- Tak - odpowiedział. - Sprawdzaliśmy w domu dwa razy.
Westchnęłam ciężko i znów owinęłam ramiona wokół Dymitra.
Strażnicy rozumieją, jak ważne są pożegnania z bliskimi, więc przygotowali specjalne salki tuż przy lotnisku, aby wylatujący na misję, mogli porządnie pożegnać się z tymi, których kochają. Miło z ich strony. Ja i Dymitr wybraliśmy najmniejsze pomieszczenia, jakie było i usiedliśmy na fotelu jak najbardziej w kącie, tyłem do reszty. Dodatkowo staraliśmy schować się za dużymi kwiatami, które dodano tu, chyba dla umilenia wnętrza. Chcieliśmy wykrzesać jak najwięcej prywatności. Ludzie wokół płakali, śmiali się, gadali, jakby nic się nie działo. A my milczeliśmy, pytając się raz na jakiś czas o byle głupoty. Wiedziałam, że gdybyśmy zaczęli poważnie rozmawiać, nie powstrzymałabym łez.
Dymitr w pewnym momencie przerzucił sobie moje nogi przez swoje. Sądzę, że nasza rozłąka boli go tak strasznie jak mnie, więc nie myśli o tym, że inni mogą go zobaczyć. No i wszyscy tu są w podobnej sytuacji - muszą pożegnać się z bliskimi na długie miesiące. Wtuliłam się w niego, ale uniosłam głowę, by móc cały czas patrzeć mu w oczy. Tonęłam w ich ciepłym brązie i nie zamierzałam podejmować jakichkolwiek prób uratowania się. Po prostu pozwoliłam sobie zagłębiać się coraz bardziej i bardziej. Rosjanin pozwolił mi oprzeć głowę po wewnętrznej stronie swojego łokcia i trzymał ją tam, jak małemu dziecku. Drugą ręką obejmował mnie ciasno i przyciągał do siebie. Patrzył na mnie z taką wielką siłą i miłością, że zaczęłam się zastanawiać czy moje spojrzenie jest choć w połowie tak intensywne. Miałam wielką nadzieję, że tak.
- Roza?
- Tak?
Zdawałam sobie sprawę, że jeśli użył rosyjskiej formy mojego imienia, chodzi o coś nadzwyczaj ważnego.
- Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? - Przełknęłam głośno ślinę. Wcale nie chciałam słuchać dalszej części, ale automatycznie kiwnęłam głową. - Chcę cię prosić, żebyś dzwoniła do mojej rodziny, zagadywała ich, pytała. Chcę, żeby się czymś zajęli, zamiast myśleniem o mnie. Wiedzą, że wyjeżdżam, a Karolina powiedziała, że mama bardzo się martwi. Poprosiła, żebym co jakiś czas dawał znak, co się ze mną dzieje. Mamy nadzieję, że to jakoś uspokoi mamę, ale dobrze wiesz, że to nie wystarczy. Dobrze wiesz też, że na razie nie mogę mieć kontaktu nawet z tobą. Dlatego to ty musisz się nimi zająć. To dla mnie bardzo, bardzo ważne. I jestem pewny, że mnie nie zawiedziesz - uśmiechnął się lekko, ale to wcale nie poprawiło mi nastroju. Przygnębiło mnie jeszcze bardziej to, że po chwili jego twarz znów przybrała ten poważny wyraz. - Ale... Istnieje szansa, że już nie wrócę. Ani do nich, ani do ciebie. - Poczułam łzy w oczach ; przełknęłam ślinę, próbując zatrzymać je na miejscu. - Wtedy... Wiesz co bym im powiedział, i wiesz co powiedziałbym tobie.
- Nie mów tak - szepnęłam. - Wrócisz.
Bolało mnie to, że jeszcze zanim zasnęliśmy tam na kanapie, wtuleni w siebie, mówił z taką pewnością w głosie o następnych świętach, a teraz obawia się czy kiedykolwiek wróci. Jednak rozumiałam, że on też musi się bać i dopiero teraz doszło do niego, jak bardzo. Musiałam pokazać mu, że wierzę w to, że niedługo znów będziemy razem. Musiałam przekazać mu moją siłę. Usiadłam prosto, ale nie zdjęłam nóg z jego ud. Ujęłam w dłonie jego twarz i pocałowałam mocno. Całował delikatnie, ze smutkiem i chyba bólem. A ja? Starałam się pokazać mu, że nie ma się czego obawiać. Myślę, że udało mi się go trochę pocieszyć.
- A wtedy oboje polecimy na tą twoją lodową pustynię do rosyjskich eskimosów i sprawdzimy co u nich, ok? - zaproponowałam. - Zaraz potem wygram w bitwie na śnieżki i będziesz musiał mnie za to jakoś nagrodzić, prawda? - pocałowałam go w policzek, szczerze się uśmiechając. - Później ty wymyślisz coś, żebyśmy się nie nudzili. Ale czytanie westernów odpada, Towarzyszu. No chyba, że znasz bardziej kreatywny sposób na czytanie lub będziesz mi czytał na głos przy kominku. - Usłyszałam śmiech Dymitra. Piękny dźwięk. Moje serce z radością powitało fale ciepła. - Potem wyjdziemy gdzieś. Wszyscy. Dzieciaki też. Dziewczyny zabiorą swoich chłopaków i całą rodziną pójdziemy... Hm, chyba znasz tam jakieś miłe miejsca, prawda? Tylko ni księgarnia! A wieczorem.. Mam nadzieje, że twoja mama nie będzie miała nic przeciwko, jeśli wybierzemy się do baru. Może Karolina, Sonia i Wiktoria też będą chciały iść ze swoimi macho. Wszystko zależy od Oleny, ale jeśli się uda i spędzimy wieczór w barze pokaże ci jak się bawić.
Dymitr chichotał, a ja pragnęłam, by robił to cały czas. Brzmiał tak wesoło, że nie pomyślałabym, że wyjeżdża na rok. Rosjanin wciągnął mnie na swoje ramiona, a ja mimo jego wahania usiadłam na nim okrakiem. Pocałowałam go w ciągle uśmiechnięte usta. Wyglądał... pięknie. Niesamowicie.
- Moja rodzina to nie są Eskimosi - zauważył radośnie.
- Żyją na Syberii, a nie wiem jak inaczej ich nazwać mroźnym określeniem, więc zostają rosyjscy Eskimosi.
- Są Rosjanami, jak ja - przypomniał mi. Byłam mu niewyobrażalnie wdzięczna, za to, że uśmiech nie opuszczał jego twarzy. - I mieszkają w południowej części Syberii.
- Może. Ale jeszcze do tego wrócimy. - Mrugnęłam do niego, widząc jak jego uśmiech znów się powiększa. - W każdym razie... To jak, zgadzasz się? Może po tym wszystkim pozwolę ci wybrać film na następny wieczór, albo stację radiową na czas jazdy samochodem.
Dymitr pokręcił głową rozbawiony, zacisnął ramiona wokół mnie, przyciągając mnie jednocześnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Przytulona do niego, także się uśmiechałam, mimo, że gdzieś głęboko w środku miałam ochotę płakać. Przytknęłam czoło do boku jego szyi, a rękami oplotłam go wokół.
- Wiesz Rose, w życiu podejmujemy bardzo wiele decyzji. Właściwie niemal niezliczone ilości. Od błahych, typu co zjeść na śniadanie lub które skarpetki założyć, po takie, które mają przeogromny wpływ na nasze życie. Czasem wybieramy dobrze, a innym razem źle. - Słuchałam go uważnie, czując jak jego szyja drży, kiedy mówi. To było przyjemne, ale zdecydowanie bardziej skupiłam się na słowach, które do mnie kierował. - A czasami to ludzie są naszymi wyborami. Podobnie jak wcześniej tu też można decydować między dobrem a złem. Jeśli wybierzesz jakiegoś człowieka możesz cierpieć, a wskazując innego możesz wiele zyskać. Ale są takie osoby, które są dla ciebie cudem, czymś, przepraszam kimś, kto może zrobić z tobą wszystko, bo ty mu na to pozwalasz, ponieważ wiesz, że to jest dobre, bardziej prawidłowe niż cokolwiek innego. Myślę, że ty jesteś moim wyborem. Może nie całkowicie moim, bo to ty sama w większości o tym zadecydowałaś, ale jestem pewien, że jesteś najlepszą decyzją mojego życia. Byłem... zbyt obolały i zaślepiony, żeby w stu procentach sam zdołać cię utrzymać, ale.. całe szczęście sama chciałaś, żebym cię wybrał.
Uniosłam głowę, pocałowałam go mocno, a potem znów wróciłam do poprzedniej pozycji. Tylko jedną dłoń przeniosłam na jego pierś, tam gdzie ma serc. Teraz już to wiem. Pech chciał, że robiłam to nieumyślnie i dłonią, którą uniosłam, byłą ta zabandażowana. Widziałam zmartwienie na twarzy mężczyzny - to, czego chciałam uniknąć. Uniósł moją rękę i ostrożnie położył sobie na ramieniu, podtrzymując swoją.
- Myślę, że chciałam tego tak bardzo, że ty mógłbyś nie chcieć, a i tak dostałabym swoje - mruknęłam i trąciłam delikatnie nosem jego szyję.
- I za to cię kocham - szepnął i przytknął usta do mojego czoła na dłuższą chwilę. - Chodź do łazienki, obejrzę twoją rękę.
Zachichotałam cicho, co było dla mężczyzny chyba trochę niezrozumiałe. Zerknął na mnie unosząc lekko jedną brew. Potem zmarszczył je tak, że na środku jego czoła powstała śmieszna zmarszczka.
- Wybacz, myślałam, że naszła cie nagła potrzeba na miłoość - przesadnie przeciągnęłam "o", ale i bez tego zrozumiał. Uśmiechnął się, ale nie skomentował. - Chodźmy już.
Łazienki były podobne do tych w centach handlowych, tylko dużo mniejsze - przestrzeń z umywalkami i dwie kabiny. Toaleta była zarówno dla panów, jak i pań, więc nie było obaw, że ktoś oburzy się faktem, że oboje jesteśmy w tym samym pomieszczeniu. Usiadłam na blacie między dwoma umywalkami i czekałam. Dymitr odwinął delikatnie cały bandaż. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że rany na wewnętrznej części dłoni się jeszcze nie zagoiły, i nosiłam mocne plastry z czymś, co podobno oczyszczało je, a teraz narobiłam nowych szkód i po zewnętrznej części też mam zdartą skórę. Znacznie mniej, ale jednak. Rosjanin ściągnął też plastry i wyrzucił je do kosza. Powoli przeniósł moją rękę pod kran.
- Może trochę za szczypać, bo woda z kranu, nie jest idealnie czysta - ostrzegł.
Kiedy pierwsze krople spadły na moją skórę, na obydwie strony dłoni, nic się nie stało. Dopiero po chwili troch się krzywiłam, jednak, całe szczęście, nie było tak jak wtedy, gdy za moje ręce zabrała się doktor Olendzka. Rozumiem, że robiła dobrze, ale piekło okropnie. Zagryzłam wargę, kiedy woda stawała się coraz cieplejsza - nie było to dobre, ale mocno zranionej skóry. Dymitr wyjął w końcu moją dłoń i zakręcił wodę. Dmuchnął kilka razy na rany i mimo, że nie potrzebowałam tego, nie chciałam by przestawał. Potem wysuszył mi rękę ręcznikiem papierowym i powoli zawinął bandażem.
- Powinno wystarczyć, ale kiedy będziesz wieczorem zmieniać opatrunki, załóż plastry, dobrze?
Przytaknęłam i już miałam zeskakiwać z blatu, kiedy zatrzymało mnie spojrzenie Rosjanina. Był wyraźnie zaniepokojony. Dotknął dłońmi moich policzków i czule wyciągnął mi wargę spomiędzy zębów. Nie zauważyłam, że ciągle ją przygryzam. Pewnie z bólu, ale tego spowodowanego wyjazdem Dymitra. On, jakby wiedząc o czym myślę, pocałował mnie mocno. Nie chciałam się od niego oderwać, uświadamiając sobie, że to najpewniej ostatnie nasze chwile. Jednak nie mieliśmy możliwości zatrzymania czasu.
Usłyszeliśmy poruszenie na sali. Złapaliśmy się za ręce i niechętnie wyszliśmy z łazienki, pewni, że to czas na naszą rozłąkę. Moje zaskoczenie było ogromne, kiedy na środku zobaczyłam śliczną blondynkę z wielką koroną na głowie, a przy jej boku czarnowłosego chłopaka. Z tyłu było jeszcze dwóch królewskich strażników, pozostali pewnie czekają na zewnątrz. Daliśmy jeszcze kilka kroków do przodu, a potem ukłoniłam się. Dymitr był trochę staromodny i co ważniejsze gentlemanem, więc przykląkł na moment przed Lissą. Władczyni skłoniła głowę, a potem zwróciła się do wszystkich tu stojących.
- Dzień dobry - jej głos był stanowczy, ale jednocześnie łagodny. Idealny dla władczyni. - Strażnicy zabrali już wasze walizki do samolotów. A ja chcę powiedzieć wam kilka słów. Po pierwsze: w imieniu całej naszej społeczności bardzo, ale to bardzo wam dziękuję. Narażacie la nas swoje życie, a my tak naprawdę nigdy nie będziemy w stanie wam się odwdzięczyć. Zostaliście wybrani do poważnych misji i jesteśmy pewni, że nas nie zawiedziecie. Nie mam zamiaru was pouczać lub przypominać, po co wylatujecie, bo to nie ma sensu. Życzę wam tylko, żebyście uporali się z tym jak najszybciej, mieli jak najwięcej czasu na odpoczynek i obyście jak najszybciej wrócili do nas i bliskich. Zapewniam was, że będziemy tęsknić. Niektórzy bardziej, inni mniej, ale wszyscy. Wybaczcie mi, że nie zdołałam zapewnić wam kontaktu między sobą, ale.. cóż, rada strażników twierdzi, że tak musi być, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Rozważają jeszcze bardzo ograniczoną możliwość kontaktu, ale jeśli tylko coś w tej sprawie ruszy będziecie powiadomieni. A teraz... - głos Lissy lekko zadrżał, ale chyba tylko ja to zauważyłam. Łzy zebrały się w moich oczach, gdy zrozumiałam do czego zmierza. Wcisnęłam się nagle w pierś Dymitra i objęłam go najmocniej jak umiałam. Czułam jak się napiął i chyba było mu niewygodnie, ale bałam się, że jeśli się od niego odsunę zacznę zanosić się szlochem. Słone krople już teraz spływały z moich oczu. - Teraz zapraszam strażników uczestniczących w misji do samolotu.
Byłam w tamtej chwili wściekła na Lissę, że zabierała mi Dymitra, jakby zapraszając go na przyjemną podróż, podczas kiedy on może stamtąd nie wrócić. To wszystko było irracjonalne, bo nie było w tym ani grama jej winy, ale nie umiałam logicznie myśleć.
Ściskałam Dymitra między moimi ramionami, nie mając najmniejszego zamiaru go puszczać. I tylko na ułamek sekundy zerknęłam na górę, by dostrzec, że on też płaczę. Starał się być silny, ale łzy same cisnęły mu się do oczu. Mi już dawno zamazał się obraz przez słone krople. Nie płakałam głośno, w zasadzie bardzo cichutko, ale zdecydowanie z całym bólem.
- Nie - szeptałam. Myślę, że starałam się przez to wyrazić swoje niezadowolenie. Byłam zła, wściekła, zrozpaczona. Miałam gdzieś wszystko, co słuszne. Chciałam tylko raz mieć zupełny spokój na miesiąc. Bez służby, bez ciągłego narażanie życia, bez psychopatycznych posiadaczy Ducha i bez rozłąki. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio myślałam, aż tak egoistycznie, ale ignorowałam głos, który podpowiadał, że tak musi być.
- Rose - usłyszałam. - Roza.
Nie miałam najmniejszej ochoty odsuwać się od Dymitra choćby ma milimetr, ale zmusił mnie do tego, jedną ręką odciągając delikatnie moją twarz od swojej piersi.
- Spójrz na mnie. Nie płacz. Wrócę zanim się obejrzysz. - Czułam jak kciukiem wyciera mi policzek. Spojrzałam na Rosjanina. Zdziwił mnie nagły powrót jego wiary. Niedawno mówił mi, co zrobić jeśli nie wróci, a teraz po raz kolejny zapewnia mnie, że przyleci z powrotem. Wtedy zrozumiałam, że mówi tak tylko dla mnie. Sam pewnie bardzo się boi, ale nie chce żeby i mną targały obawy. Dymitr pochylił się lekko nade mną, by jego twarz była bliżej mojej. - Kocham cię, Roza. Nie wpakuj się w tarapaty, dobrze? Dbaj o siebie. Zrobię wszystko, co będę mógł, by zdobyć z tobą kontakt. I proszę cię mów mi o wszystkim, co się stanie. Jeśli Robert zaatakuje znów też chcę o tym wiedzieć. A teraz uśmiechnij się - szepnął, muskając swoimi ustami moje wargi. Miałam suche usta, ale jemu to chyba nie przeszkadzało. - Nie będzie mnie tylko kilka miesięcy. Czas minie tak szybko, że zanim się obejrzysz będą święta i będziemy siedzieć we dwójkę przy kominku. Wyjedziemy w prawdziwe wielkie góry, jeśli będziesz chciała możemy nawet wynająć domek w lesie.
- Tylko ty i ja - mruknęłam, patrząc mu prostu w oczy.
- Tak. Tylko ty i ja.
Przytknęłam swoje usta do jego, a rękoma mocno złapałam za jego prochowiec. Dymitr objął mnie znów ramieniem i gładził mój policzek.
- Bielikow!
Wrzask Hansa słychać było pewnie po drugiej stronie Dworu. Ja i Dymitr odsunęliśmy się od siebie, ale tylko kawałek, by móc zobaczyć, skąd dobiega głos. Croft szedł w naszym kierunku z miną, jakbyśmy byli co najmniej nieposkromionymi nastolatkami.
- Do samolotu, na co czekasz?!
Zacisnęłam pięści jeszcze mocniej, żeby nie uderzyć Hansa. Rozejrzałam się wokół. Faktycznie, przez okno widziałam, jak większość strażników wsiadała już do samolotu. Kilku jeszcze zostało, by zabrać ostatnie rzeczy. Dymitr jako jedyny jeszcze nie ruszył się z miejsca.
- Zaraz pójdzie - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie - usłyszałam szept przy uchu. Potem Rosjanin zwrócił się do strażnika. - Nich mi pan da jeszcze dwie minuty. Zaraz przyjdę.
Croft dał krok w naszym kierunku. Już z daleka widziałam z jaką agresją krew przepływa mu przez żyły. Domyśliłam się, że ma fatalny dzień, ale to nie znaczy, że ma się na nas wyżywać. Zmienił się w paskudną bestię.
- Miał pan kilka godzin, strażniku Bielikow - syknął. - To, że jest pan jednym z najlepszych nie znaczy, że ma pan takie przywileje. Do samolotu.
Nie wytrzymałam za bardzo mnie zdenerwował. Irytowało mnie w nim to, że jednego dnia zachowuje się jak miły opiekun, a innego kompletny sukinsyn. Zanim pomyślałam co robię, moja pięść wystrzeliła w kierunku jego twarzy. To stało się zbyt szybko, a Hans się nie spodziewał. Nie zdążyłby się uchronić. Już niemal widziałam jak łamię mu nos. Wiedziałam, że to złe, ale nie kontrolowałam się. W ostatniej chwili Dymitr zablokował mój cios. Odciągnął mnie parę kroków do tyłu, złapał za ramiona i spojrzał prosto w oczy. Z każdym momentem coraz bardziej zapominałam o wszystkim, co złe. Widziałam tylko czekoladowy brąz i mocne, seksowne rysy twarzy.
- Uspokój się, Roza. - Głos Rosjanina był władczy, ale łagodny. Rzeczywiście moje emocje opadały. - Idź na salę, przypomnij sobie nasze treningi i poćwicz, dobrze.
- W porządku - szepnęłam, wciąż zapatrzona w jego tęczówki. "Nie jedź" dodałam nagle w myślach. Przez moment bałam się, że powiedziałam to na głos, ale nic na to nie wskazywało.
- Kocham cię.
Poczułam ciepłe usta najpierw na moim czole, a potem wargach. Dłonie Dymitra raz trzymały delikatnie moją twarz, a za chwilę znów były na mojej talii.
- Kocham cię, Towarzyszu - szepnęłam cicho, a mój głos drżał tak bardzo, że nie byłam pewna czy zrozumiał.
Dymitr przełknął głośno ślinę, po raz ostatni złożył pocałunek na moim czole, zabrał swoją torbę i wyszedł. Ostatnią rzeczą jaką widziałam, były jego smutne, niemal błagające o iskrę radości oczy, spoglądające na mnie, gdy zamykał drzwi. Nie umiałam go pocieszyć. Zostałam jako jedyna na sali i beznamiętnie wpatrywałam się w miejsce, gdzie straciłam Dymitra z oczu. Czułam też, że straciłam go na bardzo długi czas. Modliłam się, aby nie stracić go na zawsze.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No... zachciało mi się pisać i dodałam coś szybciej :D I jak? Nie to, żebym narzekała, ale jeśli ktoś to czyta (no a wyświetlenia na to wskazują) niech zostawi po sobie jakiś znak, ok? Miło się pisze jak ma się pewność, że jest dla kogo. I wiem, że pisarką to ja nie jestem, no ale mimo wszystko proszę o opinię ;)
Płaczę. To jest takie niesprawiedliwe. On ma do niej szybko wracać! Szkoda, że Dymitr powstrzymał Rose, Hans powinien dostać w ryj.
OdpowiedzUsuńNie no błagam na serio.
OdpowiedzUsuńZrób coś nie łam nam serca.
Niech nie wsiada, przecież Lissa może coś zrobić :(
Rozdział świetny ,aż łzy się cisną do oczu.
Ja proszę !! Nie!! Ja błagam dodaj szybciej rozdział ja wariuje proszę . Taka mała rzecz a tak ucieszy ;) Ruda
OdpowiedzUsuńMańka!!!! Nie on ma natychmiast wrócić. Mania on nie może 😢 😢😢😢😢😢. Rozdział jest wspaniały. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPopieram Angel Dark, powinien dostać sukinsyn jeden!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Rose mu się jeszcze kiedyś za to odpłaci!
Łamiesz serce, kobieto. Łamiesz serducho...
Rozkleiłam się przy 3 ostatnich zdaniach. Cudowny rozdział, mimo, że cholernie smutny :'|
Nieeeeee! Dimka wracaj! 😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭 To nie może tak być. On musi wrócić. Piękny rozdział, pełen uczuć, miłości, troski i czułości. I jak to teraz będzie bez Dimki? No nie może być. Pisz szybko ciąg dalszy i wstawiaj. Czekam. 💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńSmutno... :( Ale życzę powodzenia, bo rozdziały bez Dymitra mogą być strasznie nudne :D obyś nie traciła weny i znalazła ciekawy sposób na szybkie przyjście świąt w Twoich rozdziałach. Pozdrawiam :* i trzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuń