poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 11.

Rozdział 11.

  Heeej! Przychodzę dziś z nextem i wiadomością :
 
Ten rozdział, z okazji urodzin dedykuje jednej z moich czytelniczek i mojej nowej koleżance - Lili!
100 lat, Wszystkiego Najlepszego!!! :*
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
     Osłupiałam.
     - Jak to? Tak po prostu przyjechała na Dwór? - dziwiłam się.
     - Jest z nią James? - zapytał Dymitr.
     - Nie. - odpowiedziała Lissa. - Jest sama. Zauważył ją jakiś młody strażnik. Wiedział, że Tasza zaginęła i kiedy ją zobaczył, zabrał ze sobą. Lady Ozera jest teraz w klinice, miała rany na ciele. Będzie na nas czekać w jednym z królewskich pokoi.
     Nie czekając na nic więcej, ruszyliśmy w stronę pałacu.
     - Myślicie, że Tasza będzie chciała mówić o tym co ją spotkało? - zapytałam moich towarzyszy.
     - Sądzę, że nie będzie to dla niej przyjemne, ale tak czy siak musi powiedzieć strażnikom co robiła i gdzie była. - wyjaśnił Bielikow.
     - Poza tym... - wtrąciła się królowa. - pomoże nam, gdy dowie się, że dzięki niej będziemy mogli postawić Robertowi więcej zarzutów.
     Rozmawialiśmy na ten temat, aż do pałacu. Wtedy podeszła do nas jakaś morojka.
     - Wasza Wysokość - ukłoniła się lekko. - Lady Ozera czeka na Was w pokoju numer 16.
     - Dziękujemy.
     Przemierzyliśmy połowę budynku, aż w końcu znaleźliśmy drzwi z odpowiednią liczbą. Dymitr otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Na kanapie siedzieli Christian i Tasza. Kobieta miała kilka zadrapań i małych ran. Wszystkie były opatrzone.
     Gdy nas zobaczyli, oboje zerwali się z miejsc. Ozera podszedł do Lissy, a jego ciotka krzyknęła "Dimka" i rzuciła się Bielikowowi na szyję. Kiedyś poczułabym się zazdrosna, ale to już przeszłość.
     Mój ukochany odsunął się po chwili i zapytał:
     - Nic ci nie jest?
     - Nie - odparła morojka. - Nic poważnego. Tak się cieszę, że cię wiedzę. Przepraszam. Nie wiedziałam, że będą tam strzygi. - tłumaczyła na jednym oddechu.
     - Spokojnie ciociu. powiedział Christian. - Powoli.
     Nie mogłam nadziwić się temu, jak ten chłopak bardzo przejmuje się Taszą. Znałam go jako typowego żartownisia i dziwaka. Nie sądziłam, że ma inną stronę, dopóki nie zaczął się spotykać z Lissą. A ostatnimi czasy stał się jeszcze bardziej dojrzały. To nie znaczy że stracił poczucie humoru. Ciągle je ma. Po prostu, używa go w bardziej odpowiednich momentach niż dotychczas.
     - Nic się nie stało. - Dymitr uspokajał kobietę. - To nie twoja wina. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
     Tasza zmrużyła oczy.
     - Co z twoją ręką? - zapytała.
     - Nic poważnego. Jest tylko złamana. Niedługo wrócę do pracy.
     - Możesz śnić. - wtrąciłam się.
     Ukochany odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.
     - Zobaczymy.
     Nagle usłyszałam pukanie. Zza drzwi wyłoniła się ta sama  morojka, która wskazała nam odpowiedni pokój.
     - Lordzie Ozera - zawołała. - Pozwoli pan na chwilę?
     - Oczywiście. - odparł Christian i wyszedł.
     Wpatrywałam się w drzwi w zamyśleniu. Zastanawiałam się nad... Właściwie nad niczym. Po prostu patrzyłam bezmyślnie przed siebie. Po chwili zorientowałam się, że nie mogę nic powiedzieć, ani się ruszyć. Próbowałam, ale to na nic. Nie panowałam nad własnym ciałem. Zaczęłam panikować, ale na zewnątrz pozostałam nienaruszona.
     Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Drgnęłam.
     - Rose - usłyszałam Dymitra. - Czy wszystko w porządku?
     Przekręciłam głowę, tak, by na niego spojrzeć. Odzyskałam władzę nad ciałem.
     - Tak. - odpowiedziałam.
     W rzeczywistości nie byłam tego taka pewna. Przez tę krótką chwilę, czułam się, jakbym była w ciele, którym steruje ktoś inny. To było bardzo dziwne.
     W tej chwili wrócił Christian, rozdmuchując moje przemyślenia.
     - Ciociu Taszo - zaczął. - Strażnik Carter - (tak ma na nazwisko Hans) - chciałby, żebyś opowiedziała teraz o tym co się wtedy wydarzyło. Mówi, że to bardzo pila sprawa, że nie może długo czekać.
     Kobieta zastanawiała się chwilę.
     - Dobrze. - powiedziała w końcu. - Zrobię to.
     W tym samym momencie do pokoju wszedł Hans. Dymitr zawołał go i zapytał:
     - O co chodzi? Dlaczego przesłuchujecie ją tak wcześnie?
     Carter zerknął na mnie.
     - Chodź ze mną. - poprosił Bielikowa.
     Przeszli na drugą stronę pokoju i ściszyli głosy, tak, że nie słyszałam o czym rozmawiają. Nie wiedziałam dlaczego odeszli, ale wyciągnę to z nich później.
     - Rose... - zagadnęła mnie Lissa.
     - Tak?
     - Za kilka dni jadę na zakupy. Chciałabyś pojechać ze mną? Ale nie jako moja strażniczka, lecz przyjaciółka.
     Rozpromieniłam się. Bardzo spodobał mi się jej pomysł. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz kupowałam sobie ciuchy.
     - Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam radośnie, po czym przytuliłam Lissę.
     - Nie można go powstrzymać? - usłyszałyśmy nagle Dymitra.
     - O co chodzi? - zapytała królowa.
     Spojrzałam na nią ukradkiem.
     - Sama chciałabym wiedzieć.
     Chwilę później Hans i Bielikow wrócili do nas.
     - Możemy już zacząć? - zapytał Carter.
     - Tak. - odpowiedziała pewnie Tasza.
     Zanim powiedziała nam wszystko i odpowiedziała na nasze pytania minęła godzina. Dopisałam to czego się dowiedzieliśmy do reszty informacji i oddałam teczkę z kapią raportu Hansowi. Teraz wiedzieliśmy dużo więcej niż bym przypuszczała.
     Po tym jak strzygi uderzyły Dymitra w głowę, Tasza schowała się w krzakach i jakimś cudem udało jej się schronić. (Niestety James nie miał szans, sam z tymi bestiami, zginął.) Potem przeczekała noc i gdy było już jasno uciekła z lasu. Wróciła tylko do chatki po pieniądze i kilka innych ważnych rzeczy. Przyleciała samolotem do Montany, na lotnisko, które jest najbliżej Dworu. Nie stać jej było na taksówkę, gdyż wszystko wydała na bilet, więc musiała iść na pieszo. Nie szła zbyt długo, bo zauważył ją jeden z naszych nowych strażników i zabrał ze sobą.
     Okazało się, że ciotka Christiana nie miała pojęcia, że za tym wszystkich stoi Robert Doru. Nie wiedziała nawet kim on jest. Twierdziła, że spotkała kiedyś mężczyznę o imieniu Patric. On wmówił jej te wszystkie kłamstwa.
     Nikt nie musiał mówić tego na głos. Wszyscy domyślili się, że to Robert podawał się za tego faceta i użył na Taszy czaru wpływu. Niby wszystko się zgadzało, ale coś mi w tym wszystkim nie grało.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Coś ostatnio jest mało komentarzy. No cóż mam nadzieję, że wam się podoba tylko po prostu nie komentujecie. :D
 
/Hathaway-Bielikov

9 komentarzy:

  1. Kocham , uwielbiam jest cudowny next i bardzo dziekuje za życzenia 😙😘😚😍😃😀😊☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham , uwielbiam jest cudowny next i bardzo dziekuje za życzenia 😙😘😚😍😃😀😊☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super. Pozdrawiam i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa o co chodziło z tym, że Rose straciła panowanie nad ciałem... Robi się ciekawie i tajemniczo :)
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szalejesz ;)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo wam wszystkim dziękuję! :);D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału... <3 uwielbiam ten blog najlepszy blog o AV jaki czytałam <3

    OdpowiedzUsuń