale zarówno jego, jak i moja nadzieja, była żmudna i oboje o tym wiedzieliśmy.
Dymitr poszedł w tym czasie do naszego mieszkania. Wiedziałam, że wolałaby iść ze mną, ale Hans dał nam do zrozumienia, że chodzi tylko o mnie. Przez moment miałam nadzieję, że jednak zostałam przeniesiona do oddziału, w którym jest Dymitr. Widziałam też malutką iskierkę w oczach Dymitra. Ale zarówno jego, jak i moja nadzieja, była żmudna i oboje o tym wiedzieliśmy.
W małej sali na końcu długiego korytarza czekało na nas kilku ważnych członków rady. Nie miałam pojęcia o co może chodzić, ale kiwnęłam szybko głową i usiadłam na jednym z wolnych miejsc. Hans zrobił to samo. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Przez głowę przemknęło mi pytanie, co zrobiłam tym razem. Croft zabrał głos.
- Tak jak mówiłem, przyprowadziłem strażniczkę Hathaway. Możemy więc rozpocząć dyskusję nad jej udziałem w misji.
- Chcecie mnie wyrzucić z misji? - palnęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
W oczach Hansa dostrzegłam upomnienie. Rada za to wyglądała na niewzruszoną. Nie cierpię tych masek obojętności, chociaż sama muszę już używać swojej.
- Strażniczko Hathaway - zaczęła Michelle. Jest jedną z najbardziej szanowanych strażniczek na Dworze. Niekoniecznie ją lubię, ale na pewno darzę szacunkiem. - Chodzi zarówno o przebieg misji jak i pani zdrowie. Nasze zdania są podzielone. Część sądzi, że powinna pani zostać na Dworze blisko osób mogących udzielić pani pomocy w razie kolejnego... ataku mentalnego. Pozostali zaś uważają, że mimo wszystko powinna pani jechać. Dzisiaj w pani obecności będziemy głosować. Najpierw jednak chcielibyśmy poznać pani stanowisko w tej sprawie.
Moje? Och. Problem w tym, że nie mam pojęcia co o tym sądzić. Chcę, bardzo chcę pojechać na misję do Londynu. Chcę się przydać i pokazać co potrafię. Ale... uświadomiłam sobie, że jeśli bym pojechała stracę na rok Lissę i Dymitra. Zostając, zatrzymam przyjaciółkę. W Londynie pomogłabym unicestwić wielką, groźną bandę strzyg. Na Dworze będę miała pewność, że Lissa jest bezpieczna. Mimo wszystko, jeśli wyjadę Lissa i tak będzie miała doskonałą ochronę. Wierzę w zdolności innych strażników i jestem pewna, że byliby gotowi oddać za nią życie. Nie mogę nic zrobić w sprawie Dymitra. Z nim i tak będę musiała się pożegnać na te miesiące.
Zdusiłam w sobie tę myśl. Chyba wiedziałam już jaką decyzję podjęłam. Ale w porę uświadomiłam sobie, że główne władzę, niezależnie od tego czy są dampirami czy morojami czy ludźmi, lubią słyszeć to, co chcą. Wtedy stają się milsi. Więc lepiej ulec i być posłuszną. Sporo się nauczyłam dzięki służbie i naradach.
- Chcę być tam, gdzie będę bardziej przydatna.
Kątem oka zerknęłam na Hansa. W jego oczach błysnęła aprobata. Ja sama też zdziwiłam się, jak wiele mam w sobie pokory i opanowania.
Członków rady także ucieszyła moja odpowiedź. Zerknęli na siebie i kiwnęli bardzo delikatnie głowami.
- Nie będziemy tracić czasu na szczegółowe omawiania wszystkich za i przeciw, skoro zrobiliśmy to wczoraj. - W ten subtelny sposób, kobieta dała mi do zrozumienia, że tak na prawdę niewiele tu zależy ode mnie. Zaczęłam też dostrzegać podobieństwa naszych władz do członków rady królewskiej - morojów. - Zacznijmy od razu głosowanie. Jest nas dziesięcioro, razem ze strażnikiem Croftem. Nie wliczam w to pani, strażniczko Hathaway. Żeby decyzja zapadła, w górę podnieść musi co najmniej siedmiu członków rady.
- W takim razie.. - westchnął Hans. - Kto głosuje, by strażniczka Hathaway została na Dworze
Bałam się ich decyzji. Bałam się tego co ma nastąpić. Wstrzymałam oddech. Pierwsze sekundy dłużyły się jak lata. Nikt nie podnosił ręki. Zaczęłam tracić nadzieję, mimo iż zdawałam sobie sprawę, że oni dopiero usłyszeli pytanie. W końcu pierwsza dłoń powędrowała ku górze. Hans. Za nią kolejna. Później następna i jeszcze jedna. W pośpiechu zaczęłam je liczyć. Osiem. Osiem osób, tak jak ja, chciało, bym została przy Lissie, na Dworze. Kiedy zorientowałam się, że jest po wszystkim, miałam ochotę ich uściskać.
- A więc postanowione - odezwała się Michelle. - Strażniku Corft, mógłby pan?
Podała mu stos złączonych ze sobą kartek. Hans obrócił je, podpisał i wstał. Zerknął wymownie na mnie, a potem na pozostałych strażników. Wstaliśmy posłusznie.
- Jako przewodniczący rady strażników, oficjalnie oświadczam, że strażniczka Rosemarie Hathaway za sprawą nagłego głosowania opisanego w tym raporcie, z przyczyn niejako zdrowotnych zostaje zwolniona z udziału w międzynarodowej misji. W zamian zostaje na Dworze, by wiernie strzec wrót pałacu królewskiego oraz samej królowej - Wasylisy Dragomir. W związku z tym, że strażniczka Hathaway jest ofiarom niebezpiecznego, nieokiełznanego moroja, brata jednego z niebezpiecznych więźniów, który może też zagrażać naszej władczyni, rada strażników zobowiązuje się do zapewnienia strażniczce opieki medycznej, by w razie potrzeby szybko udzielić pomoc. - Hans skończył oficjalny wyrok, ale spojrzał na mnie. Powinnam wiedzieć, co zrobić w takiej sytuacji. Uczono mnie tego. Jednak w głowie miałam w tej chwili pustkę. - Strażniczko Hathaway, proszę, by pani dodała kilka zdań od siebie.
Przełknęłam głośno ślinę. Miałam nadzieje, że nikt tego nie usłyszał. Byłam zaskoczona, że kilka osób może wywołać u mnie taką niepewność. Zwykle byłam gotowa prawie na wszystko. Teraz, częściej zastanawiam się, co należy powiedzieć. W tej chwili, jednak, nawet gdybym była taka jak kiedyś, nie miałabym zielonego pojęcia co powiedzieć. Milczałam chwilę.
- Jako strażniczka królewska, mimo pewnego rodzaju problemów, niezależnych ode mnie, przysięgam, że nadal będę wiernie służyć królowej i wciąż jestem i będę gotowa bez wahania poświęcić za nią swoje życie.
Dziesięcioro, zebranych tu członków rady, jednocześnie kiwnęło dostojnie głowami. Strażnik Corft podał mi plik dokumentów i pokazał w którym miejscu podpisać. Drżącymi rękoma, nabazgrałam swoje imię i nazwisko. To zadziwiające, że rzeczy tak ważne, dla strażników, spisywane w raportach i dokumentach, odbywają się w obecności kilkunastu osób. Nie mówię tu konkretnie o sobie, ale o wszystkich decyzjach międzynarodowych. Fakt, zarówno my jak i moroje zwołujemy duże posiedzenia, by omówić pewne sprawy. Lecz różnica polega na tym, że gdyby trzeba było podjąć nagłą decyzję dotyczącą i tak na sali w pałacu, zasiedliby wszyscy członkowie rady. My w nagłych decyzjach ograniczamy się do malej sali i kilku najwalniejszych osób dowodzących strażnikami. Jednak, nasza decyzja i tak zostaje przedstawiona królowej. W razie gwałtownego i uzasadnionego jej sprzeciwu, bylibyśmy zmuszeni unieważnić nasze dokumenty. To jest moim zdaniem błąd w prawie. Moroje nie mają pojęcia o walce, strategii, czy czymkolwiek z tym związanym. Tymczasem wystarczy, że jedna władcy nie spodoba się jedna rzecz, a trzeba zmieniać cały nasz plan. Będę musiała wspomnieć o tym kiedyś Lissie.
Oddałam dokumenty Hansowi. Wszystko wróciło do normy. Poczułam się spokojniej. W środku wyczułam też radość. Odzyskałam już jedną osobę. Odzyskałam Lissę. Postaram się też zrobić coś w sprawie Dymitra. Nie chodzi o to, że chce zapobiec jego wyjazdowi. Wiem, że musi to zrobić dla naszego dobra, mimo, że wcale nie chcę mu na to pozwalać. Ale spróbuje załatwić możliwość kontaktu. Mam nadzieje, że to nie będzie trudne... W ostateczności mogę też skorzystać z usług własnego ojca.
Członków rady także ucieszyła moja odpowiedź. Zerknęli na siebie i kiwnęli bardzo delikatnie głowami.
- Nie będziemy tracić czasu na szczegółowe omawiania wszystkich za i przeciw, skoro zrobiliśmy to wczoraj. - W ten subtelny sposób, kobieta dała mi do zrozumienia, że tak na prawdę niewiele tu zależy ode mnie. Zaczęłam też dostrzegać podobieństwa naszych władz do członków rady królewskiej - morojów. - Zacznijmy od razu głosowanie. Jest nas dziesięcioro, razem ze strażnikiem Croftem. Nie wliczam w to pani, strażniczko Hathaway. Żeby decyzja zapadła, w górę podnieść musi co najmniej siedmiu członków rady.
- W takim razie.. - westchnął Hans. - Kto głosuje, by strażniczka Hathaway została na Dworze
Bałam się ich decyzji. Bałam się tego co ma nastąpić. Wstrzymałam oddech. Pierwsze sekundy dłużyły się jak lata. Nikt nie podnosił ręki. Zaczęłam tracić nadzieję, mimo iż zdawałam sobie sprawę, że oni dopiero usłyszeli pytanie. W końcu pierwsza dłoń powędrowała ku górze. Hans. Za nią kolejna. Później następna i jeszcze jedna. W pośpiechu zaczęłam je liczyć. Osiem. Osiem osób, tak jak ja, chciało, bym została przy Lissie, na Dworze. Kiedy zorientowałam się, że jest po wszystkim, miałam ochotę ich uściskać.
- A więc postanowione - odezwała się Michelle. - Strażniku Corft, mógłby pan?
Podała mu stos złączonych ze sobą kartek. Hans obrócił je, podpisał i wstał. Zerknął wymownie na mnie, a potem na pozostałych strażników. Wstaliśmy posłusznie.
- Jako przewodniczący rady strażników, oficjalnie oświadczam, że strażniczka Rosemarie Hathaway za sprawą nagłego głosowania opisanego w tym raporcie, z przyczyn niejako zdrowotnych zostaje zwolniona z udziału w międzynarodowej misji. W zamian zostaje na Dworze, by wiernie strzec wrót pałacu królewskiego oraz samej królowej - Wasylisy Dragomir. W związku z tym, że strażniczka Hathaway jest ofiarom niebezpiecznego, nieokiełznanego moroja, brata jednego z niebezpiecznych więźniów, który może też zagrażać naszej władczyni, rada strażników zobowiązuje się do zapewnienia strażniczce opieki medycznej, by w razie potrzeby szybko udzielić pomoc. - Hans skończył oficjalny wyrok, ale spojrzał na mnie. Powinnam wiedzieć, co zrobić w takiej sytuacji. Uczono mnie tego. Jednak w głowie miałam w tej chwili pustkę. - Strażniczko Hathaway, proszę, by pani dodała kilka zdań od siebie.
Przełknęłam głośno ślinę. Miałam nadzieje, że nikt tego nie usłyszał. Byłam zaskoczona, że kilka osób może wywołać u mnie taką niepewność. Zwykle byłam gotowa prawie na wszystko. Teraz, częściej zastanawiam się, co należy powiedzieć. W tej chwili, jednak, nawet gdybym była taka jak kiedyś, nie miałabym zielonego pojęcia co powiedzieć. Milczałam chwilę.
- Jako strażniczka królewska, mimo pewnego rodzaju problemów, niezależnych ode mnie, przysięgam, że nadal będę wiernie służyć królowej i wciąż jestem i będę gotowa bez wahania poświęcić za nią swoje życie.
Dziesięcioro, zebranych tu członków rady, jednocześnie kiwnęło dostojnie głowami. Strażnik Corft podał mi plik dokumentów i pokazał w którym miejscu podpisać. Drżącymi rękoma, nabazgrałam swoje imię i nazwisko. To zadziwiające, że rzeczy tak ważne, dla strażników, spisywane w raportach i dokumentach, odbywają się w obecności kilkunastu osób. Nie mówię tu konkretnie o sobie, ale o wszystkich decyzjach międzynarodowych. Fakt, zarówno my jak i moroje zwołujemy duże posiedzenia, by omówić pewne sprawy. Lecz różnica polega na tym, że gdyby trzeba było podjąć nagłą decyzję dotyczącą i tak na sali w pałacu, zasiedliby wszyscy członkowie rady. My w nagłych decyzjach ograniczamy się do malej sali i kilku najwalniejszych osób dowodzących strażnikami. Jednak, nasza decyzja i tak zostaje przedstawiona królowej. W razie gwałtownego i uzasadnionego jej sprzeciwu, bylibyśmy zmuszeni unieważnić nasze dokumenty. To jest moim zdaniem błąd w prawie. Moroje nie mają pojęcia o walce, strategii, czy czymkolwiek z tym związanym. Tymczasem wystarczy, że jedna władcy nie spodoba się jedna rzecz, a trzeba zmieniać cały nasz plan. Będę musiała wspomnieć o tym kiedyś Lissie.
Oddałam dokumenty Hansowi. Wszystko wróciło do normy. Poczułam się spokojniej. W środku wyczułam też radość. Odzyskałam już jedną osobę. Odzyskałam Lissę. Postaram się też zrobić coś w sprawie Dymitra. Nie chodzi o to, że chce zapobiec jego wyjazdowi. Wiem, że musi to zrobić dla naszego dobra, mimo, że wcale nie chcę mu na to pozwalać. Ale spróbuje załatwić możliwość kontaktu. Mam nadzieje, że to nie będzie trudne... W ostateczności mogę też skorzystać z usług własnego ojca.
Ja i Croft wyszliśmy na zewnątrz budynku biura. Miałam już wracać, ale mężczyzna powstrzymał mnie. Patrzył na mnie na chwilę z niepewnością.
- Nie jestem pewien twojej opinii w tej kwestii, ale zrobiliśmy to dla twojego dobra, nie po to, by cię upokorzyć.
Rzeczywiście, ich decyzję mogłam zrozumieć, jako brak zaufania do mnie lub ignorowanie moich umiejętności. Nawet jeśli by tak było, nie interesowało mnie to. W głowie miałam tylko myśl o Lissie. Nie stracę jej na ten rok. Nadal będziemy razem. Będę mogła osobiście jej strzec.
- Rozumiem - odparłam łagodnie. - Cieszę się z tego, że zostaję. Sama tego chciałam. Ale czy nie boicie się, że Robert zaatakuje kiedy będę na służbie?
Prawdę mówiąc to były moje własne obawy, ale musiałam jakoś z niego wyciągnąć informacje o Robercie, które kazali zataić przede mną.
- Nie powinnaś się tym martwić - odparł wymijająco,
Zrobiłam krok w jego stronę. Poczułam tę niesamowitą pewność siebie. Kochałam to uczucie.
- Tak? Dobrze. W takim razie uspokój mnie. Powiedz, jak zamierzacie ochronić mnie przed nim? Co zrobiliście? Gdzie jest Robert, skoro jesteś taki pewny siebie?
Strażnik cofnął się nieznacznie.
- Nie wiemy.
- To raczej ja tego nie wiem - warknęłam. - Dlaczego nie chcecie mojej pomocy?! Znam plany Roberta! Mogę przewidzieć jego posunięcia. Mogę wam doradzić w sprawie jego kolejnych ruchów! Przecież nie robię tego dla siebie! Chcę tylko bezpieczeństwa innych! Tak jak wy pragnę chronić królową! Więc w czym problem?
Hans rozejrzał się niespokojnie wokół. Miałam gdzieś, czy ktoś usłyszy naszą rozmowę. Żądałam tylko wyjaśnień.
- Zdecydowanie wdałaś się w ojca - mruknął niedbale. Zanim zdążyłam się wtrącić, kontynuował. - Posłuchaj, Rose. Chcemy jak najlepiej dla królowej i ciebie. Dlatego stwierdziliśmy, że nie należy bez potrzeby angażować cię w misję. Jednak... nie przypuszczaliśmy, że możesz tak dokładnie znać jego plany. Powiem o tym na najbliższym spotkaniu, ale wątpię czy to coś zmieni. Wydobyliśmy z ciebie wszystko, czego dotychczas potrzebowaliśmy. Jedno na razie jest pewne - nie będziesz brała póki co w żadnych akcjach w terenie. Ani tych dotyczących Roberta, ani żadnych innych. Rozważamy też podarowanie ci kilku dni wolnych, abyś mogła zregenerować siły. Potem nie będzie łatwo.
To brzmiało jak zapowiedź czegoś znacznie gorszego. Przeraziłam się.
- Co masz na myśli?
Hans westchnął ciężko i przeczesał ręką włosy.
- Już i tak za dużo ci powiedziałem - zakończył naszą rozmowę. - Powiedz Dymitrowi, że wylatuje w środku ludzkiej nocy. Lepiej wracaj do niego, bo macie dla siebie niecałe pół dnia. Potem oddajesz go na rok.
Zdenerwował mnie. Zachowywał się chamsko. Czasami jak gdyby był moim śmiertelnym wrogiem. Niemal widziałam, jak cieszył się, że Dymitr wyjeżdża beze mnie. Zacisnęłam ręce w pięści i zbliżyłam się do niego. Nagle nabrał ostrożności. Napiął szczękę i czekał.
- Wiem o tym - warknęłam przez zaciśnięte zęby. - Doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wy też to zrozumiecie już po tygodniu. Nikt nie będzie już mnie uspokajał na spotkaniach i nie będzie starał się, by plotki morojek do mnie nie docierały. Zobaczymy co zrobicie wtedy. Nie radziłabym ci, cieszyć się z cudzego nieszczęścia.
Odwróciłam się gwałtownie i odeszłam.
- To raczej ja tego nie wiem - warknęłam. - Dlaczego nie chcecie mojej pomocy?! Znam plany Roberta! Mogę przewidzieć jego posunięcia. Mogę wam doradzić w sprawie jego kolejnych ruchów! Przecież nie robię tego dla siebie! Chcę tylko bezpieczeństwa innych! Tak jak wy pragnę chronić królową! Więc w czym problem?
Hans rozejrzał się niespokojnie wokół. Miałam gdzieś, czy ktoś usłyszy naszą rozmowę. Żądałam tylko wyjaśnień.
- Zdecydowanie wdałaś się w ojca - mruknął niedbale. Zanim zdążyłam się wtrącić, kontynuował. - Posłuchaj, Rose. Chcemy jak najlepiej dla królowej i ciebie. Dlatego stwierdziliśmy, że nie należy bez potrzeby angażować cię w misję. Jednak... nie przypuszczaliśmy, że możesz tak dokładnie znać jego plany. Powiem o tym na najbliższym spotkaniu, ale wątpię czy to coś zmieni. Wydobyliśmy z ciebie wszystko, czego dotychczas potrzebowaliśmy. Jedno na razie jest pewne - nie będziesz brała póki co w żadnych akcjach w terenie. Ani tych dotyczących Roberta, ani żadnych innych. Rozważamy też podarowanie ci kilku dni wolnych, abyś mogła zregenerować siły. Potem nie będzie łatwo.
To brzmiało jak zapowiedź czegoś znacznie gorszego. Przeraziłam się.
- Co masz na myśli?
Hans westchnął ciężko i przeczesał ręką włosy.
- Już i tak za dużo ci powiedziałem - zakończył naszą rozmowę. - Powiedz Dymitrowi, że wylatuje w środku ludzkiej nocy. Lepiej wracaj do niego, bo macie dla siebie niecałe pół dnia. Potem oddajesz go na rok.
Zdenerwował mnie. Zachowywał się chamsko. Czasami jak gdyby był moim śmiertelnym wrogiem. Niemal widziałam, jak cieszył się, że Dymitr wyjeżdża beze mnie. Zacisnęłam ręce w pięści i zbliżyłam się do niego. Nagle nabrał ostrożności. Napiął szczękę i czekał.
- Wiem o tym - warknęłam przez zaciśnięte zęby. - Doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wy też to zrozumiecie już po tygodniu. Nikt nie będzie już mnie uspokajał na spotkaniach i nie będzie starał się, by plotki morojek do mnie nie docierały. Zobaczymy co zrobicie wtedy. Nie radziłabym ci, cieszyć się z cudzego nieszczęścia.
Odwróciłam się gwałtownie i odeszłam.