sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 18

Rozdział 18


     Dziś bez większych wstępów. Może tylko chciałabym przeprosić za opóźnienie. ;)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Następnego ranka obudziłam się wcześnie. Właściwie spałam zaledwie 3 godziny. W nocy rozmyślałam nad słowami brata Wiktora. Jego plan nadal wydawał mi się komiczny, lecz dziś starałam się zmienić do tego podejście. Przeanalizowałam dokładnie całą sytuację.
     Najpierw Robert chciał mnie zabić, pomścić brata, a teraz upatrzył sobie moją osobę jako idealnego sprzymierzeńca. Porwał Dymitra, a teraz sądzi, że moim jedynym pragnieniem jest opanowanie wspólnie z nim świata morojów.
     Stwierdziłam, że to są już na pewno oznaki szaleństwa. Albo Robert jest głupszy niż myślałam. Nie, raczej to pierwsze. W końcu spokrewniony jest z Wiktorem. Są najbardziej aroganckimi i wkurzającymi braćmi, ale nie są kretynami. Muszę przyznać, że mają dar do planowania szatańskich misji.
     Od tych myśli uwolniłam się dopiero na codziennej warcie. Dwór był strzeżony przez magiczne tarcze i strażników, więc nie było potrzeby, abym chodziła za Lissą krok w krok.  Poza tym miała co najmniej dwuosobową "świtę". Jestem jej główną strażniczką, ale przyjaciółka uzgodniła wraz z Christianem, że ja i Bielikow nie będziemy musieli ciągle im towarzyszyć. Jestem pewna, że zrobili tak, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie. Niestety szczęście na razie mi nie sprzyja i odkąd Lissa została władczynią nie spędziłam z Dymitrem ani jednej nocy, sam na sam. Ale cóż... nie mogą narzekać, przecież wiedziałam ile poświęcam zostając strażniczką.
     Z tego co wiem, królowa jest właśnie na spotkaniu dotyczącym relacji między dampirami. Ja i Bielikow jesteśmy pierwszą parą w historii naszej rasy, która jest w związku i jednocześnie pełni służbę. Wcześniej nikt tego nie dokonał. Informacje te potwierdzili dworscy historycy, którzy dokładnie sprawdzili nawet najstarsze zapiski. Przedtem, gdy para dampirów zdecydowała się na związek, musiała uciekać. Dotychczas takie zachowania były potępiane, jednak teraz coś ruszyło. Lissa przekonuje coraz więcej osób do swojego nowego planu.
     Wróciłam do rzeczywistości. Strzegłam głównej bramy. Zwykle nie przejeżdża przez nią zbyt wiele gości, ale dziś, w związku z owym zebraniem, aż roi się od samochodów. Obecnie na zmianie było nas troje: Charlie, Wen i ja. Rozdzieliliśmy między siebie zadania, zmienialiśmy się co jakiś czas. Chłopaki obserwowali teren, a ja sprawdzałam auta. To jakby kontrola. Upewniamy się kim są przybyli, czy nie są strzygami i tak dalej. Formalności.
      Znudzona żmudną pracą i spragniona snu, miałam ochotę ziewać przy sprawdzaniu każdego samochodu. Jedno auto zdawało mi się szczególnie znajome, ale byłam zbyt zmęczona, by je rozpoznać. Dopiero, kiedy wóz podjechał, a przyciemniona szyba opadła, zobaczyłam co się święci.
     - Abe?! - pisnęłam, aż Charlie i Wen zerknęli na mnie zaniepokojeni.
     Miałam przed sobą uśmiechniętą twarz ojca.
     - Rose, jak miło cię widzieć.
     Co ty tu robisz? - spytałam odbierając od niego dokumenty.
     - Przyjechałem na zebranie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tu aż takiego tłoku. Mam nadzieję, że to nie twoja wina.
     Puścił oczko. Przewróciłam oczami i zapisałam kilka zdań w notesie.
     Mogłam się domyślić przyczyny wizyty Staruszka na Dworze. Nie był wprawdzie, ale należał do najbardziej wpływowych morojów na świecie. Z tego co wiem uczestniczy w każdym ważnym spotkaniu i jest znaną osobistością wśród morojskich biznesmenów. Nic więc dziwnego, że przyjechał tu dziś.
     Oddałam Abe'owi dokumenty.
     - Jak długo zostajesz na Dworze? - Zagadnęłam oglądając wnętrze auta. Wyglądało kosztownie.
     - Chyba zostajemy. - poprawił mnie. - Twoja matka też tu jest.
     Dopiero teraz ją zauważyłam. Nieustraszona Janine siedziała na tylnym siedzeniu. Od razu skarciłam się w myślach za zaniedbanie. Nie musiałam długo czekać, a ona także mnie zganiła.
     - Musisz popracować nad skupieniem i zachować czujność. To, że jesteś na Dworze nie znaczy, że możesz zaniedbywać pracę i obowiązki.
     Super! Widzimy się pierwszy raz od kilku miesięcy, a matka w ciągu dosłownie sekundy zdążyła mnie pouczyć. Patrzyła teraz na mnie z dezaprobatą. Cóż... ostatecznie przywykłam już do tego. Chociaż prawdę mówiąc, mimo wszystko, muszę przyznać, że odkąd kilka razy prawie straciłam życie, nasze relacje zdecydowanie się poprawiły.
     Nagle usłyszałam dźwięk klaksonu z samochodu. Ocknęłam się.
     - Jedźcie już. - nakazałam. - Inni czekają.
     - Oczywiście. - odparł Abe. - Spotkamy się później.
     Odjechali a na ich miejsce przyjechało kolejne auto. Musiałam słuchać jak jego kierowca narzeka na jakość mojej pracy. Z trudem powstrzymywałam się, żeby nie wygarnąć mu kilku istotnych faktów.
     Niedługo potem wracałam do domu, zmęczona sześciogodzinną służbą. Dziękowałam Bogu w myślach, że Robert nie próbował w tym czasie przejąć nade mną kontroli. Szczerze mówiąc w ogóle o nim zapomniałam. Tym lepiej.
     Z tego co wiem, spotkanie dotyczące relacji między dampirami miało skończyć się dopiero za godzinę, więc nie miałam co liczyć na odwiedziny u Lissy.
     Szłam przez dziedziniec główny Dworu. Zimny wiatr z dnia na dzień wiał coraz silniej. Liście dawno opadły z drzew, przez co okolica wydawała się trochę ponura. Zadarłam głowę do góry, podziwiając pełnię księżyca. Blask od niego bijący był tak intensywny, że ludzie spokojnie mogli dostrzec prawie wszystko, dampiry więcej, a co dopiero moroje. Zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku. Było południe w naszym systemie dnia. Miałam nadzieję na długą kąpiel i jakąś drzemkę, ale tym razem los także nie potraktował mnie łaskawie.
     Gdy wróciłam do domu na kanapie, obok Dymitr siedziała Tasza Ozera. Niby nie robiła niczego złego, jednak od pewnego czasu przestałam lubić ją tak bardzo jak dawniej. Sama nie wiem dlaczego...
     Zobaczyli mnie po chwili.
     - Rose, Tasza przyszła, bo sądzi, że może ci pomóc.
     Nie mam pojęcia co takiego zobaczył na mojej twarzy, ale Bielikow był wyraźnie... zaniepokojony? Podeszłam do nich.
     - Tak. - potwierdziła morojka. - Myślę, że wiem coś o zdolnościach mocy ducha i o Robercie, co być może pozwoli ci bronić się przed jego atakami.
     Przez cały dzień próbuje o tym zapomnieć, a ona wchodzi do mojego domu i burzy cały ten trud. Ale nie mogę być na nią zła. Przecież Tasza chce mi pomóc.
     Odetchnęłam chicho i rozsiadłam na fotelu na przeciwko nich. Zmierzyłam obydwoje wzrokiem.
     - No dobrze. - zdecydowałam - Więc czego się dowiedziałaś.
     Ciotka Christiana poprawiła się na sofie i uśmiechnęła.
     - Z tego co mi wiadomo, na tego typu napady należy reagować spokojnie. - zaczęła z fascynacją. - Co to znaczy? Otóż to, że podczas ataków trzeba uwolnić od siebie zbędne myśli. Najlepiej nie myśleć o niczym. Możne też myśleć o czymś przyjemnym.
     - To tak nie działa. - sprzeciwiłam się. - Do tej pory odpierałam ataki Roberta siłą woli. Wydaje mi się, że to skuteczniejszy sposób.
     - Owszem. Do pewnego czasu. Po kilku próbach Roberta będzie to kompletnie nieużyteczne. Twoja metoda jest pożyteczna do czasu. Potem na nic się ona zda. Zapewniam cię.
     Coś mnie zastanowiło...
     - Taszo, czy mogę cię o coś zapytać? - przytaknęła. - Skąd masz te wszystkie informacje?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Mam nadzieje, że się podoba. Następne rozdziały prawdopodobnie pojawiać się będą już w miare regularnie.
/Hathaway-Bielikow

6 komentarzy:

  1. Jak zwykle rozdział świetny. Jestem ciekawa co odpowie Tasza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział - z resztą jak zwykle :). Nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawia i życzę Ci masy weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja węszę postęp ? ;) Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy pojawi się nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za komentarze. Rozdział najprawdopodobniej pojawi się jutro lub w niedziele. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń