Rozdział 28
Wszelkie moje zdanka itd. pod rozdziałem :D
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie jestem zbyt dobra w delikatnych sprawach. Zwykle mówię o co chodzi szybko i konkretnie. Teraz sytuacja wymagała ode mnie opanowanie i spokoju. Postanowiłam, że lepiej będzie jeśli najpierw zajmę się czymś innym.
- Rozpakujmy prezenty. - zaproponowałam.
Zanim podeszłam do sterty paczek, wyjęłam z szafy średniej wielkości pudełko obklejone papierem ozdobnym. Dołączyłam je do podarków od Lissy i usiadłam z powrotem na kanapie. Dymitr uśmiechał się z rozbawieniem w oczach. Wstał i poszedł do sypialni. Wrócił po chwili z paczką w ręku. Odszedł je tak jak ja to zrobiłam i zasiadł naprzeciw mnie.
- Ty pierwsza.
Podekscytowana całym tym świątecznym urokiem zabrałam ze sterty jedno z ozdobionych pudełek, to które przyniósł Dymitr.
- Mam pomysł. - powiedziałam. Wzięłam mój prezent dla Bielikowa i podałam mu. Przyjął go z lekki uśmiechem radości na twarzy. - Zróbmy to razem.
Dymitr kiwnął tylko głową, dając mi do zrozumienia, że to dobry pomysł. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy wciągałam głęboko powietrze, przygotowując się na prezent.
Otworzyłam pudełko.
Z radością oglądałam moje prezenty. Sukienka i błyszczyk. Sukienka była prześliczna. Czerwona, z trzy czwartym rękawem, na górze ściśle przylegała do ciała, a na dole była luźna, talię opinał cienki pozłacany pasek. Chyba była jedwabna. Wyglądała na drogą.
Kiedy gdzieś wychodziliśmy żaliłam się Dymitrowi, że nie mam czasu na zakupy i ciągle chodzę w tych samych sukienkach. Sądziłam, że on tylko potulnie słucha moich narzekań, ale widząc co mi kupił zmieniłam zdanie.
Dostałam też mój ulubiony błyszczyk. Używam go od trzech lat i nadal mi się nie znudził. Przekręcając palcami opakowanie dostałam czegoś jakby Déjà vu, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie z akademii. To było w klinice szkolnej, po tym jak złamałam nogę, ale Lissa mnie uzdrowiła. Wtedy też dostałam od mojego mentora prezent, błyszczyk, mój ulubiony. Taki sam jak ten, który podarował mi dzisiaj.
Dopiero po dłuższej chwili spojrzałam na Dymitra. Byłam ciekawa jego reakcji. kupiłam mu perfumy i książkę. Najnowszy western, napisany przez ulubionego autora Bielikowa. Podobno to bestseller.
Tak jak się spodziewałam, perfumy leżały na kanapie, a Dymitr wertował już strony. Wyglądał na zadowolonego. Po jakimś czasie zorientował się, że na niego patrzę. Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Pochylił się, położył mi rękę na policzku muskając przyjemnie moją twarz, po czym pocałował mnie przeciągle. Dziękowaliśmy sobie w ten sposób za podarki. Wywnioskowałam z tego, że obydwoje trafiliśmy w gust tego drugiego. Odsunęłam się po chwili i wstałam czując na sobie zdziwiony wzrok Dymitra.
- Dokąd idziesz?
- Przymierzyć sukienkę.
Pomachałam mu przed nosem moim prezentem.
- Roza... - zaczął i ścisnął moją dłoń. - Dziękuje za niespodziankę.
Mina mi zrzedła. Już prawie zdążyłam o tym zapomnieć.
Dymitr zauważył moje zdenerwowanie. Odłożyłam sukienkę na sofę.
- Właściwie to nie to miałam na myśli mówiąc o niespodziance.
- O co chodzi? - Bielikow wyczuł, że coś jest zdecydowanie nie tak.
- Zważywszy na przeszłość i nasze życie, to nie jest typowa szczęśliwa wiadomość.
- Powiedz, Rose. - poprosił. - Przecież nie może być tak źle. Niespodzianki są miłe i radosne.
- Miejmy nadzieję, że ta też taka będzie, - mruknęłam.
Wzięłam trzy głębokie oddechy i przymknęłam na chwile oczy. Od początku wiedziała, że to będzie trudne, ale dopiero teraz odczułam prawdziwy ciężar tego zadania. Dodawałam siebie otuchy myślą, że Dymitr i tak musiałby się w końcu z tym zmierzyć, a w końcu im szybciej tym lepiej.
Kiedy znowu otworzyłam oczy napotkałam wzrok Dymitra. Był już lekko zaniepokojony i zniecierpliwiony. Zazwyczaj mówię wszystko prosto z mostu. Wiedziałam, że tym razem też tak będzie. inaczej paplałabym bez końca i gubiła się we własnych słowach. Zawsze tak jest kiedy próbuje powiedzieć coś delikatnie. Być może sposób który wybrałam nie jest zbyt czuły lub przyjemny, ale za to szybki i prosty.
Jeszcze raz spojrzałam w oczy ukochanego i wiedziałam, że muszę mu to powiedzieć.
- Niedługo lecimy do Rosji. Do Bai.
Dymitr znieruchomiał. Zastygł w miejscu. Osłupiał. Wszystko na raz. Patrzył na mnie z nieodgadnionym spojrzeniem. Milczał, a ja rozpaczliwie pragnęłam. błagałam wręcz w myślach, by się wreszcie odezwał, żeby dał jakiś znak, pokazał co czuje. Ale nic takiego się nie stało. Przez chwile tylko, dosłownie dziesiątą część sekundy, wydawało mi się, że wiedzę na jego twarzy cień bólu i niepewności. Stwierdziłam, że Dymitr nie ma zamiaru odezwać się jako pierwszy i to ja muszę zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Od dawna o tym myślałam i stwierdziłam... Musisz tak pojechać. Pojechać do swojej rodziny. Pomyśl tylko o nich. Olena, Wiktoria, Karolina, Sonia, mały Pawka, nawet Jewa. - dręczenie go w ten sposób było po prostu okrutne, ale musiałam wywołać u niego jakąś reakcję. Nawet gniew na mnie. Byle by tylko nie patrzył tak... nieznajomo. - Dlaczego oni wszyscy mają trwać w przekonaniu, że jesteś martwy? Dlaczego za każdym razem kiedy sobie o tobie przypomną w ich głowach ma się pojawiać myśl, że nigdy więcej już cię nie zobaczą, nie obejmą...
Dymitr podszedł do mnie. Stał bardzo blisko i patrzył na mnie z góry. Był na mnie zły, co jest zrozumiałe. Zdawałam sobie sprawę, że moje słowa go raniły, ale łzy w oczach Dymitra nie były ich skutkiem. Pojawiły się na wspomnienie o rodzinie. Tęsknił za nimi.
- Nie chodzi tylko o nich. - warknął.
Wiedziała, że mimo iż to zabrzmiało egoistycznie wcale takie nie było. Zrozumiałam go.
- Wiem. - odparłam. - Wiem, że to dla ciebie trudne. Nie raz próbowałam wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji. Mimo wszystko nie uwierzę ci, jeśli powiesz, że nie chcesz ich zobaczyć.
Twarz Dymitra złagodniała. Wyglądał teraz jakby marzył, albo śnił. Wydaje mi się, że dawno pogrzebał szanse na spotkanie z rodziną, a ja właśnie powiedziałam mu, że istnieje taka możliwość, dlatego sam nie wiedział jak zareagować. Poza tym sądzę, że boi się reakcji Bielikowów na swój widok. W końcu (muszę to przyznać) bycie strzygą nie jest powodem do dumy. Ale sądzę też, i nie tylko ja, że powinien pojechać do ojczyzny. Musi to zrobić.
Wiedziałam, że Dymitr nie jest już na mnie zły. To była tylko początkowa reakcja. Janą ręką chwyciłam i ścisnęłam jego dłoń, a drugą złapałam go za ramię. Chciałam mu pomóc przejść przez to, co jest dla niego trudne. Chciałam być przy nim. Chciałam, żeby miał we mnie oparcie.
- Tak - szepnął cicho.
- Co powiedziałeś?
- Tak. Chcę ich zobaczyć. Bardzo tego chce.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jak? Przepraszam, że mało się dzieje, ale mam mało czasu na pisanie. Uwierzcie mi pomysły mam, czasu niestety nie za bardzo. Napisałabym dłuższy i dodała go jutro, ale jutro jadę do Warszawy i nie będzie mnie cały dzień. No ale mam nadzieje, że ten rozdział nie jest najgorszy i proszę o komentowanie. To pomaga i wspiera na duchu.
Ta edytacja wykonana przez shawdowroze ukazała się na jej instagramie niedawno, tydzień maksymalnie dwa tygodnie temu. Kiedy ją zobaczyłam zwaliła mnie z nóg! Po prostu genialne!!! Idealnie to ujęła! Kocham <3
I dodatkowe zdjęcie dla Anonimka ( Anonimki?) z którą pisałam o nich pod poprzednim rozdziałem <3
Jezu świetny rozdział .I strasznie dziękuję może będę się podpisywać? Więc jestem Ola
OdpowiedzUsuńTak, to troche ułatwi sprawę. Ola? Wiesz wszystkie Ole, które znam są świetne, więc zapewne ty też 😄
UsuńI dziękuje
Oj dziękuję bardzo
UsuńJakie cudo! *_*
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam...
Mam nadzieję, że płacz nie był efektem tego, że rozdział jest beznadziejny, tylko przeciwnie 😄
UsuńDziękuję
Wspaniałe. Czekam na więcej. Mam nadzieję, że Robert nie popsuje tego wyjazdu. Nie mogę się doczekać reakcji Oleny na powrót Dimki. Pozdrawiam i życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuńCudowne👌🏻:)
OdpowiedzUsuń