wtorek, 29 września 2015

Rozdział 13.

Rozdział 13.

     Hejka wszystkim. Trochę mi się zeszło z tym rozdziałem, bo miałam dużo nauki, ale co w końcu jest, prawda?
     No to nie przedłużając...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

      Obudziłam się nagle w środku nocy. Byłam lekko spocona, ale mój oddech był normalny. Spojrzałam w bok. Bielikow smacznie spał. Usiadłam na łóżku i gorączkowo starałam się przypomnieć co wyrwało mnie ze snu. Nic nie pamiętam, ale czuję się trochę dziwnie. W głowie mam nieznajomy mętlik i poplątane myśli.
     Stwierdziłam, że szklanka wody uspokoi mnie trochę. Powoli wstałam i poszłam do kuchni. Po kilku minutach wróciłam. Ku memu zdziwieniu Dymitr już nie spał, tylko patrzył na mnie. Włosy miał potargane, a oczy zaspane. Uśmiechnęłam się lekko.
     - Rose... Dlaczego nie śpisz?
     - Właściwie to nie wiem. - tłumaczyłam. - Obudziłam się niedawno.
     Podeszłam do łóżka i położyłam się koło ukochanego.
     - Coś się stało? - pytał troskliwie.
     - Nie.
     Dymitr spojrzał na mnie i chwycił moją rękę. Zmarszczył brwi.
     - Jesteś spocona.
     - Tak. - potwierdziłam. - Taka się obudziłam.
     Bielikow wyglądał na lekko zdenerwowanego i zamyślonego.
     - Coś nie tak? - zapytałam.
     - Nie. - odparł krótko. - Chodźmy spać, dobrze?
     Skinęłam głową na znak zgody. Ukochany objął mnie ramieniem, po czym przyciągnął do siebie. Przytuliłam się do niego i po chwili zasnęłam.
     Reszta nocy minęła spokojnie. Rano Dymitr poszedł do Hansa, tłumacząc, że ma dla niego bardzo ważną informacje. Nie pytałam o szczegóły. Ruszyłam w stronę pałacu. Tam miałam się spotkać z Lissą i Adrianem.
     - Cześć Rose. - przywitała się przyjaciółka. - Jest sprawa...
     - Tak?
     - To nic takiego. - zapewniła, widząc moją poważną minę. - Chodzi o to, że przekładamy wyjazd na zakupy. Wyjeżdżamy w nocy ( w ludzki dzień), bo mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Poza tym strażnicy twierdzą, że będę bezpieczniejsza w słońcu.
     To prawda. Strzygi funkcjonują tak jak my. Światło słoneczne jest dla ich dużo bardziej niebezpieczne, niż dla mori. *  Zabija je.
     - Dobrze. O której jedziemy? - zapytałam trochę podekscytowana.
     Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz byłam z Lissą na zakupach.
     - O 8:00. Będziemy czekali na ciebie przy garażach, ok?
     - Jasne. Już nie mogę się doczekać.
     W tej chwili zauważyłam strażnika Cartera i Adriana idących w naszą stronę.
     - Królowo - ukłonił się lekko dampir. - Czy mógłbym na chwilę panią prosić?
     - Oczywiście. - odpowiedziała grzecznie, po czym zwróciła się do mnie. - Zaraz wracam.
     Ona i Hans odeszli kilka metrów od nas, tak, żeby móc porozmawiać.
     - Wiesz, że wyjazd jest przełożony o kilka godzin? - zagadnęłam Iwaszkowa.
     - Tak. Lissa zadzwoniła do mnie rano. Trochę mi to nie na rękę, ale cóż... Co zrobić?
     - Dlaczego? Bo się nie wyśpisz?
     - To też, ale muszę pomóc w przygotowaniach do spotkania rodzinnego, które zaczynają się niedługo po tym jak wrócimy, więc nie wiem czy ze wszystkim zdążę.
     - Z czym masz zdążyć? - dopytywałam. - Szykujesz coś?
     - Owszem, ale nic ci nie powiem. To już pewnego rodzaju sekrety Iwaszkowów.
     Mrugnął tajemniczo okiem. Zerknęłam w stronę Lissy sprawdzając jej bezpieczeństwo. Wprawdzie wiedziała, że po pierwsze jest na Dworze, chronionym przez magiczne tarczę; a po drugie rozmawia właśnie z wyszkolonym strażnikiem, ale mam już taki nawyk.
     Adrian spojrzał na telefon.
     - Przepraszam Mała Dampirzyco, ale muszę już iść. Porozmawiamy później. Do zobaczenia.
     Uścisnął mnie serdecznie i odszedł w stronę budynków dla gości. Wtedy przyszła Wasylisa i Hans.
     - Rose, muszę już iść. - powiedziała królowa.
     Mina mi trochę zrzedła. Wiedziałam, że Lissa ma później spotkania. Miałam nadzieję, że spędzimy wolny czas.
     - Przykro mi. - mówiła szczerze.
     Moja przyjaciółka najwyraźniej miała plany podobne do moich.
     - Nic się nie stało. - zapewniałam i uśmiechnęłam się. - W końcu jesteś królową.
     - W takim razie do zobaczenia wieczorem. - pożegnała się.
     Odeszła wraz z Hansem, a ja zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Nie mam dziś warty, a Lissa jest z innym strażnikiem, więc praca odpada. Wszyscy są czymś zajęci. Hmm... Postanowiłam, że wrócę do domu.
     Ruszyłam w stronę mieszkania. Po drodze spotkałam Eddiego. Nie widziałam go odkąd wróciliśmy z misji ratunkowej. Podobno dostał kilka dni przymusowego urlopu i wyjechał do rodziny. Nie wiedziałam, że już wrócił.
     - Cześć.
     - Cześć, Rose. - uściskał mnie z uśmiechem.
     - Kiedy przyjechałeś na Dwór?
     - Dziś rano. Około godziny temu. - odpowiedział. - właśnie idę się zameldować do bazy strażników.
     - Właściwie to nie mam nic do roboty. Jeśli chcesz mogę pójść z tobą. - zaproponowałam.
     - Na prawdę? - skinęłam radośnie głową. - Super. To jak idziemy?
     - Tak, jasne. - powiedziałam ruszając przed siebie. Castille poszedł moimi śladami i zrównał krok z moim.
     - Jak się czuje strażnik Bielikow? - zagadnął.
     - Dobrze. Można powiedzieć, że wyszedł z tego wszystkiego prawie bez szwanku.
     - Serio? Nic mu nie jest? - dopytywał. - Kiedy go ostatnio widziałem wyglądał fatalnie.
     - Nie do końca. Ma złamaną rękę i nie będzie pracować przez najbliższy czas, ale nic poważniejszego poza tym.
     - To dobrze. A co z Robertem? - pytał wyraźnie ciekawy.
     Westchnęłam.
     - Z tym jest trochę gorzej. - powiedziałam. - Wprawdzie mamy dowody i możemy postawić mu kilka zarzutów, a tym samym wsadzić go do więzienia na dłuższy czas, ale ciągle nie wiemy wszystkiego. Doru jest strasznie uparty. Nie mam pojęcia jakim cudem przekonał strzygi do współpracy. Na dodatek w większości na jego warunkach.
     - Tak, to jest dziwne. Też jestem tego ciekaw.
     - Jedyne konkretne rzeczy jakie mamy to części i wnioski z zeznań Taszy i Dymitra.
     - Rzeczywiście nie jest najlepiej.
    Uciął, bo właśnie weszliśmy do budynku dla strażników. Przy drzwiach zagadnęła mnie jakaś starsza strażniczka. Po jej wyglądzie zgadywałam, że chyba przyjechała tu, żeby dostać pozwolenie na emeryturę. Wiedząc, że szykuje się dłuższa rozmowa, pożegnałam się z przyjacielem. Widziałam tylko jak zamykają się za nim drzwi. Po chwili dampirka stwierdziła, że wie już wystarczjąco dużo rzeczy, podziękowała i odeszła.
     W tym samym momencie zza drzwi wyszedł Bielikow. Zauważył mnie dopiero po chwili. Podszedł do mnie.
     - Rose, co ty tu robisz? - zapytał chyba zdziwiony.
     - Odprowadzałam Eddiego. Przyjechał niedawno.
     - Ah tak. Widziałem go kilka minut temu. - powiedział. - Nie miałaś być przypadkiem na zakupach?
     - Tak, ale plany się trochę zmieniły. Opowiem ci w drodze do domu. Co ty na to?
     Dymitr przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem.
     - Dobrze, ale nie rozgadaj się za bardzo, ok?
     Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
     - Oczywiście. - odpowiedziałam.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam jeszcze jedną WIELKĄ PROŚBE!
Jeśli ktoś z wam miałby czas i zechciałby mi pomóc to prosiłabym o oddanie tutaj jednego głosu codziennie do ok. 20 października na klinikę Smile Desing Clinick.
Tu macie linka ->  http://gbs.gala.pl/gabinety-stomatologiczne/smile-design-clinic
Bardzo proszę o pomoc. Jeśli będziecie chcieli mogę nie wiem, napisać dodatkowy rozdział lub przez jakiś czas wstawiać je częściej lub co tam chcecie...
Dziękuje za uwagę! :D

PS Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy ;) ;D
/Hathaway-Bielikow

sobota, 19 września 2015

Rozdział 12

Rozdział 12

Hej. Dzisiaj bez wstępów zaczynamy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Po spotkaniu z Taszą musiałam pędzić na wartę. Tam, nic ciekawego się nie działo. Codzienna, kilkugodzinna służba. Natomiast, gdy wracałam, usłyszałam bardzo ciekawą rozmowę. Podeszłam jak najbliżej się dało i schowałam się w krzakach. Czułam się trochę jak małe dziecko bawiące się w szpiega.
     - Zastanów się Soniu. - mówił Michaił Tanner. - Czy na pewno nie znasz żadnego sposobu, by go powstrzymać?
     - Hm... Mogłabym spróbować użyć na niego wpływu, ale nie wiem czy to coś da. Jego magia jest silniejsza niż moja. Chyba, że połączyłabym siły z Wasylisą, lecz nauka tego trwałaby zdecydowanie za długo.
     Strażnik westchnął z rezygnacją.
     - Trzeba coś zrobić. Ten moro jest niebezpieczny, może ją zniszczyć.
     - Tak, masz rację. Tylko nikt nie umie go powstrzymać. Nawet Dymitr jest w tej sytuacji bezsilny.
     - Zastanowię się nad tym jeszcze. Teraz muszę iść na wartę. - powiedział dampir. - Tylko pamiętaj, ani słowa Rose. Ona nie może się o tym dowiedzieć.
     Wyszłam z krzaków, tak żeby nie zorientowali się, że ich podsłuchiwałam i podeszłam w ich stronę.
     - O czym nie mogę wiedzieć? - zapytałam.
     Sonia i Michaił spojrzeli na siebie zakłopotani.
     - O tym, że... - zaczął mężczyzna, ale nie miał pojęcia co powiedzieć. Z pomocą przyszła jego ukochana.
     - Nie powiemy ci. To niespodzianka.
     Za grosz jej nie wierzyłam. Temat ich wcześniejszej rozmowy nie wskazywał na to, o czym teraz mówiła panna Karp.
     Chciałam zadać jeszcze kilka pytań i wyciągnąć z nich prawdziwą odpowiedź, ale strażnik Tanner chyba przejrzał moje zamiary.
     - Wiecie, spieszy mi się trochę, więc porozmawiamy później.
     - Tak, ja też muszę już iść. - dodała szybko Sonia. - Do zobaczenia.
     Pożegnali się  krótkim pocałunkiem, potem każde z nich poszło w swoją stronę, a ja zostałam sama, myśląc nad tym co chcieli przede mną ukryć.
     "Co to takiego może być? Po co to zatajają? O co chodzi?" - pytałam sama siebie.
     Po chwili stwierdziłam, że pomyślę o tym w domu. Przecież nie będę stała na środku parku jak słup. Lecz znów nie mogłam się poruszyć. Próbowałam walczyć z tym siłą fizyczną, ale to nie skutkowało, więc zaczęłam używać swojej silnej woli. Moja wewnętrzna walka trwała kilka minut. Czułam, jak powoli odzyskuje kontrolę nad ciałem, ale udało mi się dopiero wtedy, gdy usłyszałam czyjś głos.
     - Mała dampirzyca!
     Odwróciłam się.
     - Cześć Adrian. - przywitałam się, próbując zrozumieć to, co się przed chwilą wydarzyło.
     - Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość.
     - Może przynajmniej ta będzie dobra. - mruknęłam.
     Ostatnio wszystko co się dzieje jest dziwne podejrzane lub jeszcze inne.
     - Jadę z tobą i Lissą na zakupy. - oznajmił z uśmiechem.
     - Ty? - parsknęłam. - Mam rozumieć, że będziesz pomagał nam wybierać ciuchy i buty, tak?
     Moroj wzruszył ramionami.
     - Skoro proponujesz. - odparł. Ale muszę też kupić kilka rzeczy dla siebie. Niedługo będzie spotkanie rodu Iwaszkowów, coś w stylu zjazdu rodzinnego, a ja nie mam co na siebie włożyć.
     - Przecież masz dużo ubrań. - zauważyłam. - Gdybyś poszukał na pewno być coś znalazł.
     - To prawda - przyznał. - Ale taka impreza organizowana jest raz na kilka lat. To coś ważnego, a na specjalne okazje trzeba mieć coś nowego, prawda?
     - Dobrze, już dobrze. Rozumiem. Powiedz mi tylko kiedy dokładnie jedziemy.
     - Ah tak. Wyjeżdżamy jutro przed południem. Wrócimy pewnie wieczorem.
     - Dzięki.
     - Nie ma sprawy. Do zobaczenia. - rzucił i odszedł.
     Ruszyłam w stronę domu.
     Cieszę się, że Adrian mi wybaczył. Wprawdzie nie przepada za Dymitrem, ale toleruje go i szanuje. Nie darzę Iwaszkowa miłością tak silną jak Bielikowa, ale życie bez niego było by... trochę inne - nudniejsze. Uważam, że jest świetnym facetem, po prostu nie byliśmy sobie pisani.
     Mam nadzieję, że Adrian któregoś dnia postara się przynajmniej trochę polubić mojego ukochanego. Szanse są wprawdzie nikłe, ale cóż... Może jednak się uda. Wszystkim byłoby łatwiej, gdyby zaczęli się lepiej dogadywać.
     Kiedyś pytałam Dymitra co o tym wszystkim sądzi. Powiedział, że nie ma o to żalu do Iwaszkowa. Wie, że on także mnie kocha i chociaż wolałby, żeby było inaczej nie ma nic przeciwko mojej przyjaźni z morojem. Potem zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że mój chłopak jest bardzo wyrozumiały. Cieszę się, że obydwoje są obecni w moim życiu.
     Zanim się obejrzałam byłam już przed naszym mieszkaniem. Było zamknięte. Zmarszczyłam brwi. Dymitr powinien być w domu. Wyciągnęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi.
     - Halo? - zawołałam wchodząc w głąb pomieszczenia.
     Cisza. Ciekawe dokąd wybrał się Bielikow.
     Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i poszłam do kuchni. Dziś zjadłam tylko śniadanie, byłam strasznie głodna. Zrobiłam sobie cały talerz kanapek i położyłam go na stole. Zauważyłam, że na szafce leży jakaś teczka z dokumentami. Podniosłam ją po czym otworzyłam. Okazało się, że to ta sama którą dostałam wcześniej od Hansa. Ale potem oddałam mu ją. Cóż... najwyraźniej strażnik Carter dał ją Dymitrowi, żeby ten na spokojnie przeanalizował wszystko jeszcze raz. Lub to Bielikow poprosił o nią, nie chcąc siedzieć bezczynnie. Mój ukochany, podobnie jak ja, wolał działać i pomagać na wszystkie możliwe sposoby.
     Jedząc kolację po raz kolejny zastanawiałam się co w tym wszystkim wydaje mi się podejrzane. Przecież wszystko jest jasne. To Robert jest wszystkiemu winien, mamy wystarczające dowody, żeby postawić mu konkretne zarzuty, a do tego mocne argumenty, potrzebne, by wsadzić go na długo do więzienia. A jednak coś mnie zastanawiało. Problem w tym, że sama nie wiedziałam o co mi chodzi.
     Usłyszałam jak drzwi się otwierają.Wiedziałam, że istnieje małe ryzyko, by było to jakieś niebezpieczeństwo, ale na wszelki wypadek zachowałam czujność. Rozluźniłam się dopiero, gdy usłyszałam głos Dymitra.
     - Rose?
     Poszłam do salonu i podeszłam do ukochanego.
     - Gdzie byłeś? - zapytałam ciekawa.
     - Musiałem załatwić kilka spraw.
     - Miałeś odpoczywać. Nie wiem czy pamiętasz, ale masz złamaną rękę i niedawno przez tydzień byłeś więziony przez psychopatę i potwory. - mówiłam stanowczo. - Obiecałeś, że nie będziesz na razie pracował.
     - Spokojnie. Przysięgam, że nie używałem ręki. Poza tym nie ma powodów, żebym siedział cały dzień w domu nic nie robiąc.
     - Sądzę, że nagłe osłabienie organizmu przez długi czas i wszystko to co wcześniej wymieniłam to dobre argumenty. Lekarz kazał ci odpoczywać i zbierać siły, nie wykorzystywać je za każdym razem, kiedy nie ma mnie w domu.
     - Jesteś strasznie uparta, wiesz?
     Dymitr powoli przesunął wierzchem dłoni po moim policzku, po czym złapał kosmyk moich włosów. Bawił się nim chwilę, a potem owinął go sobie na palcu.
     - Wiem - odparłam niewzruszona. - W tym wypadku to dobrze.
     Nie odpowiedział tylko pochylił głowę i musnął moje wargi. Jednak ja nie oddałam pocałunku. Dymitr nie rezygnował z próby udobruchania mnie. Znów mnie pocałował. Wiedział, że w końcu mu ulegnę i miał rację. Jedną ręką złapałam go za kark, a drugą położyłam na jego ramieniu.
     - Jestem zmęczona. - powiedziałam po chwili. - Idziemy spać?
     - Tak. To dobry pomysł.
     Pół godziny później leżałam na łóżku w ramionach Dymitra. Pocałowałam lekko jego tors i zasnęłam.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam takie pytanko i prośbę - Jeśli ktoś z was prowadzi jakiegoś bloga, którego nie ma tam po prawej stronie lub na inny temat [tylko musi być ciekawy ;) ] lub piszę tak jak ja inne opowiadanie tylko dla siebie i zechciałby podzielić się nim ze mną, to piszcie w komentarzach albo wysyłajcie na mojego e-maila. (Dziękuje za uwagę)
A co do rozdziału to mam nadzieję, że wam się podoba :D
/Hathaway-Bielikow

poniedziałek, 14 września 2015

Hejka jeszcze raz!

     Hej wam wszystkim jeszcze raz. Dziś dodałam (po prawej stronie stronie) takie coś "Inne blogi o AV, które czytam!". Koniecznie na nie wpadnijcie!!! To Pa!

Rozdział 11.

Rozdział 11.

  Heeej! Przychodzę dziś z nextem i wiadomością :
 
Ten rozdział, z okazji urodzin dedykuje jednej z moich czytelniczek i mojej nowej koleżance - Lili!
100 lat, Wszystkiego Najlepszego!!! :*
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
     Osłupiałam.
     - Jak to? Tak po prostu przyjechała na Dwór? - dziwiłam się.
     - Jest z nią James? - zapytał Dymitr.
     - Nie. - odpowiedziała Lissa. - Jest sama. Zauważył ją jakiś młody strażnik. Wiedział, że Tasza zaginęła i kiedy ją zobaczył, zabrał ze sobą. Lady Ozera jest teraz w klinice, miała rany na ciele. Będzie na nas czekać w jednym z królewskich pokoi.
     Nie czekając na nic więcej, ruszyliśmy w stronę pałacu.
     - Myślicie, że Tasza będzie chciała mówić o tym co ją spotkało? - zapytałam moich towarzyszy.
     - Sądzę, że nie będzie to dla niej przyjemne, ale tak czy siak musi powiedzieć strażnikom co robiła i gdzie była. - wyjaśnił Bielikow.
     - Poza tym... - wtrąciła się królowa. - pomoże nam, gdy dowie się, że dzięki niej będziemy mogli postawić Robertowi więcej zarzutów.
     Rozmawialiśmy na ten temat, aż do pałacu. Wtedy podeszła do nas jakaś morojka.
     - Wasza Wysokość - ukłoniła się lekko. - Lady Ozera czeka na Was w pokoju numer 16.
     - Dziękujemy.
     Przemierzyliśmy połowę budynku, aż w końcu znaleźliśmy drzwi z odpowiednią liczbą. Dymitr otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Na kanapie siedzieli Christian i Tasza. Kobieta miała kilka zadrapań i małych ran. Wszystkie były opatrzone.
     Gdy nas zobaczyli, oboje zerwali się z miejsc. Ozera podszedł do Lissy, a jego ciotka krzyknęła "Dimka" i rzuciła się Bielikowowi na szyję. Kiedyś poczułabym się zazdrosna, ale to już przeszłość.
     Mój ukochany odsunął się po chwili i zapytał:
     - Nic ci nie jest?
     - Nie - odparła morojka. - Nic poważnego. Tak się cieszę, że cię wiedzę. Przepraszam. Nie wiedziałam, że będą tam strzygi. - tłumaczyła na jednym oddechu.
     - Spokojnie ciociu. powiedział Christian. - Powoli.
     Nie mogłam nadziwić się temu, jak ten chłopak bardzo przejmuje się Taszą. Znałam go jako typowego żartownisia i dziwaka. Nie sądziłam, że ma inną stronę, dopóki nie zaczął się spotykać z Lissą. A ostatnimi czasy stał się jeszcze bardziej dojrzały. To nie znaczy że stracił poczucie humoru. Ciągle je ma. Po prostu, używa go w bardziej odpowiednich momentach niż dotychczas.
     - Nic się nie stało. - Dymitr uspokajał kobietę. - To nie twoja wina. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
     Tasza zmrużyła oczy.
     - Co z twoją ręką? - zapytała.
     - Nic poważnego. Jest tylko złamana. Niedługo wrócę do pracy.
     - Możesz śnić. - wtrąciłam się.
     Ukochany odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.
     - Zobaczymy.
     Nagle usłyszałam pukanie. Zza drzwi wyłoniła się ta sama  morojka, która wskazała nam odpowiedni pokój.
     - Lordzie Ozera - zawołała. - Pozwoli pan na chwilę?
     - Oczywiście. - odparł Christian i wyszedł.
     Wpatrywałam się w drzwi w zamyśleniu. Zastanawiałam się nad... Właściwie nad niczym. Po prostu patrzyłam bezmyślnie przed siebie. Po chwili zorientowałam się, że nie mogę nic powiedzieć, ani się ruszyć. Próbowałam, ale to na nic. Nie panowałam nad własnym ciałem. Zaczęłam panikować, ale na zewnątrz pozostałam nienaruszona.
     Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Drgnęłam.
     - Rose - usłyszałam Dymitra. - Czy wszystko w porządku?
     Przekręciłam głowę, tak, by na niego spojrzeć. Odzyskałam władzę nad ciałem.
     - Tak. - odpowiedziałam.
     W rzeczywistości nie byłam tego taka pewna. Przez tę krótką chwilę, czułam się, jakbym była w ciele, którym steruje ktoś inny. To było bardzo dziwne.
     W tej chwili wrócił Christian, rozdmuchując moje przemyślenia.
     - Ciociu Taszo - zaczął. - Strażnik Carter - (tak ma na nazwisko Hans) - chciałby, żebyś opowiedziała teraz o tym co się wtedy wydarzyło. Mówi, że to bardzo pila sprawa, że nie może długo czekać.
     Kobieta zastanawiała się chwilę.
     - Dobrze. - powiedziała w końcu. - Zrobię to.
     W tym samym momencie do pokoju wszedł Hans. Dymitr zawołał go i zapytał:
     - O co chodzi? Dlaczego przesłuchujecie ją tak wcześnie?
     Carter zerknął na mnie.
     - Chodź ze mną. - poprosił Bielikowa.
     Przeszli na drugą stronę pokoju i ściszyli głosy, tak, że nie słyszałam o czym rozmawiają. Nie wiedziałam dlaczego odeszli, ale wyciągnę to z nich później.
     - Rose... - zagadnęła mnie Lissa.
     - Tak?
     - Za kilka dni jadę na zakupy. Chciałabyś pojechać ze mną? Ale nie jako moja strażniczka, lecz przyjaciółka.
     Rozpromieniłam się. Bardzo spodobał mi się jej pomysł. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz kupowałam sobie ciuchy.
     - Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam radośnie, po czym przytuliłam Lissę.
     - Nie można go powstrzymać? - usłyszałyśmy nagle Dymitra.
     - O co chodzi? - zapytała królowa.
     Spojrzałam na nią ukradkiem.
     - Sama chciałabym wiedzieć.
     Chwilę później Hans i Bielikow wrócili do nas.
     - Możemy już zacząć? - zapytał Carter.
     - Tak. - odpowiedziała pewnie Tasza.
     Zanim powiedziała nam wszystko i odpowiedziała na nasze pytania minęła godzina. Dopisałam to czego się dowiedzieliśmy do reszty informacji i oddałam teczkę z kapią raportu Hansowi. Teraz wiedzieliśmy dużo więcej niż bym przypuszczała.
     Po tym jak strzygi uderzyły Dymitra w głowę, Tasza schowała się w krzakach i jakimś cudem udało jej się schronić. (Niestety James nie miał szans, sam z tymi bestiami, zginął.) Potem przeczekała noc i gdy było już jasno uciekła z lasu. Wróciła tylko do chatki po pieniądze i kilka innych ważnych rzeczy. Przyleciała samolotem do Montany, na lotnisko, które jest najbliżej Dworu. Nie stać jej było na taksówkę, gdyż wszystko wydała na bilet, więc musiała iść na pieszo. Nie szła zbyt długo, bo zauważył ją jeden z naszych nowych strażników i zabrał ze sobą.
     Okazało się, że ciotka Christiana nie miała pojęcia, że za tym wszystkich stoi Robert Doru. Nie wiedziała nawet kim on jest. Twierdziła, że spotkała kiedyś mężczyznę o imieniu Patric. On wmówił jej te wszystkie kłamstwa.
     Nikt nie musiał mówić tego na głos. Wszyscy domyślili się, że to Robert podawał się za tego faceta i użył na Taszy czaru wpływu. Niby wszystko się zgadzało, ale coś mi w tym wszystkim nie grało.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Coś ostatnio jest mało komentarzy. No cóż mam nadzieję, że wam się podoba tylko po prostu nie komentujecie. :D
 
/Hathaway-Bielikov

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 10

Rozdział 10

Cześć wszystkim! ^^ Dziś przychodzę z nowym rozdziałem. Trochę późno, ale tak jakoś wyszło. No to nie przedłużam więcej... Miłego czytania. ;)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Obudziłam się wczesnym rankiem. Rozejrzałam się po pokoju, po czym spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że mogę jeszcze trochę poleniuchować. Nie chciało mi się wstawać, więc postanowiłam zostać jeszcze trochę w łóżku. Położyłam się na plecach i wsunęłam ręce pod głowę.
     Muszę przyznać, że w takich momentach odrobinę brakowało mi więzi z Lissą. Kiedyś mogłabym zajrzeć do głowy przyjaciółki, zobaczyć gdzie jest i jak się czuję.
     Zapatrzyłam się w sufit i westchnęłam ciężko. Chwilę później zamknęłam powieki. Leżałam tak jakieś piętnaście minut, kiedy nagle coś wyrwało mnie z tego przyjemnego stanu. Jakiś ruch, ale nie zwykły. Tu chodziło o coś znacznie delikatniejszego, subtelniejszego. Otworzyłam oczy i zorientowałam się o co chodzi. Dymitr przysunął się do mnie, oparł głowę na mojej piersi, a złamaną rękę położył na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się. Objęłam go i ostrożnie przyciągnęłam do siebie jeszcze bardziej. Spał głęboko. Najwyraźniej zmęczył go wczorajszy dzień. Uniosłam dłoń i musnęłam palcami jego włosy. Były miękkie i aksamitne.
     Po chwili Dymitr się obudził. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zdziwiony, ale pozostawił rękę na moim brzuchu. W odpowiedzi posłałam mu lekki uśmiech. Mój ukochany nie odpowiedział tylko wrócił do poprzedniej pozycji. Nadal głaskałam jego włosy.
     - Przepraszam - powiedziałam - Nie chciałam cię budzić.
     - Nic się nie stało. I tak długo spałem.
     Zerknęłam jeszcze raz na zegarek.
     - Tylko 7 godzin. Potrzebujesz teraz więcej snu. Musisz odzyskać siły.
     - Zdrzemnę się później - odparł i dodał po chwili. - Jestem godny. Idziemy zrobić śniadanie?
     Zaśmiałam się.
     - Jasne.
     Poszliśmy do kuchni. Dymitr usiadł przy stole, a ja zabrałam się za robienie kanapek. Kiedy skończyłam zadzwonił mój telefon.
     - Halo?
     - Rose, - usłyszałam Lissę. - Strażnicy zaczęli przesłuchanie Roberta. Jesteś tu potrzebna, musisz im pomóc.
     - Przyjdę za 20 minut. - powiedziałam wciąż zaspanym głosem.
     - Przepraszam, że wzywam cię tak wcześnie, ale to konieczne.
     - Nie szkodzi. W końcu taką mam pracę. Niedługo będę.
     Rozłączyłam się i westchnęłam.
     - O co chodzi? - zapytał Dymitr.
     - Muszę iść na przesłuchanie Roberta, pomóc innym strażnikom.
     Twarz Bielikowa przybrała zdecydowany, mocny wyraz.
     - Pójdę z tobą. - powiedział w końcu.
     - Miałeś odpoczywać. - zauważyłam.
     - Przecież do tego nie potrzeba wysiłku fizycznego.
     Dymitr uparł się i w końcu się zgodziłam.
     W pośpiechu zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i poszliśmy do aresztu. W środku, w celi siedział wyraźnie zirytowany Robert, a przed nią Hans, troje innych dampirów i królowa.
     - Rose, Dymitr - Doru podniósł się z pryczy. - Jak miło was widzieć.
     - Nie mogę powiedzieć, że odwzajemniam to uczucie. Podobno chciałeś nas wiedzieć. - powiedziałam, przypominając sobie to co wczoraj powiedziała nam Lissa.
     - Ah tak. Chciałem zobaczyć jak się czujecie. - przyjrzał się nam uważnie. - Patrząc na was, muszę ze smutkiem przyznać, że mój plan nie zadziałał tak jak chciałam.
     - Najwyraźniej nie jesteś, aż tak inteligentny jak myślisz. - zakpiłam i nie czekając na informacje od strażników zadałam pierwsze pytania. - Gdzie Tasza i James? Co im zrobiłeś?
     - Nic im nie jest. Są cali i zdrowi w przeciwieństwie do niektórych. - wskazał głową na Dymitra.
     Miałam ochotę podejść do Roberta i wymierzyć mu porządny cios.
     Zmienił się. Bardzo przypominał swojego (martwego) brata - Wiktora. Miał w oczach tę samą wrogość, mimo, że pozornie zachowywał spokój. Nie widziałam już u niego tego pustego wzroku, który zapamiętałam z czasów ucieczki. Teraz był znacznie śmielszy, odważniejszy, bardziej przebiegły. Zaniepokoiło mnie to trochę.
     - Gdzie są? - kontynuowałam.
     Moroj zastanawiał się chwilę.
     - Nie wiem.
     - Jak to nie wiesz?
     Powoli traciłam cierpliwość.
     - Tak po prostu. - odparł beztrosko. - Ostatni raz widziałem ich nad jeziorem. Nie mam pojęcia gdzie teraz przebywają, ale zapewniam was, że nic im nie jest.
     Spojrzałam na Dymitra. Myślał intensywnie. Tak jak ja, analizował sytuację i zastanawiał się czy Robert kłamię czy nie.
     - Koniec przesłuchania - ogłosił Hans. Podszedł do mnie i dał mi jakąś teczkę. - Kopia raportu. To wszystko co na razie wiemy.
     Wyszliśmy na zewnątrz. Ja i strażnik Bielikow odprowadzaliśmy królową.
     - Próbowałaś użyć czaru wpływu? - zapytałam Lissę.
     - Tak, ale jego magia jest znacznie silniejsza niż moja. Stawia wokół siebie jakąś osłonę, tarczę; blokuje moje moce.
     Zmartwiłam się. Robert ma duże zdolności, a to tylko komplikuje sprawy i utrudnia nam zadanie.
     - Co to jest? - zagadnął Dymitr patrząc na dokumenty w mojej dłoni.
     - Raport. To informacje, które dotąd zebraliśmy.
     Podałam mu teczkę. Otworzył ją i uważnie czytał. Odezwał się po chwili.
     - Nie jest najgorzej. - stwierdził. - Wiemy już dużo. Można postawić Robertowi wiele zarzutów.
     - Tak, masz rację, ale...
     Nie dokończyłam, bo zadzwonił telefon Lissy. Odebrała i wsłuchiwała się w słowa, kogo po drugiej stronie. Ja niestety nie rozumiałam ich.
     - Tak, oczywiście. - powiedziała w końcu morojka. - Zaraz będziemy.
     Rozłączyła się i spojrzała na nas.
     - O co chodzi? - spytaliśmy równocześnie ja i Dymitr.
     Gdyby nie poważna mina królowej wybuchłabym śmiechem. Miałam przeczucie, że to coś bardzo ważnego ...i nie myliłam się.
     - Tasza Ozera wróciła na Dwór.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to tyle na dziś. Do zobaczenia. ^^
/Hathaway-Bielikov

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 9

Rozdział 9

Hej, hej, hej! No to jak... Cieszycie się z nowego roku szkolnego? Czy tak jak ja chcecie, żeby minął jak najszybciej?
No to tak na poprawę humoru i z okazji ostatniego dnia wakacji oraz początku szkoły nowy rozdzialik. :D
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Minęło już kilka dni. Dymitr czuje się lepiej. Poza tym wiemy, że to Robert użył wpływu i to on zorganizował porwanie, żeby się zemścić. Nadal próbujemy ustalić co się stało z Taszą i jej drugim strażnikiem. Christian bardzo martwi się o ciotkę, odchodzi od zmysłów. Ja natomiast zastanawiam się dlaczego Tasza pomagała Robertowi i przedstawiła go jako swojego przyjaciela. Przecież oni się nawet nie znali.
     Lissa, ja i jeszcze kilku strażników wyjechaliśmy dziś poza mury dworu. Królowa musiała pojawić się na jakimś spotkaniu. Nie znam szczegółów. Ja, Michaił oraz dwoje innych dampirów zostaliśmy przed budynkiem.
     Minęły trzy godziny, kiedy wreszcie drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Lissa i reszta strażników. Na twarzy przyjaciółki gościł szeroki uśmiech.
     - Zgadnij kogo spotkałam? - zapytała podekscytowana.
     Nie zdążyłam odpowiedzieć. Zza pleców Dragomirówny wyłoniła się...
     - Sonia! - wykrzyknęłam.
     Na dźwięk tego imienia, Michaił, który do tej pory stał do nas tyłem, błyskawicznie się odwrócił. Zauważyłam w jego oczach delikatny błysk. Nie zastanawiał się w tej chwili nad protokołem straży. Podbiegł do panny Karp i pocałował ją.
     Lissa i Sonia zaprzyjaźniły się, kiedy pewnego dnia przyjaciółka zabrała mnie na zakupy. Zobaczyłam naszą byłą nauczycielkę przed jednym ze sklepów w biżuterią. Strażnicy chcieli ją obezwładnić, ale ich powstrzymałam. Udało mi się także przekonać wszystkich, że Sonia nie jest już strzygą. Jakiś czas temu, zaproponowano jej nawet mały domek na Dworze, ale odmówiła. Stwierdziła, że potrzebuje jeszcze trochę czasu w samotności. Z tego co wiem czasem tylko spotykała się z Michaiłem.
     - Co ty tu robisz? - zapytałam uśmiechnięta.
     - Dowiedziałam się, że tu jesteście i chciałam wam coś powiedzieć. - nie odezwaliśmy się, więc kontynuowała. - Postanowiłam zamieszkać na Dworze.
     Lissa pisnęła cicho szczęśliwa, a Michaił podniósł Sonie i okręcił się z nią w ramionach.
     - To wspaniale. - powiedziałam.
     - Jesteś już spakowana? - zapytała Lissa, a Sonia skinęła głową. - W takim razie jedźmy po twoje rzeczy już teraz. Właśnie wracamy, pojedziesz z nami. Co ty na to?
     - Dziękuje. Bardzo ci dziękuje.
     Nie tracąc czasu pojechaliśmy pod hotel, w którym Sonia wynajmowała pokój. Jeden strażnik poszedł z dawną nauczycielką i pomógł jej z bagażami. Niedługo później byliśmy już w drodze na Dwór.
     - Co z Dymitrem? - zapytała w pewnym momencie panna Karp. - Słyszałam, że go znaleźliście. Jak się czuję?
     - Tak, znaleźliśmy go 4 dni temu. Jego najpoważniejszym urazem jest złamana ręka. Powoli wracają mu siły.
     Podczas drogi powrotnej opowiadałam o Dymitrze, a potem Sonia o tym co robiła poza Dworem. Godzinę później byliśmy na miejscu. Lissa zabrała Michaiła i jego ukochaną, żeby pokazać im dom, który dla nich wybrała, a ja wróciłam do domu. Dymitr był w salonie, odsunął meble i ćwiczył wykopy. Nie zauważył mnie od razu.
     - Umówiliśmy się, że na razie będziesz odpoczywał. - powiedziałam niezadowolona z tego co zobaczyłam.
    Podeszłam do niego i obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem.
     - Przecież nie używam do tego ręki.
     - Marne wytłumaczenie.
     - Nie wkurzaj się. Nie miałem co robić, więc trochę sobie poćwiczyłem. Nic się przecież nie stało.
     Dymitr podszedł do mnie, złapał za rękę i przyciągnął do siebie.
     - No dobrze, ale to był ostatni raz, jasne?
     Zaśmiał się cicho, po czym przytaknął. Odgarnął mi kosmyki włosów z twarzy i pocałował mnie.
     - Boli cię jeszcze? - zapytałam ostrożnie dotykając jego złamanej ręki.
     - Nie. - odpowiedział pewnie.
     Usiedliśmy na kanapie. Dymitr złapał moją dłoń i uścisnął ją.
     - Wiesz, że Sonia zdecydowała się zamieszkać na Dworze. Ona i Michaił poszli właśnie z Lissą do swojego nowego domu.
     - To dobrze. Należy im się mieszkanie i normalne życie. Bardzo długo żyli bez siebie. Wiele przeszli, zwłaszcza Sonia.
     Nie odezwałam się. Zastanawiałam się nad słowami Dymitra. Panna Karp rzeczywiście dużo przeżyła. Nie umiała opanować mocy ducha, a nikt wtedy jeszcze nie wiedział o jej zdolnościach i nie mógł jej pomóc. Nie radziła sobie i przemieniła się w strzygę, którą była dopóki Robert Doru jej nie przemienił. Potem tak jak Dymitr miała wyrzuty sumienia przez to co robiła będąc potworem, a na koniec pomagała nam, gdy uciekaliśmy. Dopiero teraz do jej życia zawitał spokój.
     Ja i Dymitr także po tylu dramatycznych wydarzeniach mamy w miarę normalne życie.
     - Nad czym tak intensywnie myślisz? - zapytał Dymitr.
     Uświadomiłam sobie, że marszczę brwi. Położyłam głowę na ramieniu ukochanego, a on mnie objął.
     - Zastanawiałam się nad tym co powiedziałeś. Nad przeszłością Soni i Michaiła... - zawahałam się przez chwilę, a potem dodałam niepewnie - I naszą.
     Zauważyłam, że wyraz twarzy Dymitra się zmienił. Jakby szczegółowo przypominał sobie wszystkie chwilę związane z nami.
     Chwiał coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, ktoś zapukał.
     - Pójdę otworzyć. - powiedziałam.
     Kiedy podchodziłam do drzwi zerknęłam ukradkiem na Bielikowa. Nie umiałam dokładnie odczytać jego emocji. Odkręciłam głowę ze smutkiem. Humor poprawił mi się, gdy goście weszli do naszego mieszkania.
     - Hej, szłam właśnie do ciebie i pomyślałam, że zabiorę ich ze sobą. - powiedziała moja przyjaciółka wskazując na Sonie i Michaiła. - Chyba nie macie nic przeciwko?
     - Nie, oczywiście, że nie.
     Zaprosiłam ich do salonu. Dymitr ustawił już wszystkie meble. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy nie było już śladu zamyślenia czy innych tego typu emocji. Uśmiechał się i witał ze wszystkimi.
     Rozmawialiśmy beztrosko dłuższy czas pijąc herbatę, dopóki Lissa tego nie przerwała.
     - Rose, Dymitr, mam dla was mało przyjemną wiadomość. - zaczęła. Nie powiedzieliśmy nic, więc kontynuowała. - Hans przesłuchiwał Roberta, ale nic z tego nie wyszło i poprosił, żebyście mu pomogli. Poza tym jest coś jeszcze. - Przerwała na chwilę i wzięła głęboki oddech. - Robert sam chce was widzieć.
     Tego się nie spodziewałam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziś taki trochę marny rozdział, no, ale mam nadzieję, że aż tak źle nie jest. Miłego czytania! ;)

/Hathaway-Bielikov