sobota, 24 grudnia 2016

Rozdział 68

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     - Co?! - warknęłam, otwierając drzwi. Kiedy zobaczyłam kto za nimi stał zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Zacisnęłam mocniej zęby.
     Abe stał oparty o framugę, z rękoma założonymi na piersi. Miał czarne spodnie i marynarkę, błękitną koszulę i mocny, wyraźnie odznaczający się od reszty krawat. Jego uszy zdobiło kilka kolczyków. Cóż, i tak wyglądał przyzwoicie. Irytował mnie jego durny uśmieszek przyklejony do twarzy. Był z siebie wyraźnie zadowolony i sądzę, że doskonale wiedział, co robiliśmy.
     - Liczyłem na milsze powitanie - przyznał.
     Nie czekając na zaproszenie, minął mnie i wszedł do środka. Zdenerwowana zatrzasnęłam głośno drzwi. Widziałam, że drgnął. Dymitr rozsunął grube zasłony, wpuszczając trochę więcej światła. Potem przywitał się z moim ojcem, bez jakichkolwiek oznak wrogości. Bielikow zawsze jest spokojny i życzliwy. Jest zbyt dobry dla tego świata i ludzi. Dzięki jego nastawieniu, moja złość się zmniejszyła.
     - Po co przyszedłeś? - westchnęłam, patrząc na Abe'a.
     - Pożegnać się. Wyjeżdżam za kilka godzin.
     Nadal byłam trochę wkurzona, ale zrobiło mi się trochę głupio. Byłam chamska, a Staruszek chciał nas tylko zobaczyć przed wyjazdem. Złagodniałam.
     - Gdzie jedziesz? - zapytałam.
     - Tam gdzie Bielikow. Tyle, że... - przerwał na moment. - Nastąpiła mała zmiana planów.
     Zaniepokoiłam się. Cała złość uleciała ze mnie, a potem wróciła ze potrójną siłą, kiedy usłyszałam odpowiedź.
     - Dymitr... lecisz do Londynu.
     Prawdę mówiąc, ta informacja nie powinna nic zmienić. Czy tak, czy tak, Dymitr wyjeżdża na co najmniej kilka miesięcy. Czy tak, czy tak nie będziemy mogli się skontaktować dopóki któreś z nas tego nie załatwi, o ile w ogóle nam się uda. A jednak to co powiedział Abe zmieniło wiele. Najpierw Hans, teraz to. Nie zapanowałam nad swoim zachowaniem. Uderzyłam pięścią w ścianę. Nie przewidziałam, że mogę mieć tak dużą siłę. Poczułam okropny ból w prawej dłoni, szczególnie na kostkach, ale zignorowałam go, tak samo jak zdziwione spojrzenia mężczyzn. Nie odezwałam się ani słowem. Po prostu kiedy w moich oczach pojawiły się łzy, poszłam do kuchni. Bezsilnie oparłam się o blat i bez większego zastanowienia pozwoliłam kilku łzom wypłynąć. Czułam jakby cały świat powoli obracał się przeciw mnie, co właściwie było absurdalne. Zamknęłam oczy, zagryzłam policzki od wewnątrz i mocno złapałam za krańce blatu. Prawa ręka nadal mnie bolała, ale jakoś nie umiałam się na tym skupić.
     Dlaczego Dymitr musi jechać?!
     - Szlag! - wrzasnęłam. Nie wiem dlaczego. Prawdopodobnie z bezsilności.
     Nie sądziłam, że tak silnie związałam się z Dymitrem. Kocham go, to pewne, jednak... Teraz nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez niego. Tak samo jak muszę widzieć lub słyszeć Lissę tak muszę widzieć lub słyszeć Dymitra. To egoistyczne, ale jest mi potrzebny. Bez niego... Nie mam pojęcia jak to będzie.
     Usłyszałam kroki, ale nie odkręciłam się. Byłam pewna, że to Dymitr i Abe. Potwierdziły to ramiona Rosjanina, które nagle dostały się do mojego ciała. Odwróciłam się gwałtownie i wcisnęłam w niego z taką siłą, że musiał dać dwa kroki do tyłu. Skuliłam się jak dziecko i czekałam na jego ruch. Objął mnie najpierw, a później pocałował w czoło. Nie silił się, by coś powiedzieć, bo pewnie sam nie wiedział, co byłoby odpowiednie. Po prostu trzymał mnie przy sobie i obydwojgu nam to wystarczało. Czułam towarzystwo Abe'a i, mimo, że powinnam się z nim pożegnać, nie miałam ochoty o tym myśleć. Rosjanin znów przycisnął swoje usta do mojej głowy. Wcześniej sądziłam, że... jego wyjazd jest w imię dobra, że jest słuszny, ale powoli tracę tą wiarę. Dlaczego coś ma być słuszne, skoro obydwoje przez to cierpimy? Bo jest w imię wyższej sprawy? Czasem wątpię w tą "wyższą sprawę". Chyba gdzieś w podświadomości zdawałam sobie sprawę, że nie myślę jasno, ale ignorowałam ją.
     - Nie chcę - powtarzałam zawzięcie, kręcąc głową.
     Czułam jak Dymitr mnie gdzieś prowadzi. Abe szedł za nami. Otworzyłam szybko oczy, kiedy na kilka sekund straciłam kontakt z piersią Rosjanina. Usiadł na kanapie, a później pociągnął mnie na swoje kolana. Kiedy opadałam, kątem oka zobaczyłam, że Abe usiadł obok nas. Zmusiłam Rosjanina, żeby oparł się, a potem położyłam głowę na jego torsie. Dłonią głaskałam jego brzuch. Dymitr w pewnym momencie spiął się. Zerknęłam na niego zaniepokojona, ale on patrzył niżej. Szlag. Patrzył się na moją dłoń. Starałam się ją schować, ale było za późno. Złapał ją i skrzywił się, widząc, że nie chcę i nie bardzo mogę ją rozprostować.
     Usłyszałam westchnięcie Staruszka.
     - Macie apteczkę?
     - W kuchni - odpowiedział Dymitr. - W górnej szafce.
     Abe już po chwili wrócił a paczką w rękach, którą podał Dymitrowi. Bielikow delikatnie posadził mnie między siebie, a mojego ojca i zabrał się za moją dłoń.. Przemył ją i opatrzył. Ale poczułam delikatność jego smukłych palców dopiero, kiedy zaczął bandażować mi rękę. Powróciły wspomnienia, ale skupiłam się na teraźniejszości, nie chcąc tracić ani chwili z nim. Czułam bandaż, ale jego skóra była tym, co mnie pochłonęło. Miałam zamknięte oczy i mimo wszystko nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Dymitr był tak niezwykle delikatnie, tak opiekuńczy i troskliwy... Byłam pewna, że to uczucie będzie powracało, kiedy będzie mi go brakować najbardziej - uczucie jego skóry ostrożnie dotykającej mojej, jego palców powoli sunących po moim nadgarstku.
     - Nie wiedziałem, że tak bardzo na nią działasz - usłyszałam Abe'a. Zwracał się do Dymitra, jakby mnie tu nie było.
     Otworzyłam oczy, uśmiechając się jeszcze szerzej.
     - Nigdy nie będziesz wiedział, jak wielki ma na mnie wpływ, Staruszku - mruknęłam i przekręciłam głowę w stronę Dymitra. Nie patrzył na mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Uśmiechał się lekko, tak jak ja. Kiedy tylko skończył opatrywać moją dłoń, oparłam się o niego, nie wyciągając dłoni z jego uścisku; ani on nie próbował zabrać swojej. Drugim ramieniem owinął mnie i położył dłoń na moim brzuchu.
     - Przepraszam - mruknął Abe. Zerknęłam na niego. Wydawał się zmieszany. Zdawało się, że rzadko kogokolwiek przeprasza. - Nie powinienem tego mówić.
     - Przeciwnie - wtrąciłam. - Dobrze zrobiłeś. Bardziej zdenerwowałabym się gdybym dowiedziała się później.
     Ojciec kiwnął głową. Chyba niepewny, co teraz zrobić, milczał i patrzył się przenikliwie na mnie i Dymitra. Dostrzegłam, że jego wzrok kierował się głównie na nasze ręce. Zastanawiałam się, czy myśli teraz jak zwykły ojciec. Może zastanawia się czy jestem szczęśliwa. A może kiedyś on i moja mama wyglądali podobnie do nas - szczęśliwi, zakochani - a on teraz za tym tęskni lub wspomina. Nie miałam pojęcia co kryje się teraz w jego głowie, ale byłam pewna, że ten człowiek jest znacznie bardziej wrażliwy niż wszyscy myślimy. Jego oczy na to wskazywały.
     - Więc... - usłyszałam cichy głos Dymitra. Był słodki i uspokajający, ale poczułam się senna. - Po co jedzie pan z nami do Londynu?
     Abe westchnął.
     - Jakiś czas temu nastąpiło kilka nieporozumień i muszę je wyjaśnić.
     Przymknęłam oczy i wygodniej oparłam się plecami o tor Dymitra. Był przyjemnie ciepły. Byłam zmęczona tym wszystkim i, choć wiedziałam, że Dymitr musi czuć się jeszcze gorzej, nie mogłam oderwać swojego ciała od Rosjanina. Nie miałam nawet siły zastanawiać się nad interesami Abe'a.
     - Na ile wyjeżdżasz? - spytałam ciekawa.
     - Do Europy na dwa tygodnie - odparł ojciec. - Ale potem jadę jeszcze do Rosji, a kiedy wrócę do Ameryki, nie przyjadę od razu na Dwór. Zobaczymy się pewnie za trzy miesiące.
     O dziwo poczułam się... dziwnie. Kiwnęłam głową, starając się nie okazywać uczuć, których sama nie rozumiałam.
     - Pójdę już - mruknął Abe. Otworzyłam oczy, kiedy wstał. - Zobaczymy się jeszcze przed samym wylotem.
     Staruszek odkręcił się i już szedł ku drzwiom, kiedy nagle zatrzymał się. Stał w miejscu, jakby nad czymś myślał, a potem gwałtownie odkręcił się i ruszył w naszą stronę. Niepewnie pochylił się nade mną, nie zważając na Rosjanina, i przycisnął usta do mojego czoła. To było dla mnie coś kompletnie nowego. Do tej pory tylko Dymitr to robił. Na początku spięłam się, ale z każdą częścią sekund odprężałam się coraz bardziej. Przymknęłam automatycznie oczy i... uspokajałam się. Ibrahim Mazur był niebezpiecznym mafiozem, groźnym mężczyzną, może nawet szaleńcem, ale miał też dobre cechy, a nawet, jak się okazuję, bardzo dobre. Poczułam coś czego nigdy nie czułam. Zaczynałam mieć nadzieję, że może kiedyś uda nam się stworzyć w miarę normalną rodzinę. Że moja matka i ojciec zaczną być szczęśliwi jak kiedyś i że może zainteresują się mną. Że może zacznę być jakąś częścią ich życia. Nie byłam gotowa na słowa "Kocham cię" kierowane do nich lub do mnie, ale domyśliłam się, że na to być może kiedyś przyjdzie czas. Jedynym na co sobie pozwoliłam było złapanie jego przedramienia. Chciałam przekazać mu choć trochę mojej nadziei i chyba się udało. Kiedy jedna z moich dłoni dotykała ojca, a druga Dymitra, czułam się dobrze, bardzo dobrze. Może i byłam głupia, jak mała dziewczynka myśląc, że kiedyś będzie normalnie, ale nie zamierzałam przestać.
     Abe odsunął się w końcu. Posłał mi ostatnie spojrzenie i wyszedł bez słowa. To wszystko co tu się stało przed chwilą jeszcze nie do końca do mnie docierało. Jeszcze długo patrzyłam się w miejsce, gdzie zniknął Abe. Zaskoczył mnie. Ten człowiek zadziwia mnie na każdym kroku.
     Otrząsnęłam się, kiedy Dymitr sięgnął po koc. Położył się, ciągnąc mnie a siebie, objął mocno i okrył nas. Położyłam się obok mężczyzny, przekręciłam na bok i przytuliłam do niego. On wyciągnął telefon i wybrał do kogoś numer. Przystawił komórkę do ucha i czekał.
     - Do kogo dzwonisz?
     - Do Karoliny. Zapomniałem przekazać jej pozdrowienia od tego lekarza.
     Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak Bielikow skrzywił się na wspomnienie Willa. Martwił się o nią.
     Siostra Dymitra odebrała już po chwili. Rozmawiali ze sobą dłuższy czas, ale po rosyjsku, więc nie rozumiałam co mówią. Jednak nie interesowało mnie samo znaczenie słów. Chodziło mi tylko o to, że słyszę jak Dymitr rozmawia w jego ojczystym języku. Słyszę jego prawdziwy głos. Od zawsze uważałam, że to jak mówi po rosyjsku jest lepsze od wszystkich innych głosów. To po prostu piękne.
     Gdy skończyli, Rosjanin przycisnął mnie bardziej do siebie. Położyłam dłoń na jego policzku i pogłaskałam go kciukiem.
     - Idź spać - szepnęłam, - Musisz być wypoczęty przed misją, a samoloty nie są zbyt wygodne. Teraz wprawdzie każę ci ściskać się na małym kawałku kanapy, który ci zostawiłam, ale sądzę, że warunki i tak są lepsze niż w samolocie.
     Trochę przesadziłam, bo w rzeczywistości Dymitr miał sporo miejsca, ale nie o to teraz chodziło.
     - Uwierz mi, nie mógłbym mieć lepszego miejsca do spania.
     Doskonale zdawałam sobie sprawę, że miał na myśli fakt, że leżę koło niego, a nie samą kanapę. Zsunęłam dłoń na jego brzuch, a on nakrył ją swoją ręką. Chłonęłam tą chwilę całą sobą, wiedząc, że zostało nam zaledwie dziesięć godzin. Później rozstaniemy się na całe długie miesiące.
     - Zaśnijmy - poprosiłam cichutko. - Ten ostatni raz zaśnijmy obok siebie.
     - To nie będzie ostatni raz - odpowiedział pewnie, a ja zrozumiałam, że mogło to zabrzmieć jakbym z góry skazywała go na śmierć.
     - Ostatni raz w tym roku - sprostowałam.
     - Znów błąd, Roza. Wrócę jeszcze w tym roku. Zobaczysz. Święta spędzimy razem, tak jak zawsze powinno być.
     Spojrzałam na niego błagalnie, jakby prosząc, by został. Wtedy zrobił, coś czego nie mógł. Nikt nie mógłby tego zagwarantować, ale on wierzył w to tak bardzo, że nie wahał się ani przez moment, wypowiadając te słowa:
     - Obiecuję, że święta spędzimy we dwójkę. Najpierw zjemy jakąś kolację z rodziną i przyjaciółmi, a potem zabiorę cię. Będziemy tylko my. Zrobimy wszystko i pojedziemy wszędzie, gdzie tylko będziesz chciała. Przyrzekam ci, że tak będzie. Załatwię nam wolne. Będziemy szczęśliwi jak jeszcze nigdy. Zrobię wszystko, żeby to były najlepsze święta w twoim życiu.
     Podsunęłam się wyżej, ignorując ból w prawej dłoni. Objęłam go, pochyliłam się nad jego twarzą i cmoknęłam go w nos.
     - Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli masz zamiar spędzać ze mną każde święta, nie będę potrafiła wskazać tych najlepszych? - Uświadomiłam sobie, że żartując próbowałam nie dać się łzom.
     - Zadbam, abyś miała ogromny wybór - szepnął Rosjanin dopowiadając coś po rosyjsku. Zerknęłam na niego pytająco, ale zignorował to.
     - Ogromny?
     - Gigantyczny - odparł.
     Uśmiechnęłam się i oparłam głowę na jego ramieniu. Już czułam jak ciężkie będą kolejne miesiące.
     - Kocham cię, Towarzyszu - szepnęłam.
     Dymitr nie odpowiedział. Za to w pewnym momencie zamienił nas miejscami. Zrozumiałam, że chciał, abym miała zranioną rękę na jego ciele. Ujął ją ostrożnie i położył sobie na piersi. Wtuliłam się w niego, bezwstydnie zaciągając się jego zapachem.
     - Lubię, kiedy tak na mnie mówisz - przyznał cicho Rosjanin.\
     Uniosłam lekko głowę.
     - Myślałam, że tego nie cierpisz - zachichotałam.
     - Uwielbiam.
     Położyłam znów głowę. Dymitr kciukiem muskał wnętrze mojej dłoni. Czułam to nawet przez bandaż. Byliśmy okryci wielkim kocem, ale ciepło było tylko dzięki energii Dymitra. Nawet kiedy po prostu leżał biła od niego jaśniej niż światło dzienne.
     - Boli? - usłyszałam spokojny szept przy uchu.
     Nie od razu zorientowałam się, że Dymitrowi chodzi o moją rękę. Byłam zbyt zafascynowana jego głosem. Wiedziałam, że to nasze ostatnie godziny razem przed jego wyjazdem, więc wszystko dochodziło do mnie ze zdwojoną energią.
     - Nie. - Wyczułam, że patrzy na mnie przenikliwie i wie, że kłamię. - Może trochę. Kiedy zginam trochę mnie ciągnie, ale jest w porządku.
     - Czyli jednak jest kiepsko - westchnął. Ostrożnie przystawił sobie moją dłoń do ust i musnął kilka razy palce, wierzch, wnętrze i nadgarstek i nawet bandaże nie zdołały sprawić, bym nie czuła tej przyjemności. Potem Bielikow odłożył ją na miejsce i znowu nakrył swoją. - Obejrzę tą dłoń jeszcze przed wylotem, ale sądzę, że będziesz musiała ją trochę oszczędzać.
     Uśmiechnęłam się cwanie.
     - Zdaje się, że kiedy inni w akademii zrobili sobie kuku nie robiłeś wokół tego szumu - zauważyłam. - Nie odpuszczałeś nawet dziewczynom.
     Mężczyzna był chyba zaskoczony, że to dostrzegłam. Przez moment analizował to, co powiedziałam.
     - Ale ty jesteś inna. I moja - mruknął w końcu. Uwielbiam, kiedy podkreśla moją przynależność do niego. Chcę, żeby wiedział, że zawsze będę tylko jego. - O ciebie boję się znacznie bardziej. O ciebie będę mocniej się martwić. Będziesz się musiała do tego przyzwyczaić.
     Cmoknęłam jego ramię i przysunęłam się bliżej, chcąc by objął mnie bardziej.
     - Myślę, że nie będę miała z tym problemu. A teraz śpij. Za jakiś czas będziemy musieli się obudzić i cię spakować.
     - Sam się spakuję - zaproponował Dymitr, ale za nic bym na to nie pozwoliła. - Nie chcę, żebyś chodziła zmęczona.
     - Będę miała jeszcze sporo czasu na sen. Obudź mnie, kiedy wstaniesz - zażądałam i wiedziałam, że to zrobi. Potem emocje zaczęły wdzierać się jeszcze mocniej w moje serce, a mój głos złagodniał. - Chcę spędzić z tobą każdą chwilę, jaka nam została, jasne?
     - Oczywiście - szepnął. - Śpijmy teraz.

2 komentarze:

  1. Nie no błagam, nie torturuj mnie.
    On nie może wylecieć.
    P.S. Rozdział cudowny, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rób im tego i ich nie rozdzielaj. Rozdział wspaniały jak zawsze. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń