sobota, 31 października 2015

Rozdział 17

Rozdział 17

     Przepraszam za opóźnienie, ale mam nadzieje, że mimo braku czasu rozdział nie jest najgorszy. ;)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Kiedy Dymitr i ja doszliśmy do domu, wymknęłam się pod pretekstem odwiedzenia Lissy. Często chodzę do niej po warcie. Od kąt została królową, a ja strażniczką mamy dla siebie znacznie mniej czasu. Wiadomo, każda z nas ma swoje obowiązki, no i oczywiście swojego partnera. Musimy dzielić wolny czas. Trochę dla nas, trochę dla mężczyzn. Przychodzimy do siebie, by nadrobić stracone godziny.
     Tak więc odwiedziny przyjaciółki wydały mi się najlepszą wymówką.
     Szłam, rozkoszując się delikatnymi promieniami słońca. Tęskniłam za nimi. Moroje nie lubią światła słonecznego, a dampiry jako ich opiekunowie muszą się do tego przystosować. Zbliżała się zima. Na dworze było chłodno. Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu. Po chwili stałam już przed budynkiem aresztu.
     Mój plan działanie ni był zbyt szczegółowy. Wiedziałam tylko, że chcę się dostać do celi Roberta. Muszę z nim porozmawiać. Strażnicy pilnowali tego miejsca także nocą. Tak, więc... planowałam się włamać. Pierwszym rozwiązaniem, które przyszło mi do głowy był szyb wentylacyjny. Wtedy do pokonania zostało by mi tylko dwóch dampirów stojących  na warcie przy celach. Stwierdziłam jednak, ze skorzystam z tego, dopiero, jeśli nie znajdę innego wyjścia. Drugim sposobem na jaki wpadłam były tylne drzwi. Prowadziły bezpośrednio do aresztu. Tak, to wydaje się idealnym rozwiązaniem. Zero brudu, kurzu.
     Obeszłam cały budynek. Drzwi były od strony lasu. Pomyślałam, że ktoś, kto to zaprojektował był kretynem. Przecież, gdyby któremuś z więźniów udało się uciec , tuż pod nosem miałby pomoc w ukryciu się. Ku memu żalowi drzwi były zamknięte.
     Cóż... pozostał mi szyb.
     Wspięłam się na drzewo i niechętnie wślizgnęłam do dość szerokiego otworu na zewnątrz budynku. Metal po którym się czołgałam był brudny i lodowaty. Całe szczęście, areszt był blisko. Już po chwili zauważyłam światło. Przysunęłam się do przodu, żeby móc z góry obserwować całe pomieszczenie.
     Robert siedział za kratami, na pryczy z jakąś tanią książką w ręku. Poczułam obrzydzenie i wstręt. Nie dlatego, że w szybie wentylacyjnym unosił się odór trutki na szczury. Chociaż w pewnym sensie rozumiałam Roberta. W końcu zamordowałam jego brata. Na jego miejscu też zachowywałabym się podle.
     Ugh... Mam nadzieje, że ta myśl była skutkiem interwencji Doru, a nie objawem mojego współczucia. W każdym razie rozważałam teraz, jak najciszej zejść na dół. Strażnik stał tuż pode mną to dawało nadzieję.
     Powoli zdjęłam płytę. Niestety nie przewidziała tego co stało się później. Skoczyłam na dół, wprost, lecz on zdążył odsunąć się w bok. Działam zbyt spontanicznie, bez porządnego planu. Zapomniałam, że nasza rasa ma wyczulone zmysły. Przeciwnik gotów był zadać mi cios. Ja także. Moja noga zatrzymała się tuż przed jego brzuchem, a jego pięść tuż przed moją twarzą. Zatrzymałam się, tak jak strażnik, bo dopiero teraz zobaczyłam kogo mam przed sobą.
     Hans.
     Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Oboje byliśmy tak samo zdziwieni obecnością tego drugiego. Usłyszałam głośny śmiech. Otrząsnęłam się i z gniewem spojrzałam na Roberta, Miałam wrażenie, że zaraz pęknie ze śmiechu. Jednak widząc nasz wzrok ucichł.
     - Co ty tu robisz? - zapytał dampir. I nagle zrozumiał. - Rose, przecież mówiliśmy ci, że to nie jest dobry pomysł.
     Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
     - Właśnie - mówiliście. Ja nie miałam nic do powiedzenie w tej kwestii.
     - Jesteś zbyt zdenerwowana na rozmowę z nim.
     - Ja tak nie sądzę. Poza tym skoro i tak już tu jestem...
     - Ja także chciałbym porozmawiać z panną Hathaway. - na twarzy moroja pojawił się uśmieszek.
     Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem. Hans westchnął zrezygnowany. Postawiłam go w trudnej sytuacji.
     - Dobrze. Masz pięć minut.
     - Tylko tyle. - Robert udawał rozczarowanie. - Liczyłam na trochę dłuższą pogawędkę.
     - Pięć minut.
     Hans odsunął się na tyle, żeby móc nas widzieć, ale nie słyszeć naszej rozmowy. Strażnicy zawsze tak robili, by dać więźniom i przychodzącym do nich ludziom prywatność.
     - To od czego zaczniemy nasze uroczę spotkanie?
     - Dlaczego do diabła próbujesz przejąć nade mną kontrolę?!
     - Ah... więc o to ci chodzi.
     - Oczywiście, że o to. O co innego niby miałabym pytać. - Z każdą chwilą odnosiłam coraz głębsze wrażenie, że Robert bardzo przypomina Wiktora. Zachowuje się tak samo bezczelnie. - Jaki masz w tym cel? Chcesz pomścić brata?
     Podszedł do krat i oparł się wygodnie o ścianę, krzyżując ręce.
     - Zrozumiałem, że cokolwiek zrobię Wiktor nie wróci.
     W jego głosie wyraźnie usłyszałam smutek i tęsknotę. Cóż najwyraźniej nawet psychopaci mają uczucia. Szczególnie wobec bliskich. Po chwili jednak otrząsnął się i odzyskał cwany wyraz twarzy.
     - Więc o co ci chodzi?
     - Powody moich 'interwencji' poznasz, jeśli dobrowolnie się poddasz.
     Czy on całkiem zdurniał?!
     - Chyba zaszkodziło ci siedzenie w tej klatce.
     - Bzdura. - żachnął się. - Jeśli zrobisz co mówię obydwoje zyskamy.
     - O czym ty do cholery mówisz? - traciłam cierpliwość.
     - O szczęściu! Mój plan jest genialny! Posłuchaj mnie. Mam dla ciebie wspaniałą ofertę. Jeżeli z niej skorzystasz obydwoje będziemy szczęśliwi.- Nie odezwałam się, więc kontynuował. - Znalazłem potwierdzone informacje na temat przekazywania magii. Polega ona na tym: osoba posiadając moc ducha może oddać część swoich zdolności wybranemu dampirowi. To dość proste. Wystarczy, że przejmę nad tobą kontrolę i 'wpuszczę' do twojego umysłu cząstkę swojej magii.
     Nie wierzyłam własnym uszom.
     - Nawet w twoich snach nie zrobię czegoś równie idiotycznego!
     - Pomyśl tylko Rose, jakie to byłoby wspaniałe. - rozmarzył się. Chyba jednak nie jest tak podobny do brata, jak myślałam na początku. Wiktor nie był tak naiwny jak Robert.
     - Dlaczego akurat ja? Jaki masz w tym cel? - nie rozumiałam.
     - Ah tak. Widzisz, chcąc zawładnąć morojami trzeba mieć dobrego wspólnika. Wybrałem ciebie. Nie masz sobie równych. - Gdyby nie fakt, że jest szaleńcem, pomyślałabym że się mną zachwyca. - Doskonale walczysz i masz wielką siłę woli. Jesteś idealną kandydatką na mojego sprzymierzeńca. Razem będziemy rządzić naszym światem.
     Teraz wprawił mnie w jeszcze większe zdumienie. Najwyraźniej postanowił kontynuować plany zmarłego braciszka. To było tak absurdalne, że aż śmieszne.
     - Przykro mi Robercie, ale muszę ostudzić twój zapał. Nie mam zamiaru z tobą współpracować.
     - Nie ma problemu. Możesz to przemyśleć. Pewnie zastanawiasz się co zyskasz. O tuż wiele moja droga. Postaraj się odpowiedzieć mi w najbliższym czasie.
     Miły uśmieszek na jego twarzy zaczął mnie irytować. Całe szczęście. Hans podszedł do nas i oznajmił, że czas się skończył. Bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi. Zanim wyszłam usłyszałam jeszcze:
     - Do zobaczenia Rose. Już nie mogę się doczekać naszego następnego spotkania.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak?
/Hathaway-Bielikov

6 komentarzy:

  1. Pierwszy komentarz do tego rozdziału jest o de mnie a więc:
    Rozdział jak zawsze super. Też byłam zdumiona tym co Robert chce zrobić z Rose. Rozsadza mnie z ciekawości i mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się wkrótce.
    Pozdrawiam i życzę masy weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał ile się dzieje jeszcze nie ochłonęłam.Rozdział jak zwykle super i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie idzie mi ostatnio pisanie komentarzy więc : Rozdział fajny i czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy pojawi się następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej kiedy będzie następny rozdzialik?

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej wszystkim. Bardzo przepraszam za opóźnienie. Mam szlaban i nie mogę korzystać z komputera ani telefonu. Ledwo udało mi się napisać ten komentarz. Postaram się jak najszybciej ukradkiem dodać kolejny rozdział. Mam go już zapisanego na kartce, muszę tylko napisać na blogu. Mam nadzieję, że jutro uda mi się jakoś wstawić ten rozdział.
    Pozdrawiam /Hathaway-Bielikow
    Życzcie mi szczęścia. ;)

    OdpowiedzUsuń