Hej, hej, hej... Dziś nie przychodzę z nowym rozdziałem. Jak już mówiłam w ten weekend go nie będzie. Za to mam dla was coś innego. Info:
Na Twitterze organizowana jest akcja. Trwa od soboty godzina 17:00 do poniedziałku godzina 17:00. No to tak... Piszemy twitta z hasztagiem takim jak poprzednio #PolishVAfanswannaFrostbite ale tym razem oznaczamy przede wszystkim Zoey i Danilę. Cóż... Danila bardzo rzadko wchodzi na Tt, ale Zoey jest w miarę aktywna. Więc ruszcie tyłki że tak powiem i do roboty.
W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości piszcie tu:
- e-mail - @VampireAcademyfan@wp.pl
- aks - @PolishFansVA
Miłego wieczoru!
sobota, 30 stycznia 2016
czwartek, 28 stycznia 2016
Rozdział 30
Rozdział 30
Wiem, późno i w ogóle, ale... Powody chyba wyjaśniłam wcześniej, nie?A teraz już: Czytajcie i komentujcie, proszę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się, kiedy słońce zaczęło zachodzić za horyzont. Stwierdziłam, że niedługo zacznie się budzić cały Dwór. Zamrugałam kilka razy powiekami. Moja głowa leżała na piersi Dymitra, obejmowałam go lekko. Czułam jego ciepłą skórę. To takie przyjemne. Usłyszałam cichy szelest kartek. Przekręciłam się i spojrzałam na Bielikowa, nie spał. Widząc mnie, odłożył książkę. Potem musnął lekko moje usta.
- Wczoraj dałam ci ten twój wymarzony western, a ty już od rana go czytasz. - zaśmiałam się.
Dymitr uśmiechnął się szeroko. Podciągnęłam się i położyłam tak, że nasze głowy były na równej wysokości.
- Sądziłem, że się obudzisz, gdy po niego pójdę, ale nawet się nie poruszyłaś. - powiedział. - A kiedy znów się położyłem, przysunęłaś się tylko do mnie i dalej spałaś.
Zastanowiłam się nad dwoma rzeczami. Po pierwsze - kwestia snu. Kiedy jeszcze uczyłam się w akademii nie miałam okazji do wysypiania się. Teraz także rzadko mam taką możliwość. Dlatego nauczyłam się korzystać z takich dni, kiedy nie muszę nic robić. Wtedy śpię bardzo głęboko - nic mnie nie obudzi. To znaczy gdyby czyhało jakieś niebezpieczeństwo, obudziłabym się, ale nie ma takiej potrzeby, bo Dwór jest doskonale strzeżony.
Drugą sprawą było to, że przysunęłam się do niego. Znam się i wiem, że zrobiłabym to bez powodu, ale wiem też, że tym razem było inaczej. Śnił mi się, dlatego się do niego przytuliłam. I to nie był zwykły sen. to był sen o naszej przyszłości. Kompletnie nierealny, ale mimo wszystko dający nadzieje. Fakt, że nasze marzenia są niemożliwe boli, ale w końcu i tak nigdy nie nastawiałam się za bardzo na normalne i spokojne życie.
Moje myśli rozjaśniło słodkie wspomnienie.
- Pamiętasz... - zwróciłam się do Dymitra. Leżeliśmy obok siebie przykryci lekko miękką kołdrą. - Tego ranka przed koronacją Lissy powiedziałeś, że tak może wyglądać większość naszych poranków. Wtedy nie bardzo w to wierzyłam, - wyznałam szczerze. - Takie życie wydawało się nieosiągalne, choć byliśmy tego tak blisko. A teraz? Teraz to mamy. Teraz zaczynam wierzyć. Chyba rzeczywiście może być tak pięknie.
Dymitr zastanawiał się co powiedzieć. Zaskoczyłam go. W końcu przekręcił się w moją stronę i delikatnie odgarnął mi z twarzy kosmyki włosów. Patrzył na mnie przez chwilę milcząc.
- Może nie będzie idealnie - odezwał się po kilkunastu sekundach - ale będzie pięknie. Nasze życie zawsze będzie nieprzewidywalne, nigdy nie będzie w pełni normalne, ale nie powinniśmy się tym zadręczać. Cieszmy się tym co mamy. Nie myśl o miejscach, w których nie możesz być, ani o rzeczach, których nie możesz mieć. Popatrz na to co masz i przypomnij sobie miejsca, w których byłaś. Ciesz się tym wszystkim, nie zamartwiaj.
Mała przemowa Dymitra wzbudziła we mnie wiele refleksji. Jego słowa przypomniały mi o naszej brawurowej ucieczce. Wtedy rozmawialiśmy na podobny temat. Zaraz potem w mojej głowie pojawiły się sceny z dzisiejszego snu. Dymitr dał mi rade, ale nieświadomie doradził mi też w sprawie snu. Byłam mu za to wdzięczna. Pomaga mi nawet kiedy sam o tym nie wie.
Trochę się do niego przysunęłam, a trochę przyciągnęłam go do siebie, i mocno wbiłam się w jego wargi. Jego usta były słodkie i miękkie. Jego ciepłe dłonie delikatnie przesuwały się po moim wciąż nagim ciele, dając mi wrażenie, że jestem w niebie. Za to moje przyciągały jego niesamowity tors. Wczorajsza noc nie wystarczyła mi. Dymitrowi chyba też nie, bo przesuwał się powoli nade mnie. Jeszcze rok temu w życiu nie pomyślałabym, że w przyszłości mogę leżeć z Dymitrem w naszym łóżku, w tylko naszym pokoju, droczyć się, całować namiętnie i lekko za razem i spędzić razem słodki poranek. Słodki poranek wypełniony zapachem jego seksownego ciała.
No, nie do końca to wszystko się sprawdziło. Uczucie niemal boskiej błogości (które trwało zdecydowanie za krótko) przerwało pukanie do drzwi. Cóż... zwlekaliśmy trochę z otworzeniem. Nawet Dymitr zignorował początkowe stukanie i naciągnął na nas więcej kołdry, jakby chciał nas w ten sposób ukryć. Byliśmy zbyt pochłonięci sobą. Ale gość (kimkolwiek był) nie zamierzał odpuszczać. Dobijał się tak głośno i mocno, że miałam wrażanie, iż zaraz wyważy drzwi. Dymitr odsunął się trochę i spojrzał jak gdyby w kierunku drzwi, Westchnął ciężko, podobnie jak ja niezadowolony z wizyty nagłego gościa. Spojrzał na mnie jeszcze raz, pocałował i wyszedł z łóżka. Miał już na sobie bokserki. Musiał założyć je, kiedy poszedł po książkę. Założył dresy i koszulkę i poszedł otworzyć drzwi. Stwierdziłam, że skoro ktoś dobijał się aż tak mocno musiał mieć ważny powód, więc ja też się ubrałam i uczesałam. Wyszłam z sypialni. Dobiegły mnie już głosy. Weszłam do salon i och.. Czyli już wiemy, kto niszczy słodkie poranki.
- Mama? Tata? Co wy tu robicie?
- Też chciałabym wiedzieć. - westchnęła Janin. - Twój ojciec kazał mi tu przyjść. A ja niedługo mam warte. - podkreśliła ostatnie zdanie, patrząc na Abe'a.
- Nie denerwuj się. - poprosił. - Zaraz wam wszystko wytłumaczę.
Ja i Dymitr usiedliśmy na kanapie. Abe i Janin przysiedli na przeciw nas. Ziewnęłam ukradkiem. Gdyby nie rodzice, pewnie leżałabym teraz z Dymitrem w łóżku i dalej go całowała. Ale cała złość gdzieś uciekła. Może i zepsuli nam początek dnia, ale stworzyli mi idealny moment na zadanie pytania. Męczy mnie to od wczoraj.
- Będziesz musiał też wytłumaczyć mi coś innego. Oboje będziecie musieli.
- O co chodzi? - matka zmarszczyła brwi.
- Najpierw ta ważniejsza sprawa. - zdecydował za nas Abe. - Potem zajmiemy się resztą.
- Nie jestem pewna czy uznałbyś to za "resztę", ale dobrze. Mów.
- To nie jest związane z tobą, Rose. - powiedział tajemniczo. Nie arogancko. - Chodzi tu głównie o Dymitra. Właściwie źle wam wcześniej powiedziałem. Mam na myśli dwie rzeczy.
- Mianowicie? - Dymitr się zainteresował. Pochylił się do przodu i skupił swój wzrok na moim ojcu, jakby chciał wyczytać coś z jego twarzy.
- Powiedziałaś mu już? - spytał mnie Abe. Wolał się upewnić. Kiwnęłam głową. - Dobrze. - powiedział. Nie wiem nie interesowała go reakcja Dymitra, czy po prostu uznał, że pytanie o to przy nim nie byłoby odpowiednie ale nie zbaczał z tematu i kontynuował. - Kiedy chcielibyście wyjechać?
- To nie zależy tylko od nas. - wtrącił Dymitr. Chyba poczuł się trochę pewniej.
- Tak. - zgodziłam się. - Lissa musi znaleźć za nas zastępstwo, a to może trochę potrwać.
- Już znalazła. - odpowiedział lekko Abe.
- To prawda. - potwierdziła moja matka. - Czeka tylko na waszą odpowiedź.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - zmarszczyłam brwi.
- Nie chciała ci mówić, żeby cię nie stresować i nie poganiać. - wyjaśnili.
Milczeliśmy przez chwilę. Analizowałam w myślach sytuację. Fakt. To możliwe, że Lissa się o mnie martwi, ale mogła mi powiedzieć. Zaraz... To dlatego ostatnio była taka zabiegana.
- No więc... - ponaglił nas Abe.
- Nie wiem. - powiedziała, bo ojciec patrzył akurat na mnie. Od jakiegoś czasu zaczynamy się dogadywać jak typowy tata z córką. Przychodzi do mnie czasami po prostu porozmawiać. Wiem, że trochę się zmusza, żeby być dobrym rodzicem, ale udaję, że tego nie widzę. Ciesze się, że się stara. - To nie....
Ugryzłam się w język. Miałam powiedzieć, że to nie ja jadę do swojej rodziny, której nie widziałam od kilku lat po tym jak byłam krwiożerczą bestią. Do rodziny, która myśli, że jestem martwa. W porę zdążyłam się powstrzymać przed palnięciem tego głupstwa. To byłoby głupie. Dymitr zaczął by się od nowa zadręczać myślami. Nie chciałam tego.
- Co o tym sądzisz, Towarzyszu?
Bielikow wydawał się przez chwilkę niezdecydowany, ale uświadomił sobie, że nie jesteśmy sami. Schował uczucia, a na wierzch narzucił twardą maskę. Nie lubiłam tego, ale nieustępliwa natura Dymitra nie pozwalała mu na okazywanie słabości. Zastanawiał się.
- Może w przyszłym tygodniu. - zaproponował w końcu.
- Jest sobota. - stwierdziła mama. - W piątek do południa będziesz miał wolny samolot, prawda Abe?
- Tak. - zastanowił się. - Ale po co czekać tak długo? Kupię wam bilet na samolot w poniedziałek. Wszyscy wyjeżdżają dziś i jutro. Myślę, że jeśli zarezerwuje bilety dziś nie będzie problemów.
- To nie będzie konieczne. - wtrącił ostrożnie Dymitr. Nie chciał narażać się mojemu ojcu. - Sam to załatwię. - Nie powiedział nic złego. Chciał pokazać Abe'owi, że sam da sobie z tym radę. Miałam też wrażenie, że chciał udowodnić, że umie o mnie zadbać. Wystawił się na przekór Abe'owi Mazurowi. Mało kto się na to odważa.
Staruszek chyba był pod wrażeniem. Przytaknął energicznie i uśmiechnął się.
- A teraz druga sprawa. - oznajmił. Wiedziałam, że za tym uśmiechem kryje się coś nieprzyjemnego. - Zbieraj się, Bielikow. Za godzinę jedziemy na polowanie.
Zatkało mnie na chwilę. No tak. Przecież wspominał o tym wczoraj. Hm... Myślałam, że nie był trzeźwy, a jednak. Dymitr nie wyglądał na bardzo szczęśliwego, ale nie protestował. W przeciwieństwie do mnie.
- Skoro on jedzie, to ja też.
- To męska sprawa. - odpowiedział twardo Abe. - Janin ty też się rusz. Już załatwiłem ci kogoś na zmianę.
Myślałam, że zaraz mu przyłożę. Dopiero powiedział, że kobiety nie mogą jechać.
- Ale moja matka może z wami polować? - wyrzuciłam.
- Ona nie jest tobą. Dlatego jedzie. - no i dostałam odpowiedź.
- Uspokój się. - szepnął Dymitr. - Pojadę i wrócę za kilka godzin.
- Nie ma mowy. - uparłam się.
- Rose... - Dymitr popatrzył mi w oczy.
Skapitulowałam. W końcu i tak nikt mnie nie słucha. Opadłam na poduszki na kanapie i westchnęłam.
- Dobrze. Niech jedzie jeśli chce. - powiedziałam. - Ale potem będziemy musieli porozmawiać Staruszku.
- Jasne. - rzucił bez przekonania. - A teraz Bielikow możemy na chwilę wyjść?
Dymitr już się podniósł.
- Tato... - wykrztusiłam przez zaciśnięte zęby. Pamiętałam, jak rozmawiał z Adrianem, kiedy się spotykaliśmy. Nie miałam wątpliwości, że sam Abe nie jest dla Dymitra przeszkodą, ale jego mafia już tak.
- Nic mu nie będzie. - uspokoiła mnie Janin. - Naprawdę tylko porozmawiają. Cywilizowanie, jak normalni ludzie.
Westchnęłam po raz kolejny. Odeszli do kuchni. Wykorzystałam ten moment.
- Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziałam.
- Wiedziała, że masz za dużo cech Abe'a. - powiedziała zrezygnowana.
Uśmiechnęłam się, ale zaraz przypomniałam sobie o czym miałyśmy mówić.
- Czy ty i tata... Czy wy znów jesteście razem? - spytałam.
- Wiedziałam, że w końcu to od ciebie usłyszę.
- Tak... Wiesz, wczoraj całowaliście się najdłużej. I... chyba byłaś szczęśliwa.
- Dlaczego miałabym nie być? - wymówiła to tak, jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Tak, byłam szczęśliwa i tak, dlatego, że całowałam się z twoim ojcem. Dlaczego miałabym nie być radosną skoro go kocham.
Pierwszy raz usłyszałam, z jej ust coś takiego. Nigdy wcześniej nie mówiła mi, że kocha mojego ojca. A ja sama poczułam się zażenowana tym co powiedziałam, mimo, że nadal nie wiedziałam, jak odebrać jej słowa. To znaczy, że wrócili do siebie, czy nie?
Żadna z nas nic więcej nie powiedziała. Janin była podobna do Dymitra, rzadko pokazywała otwarcie swoje emocje. A kiedy jej się to zdarzało, trwało tylko chwilę tak jak teraz.
Siedziałyśmy w milczeniu, zerkając na siebie co chwilę, dopóki Abe i Dymitr nie wrócili.
- Pamiętasz... - zwróciłam się do Dymitra. Leżeliśmy obok siebie przykryci lekko miękką kołdrą. - Tego ranka przed koronacją Lissy powiedziałeś, że tak może wyglądać większość naszych poranków. Wtedy nie bardzo w to wierzyłam, - wyznałam szczerze. - Takie życie wydawało się nieosiągalne, choć byliśmy tego tak blisko. A teraz? Teraz to mamy. Teraz zaczynam wierzyć. Chyba rzeczywiście może być tak pięknie.
Dymitr zastanawiał się co powiedzieć. Zaskoczyłam go. W końcu przekręcił się w moją stronę i delikatnie odgarnął mi z twarzy kosmyki włosów. Patrzył na mnie przez chwilę milcząc.
- Może nie będzie idealnie - odezwał się po kilkunastu sekundach - ale będzie pięknie. Nasze życie zawsze będzie nieprzewidywalne, nigdy nie będzie w pełni normalne, ale nie powinniśmy się tym zadręczać. Cieszmy się tym co mamy. Nie myśl o miejscach, w których nie możesz być, ani o rzeczach, których nie możesz mieć. Popatrz na to co masz i przypomnij sobie miejsca, w których byłaś. Ciesz się tym wszystkim, nie zamartwiaj.
Mała przemowa Dymitra wzbudziła we mnie wiele refleksji. Jego słowa przypomniały mi o naszej brawurowej ucieczce. Wtedy rozmawialiśmy na podobny temat. Zaraz potem w mojej głowie pojawiły się sceny z dzisiejszego snu. Dymitr dał mi rade, ale nieświadomie doradził mi też w sprawie snu. Byłam mu za to wdzięczna. Pomaga mi nawet kiedy sam o tym nie wie.
Trochę się do niego przysunęłam, a trochę przyciągnęłam go do siebie, i mocno wbiłam się w jego wargi. Jego usta były słodkie i miękkie. Jego ciepłe dłonie delikatnie przesuwały się po moim wciąż nagim ciele, dając mi wrażenie, że jestem w niebie. Za to moje przyciągały jego niesamowity tors. Wczorajsza noc nie wystarczyła mi. Dymitrowi chyba też nie, bo przesuwał się powoli nade mnie. Jeszcze rok temu w życiu nie pomyślałabym, że w przyszłości mogę leżeć z Dymitrem w naszym łóżku, w tylko naszym pokoju, droczyć się, całować namiętnie i lekko za razem i spędzić razem słodki poranek. Słodki poranek wypełniony zapachem jego seksownego ciała.
No, nie do końca to wszystko się sprawdziło. Uczucie niemal boskiej błogości (które trwało zdecydowanie za krótko) przerwało pukanie do drzwi. Cóż... zwlekaliśmy trochę z otworzeniem. Nawet Dymitr zignorował początkowe stukanie i naciągnął na nas więcej kołdry, jakby chciał nas w ten sposób ukryć. Byliśmy zbyt pochłonięci sobą. Ale gość (kimkolwiek był) nie zamierzał odpuszczać. Dobijał się tak głośno i mocno, że miałam wrażanie, iż zaraz wyważy drzwi. Dymitr odsunął się trochę i spojrzał jak gdyby w kierunku drzwi, Westchnął ciężko, podobnie jak ja niezadowolony z wizyty nagłego gościa. Spojrzał na mnie jeszcze raz, pocałował i wyszedł z łóżka. Miał już na sobie bokserki. Musiał założyć je, kiedy poszedł po książkę. Założył dresy i koszulkę i poszedł otworzyć drzwi. Stwierdziłam, że skoro ktoś dobijał się aż tak mocno musiał mieć ważny powód, więc ja też się ubrałam i uczesałam. Wyszłam z sypialni. Dobiegły mnie już głosy. Weszłam do salon i och.. Czyli już wiemy, kto niszczy słodkie poranki.
- Mama? Tata? Co wy tu robicie?
- Też chciałabym wiedzieć. - westchnęła Janin. - Twój ojciec kazał mi tu przyjść. A ja niedługo mam warte. - podkreśliła ostatnie zdanie, patrząc na Abe'a.
- Nie denerwuj się. - poprosił. - Zaraz wam wszystko wytłumaczę.
Ja i Dymitr usiedliśmy na kanapie. Abe i Janin przysiedli na przeciw nas. Ziewnęłam ukradkiem. Gdyby nie rodzice, pewnie leżałabym teraz z Dymitrem w łóżku i dalej go całowała. Ale cała złość gdzieś uciekła. Może i zepsuli nam początek dnia, ale stworzyli mi idealny moment na zadanie pytania. Męczy mnie to od wczoraj.
- Będziesz musiał też wytłumaczyć mi coś innego. Oboje będziecie musieli.
- O co chodzi? - matka zmarszczyła brwi.
- Najpierw ta ważniejsza sprawa. - zdecydował za nas Abe. - Potem zajmiemy się resztą.
- Nie jestem pewna czy uznałbyś to za "resztę", ale dobrze. Mów.
- To nie jest związane z tobą, Rose. - powiedział tajemniczo. Nie arogancko. - Chodzi tu głównie o Dymitra. Właściwie źle wam wcześniej powiedziałem. Mam na myśli dwie rzeczy.
- Mianowicie? - Dymitr się zainteresował. Pochylił się do przodu i skupił swój wzrok na moim ojcu, jakby chciał wyczytać coś z jego twarzy.
- Powiedziałaś mu już? - spytał mnie Abe. Wolał się upewnić. Kiwnęłam głową. - Dobrze. - powiedział. Nie wiem nie interesowała go reakcja Dymitra, czy po prostu uznał, że pytanie o to przy nim nie byłoby odpowiednie ale nie zbaczał z tematu i kontynuował. - Kiedy chcielibyście wyjechać?
- To nie zależy tylko od nas. - wtrącił Dymitr. Chyba poczuł się trochę pewniej.
- Tak. - zgodziłam się. - Lissa musi znaleźć za nas zastępstwo, a to może trochę potrwać.
- Już znalazła. - odpowiedział lekko Abe.
- To prawda. - potwierdziła moja matka. - Czeka tylko na waszą odpowiedź.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - zmarszczyłam brwi.
- Nie chciała ci mówić, żeby cię nie stresować i nie poganiać. - wyjaśnili.
Milczeliśmy przez chwilę. Analizowałam w myślach sytuację. Fakt. To możliwe, że Lissa się o mnie martwi, ale mogła mi powiedzieć. Zaraz... To dlatego ostatnio była taka zabiegana.
- No więc... - ponaglił nas Abe.
- Nie wiem. - powiedziała, bo ojciec patrzył akurat na mnie. Od jakiegoś czasu zaczynamy się dogadywać jak typowy tata z córką. Przychodzi do mnie czasami po prostu porozmawiać. Wiem, że trochę się zmusza, żeby być dobrym rodzicem, ale udaję, że tego nie widzę. Ciesze się, że się stara. - To nie....
Ugryzłam się w język. Miałam powiedzieć, że to nie ja jadę do swojej rodziny, której nie widziałam od kilku lat po tym jak byłam krwiożerczą bestią. Do rodziny, która myśli, że jestem martwa. W porę zdążyłam się powstrzymać przed palnięciem tego głupstwa. To byłoby głupie. Dymitr zaczął by się od nowa zadręczać myślami. Nie chciałam tego.
- Co o tym sądzisz, Towarzyszu?
Bielikow wydawał się przez chwilkę niezdecydowany, ale uświadomił sobie, że nie jesteśmy sami. Schował uczucia, a na wierzch narzucił twardą maskę. Nie lubiłam tego, ale nieustępliwa natura Dymitra nie pozwalała mu na okazywanie słabości. Zastanawiał się.
- Może w przyszłym tygodniu. - zaproponował w końcu.
- Jest sobota. - stwierdziła mama. - W piątek do południa będziesz miał wolny samolot, prawda Abe?
- Tak. - zastanowił się. - Ale po co czekać tak długo? Kupię wam bilet na samolot w poniedziałek. Wszyscy wyjeżdżają dziś i jutro. Myślę, że jeśli zarezerwuje bilety dziś nie będzie problemów.
- To nie będzie konieczne. - wtrącił ostrożnie Dymitr. Nie chciał narażać się mojemu ojcu. - Sam to załatwię. - Nie powiedział nic złego. Chciał pokazać Abe'owi, że sam da sobie z tym radę. Miałam też wrażenie, że chciał udowodnić, że umie o mnie zadbać. Wystawił się na przekór Abe'owi Mazurowi. Mało kto się na to odważa.
Staruszek chyba był pod wrażeniem. Przytaknął energicznie i uśmiechnął się.
- A teraz druga sprawa. - oznajmił. Wiedziałam, że za tym uśmiechem kryje się coś nieprzyjemnego. - Zbieraj się, Bielikow. Za godzinę jedziemy na polowanie.
Zatkało mnie na chwilę. No tak. Przecież wspominał o tym wczoraj. Hm... Myślałam, że nie był trzeźwy, a jednak. Dymitr nie wyglądał na bardzo szczęśliwego, ale nie protestował. W przeciwieństwie do mnie.
- Skoro on jedzie, to ja też.
- To męska sprawa. - odpowiedział twardo Abe. - Janin ty też się rusz. Już załatwiłem ci kogoś na zmianę.
Myślałam, że zaraz mu przyłożę. Dopiero powiedział, że kobiety nie mogą jechać.
- Ale moja matka może z wami polować? - wyrzuciłam.
- Ona nie jest tobą. Dlatego jedzie. - no i dostałam odpowiedź.
- Uspokój się. - szepnął Dymitr. - Pojadę i wrócę za kilka godzin.
- Nie ma mowy. - uparłam się.
- Rose... - Dymitr popatrzył mi w oczy.
Skapitulowałam. W końcu i tak nikt mnie nie słucha. Opadłam na poduszki na kanapie i westchnęłam.
- Dobrze. Niech jedzie jeśli chce. - powiedziałam. - Ale potem będziemy musieli porozmawiać Staruszku.
- Jasne. - rzucił bez przekonania. - A teraz Bielikow możemy na chwilę wyjść?
Dymitr już się podniósł.
- Tato... - wykrztusiłam przez zaciśnięte zęby. Pamiętałam, jak rozmawiał z Adrianem, kiedy się spotykaliśmy. Nie miałam wątpliwości, że sam Abe nie jest dla Dymitra przeszkodą, ale jego mafia już tak.
- Nic mu nie będzie. - uspokoiła mnie Janin. - Naprawdę tylko porozmawiają. Cywilizowanie, jak normalni ludzie.
Westchnęłam po raz kolejny. Odeszli do kuchni. Wykorzystałam ten moment.
- Musimy poważnie porozmawiać. - powiedziałam.
- Wiedziała, że masz za dużo cech Abe'a. - powiedziała zrezygnowana.
Uśmiechnęłam się, ale zaraz przypomniałam sobie o czym miałyśmy mówić.
- Czy ty i tata... Czy wy znów jesteście razem? - spytałam.
- Wiedziałam, że w końcu to od ciebie usłyszę.
- Tak... Wiesz, wczoraj całowaliście się najdłużej. I... chyba byłaś szczęśliwa.
- Dlaczego miałabym nie być? - wymówiła to tak, jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Tak, byłam szczęśliwa i tak, dlatego, że całowałam się z twoim ojcem. Dlaczego miałabym nie być radosną skoro go kocham.
Pierwszy raz usłyszałam, z jej ust coś takiego. Nigdy wcześniej nie mówiła mi, że kocha mojego ojca. A ja sama poczułam się zażenowana tym co powiedziałam, mimo, że nadal nie wiedziałam, jak odebrać jej słowa. To znaczy, że wrócili do siebie, czy nie?
Żadna z nas nic więcej nie powiedziała. Janin była podobna do Dymitra, rzadko pokazywała otwarcie swoje emocje. A kiedy jej się to zdarzało, trwało tylko chwilę tak jak teraz.
Siedziałyśmy w milczeniu, zerkając na siebie co chwilę, dopóki Abe i Dymitr nie wrócili.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział? Komentować, proszę.
A to powinno wam wyjaśnić trochę o czym śniła Rose. Do tego snu powrócimy jeszcze za kilka rozdziałów. ;)
Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam zdjęcie stworzone przez shadowrozę i Dead Swan <3
niedziela, 24 stycznia 2016
Wiem...
Wiem, miał być rozdział. Ale jest godzina 22, a ja mam jeszcze 50 stron lektury do przeczytania. Jutro mam dwa sprawdziany i kartkówkę, i na prawdę nie miałam kiedy wstawić rozdziału na bloga. Nie chcę się tu rozpisywać więc powiem tylko tyle: Rozdział który powinien być już wczoraj pojawi się jutro lub pojutrze. Jest jeszcze kilka innych kwestii, ale je wyjaśnię pod lub nad rozdziałem.
Mam nadzieje, że mnie nie zapijecie (ale zrobią to moi rodzice jak dostanę kolejną złą ocenę, więc no...)
Przepraszam i pozdrawiam.
Mam nadzieje, że mnie nie zapijecie (ale zrobią to moi rodzice jak dostanę kolejną złą ocenę, więc no...)
Przepraszam i pozdrawiam.
niedziela, 17 stycznia 2016
Akcja
Hej wszystkim w ten niedzielny poranek! Niestety (albo stety, jak kto woli) nie przychodzę z rozdziałem. Ale mam ważne info! Organizowana jest akcja na Twitterze. Trwa od dziś od godziny 17:00 przez 24h czyli do poniedziałku do godziny 17:00. A polega na tym: Piszemy twitta z hasztagiem #PolishVAfanswannaFrostbite oznaczamy na nim obowiązkowo panią Richelle (ale można też innych np. Oficjalne konto VAmovie, aktorów czy kogo tam chcecie) i spamujemy!
Wiem że ludzie różnie podchodzą do takich akcji i w ogóle (kłótnie wyzwiska itd.) i że może były inne akcje ale nie wypaliły, ale chciałabym zauważyć że w tej oznaczamy Richelle Mead, autorka naszej ukochanej serii z tego co zauważyłam dość często wchodzi na Twittera, więc jest szansa, że nas zobaczy. (Dla tych wrogo nastawionych: Nawet jeśli nic z naszym spamem nie zrobią to przynajmniej jest szansa, że Richelle nas zauważy i zobaczy wiarę i zaangażowanie swoich Polskich fanów.
Wszelkie pytanie w komentarzach lub na e-maila. (Akcja nie jest noja ale znam dziewczynę która to organizuje. I ja też się przyłączam do akcji!)
No to dalej. Pamiętajcie 17:00 polscy fani są na Twitterze!
Wiem że ludzie różnie podchodzą do takich akcji i w ogóle (kłótnie wyzwiska itd.) i że może były inne akcje ale nie wypaliły, ale chciałabym zauważyć że w tej oznaczamy Richelle Mead, autorka naszej ukochanej serii z tego co zauważyłam dość często wchodzi na Twittera, więc jest szansa, że nas zobaczy. (Dla tych wrogo nastawionych: Nawet jeśli nic z naszym spamem nie zrobią to przynajmniej jest szansa, że Richelle nas zauważy i zobaczy wiarę i zaangażowanie swoich Polskich fanów.
Wszelkie pytanie w komentarzach lub na e-maila. (Akcja nie jest noja ale znam dziewczynę która to organizuje. I ja też się przyłączam do akcji!)
No to dalej. Pamiętajcie 17:00 polscy fani są na Twitterze!
sobota, 16 stycznia 2016
Rozdział 29
Rozdział 29
Rozdział jest dla wszystkich kochających Romitri. #TeamRomitri Mam nadzieje, że się spodoba. Czytajcie i komentujcie, proszę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reakcje Dymitra odpowiadały temu co sobie wyobraziłam. Najpierw zaniemówił, potem był zły, a później smuty. Teraz jest już lepiej.Siedzimy na kanapie już prawie pół godziny. Objęłam Dymitra delikatnie ramieniem, Początkowo protestował (chyba czuł się nieswojo z myślą, że to ja pomagam mu), ale w końcu odpuścił. Oparł się o mnie lekko i przymknął oczy.
- Będzie dobrze, Towarzyszu. - mruknęłam muskając opuszkami palców kosmyki jego włosów.
Dymitr zerknął na mnie ukradkiem, ale zaraz znów zamknął oczy.
- Od dawna to planowałaś?
- Od jakiegoś czasu. - przyznałam.
Zastanowiłam się na tym jak wiele się między nami zmieniło, jak wiele wydarzyło się w ciągu ostatniego roku. Do tej pory zastanawiam się czy nasze spotkanie było przypadkiem czy przeznaczeniem. Nie wiem. Ale wiem, że Dymitr jest tym, właśnie tym jedynym, konkretnym, spośród wszystkich mężczyzn na świecie. Że całe moje życie czekałam właśnie na niego. Nie ważne, że jeszcze niedawno nasz związek był wielkim skandalem. Nie ważne, że jest między nami różnica wieku czy stylu. Chodzi o to, że jesteśmy dla siebie nawzajem dopełnieniem. Że razem tworzymy coś wyjątkowego. Nasze porozumienie jest niespotykane.
Zaczynaliśmy od relacji... Nie można ich nazwać partnerskimi. Dymitr uczył mnie walki i kontroli nad sobą - od tego zaczęliśmy. Chciałam być taka jak on, był moim wzorem. A teraz? Wszystko się zmieniło. Jesteśmy sobie równi. Ja przestałam być jego uczennicą i stałam się jego ukochaną. Tą, z którą chce spędzić życie, tą, którą kocha i której ufa. Dymitr nie uczy mnie już walki (nie w taki sposób jak kiedyś) choć nadal próbuje nauczyć się od niego sztuki samokontroli. Ale teraz jest inaczej. Stał się moim mężczyzną.
- Kiedy mówiłaś mi o tym, że jedziemy do Rosji, użyłaś słowa "niedługo". - zaczął Dymitr. - Kiedy konkretnie?
Jego głos otrząsnął mnie z rozmyślania.
- Nie wiem dokładnie. - -odparłam bawiąc się jego włosami. - Czekaliśmy na twoją odpowiedź.
- My? - zdziwił się i usiadł twarzą do mnie.
- Tak. Ja, Lissa, no i Christian. - dodałam. Musiałam im powiedzieć, co zamierzałam. W końcu jesteśmy ich strażnikami. Kiedy się o tym dowiedzieli zaproponowali pomoc. Nawet Ozera. Tak więc pojedziemy tam najszybciej jak to będzie możliwe. Reszty nie musisz na razie znać.
Dymitr nie poruszył się przez chwilę. Układał sobie wszystko w głowie. Niespodziewanie pochylił się nade mną, musnął mój policzek i pocałował mnie mocno. Nie zastanawiałam się nad powodem tej nagłej czułości. Po prostu wbiłam się w jego wargi z uczuciem słodkiej przyjemności. Zepsułam tą chwilę, przypominając sobie o czymś.
- Dymitr... - zaczęłam odsuwając go delikatnie. - Jest jeszcze coś.
- Tak?
- Mam plan. - rzuciłam pewnie. - Dużo nad nim myślałam i chyba jest całkiem dobry.
Na twarzy Dymitra pojawił się leciutki uśmiech. Wywrócił oczami i westchnął czekając, aż zdradzę co mam namyśli.
- Sam przyjazd do Bai, tak po prostu, będzie trochę nudny.
Cóż... dziwnie to zabrzmiało, ale biorąc pod uwagę to co chciałam powiedzieć, w pewnym sensie miałam racje.
- A ty wymyśliłaś coś, żeby go urozmaicić. - zgadł Dymitr.
- Tak. - potwierdziłam. - Zrobimy twojej rodzinie niespodziankę.
- O co chodzi? - chyba się zaniepokoił.
To, co chciałam mu powiedzieć, nie ucieszy go za bardzo, w każdym razie nie teraz. Ale za to jaką radość da jego rodzinie. Ja byłabym szczęśliwa na ich miejscu. Bardzo, bardzo szczęśliwa.
- No, więc... - zaczęłam. - Zadzwonimy do Bai. To znaczy ja to zrobię. powiem, że chciałabym przyjechać na parę dni lub o czymś porozmawiać. Ale nie wspomnę o tobie. To ty będziesz niespodzianką. Dowiedzą się o tobie dopiero, kiedy tam przyjedziemy. - O ile zgodzą się na moje odwiedziny, dodałam w myślach. - Co o tym sądzisz?
Z miny Dymitra wywnioskowałam, że jego opinia na ten temat nie odpowiada mojemu entuzjazmowi. Rozważał jednak moją propozycję. Chyba nie przypadła mu do gustu.
- Rose... To chyba nie jest najlepszy pomysł.
Nie chciał mnie urazić, ale ja chciałam znać jego zdanie.
- Dlaczego?
- Czuję się już dostatecznie dziwnie z tym, że jedziemy do Bai. - wyjaśnił. - Przybycie tam w roli niespodzianki będzie jeszcze trudniejsze.
- Ale pomyśl... - przysunęłam się blisko niego. - Wyobraź sobie ich twarze, miny... Będą bardziej szczęśliwi niż ja. Wiesz jaką sprawisz im radość?
Dymitr oparł się o kanapę i przesunął ręką po włosach. Nie wiedział co ma w tej sytuacji zrobić. Prawdopodobnie rozważał wszystkie za i przeciw. Odkręciłam się jeszcze bardziej w jego stronę.
- Radość. - powtórzył. - Jeśli będą się cieszyć, to nie ma znaczenia, jak się o mnie dowiedzą: przez telefon czy na własnej skórze. Radość będzie taka sama.
- Element zaskoczenia, Towarzyszu.
- Rose, nie chodzi o walkę ze strzygami, tylko...
- Element zaskoczenia jest pożyteczny zarówno w walce jak i w życiu. - wtrąciłam. - Mój pomysł jest dobry.
Dymitr nie skupiał się na rozmowie. Przesunął ostrożnie palcami po kilku kosmykach moich włosów, zapatrzony w nie.
- Zgodziłbym się, gdybyś miała na myśli prezent. - powiedział w końcu. - Ale nie da się przywozić ludzi jako niespodzianki.
Oboje wiedzieliśmy, że powiedział to tylko dlatego, że bał się reakcji rodziny. Czułby się pewniej, gdyby wiedzieli o nim przed naszym przyjazdem.
- To nieprawda. - sprzeciwiłam się. Miałam już w głowie idealny przykład. - Sonia była taką niespodzianką dla Michaiła, a sam przecież widziałeś ich w chwili, kiedy znów się zobaczyli. - Mina Bielikowa powiedziała mi, że trafiłam w sedno. - Pomyśl...
- Zastanowię się nad tym. - przerwał mi. - Ale później.
Nie zadowoliła mnie jego odpowiedź.
- Dlaczego nie teraz?
- Bo teraz mam inne rzeczy do zrobienia.
Po tej tajemniczej odpowiedzi Dymitr przyciągnął mnie do siebie a jego usta przywarły do moich. Zatraciłam się zupełnie w dotyku jego warg i dłoni. Chciałam usiąść mu okrakiem na kolanach, ale ściśle przylegająca do ciała sukienka skutecznie mi to uniemożliwiła. Dymitr zorientował się w sytuacji. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Nie myślałam wiele. Stwierdziłam, iż Dymitr uznał, że będzie nam tu wygodniej. I miał rację. Postawił mnie niechętnie na podłodze, żeby natychmiast zdjąć ze mnie sukienkę. W samej bieliźnie klęknęłam przed nim na łóżku, załapałam za kołnierzyk od jego koszuli i pociągnęłam w swoją stronę. Wróciłam do jego ust, ale moje dłonie rozpinały subtelnie guziki koszuli. Potem zdjęłam jego spodnie. Dymitr położył się na mnie muskając zmysłowo moją skórę. Nasze pocałunki były coraz bardziej namiętne...
Dymitr był tylko i wyłącznie mój. Czułam ogromne pożądanie. Nasze ciała nie czuły tej bliskości już od kilku miesięcy. Pragnęłam go. Chciałam znów poczuć smak i zapach jego nagiej skóry. Dotknąć spragnionym ciałem jego torsu. Chciałam tylko jego. Potrzebowałam tylko jego.
Tak... To zdecydowanie najlepszy prezent jaki dostałam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótkie trochę, ale jest :D
I jak? Było Romitri? Komentujcie, bardzo proszę. Miłego dnia.
A i jeszcze zdjęcie Romitri ze świąt <3 <3 <3 (By shadowroza)
sobota, 9 stycznia 2016
Rozdział 28
Rozdział 28
Wszelkie moje zdanka itd. pod rozdziałem :D
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie jestem zbyt dobra w delikatnych sprawach. Zwykle mówię o co chodzi szybko i konkretnie. Teraz sytuacja wymagała ode mnie opanowanie i spokoju. Postanowiłam, że lepiej będzie jeśli najpierw zajmę się czymś innym.
- Rozpakujmy prezenty. - zaproponowałam.
Zanim podeszłam do sterty paczek, wyjęłam z szafy średniej wielkości pudełko obklejone papierem ozdobnym. Dołączyłam je do podarków od Lissy i usiadłam z powrotem na kanapie. Dymitr uśmiechał się z rozbawieniem w oczach. Wstał i poszedł do sypialni. Wrócił po chwili z paczką w ręku. Odszedł je tak jak ja to zrobiłam i zasiadł naprzeciw mnie.
- Ty pierwsza.
Podekscytowana całym tym świątecznym urokiem zabrałam ze sterty jedno z ozdobionych pudełek, to które przyniósł Dymitr.
- Mam pomysł. - powiedziałam. Wzięłam mój prezent dla Bielikowa i podałam mu. Przyjął go z lekki uśmiechem radości na twarzy. - Zróbmy to razem.
Dymitr kiwnął tylko głową, dając mi do zrozumienia, że to dobry pomysł. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy wciągałam głęboko powietrze, przygotowując się na prezent.
Otworzyłam pudełko.
Z radością oglądałam moje prezenty. Sukienka i błyszczyk. Sukienka była prześliczna. Czerwona, z trzy czwartym rękawem, na górze ściśle przylegała do ciała, a na dole była luźna, talię opinał cienki pozłacany pasek. Chyba była jedwabna. Wyglądała na drogą.
Kiedy gdzieś wychodziliśmy żaliłam się Dymitrowi, że nie mam czasu na zakupy i ciągle chodzę w tych samych sukienkach. Sądziłam, że on tylko potulnie słucha moich narzekań, ale widząc co mi kupił zmieniłam zdanie.
Dostałam też mój ulubiony błyszczyk. Używam go od trzech lat i nadal mi się nie znudził. Przekręcając palcami opakowanie dostałam czegoś jakby Déjà vu, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie z akademii. To było w klinice szkolnej, po tym jak złamałam nogę, ale Lissa mnie uzdrowiła. Wtedy też dostałam od mojego mentora prezent, błyszczyk, mój ulubiony. Taki sam jak ten, który podarował mi dzisiaj.
Dopiero po dłuższej chwili spojrzałam na Dymitra. Byłam ciekawa jego reakcji. kupiłam mu perfumy i książkę. Najnowszy western, napisany przez ulubionego autora Bielikowa. Podobno to bestseller.
Tak jak się spodziewałam, perfumy leżały na kanapie, a Dymitr wertował już strony. Wyglądał na zadowolonego. Po jakimś czasie zorientował się, że na niego patrzę. Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Pochylił się, położył mi rękę na policzku muskając przyjemnie moją twarz, po czym pocałował mnie przeciągle. Dziękowaliśmy sobie w ten sposób za podarki. Wywnioskowałam z tego, że obydwoje trafiliśmy w gust tego drugiego. Odsunęłam się po chwili i wstałam czując na sobie zdziwiony wzrok Dymitra.
- Dokąd idziesz?
- Przymierzyć sukienkę.
Pomachałam mu przed nosem moim prezentem.
- Roza... - zaczął i ścisnął moją dłoń. - Dziękuje za niespodziankę.
Mina mi zrzedła. Już prawie zdążyłam o tym zapomnieć.
Dymitr zauważył moje zdenerwowanie. Odłożyłam sukienkę na sofę.
- Właściwie to nie to miałam na myśli mówiąc o niespodziance.
- O co chodzi? - Bielikow wyczuł, że coś jest zdecydowanie nie tak.
- Zważywszy na przeszłość i nasze życie, to nie jest typowa szczęśliwa wiadomość.
- Powiedz, Rose. - poprosił. - Przecież nie może być tak źle. Niespodzianki są miłe i radosne.
- Miejmy nadzieję, że ta też taka będzie, - mruknęłam.
Wzięłam trzy głębokie oddechy i przymknęłam na chwile oczy. Od początku wiedziała, że to będzie trudne, ale dopiero teraz odczułam prawdziwy ciężar tego zadania. Dodawałam siebie otuchy myślą, że Dymitr i tak musiałby się w końcu z tym zmierzyć, a w końcu im szybciej tym lepiej.
Kiedy znowu otworzyłam oczy napotkałam wzrok Dymitra. Był już lekko zaniepokojony i zniecierpliwiony. Zazwyczaj mówię wszystko prosto z mostu. Wiedziałam, że tym razem też tak będzie. inaczej paplałabym bez końca i gubiła się we własnych słowach. Zawsze tak jest kiedy próbuje powiedzieć coś delikatnie. Być może sposób który wybrałam nie jest zbyt czuły lub przyjemny, ale za to szybki i prosty.
Jeszcze raz spojrzałam w oczy ukochanego i wiedziałam, że muszę mu to powiedzieć.
- Niedługo lecimy do Rosji. Do Bai.
Dymitr znieruchomiał. Zastygł w miejscu. Osłupiał. Wszystko na raz. Patrzył na mnie z nieodgadnionym spojrzeniem. Milczał, a ja rozpaczliwie pragnęłam. błagałam wręcz w myślach, by się wreszcie odezwał, żeby dał jakiś znak, pokazał co czuje. Ale nic takiego się nie stało. Przez chwile tylko, dosłownie dziesiątą część sekundy, wydawało mi się, że wiedzę na jego twarzy cień bólu i niepewności. Stwierdziłam, że Dymitr nie ma zamiaru odezwać się jako pierwszy i to ja muszę zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Od dawna o tym myślałam i stwierdziłam... Musisz tak pojechać. Pojechać do swojej rodziny. Pomyśl tylko o nich. Olena, Wiktoria, Karolina, Sonia, mały Pawka, nawet Jewa. - dręczenie go w ten sposób było po prostu okrutne, ale musiałam wywołać u niego jakąś reakcję. Nawet gniew na mnie. Byle by tylko nie patrzył tak... nieznajomo. - Dlaczego oni wszyscy mają trwać w przekonaniu, że jesteś martwy? Dlaczego za każdym razem kiedy sobie o tobie przypomną w ich głowach ma się pojawiać myśl, że nigdy więcej już cię nie zobaczą, nie obejmą...
Dymitr podszedł do mnie. Stał bardzo blisko i patrzył na mnie z góry. Był na mnie zły, co jest zrozumiałe. Zdawałam sobie sprawę, że moje słowa go raniły, ale łzy w oczach Dymitra nie były ich skutkiem. Pojawiły się na wspomnienie o rodzinie. Tęsknił za nimi.
- Nie chodzi tylko o nich. - warknął.
Wiedziała, że mimo iż to zabrzmiało egoistycznie wcale takie nie było. Zrozumiałam go.
- Wiem. - odparłam. - Wiem, że to dla ciebie trudne. Nie raz próbowałam wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji. Mimo wszystko nie uwierzę ci, jeśli powiesz, że nie chcesz ich zobaczyć.
Twarz Dymitra złagodniała. Wyglądał teraz jakby marzył, albo śnił. Wydaje mi się, że dawno pogrzebał szanse na spotkanie z rodziną, a ja właśnie powiedziałam mu, że istnieje taka możliwość, dlatego sam nie wiedział jak zareagować. Poza tym sądzę, że boi się reakcji Bielikowów na swój widok. W końcu (muszę to przyznać) bycie strzygą nie jest powodem do dumy. Ale sądzę też, i nie tylko ja, że powinien pojechać do ojczyzny. Musi to zrobić.
Wiedziałam, że Dymitr nie jest już na mnie zły. To była tylko początkowa reakcja. Janą ręką chwyciłam i ścisnęłam jego dłoń, a drugą złapałam go za ramię. Chciałam mu pomóc przejść przez to, co jest dla niego trudne. Chciałam być przy nim. Chciałam, żeby miał we mnie oparcie.
- Tak - szepnął cicho.
- Co powiedziałeś?
- Tak. Chcę ich zobaczyć. Bardzo tego chce.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jak? Przepraszam, że mało się dzieje, ale mam mało czasu na pisanie. Uwierzcie mi pomysły mam, czasu niestety nie za bardzo. Napisałabym dłuższy i dodała go jutro, ale jutro jadę do Warszawy i nie będzie mnie cały dzień. No ale mam nadzieje, że ten rozdział nie jest najgorszy i proszę o komentowanie. To pomaga i wspiera na duchu.
Ta edytacja wykonana przez shawdowroze ukazała się na jej instagramie niedawno, tydzień maksymalnie dwa tygodnie temu. Kiedy ją zobaczyłam zwaliła mnie z nóg! Po prostu genialne!!! Idealnie to ujęła! Kocham <3
I dodatkowe zdjęcie dla Anonimka ( Anonimki?) z którą pisałam o nich pod poprzednim rozdziałem <3
środa, 6 stycznia 2016
Rozdział 27
Rozdział 27
Nie ma co gadać. Czytajcie i komentujcie :D----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zeszłoroczna przerwa świąteczna nie wyglądała zbyt dobrze. Śmiało można powiedzieć, że była tragiczna i okropna.Znalazłam w głowie mnóstwo powodów na potwierdzenie swoich myśli. Podbite przez matkę oko, Dymitr i Tasza, Spoken, śmierć Masona - mojego najlepszego przyjaciela i najśmieszniejszego chłopaka jakiego znałam. Mogłabym tak jeszcze wymieniać, ale po co? To były po prostu najgorsze święta w moim życiu.
Tymczasem tegoroczne zapowiadają się zupełnie inaczej. Wygląda na to, że spędzę je tak jak zawsze chciałam; z ludźmi, których kocham. Te święta będą kompletnym przeciwieństwem tamtych. Będę z Dymitrem, Lissą i wszystkimi innymi, których darzę miłością. Jak się okazało na przyjęciu będą też Abe i Janine. No, no, pierwsze święta z tatusiem. Zapowiada się niezła zabawa.
Lissa poprosiła nas, abyśmy nie kupowali prezentów. Wszyscy protestowali, ale ona posłużyła się faktem, że jest królową i ma władzę, więc zaniechaliśmy przeciwstawiania się. Powiedziała tylko, że ma dla każdego niespodziankę. Posłuchałam jej i nie kupiłam, żadnego prezentu. Prawie... Nie mogłabym jej niczego nie dać. Nie mogłabym też zostawić Dymitra bez podarku. Z czymś dodatkowy, czymś czego nie jestem pewna. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się tak jak ułożyłam to sobie w głowie.
- Rose, musimy już wychodzić.
Głos Dymitra przerwał moje wewnętrzne przemyślenia i zamartwienia. Dokończyłam przygotowania i wyszłam. Pierwsza warta jest moja więc niestety musiałam założyć uniform. Ale naszykowałam sobie na później sukienki i kosmetyki. Nie wypada, żeby strażniczka, szczególnie królowej, mocno sie malowała będąc na służbie. Eh... cóż, taka praca.
Na widok Dymitra zatrzymałam się w połowie drogi. Nie zrobił nic nadzwyczajnego, ale prawdę mówiąc nigdy nie widziałam go w garniturze. Co najwyżej w uniformie strażnika królewskiego. Wydawać by się mogło, że oba stroje są podobne, jednak widząc Dymitra szybko zmieniłam zdanie.
Zauważył mój zachwyt, ale nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko lekko. Podszedł, pocałował mnie i złapał za rękę.
Dość szybko doszliśmy do pałacu. Rozdzieliliśmy się tam. Dymitr poszedł na prawo, na przyjęcie dampirów, a ja prosto, na ucztę królewską. Weszłam na sale przez nikogo nie zauważona. Arystokraci mieli większe sprawy na głowie, niż strażniczka mająca chronić ich życie. Eh... Przyzwyczaiłam się do tego.
Poszłam prosto na swoje miejsce, Stałam koło Eddiego i Isabelli, więc wyglądało na to, że nie będę się nudzić.
- Długo już tu stoicie? - zapytałam.
Castille zerknął na zegarek, który zawsze nosił na ręku.
- Jakieś pięć, może dziesięć minut. - odpowiedział.
- Widzieliście Lissę? - szukałam jej wzrokiem.
- Nie. Nie wiedziałem jej.
- Słyszałam, że ma mieć uroczyste wejście. - wtrąciła Isa, chyba z nutą fascynacji w głosie. - Chyba za chwilę królowa powinna przyjść.
Miała racje. Ledwo skończyła ostatnie zdanie, a usłyszeliśmy dźwięk otwieranych głównych drzwi. Przewaga instynktu sprawiła, że moje ciało napięło się szukając zagrożenia. Ale nie słyszałam pisków, krzyków czy paniki, które mogłyby oznaczać nieproszonych gości. Usłyszałam jedynie jednego z doradców królewskich zapowiadającego nadejście władczyni.
- Królowa Wasylissa Sabina Rhea Dragomir.
Sala była ogromna, a ja stałam na jej drugim końcu, więc nie widziałam Lissy, ale wiedziałam, że tu przyjdzie. Stoi tu podwyższenie, z którego zazwyczaj przemawiają moroje. byłam pewna, że zobaczę Lissę. Cierpliwie czekałam.
Przyszła. Kilka chwil później monarchini wraz z ukochanym wkraczała na podest dostojnym krokiem, z głową lekko uniesioną ku górze. Młodzi arystokraci zatrzymywali się w pół kroku widząc piękną królową, a morojki niemalże mdlały na widok Ozery w garniturze. Cóż, rzeczywiście wyglądał w nim nieźle, ale mój wzrok spoczął na Lissie.
Miała na sobie długą do podłogi, jadeitową suknię z długimi rękawami. Talie zdobiły szmaragdy i inne kamienie szlachetne, których nazwy nie znam. Wyglądała iście po królewsku.
Na jej widok poczułam podziw, dumę, ale też... zazdrość. Zazdrościłam przyjaciółce tego, że ona ma czas dbać o siebie, przejmować się wyglądem i jeździć na zakupy, podczas gdy moim jedynym zajęciem dotyczącym wyglądu jest czesanie włosów i malowanie paznokci bezbarwną odżywką. Co jest zresztą bez sensu, bo po dwóch dniach trzeba je od nowa malować.
Kątem oka zerknęłam na Ise i widząc jej minę stwierdziłam, że myślała o tym samym.
- Serdecznie witam wszystkich na tegorocznej Królewskiej Wigilii. - Zaczęła monarchini. - nie będę zabierać wam zbyt dużo czasu, ani wygłaszać długich przemów. chcę tylko powiedzieć, że święta to szczególny czas pełen miłości i przyjaźni. - uśmiechnęłam się lekko, bo mówiąc to spojrzała najpierw na Christiana, a potem na mnie i Eddiego. On nadal miał obojętną twarz jak na strażnika przystało, ale wiedziałam, że jego też poruszyły te słowa. - Chcę Was prosić, abyście przynajmniej na tej jeden wieczór puścili w niepamięć wszelkie spory, zapomnieli o problemach i nie mówili o polityce, tylko uśmiechnęli się. Życzę Wam, żebyście te święta spędzili jak najlepiej; z ludźmi, których kochacie i którzy kochają Was; w jak najlepszym towarzystwie: wśród rodziny i przyjaciół. Żeby ten wieczór, ta noc upłynęła w miłej, rodzinnej atmosferze. Żebyście dostali wiele prezentów i spełnili swoje marzenia. Wszystkiego Najlepszego!
Lissa zeszła z podestu i podeszła do Christiana, który objął ją jedną ręką, a tłum nagrodził ją gromkimi brawami. Czasem słyszeć można było nawet gwizdy. Byłam dumna z przyjaciółki. Bezbłędnie poradziła sobie z tym zadaniem. Jej przemowa była krótka, konkretna i wzruszająca; idealna.
Moja warta upłynęła bardzo szybko. Biegiem wróciłam do domu, przebrałam się w sukienkę, nałożyłam lekki makijaż i ułożyłam włosy. Wyszłam. Nigdzie nie było Dymitra, co znaczyło, że prawdopodobnie pełni już swoją wartę.
W drodze na przyjęcie spotkałam Eddiego. Wyglądał niesamowicie w tym garniturze, czego nie omieszkałam mu powiedzieć. Weszliśmy razem na sale. Przywitał nas Hans, który z nakazu królowej, jako jedyny nie pełnił dziś żadnej warty.
- Może lampkę wina? - zaproponował.
- Nie, dziękujemy. - odmówiłam zgodnie z Eddiem. - Mamy jeszcze jedną wartę.
- Jedna nie zaszkodzi.
Stwierdziłam, że strażnik musi być już po kilku kieliszkach, bo wątpię czy na trzeźwo proponowałby nam alkohol przed służbą. A jednak przyznałam mu rację i zabrałam z tacy jeden kieliszek. Eddie nie był zbyt przekonany, ale przed śmiercią Masona uwielbiał imprezy, więc ostatecznie też wziął wino.
Zabawa była niesamowita. Spędziłam ją głównie z najbliższymi kolegami i koleżankami. Najwięcej tańczyłam z Dominic'iem i Eddiem, który nadal miał idealne poczucie rytmu. Uważałam jednak, żeby nie wypić zbyt dużo.
Dwadzieścia minut przed rozpoczęciem mojej warty wyszłam z imprezy. Poszłam do domu, zmyłam makijaż i przebrałam się w uniform strażniczki. Dymitr czekał na mnie przed pałacem. - Gdzie mamy wartę? - spytałam.
- Ty przy brami wschodniej, a ja północnej.
- Nie mamy razem? - zaskoczyło mnie to.
- Nie. - odparł. - Ty stróżujesz razem z Eddiem, a ja ze Stephany.
Stephany Murs, dampirka o ślicznej twarzy, mniej więcej w wieku Dymitra. Ona i Bielikow dobrze się dogadywali; byli przyjaciółmi. Nawet ją lubiłam.
- Zobaczymy się tutaj po wartach? - spytałam.
- Tak, jasne. - pocałował mnie w czoło. - Do zobaczenia.
Na warcie nie wydarzyło się nic wartego opowiedzenia. Rozmawiałam Eddiem, śmialiśmy się. Ale nic nadzwyczajnego się nie stało.
Nasza zmiana minęła szybciej niż ta pierwsza, podczas przyjęcia arystokratów. Dymitr zgodnie z obietnicą czekał na mnie przed pałacem. Pożegnaliśmy się z Eddiem i poszliśmy do domu, żeby się przebrać.
Wpadłam biegiem do łazienki, gdzie wszystko naszykowałam. Założyłam czerwoną, ścisłą sukienkę. Sięgała trochę dalej niż do połowy uda. To nie była ta sama sukienka, którą miałam na przyjęciu strażników. Nie była nudna, ale nie była też zbyt prowokacyjna. Nałożyłam dość mocny makijaż, starając się podkreślić moje oczy. Chyba się udało. Upięłam lekko włosy, ale tak, że z tyłu opadały mi luźno na plecy. Dymitr lubił kiedy się tak czesałam, a dla mnie ta fryzura była wygodna. Na koniec wsunęłam na nogi wysokie szpilki. Tylko dwa lub trzy razy w roku mam okazję się tak ubierać, więc wszystko dopracowałam.
Wyszłam z łazienki zadowolona z efektu końcowego. Dymitr chyba też była zadowolony. Zastygł w bezruchu i patrzył na mnie, prawie że nie mrugając. Opuściłam głowę, onieśmielona jego wzrokiem. Odwróciłam się do niego tyłem uśmiechając się nieśmiało i pakując kilka rzeczy do czarnej, małęj, ale praktycznej torebki. Odkręciłam się od niego także dlatego, że mimo iż widziałam go już wcześniej, ego widok nadal zapierał mi dech w piersiach. Nie chciałam, żeby to zauważył. W pewnym momencie poczułam na swojej talii czyjeś ręce. Owinęły mnie i przyciągnęły do właściciela. oparłam głowę o ciało Dymitra i zamknęła oczy. To była chwila odprężenia. Ręce ukochanego obejmowały mnie coraz ciaśniej.
- Nie jestem pewien, czy ta sukienka jest odpowiednia. - szepnął Dymitr.
Uśmiechnęła się w pełni usatysfakcjonowana z jego reakcji.
- Tak... A to dlaczego? - droczyłam się z nim.
- Chyba sama wiesz najlepiej. - odparł. - Mam wrażenie, że właśnie o taki efekt ci chodziło.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i pocałowałam go. Oddał pocałunek, a ja smakowałam jego ust. Dymitr odsunął się jednak po chwili i spojrzał na zegarek.
- Zaraz się spóźnimy. - upomniał mnie i siebie samego.
- Tak, chodźmy. Potem to dokończymy. - mrugnęłam do niego porozumiewawczo.
Dymitr zrezygnował dziś z prochowca. Ten jeden dzień w roku. Włożyłam na wierzch marynarkę, którą kiedyś dostałam od Lissy; była idealnie skrojona.
Przeprawienie się przez oblodzony chodnik na moich wysokich obcasach stanowiło nie lada wyzwanie, dlatego kurczowo trzymała się ramienia Dymitra.
Kiedy dotarliśmy do sali, na której odbywało się nasze rodzinne przyjęcie, okazało się, że wszyscy czekali tylko na nas. Abe i Janin stali przy drzwiach trzymając w rękach po dwa kieliszki wina; dla nas i dla siebie. Mama poprosiła mnie na chwile na bok. Oho, zaczyna się, pomyślałam.
- Rose, twoja sukienka...
Wiedziałam! Miałam racje! Westchnęłam ciężko.
- Mam osiemnaście lat i chłopaka. Jestem już odpowiedzialna i wiem jak mam się ubierać.
- No tak. - chyba zrobiło jej się głupio. - Czasem o tym zapominam.
Rzadko widzę moją matkę zagubioną, więc teraz nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Wesołych świąt mamo. - przytuliłam ją.
- Wesołych świąt Rose.
Wróciłyśmy do chłopaków i usiedliśmy przy stole.
Jedliśmy rozmawiając i śmiejąc się. Po kolacji głos zabrała Lissa.
- Poprosiłam, żebyście w tym roku nie kupowali prezentów, bo ja i Christian postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę.Wszystkim kupiliśmy kilka podarków.
- Niemożliwe. - zaśmiałam się. - Christian da mi prezent.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nawet Dymitr i Janin.
- Jak mógłbym nie podarować czegoś mojej ulubionej strażniczce. - mrugnął do mnie. - Nie śmiałbym o tobie zapomnieć.
Uśmiechnęłam się szeroko, ale czułam, że mówi poważnie. Ostatnio bardzo się polubiliśmy.
- Tak więc - kontynuowała moja przyjaciółka - prezenty możecie odebrać, kiedy będziecie wracać do domu. Będą na was czekały w pokoju obok. Tylko nie ważcie się podglądać wcześniej! - dodała.
Tak jak poprzednio wszyscy roześmiali się donośnie.
Po dziesięciu minutach podszedł do nas Abe. Stanął za mną.
- No Bielikow, poprzednio nie wyszło, ale spokojnie, wpadnę do was, któregoś razu i omówimy resztę.
- O czym mówisz? - spytałam.
- Jak to o czym? - oburzył się. - O polowaniu.
- No tak - westchnęłam. Porozmawiamy o tym po świętach Staruszku.
Nagle z głośników poleciała muzyka. Eddie bawił się DJ-a. Pomachał mi radośnie.
- Janin! - zawołał głośno Abe. - Idziemy na parkiet!
Zaśmiałam się. Ale moja mina zmieniła się, kiedy moja matka się zgodziła. Mało mnie nie zatkało, kiedy oboje zaczęli tańczyć. Moi rodzice podbijali parkiet!
Postanowiłam zrobić im konkurencje.
- Wstawaj, Towarzyszu. - Idziemy tańczyć.
- Nie, Rose. - protestował. - Ja nie tańczę.
- Co ty gadasz? No chodź.
- Roza, ostatnio tańczyłem siedem lat temu.
- A moja matka dwa jak nie trzy razy dłużej, ale spójrz na nią teraz. - wskazałam ręką rodziców. -Są święta, Towarzyszu. Zrób to dla mnie.
Dymitr przewrócił oczami i westchnął ciężko,
- Eh... Dobrze, już dobrze. Chodź. - zdecydował.
- Jest! - pocałowałam go w policzek. - A teraz rusz się. Pokażemy Staruszkowi, kto tu rządzi.
Pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy na parkiet
Już po kilku chwilach okazało się, że mój ukochany nie miał się o co martwić. Ciężko będzie to powiedzieć Eddiemu, ale Dymitr tańczy lepiej od niego. Ja i Abe złapaliśmy przez chwilę kontakt wzrokowy i już oboje wiedzieliśmy co teraz będzie - bitwa. O to kto lepiej tańczy. Mój partner i mama nie byli typami osób lubiących imprezy, ale nawet oni zarazili się naszą rywalizacją.
Szybko zauważyła, że dołączają do nas inni: Lissa i Christian, Eddie i Mia, Adrian i Jill, Sonia i Michaił. Wszyscy włączyli się do zabawy. Zaraz potem piosenka się skończyła, a na sali rozległy się głośne brawa.
- Kłamałeś! - zwróciłam się do Dymitra. - Umiesz tańczyć. I to jak! Jesteś najlepszym partnerem z jakim mogłam tańczyć.
Bielikow miał coś powiedzieć, ale nasz DJ postanowił zmienić rytm. Puścił wolną, romantyczną muzykę. Zarzuciłam Dymitrowi ręce na szyi, ale on miał inny plan. Wziął moją rękę i ustawił nas w klasycznej pozycji do tańca. No, no coraz bardziej mnie zaskakuje. Po kilku chwilach przybliżyłam się i oparłam głowę o ramię Dymitra, a on położył na niej swój policzek. Schowałam twarz w jego koszule i wciągnęłam głęboko powietrze, żeby poczuć ten niesamowity zapach jego ciała połączony z wonią ego perfum. Co dziwne to właśnie teraz czując zapach ciała Dymitra przypomniały mi się niektóre nasz wspomnienia. Najbardziej utrwaliła się w mojej głowie chwila w kaplicy, kiedy płakałam wtulona w jego płaszcz i noc w chatce wartowniczej na terenie akademii. To właśnie w tych chwilach najbardziej zwracałam uwagę na zapach jego ciała.
Otrzeźwiałam dopiero kiedy skończyła się piosenka, a przez mikrofon przemówiła Tasza:
- A teraz spójrzcie w górę.
Jak na komendę wszyscy jednocześnie zadarliśmy głowy. Jemioła, no tak. Kiedy znów spojrzałam przed siebie napotkałam wzrok Dymitra. Nie myślał zbyt długo. Wzorem innych par przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Zachłannie smakowałam jego ust. Wsunęłam dłoń pod jego rozpuszczone włosy i bawiłam się nimi dopóki nie przestaliśmy się całować.
Okazało się, że to nie my poświęciliśmy sobie najwięcej czasu, tylko... Moi rodzice. Odsunęli się od siebie dopiero słysząc gwizdy i oklaski. Moja mama wyglądała na zawstydzoną, ale... szczęśliwą. A Abe'owi nie przeszkadzał cały ten szum. Uśmiechał się, trzymając w ramionach moją matkę. Cóż... od pewnego czasu lepiej się dogadują, ale nie sądziłam, że do siebie wrócili. Postanowiłam sobie, że porozmawiam z nimi jutro i dowiem się wszystkiego.
Reszta przyjęcia wypadła lepiej niż sądziłam. Tańczyłam e wszystkimi, dosłownie. Dymitr też. Dziewczyny co chwilę podchodziły do mnie i opowiadały jakim dobrym tancerzem jest mój chłopak. Koniec końców ja i Bielikow zostaliśmy ogłoszeni najlepszą parą tancerzy na Dworze. Mój ojciec trochę się sprzeciwiał i domagał się rewanżu, ale w końcu skapitulował. wypiliśmy więc zgodnie za nasze zdrowie. Potem było też kilka innych toastów i okazji do picia. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie byłam pijana, zachowałam trzeźwy umysł. Dymitr wypił znacznie więcej ode mnie, ale jemu także nic nie było. Zapewne uodpornił się w Rosji, pijąc tą ich wódkę.
Zabawa trwała w najlepsze przez kilak długich godzin. Mimo, że wcześniej Jll zapowiadała, że przychodzi tu dla Michaił, więcej czasu spędzała z Adrianem, który swoją drogą ledwo trzymał się na nogach. Zresztą podobnie jak mój ojciec, który prawie całą swoją uwagę poświęcał Janin. Dymitr trzymał się głównie z Michaiłem, Sonią i Taszą. A ja bawiłam się z resztą. Co nie znaczy, że byliśmy podzieleni na grupy, o nie! Bawiliśmy się razem przy jednym stole i na jednej sali; śmialiśmy się z tych samych żartów opowiadanych przez kogokolwiek i piliśmy te same trunki.
Ja i Dymitr wyszliśmy jako przedostatni. po drodze wstąpiliśmy do pokoju wskazanego wcześniej przez Lissę i zabraliśmy stamtąd po dwa prezenty naszykowane dla nas.
Wróciliśmy do domu. Wiedziałam, że nieubłaganie zbliża się ten trudny moment. Mimo to starałam się jak najbardziej odprężyć. Z ulgą zdjęłam szpilki, rozkoszując się miękkością dywanu i opadłam na kanapę.
- Dymitr - zaczęłam niepewnie. - Usiądź. - wzięłam głęboki oddech. - Czas na niespodzianki.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i co? Długi, nie? Liczę, że docenicie moje bazgroły i dodacie jakiś komentarzyk. No i tak jak wybraliście dodatkiem do rozdziału będzie zdjęcie :D To moje ulubione :* zdjęcie Zonili <3
Pozdrawiam
piątek, 1 stycznia 2016
Rozdział 26
Rozdział 26
Nowy Rok! No to tak na dobry początek, żeby w nowym roku było jeszcze więcej Romitri, Zonili, Dragozery, Sydriana i kogo tam jeszcze chcecie, nowiutki rozdzialik numer 26. :D
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się dopiero na lotnisku. Wylądowaliśmy. Przetarłam ręką oczy i zamrugałam nimi szybko. Wstałam, zabrałam swoją torbę i wyszłam z samolotu. Podeszłam do morojów, tak jak inni strażnicy, żeby ich odprowadzić, ale Lissa, Christian i rodzina Mastranów protestowali.
- Nie musicie już nas niańczyć. - zaczęła lekko królowa z uśmiechem. - To Dwór. Jesteśmy bezpieczni, a wy zmęczeni. - zastanowiła się chwilę, a potem szeptała coś z Johnem i Emily. - Odpocznijcie. Macie wolne do końca dnia. Założę się, że po walce ze strzygami nie wyspaliście się w fotelach w samolocie, więc koniec dyskusji. Idźcie do swoich domów i odpocznijcie.
Dlatego wszyscy ją kochali. Nie za to, że rozdaje urlopy i wolne godziny. Za to, że rozumie. Lissa wie ile dampiry muszą poświęcić. Jak ciężką mają pracę.
Gdy wszyscy strażnicy odeszli podeszłam do przyjaciółki.
- Nie, Rose. - wtrąciła zanim zdążyłam coś powiedzieć. - Dziś ja pracuje. Organizuję przyjęcie, nie potrzebni mi do tego strażnicy. Może tylko Hans, ale to później. Dzisiaj przy moim boku będą moroje, nie dampiry.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Właściwie nie po to przyszłam.
- Och... - chyba lekko się zdziwiła. - Więc po co?
- Nie wiesz może czy Dymitr teraz pracuje?
- Nie wiem, ale... - odwróciła się i zawołała: - Christian.
Ozera podszedł do nas. Objął Lissę w talii i przytulił.
- Dymitr teraz pracuje? - zapytałam.
- Nie. - odpowiedział. - Tak jak Lissa dałem wszystkim swoim strażnikom wolne do końca dnia.
Kiwnęłam tylko głową.
Miałam zamiar zaproponować Dragomirównie swoje towarzystwo jako przyjaciółki, ale Christian chyba nie byłby zadowolony. Odkręcił Lissę w swoją stronę i przyciągnął do siebie. Całował ją co chwilę i szeptał coś do ucha. Założę się, że to były jego łóżkowe fantazję.
Ta sytuacja sama prosiła się o złośliwy komentarz. Ale nic nie powiedziałam. Zrobiłam to tylko ze względu na Lissę. Co by pomyśleli John i Emily widząc bitwę na słowa między strażniczką królowej, a jej ukochanym. Tm bardziej, że mi i Ozerze nie brakowało pomysłów na sarkazm. Wprawdzie rodzina Mastrano nie jest zbyt arystokratyczna i tak się nie zachowuje, jednak rodzice Jill i ona sama są ważni, a nie sądzę, by cieszyli się z naszej słownej potyczki. Raczej rzuciliby całej naszej trójce spojrzenia pełne dezaprobaty i nagany.
Pożegnałam się więc szybko i odeszłam, bo strasznie korciło mnie do powiedzenia czegoś o sprawach łóżkowych lorda Ozery. Spojrzałam w górę. Na niebie ciągle świecił księżyc i zapewne będzie tam jeszcze przez co najmniej pięć-sześć godzin. Szłam wolno rozmyślając o jutrzejszym przyjęciu.
Lissa opowiadała mi, że w każdym miejscu, które będą pilnować strażnicy (np. sala bankietowa, mury, brama, areszt), będą ich dwie grupy. Tak, żeby każdy dampir miał czas na ucztę z kolegami po fachu. (W tym samym czasie będą dwa przyjęcia. Jedno dla arystokratów, drugie w innej sali dla strażników) Później, po głównych ucztach będziemy działali na tych samych zasadach: jedna grupa strażników będzie stróżować, a druga będzie na kolacji z rodziną lub znajomymi.
W praktyce wyglądać to będzie tak: są cztery listy; każdy strażnik musi zapisać się do dwóch (lub do jednej dwa razy). Nie wygląda to zbyt skomplikowanie, ale jestem pewna, że będą jakieś komplikacje, zawsze są. Zapisy zaczynają się za godzinę i będą trwały trzy godziny. Potem Hans wraz z kilkoma innymi doświadczonymi strażnikami będą wszystko organizowali.
Drzwi do domu nie były zamknięte na klucz. Wślizgnęłam się cicho do środka, chcąc zrobić Dymitrowi niespodziankę. Nie udało mi się. Chodził zdenerwowany po salonie, ale ocknął się błyskawicznie, słysząc dźwięk zamykanych przeze mnie drzwi. Obrócił się moją stronę, a na jego twarzy namalowała się wyraźna ulga. Ledwo zdążyłam odstawić torbę, Dymitr był już przy mnie. Bez słowa owinął mnie ramionami i mocno przyciągnął do siebie. Nie wiedziałam do końca o co mu chodzi, ale wyglądało na to, że to go uspokaja. Przytuliłam go i pocałowałam w ramię.
- Dymitr - zaczęłam powoli - coś się stało?
- Nie, właściwie nic, ale... - westchnął i usiadł na kanapie. Stanęłąm naprzeciw niego. - Widziałem się ze strażnikami, którzy byli z wami w Detroit. Opowiedzieli mi o strzygach i o tym, że ponieśliśmy straty. Nie było cię, kiedy z nimi rozmawiałem. Potem też nie. Przyszłaś dopiero teraz, pół godziny później. Wiedziałem... ale upewniłem się dopiero, gdy cię zobaczyłem.
Widziałam jak ciężko było mu mówić to wszystko. Nie powiedział konkretnie o co mu chodzi, ale zrozumiałam.
- Myślałeś, że to ja zginęłam.
Dymitr nie odpowiedział. Westchnął tylko znowu i ukrył twarz w dłoniach. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Martwił się o mnie. Bał się.
Postanowiłam zmienić trochę nastrój. Usiadłam mu na kolanach i zmusiłam, żeby popatrzył mi w oczy. Potem musnęłam lekko jego wargi. Jego usta były ciepłe i miękkie.
- Czy ty wątpiłeś w moje zdolności, Towarzyszu? - zażartowałam.
- Nigdy. - odparł i objął mnie.
- I słusznie. W końcu uczyłam się od najlepszych.
- Tak. - przyznał z uśmiechem, ale zaraz potem jego twarz znów przybrała ten umartwiony wyraz. - Jednak istniało ryzyko. Ktoś zginął.
Miał rację. Eh... zawsze ją miał.
- To był Daniel Dickens. - powiedziałam. - Nowy. Lissa wybrała go zaledwie miesiąc temu.
- Znaleźliście jego ciało?
Dymitr stał się teraz służbistą. Nieustępliwym i twardym strażnikiem. Wolałabym, żeby się uśmiechał, ale skoro mam do wyboru tylko jego smutek i oddanie służbie wolę to drugie. Poza tym podobała mi się ta jego postawa. Pociągała mnie.
- Tak. Pogrzeb zostanie zorganizowany najszybciej jak się da. Dominic ma mnie powiadomić.
Bielikow kiwnął tylko głową i zamyślił się. Nie chciałam, żeby był taki spięty. Do głowy przyszło mi idealne rozwiązanie. Zeszłam z kolan Dymitra i usiadłam za nim na oparciu kanapy, okraczając go. Pociągnęłam go w swoją stronę, a on oparł się rękoma o moje kolana. Stwierdziłam, że masaż będzie dobrym rozwiązaniem. I miałam rację. Dymitr zamknął oczy i rozluźnił się.
Po kilku minutach wpadłam na jeszcze lepszy pomysł. Przysunęłam się do ukochanego. Jedną ręką objęłam delikatnie jego szyję, a drugą zsunęłam na jego tors. Musnęłam kilka razy jego policzek i kark. Dymitr otworzył lekko oczy. Zrozumiał wszystko co chciałam powiedzieć.
- Chyba wiem, jak poprawić ci humor. - szepnęłam mu do ucha.
Chciałam usiąść mu na kolana, ale zatrzymał mnie w połowie i położył na kanapie. Nie zdążyłam się przebrać, więc Dymitr zdziwił się, kiedy zdjął ze mnie spodnie, a ja miałam na sobie jeszcze szorty od pidżamy. Odgarnęłam włosy z twarzy i uśmiechnęłam się szeroko widząc jego minę. Nie przeszkodziło mu to ani moje dodatkowe ubranie, wrócił do poprzedniego zajęcia.
Całował mnie niezwykle namiętnie. Był zupełnie innym Dymitrem. Ręce, które potrafił zadać śmiertelny cios, teraz wędrowały po moim ciele przyprawiając mnie o dreszcze. Oczy, które zwykle szukały zagrożenia, teraz wpatrywały się we mnie tak intensywnie, że po moim ciele rozlewały się fale gorąca. To niesamowite jak bardzo zmieniał się zależnie od sytuacji. Potrafił być groźnym przeciwnikiem, obojętnym strażnikiem, wymagającym instruktorem, wspierającym mentorem i namiętnym kochankiem. To nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Ciało Dymitra promieniowała niespotykana energia, a jego oczy były pełne pożądania. Zapewne moje też. Potrzebowaliśmy bliskości, której nie mieliśmy od kilku miesięcy.
Powoli ściągnęłam z niego koszulkę. Usta Dymitra znów przywarły do moich w pełnym emocji pocałunku. Czułam na sobie jego umięśnione, niemalże boskie ciało.
I wtedy BAM! W domu rozległo się pukanie do drzwi. Szlag, by to trafił! Dlaczego akurat teraz?
- Chwila. - krzyknęłam.
- Kto idzie?
- Ty, Towarzyszu. - zdecydowałam. - Łatwiej ci będzie wstać.
Dymitr westchnął ciężko i wstał. Widziałam w jego oczach, że walczył z pragnieniem pocałowania mnie i zignorowania nieproszonego gościa. Ja też, ale musieliśmy poczekać. Bielikow założył koszulkę i poszedł otworzyć drzwi.
Wrócił po kilku minutach, ale nie ściągnął z siebie koszulki, ani nie położył się znów na mnie. Wywnioskowałam z tego, że nie mamy czasu na nasze potrzeby. Westchnęłam i wstałam.
- Co tym razem? - zapytałam. - Kto nas woła? Gdzie musimy iść?
- Nie musimy, ale chyba oboje czujemy taką potrzebę. - skomentował. - To był Dominic. Powiedział, że za chwilę będzie pogrzeb Daniela. Poza tym Hans kazał nam się zapisać na listy, bo niedługo może nie być już dogodnych miejsc.
- Daj mi chwile. - powiedziałam. - Muszę się umyć.
Biegiem wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czyste, odpowiednie do sytuacji ubrania.
Niedługo potem wychodziliśmy już z domu. Na początku poszliśmy wpisać się na listy. Po drodze uzgodniliśmy między sobą jak będzie najlepiej. W końcu ja zapisałam się do pierwszej grupy podczas uroczystej kolacji i pierwszej podczas spotkań rodzinnych. Dymitr natomiast zapisał się do drugiej grupy podczas uroczystej kolacji i tak jak ja do pierwszej podczas spotkań rodzinnych.
Ceremonia pogrzebowa przypominała trochę tą Masona, jednak Daniel był już pełnomocnym strażnikiem, a mój przyjaciel nie, dlatego różniły się kilkoma rzeczami. Na pochowanie ciała została tylko najbliższa rodzina, więc ja i Dymitr wróciliśmy do naszego domu.
Oboje byliśmy już tak zmęczeni i przygnębieni, że nie mieliśmy siły na zaspokajanie potrzeby bliskości. Jedynym co zrobiliśmy w tym celu było zaśnięcie obok siebie. Oparłam głowę o tors Dymitra i niemalże natychmiast zasnęłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dimitri powrócił!! I jak?
Mam do was takie pytanko: Gdzie można kupić komiks Akademii Wampirów? Jeśli ktoś wie, bardzo prosiłabym o odpowiedź. Wiem, że jest tylko w wersji angielskiej, ale spokojnie poradzę sobie z przetłumaczeniem. A i jeszcze jedno... Jeśli ktoś ma ten komiks to czy mógłby napisać do mnie na e-maila. (Jest gdzieś tam z boku, po prawej). Do jasności: Nie będę chciała żebyście mi pożyczali czy coś w tym stylu...
A i spójrzcie na ankietę!
Pozdrawiam :D
2016!!!
Spóźniona o prawie 50 minut, ale jestem. Szczęśliwego nowego roku!!!! Życzę Wam wszystkim dużo uśmiechu, radości i miłości ❤ .
Uwielbiam Was! 😍
Happy New Year #VAfamily!!!
PS. A już pierwszego dnia nowego roku możecie się spodziewać nowego rozdziału.
Uwielbiam Was! 😍
Happy New Year #VAfamily!!!
PS. A już pierwszego dnia nowego roku możecie się spodziewać nowego rozdziału.
Subskrybuj:
Posty (Atom)