Rozdział 23
Przepraszam, wiem rozdział miał być wcześniej, ale naprawdę nie mogłam. Wiecie, niedługo święta. Dużo roboty. W szkole też trzeba poprawiać oceny, bo niedługo kończy się pierwszy semestr. Zajmuje mi to dużo czasu i trochę mało go zostaje na rozdziały, ale nie zamierzam z nich zrezygnować. Wprawdzie miałam zamiar w święta wstawić trochę więcej rozdziałów, ale nie wiem jak to wyjdzie w czasie. Więc niczego nie obiecuję, ale postaram się!--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tłum powitał nas oklaskami. Nie spodziewałam się tego, nawet jeśli brawa były tylko z grzeczności. Wśród zebranych zobaczyłam kilka znanych mi twarzy: Taszę, Adriana z rodzicami i Eddiego stojącego przy drzwiach. Nie miał na sobie uniformu, co znaczyło, że miał teraz czas wolny i przyszedł tu za względu na nasze wystąpienie. Ucieszyłam się na jego widok. Wiedziałam, że nas wspiera.
W spotkaniu mogli uczestniczyć tylko członkowie rady, najważniejsi przedstawiciele rodzin oraz osoby zaproszone. Dampiry oprócz wyznaczonych strażników nie mogli przebywać na sali ( wiedziałam jednak, że Lissa planuje opowiedzieć im osobiście przebieg owego spotkania ), ale Eddie dostał pozwolenie od królowej.
Stanęliśmy na środku obok Lissy. Uśmiechnęła się do mnie ukradkiem.
- Z mojej strony to na razie tyle. - zakończyła. - Więcej na ten temat opowiedzą Wam strażniczka Hathaway i strażnik Bielikow.
Wszystkie pary oczu skierowały się w naszą stronę. Zachowałam obojętną twarz, ale poczułam skurcz w żołądku. Nie miałam tremy, po prostu powróciły obawy.
- Dziękujemy, Wasza Wysokość. - Dymitr skłonił się lekko.
Lissa dostojnym krokiem doszła do naszykowanego dla niej miejsca pod ścianą, a ja odprowadziłam ją wzrokiem. Przełknęłam ślinę. Jej spojrzenie zdawało się mówić : " Wierzę w ciebie, Rose. Dacie radę." Sama nie byłam tego taka pewna. Mieliśmy przekonać całą salę, że związek ich opiekunów nie zagrożą ich życiu. A wśród zebranych była zaledwie garstka mądrych osób. Nie dostaliśmy łatwego zadania.
- Chcielibyśmy wyjaśnić Wam kilka rzeczy dotyczących nowego dekretu. - podjęłam. - Dotyczą one związków, które do tej pory uważane były za skandaliczne.
- Bo takie są! - wtrącił jeden z morojów.
Nie znałam go osobiście, ale wydaje mi się, że był członkiem rodu Zeklosów. Lissa potwierdziła moje przypuszczenia.
- Lordzie Zeklos. - skarciła go.
Mruknął coś co zabrzmiało jak przeprosiny i usiadł.
- Kontynuując... Osobiście uważam, że powinniście dać szansę temu przedsięwzięciu. Zapewniam Was, że życie morojów, czyli Wasze, nie jest w żadnym stopniu zagrożone. - rzuciłam bez większych wstępów. Trochę skłamałam, bo istniało pewne prawdopodobieństwo, że moroj znajdzie się w niebezpieczeństwie, ale mieliśmy ich przekonać. Nie odstraszyć. - Jeśli dampiry są odpowiednio przeszkolone, a zapewniam Was, że tak jest, to nie ma powodów do obaw.
- Dekret, nie daje, nam, strażnikom całkowicie wolnej ręki. - dopowiedział Dymitr. - Wiemy, że nadal musimy chronić morojów. Zdajemy sobie sprawę z tego, co się stanie, jeśli zawiedziemy z powodu tej drugiej osoby. Dekret uwzględnia także kary.
- Macie więc pewność, że w razie potrzeby strażnicy zostaną odpowiednio ukarani. - dodałam.
- Pierwszy raz w historii ktoś wpadł na takie rozwiązanie... - powiedziała jakaś morojka. Miała niezwykle piękną twarz okalaną blond włosami. Wyglądała na jakieś niecałe trzydzieści lat. - Sądzicie, że po czterech miesiącach dyskusji na ten temat i po Waszym wystąpieniu od razu zgodzimy się na tak radykalne zmiany?
To było dość trudne pytanie. Kobieta miała rację. Nasze rasy istnieją już kilkadziesiąt wieków, a my próbujemy zmienić odwieczne zasady. Byłam świadoma tego, że to trudna sytuacja. Oboje z Dymitrem zastanawialiśmy się nad odpowiedzią. Trwało to kilka sekund.
- Musicie zaryzykować. - odparłam chyba trochę błagalnie. - uważacie, że tylko wy macie prawo do szczęścia? Dlaczego dampiry nie mogą go mieć? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? - emocje we mnie narastały. - Wy planujecie swoją przyszłość. My mamy ją z góry narzuconą.
- Macie przecież urlopy i czas tylko dla siebie. - sprzeciwił się ten sam moroj, którego upomniała Lissa.
- Nie chodzi tu o odpoczynek. - prychnęłam. - Czy wiecie jak wiele dampirów chciałoby studiować, uczyć się dalej, spełniać marzenia? Tak, mamy je. Ale nie możemy i nie robimy nic z tego co przed chwilą wymieniłam. Ze względu na Was. Strażnicy studiują tam gdzie wy to robicie. Jeżdżą tam gdzie wy jeździcie. Robią to... Robimy to, żeby Was bronić, chronić Waszego życia. Nie uważacie, że coś się nam jednak należy? I nie mówię tu o pieniądzach.
Na sali powstał szum wywołany pomrukami. Reakcje były różne. Niektórzy wyraźnie nas popierali, inni nie ukrywali swojej odrazy do mojego monologu. Jeszcze inni chyba byli niezdecydowani. Z pomocą przyszła nam wszystkim nieoczekiwana osoba.
- Nad czym Wy myślicie? Odpowiedź jest oczywista. Wiem, że macie obawy, ale macie również pod nosem żywe dowody. - Abe wskazał na nas. - Strażniczka Hathaway i strażnik Bielikow. Opiekują się królową Wasylisą Dragomir i lordem Ozerą. Tak jak widzicie nasza władczyni i jej wybranek są cali i zdrowi. Nie naruszeni, wręcz.
Nie widziałam go wcześniej. Najwyraźniej Staruszek też dostał zaproszenie. Jednak patrząc na Lissę, nie byłam już tego taka pewna. Egh...
Mimo wszystko musze przyznać, że wypowiedź Abe'a wywołała głośną wrzawę. Po chwili moroje uspokoili się i patrzyli wyczekująco na królową. Z pomocą znów pośpieszył mój ojciec.
- Czy wyjeżdżaliście gdzieś? Poza Dwór?
- Tak. - odpowiedział Dymitr. Nie jednokrotnie opuszczaliśmy mury Dworu. Moim zdaniem oboje wraz ze strażniczką Hathaway dobrze wykonywaliśmy swoje zadanie.
Lissa wraz z Christianem podeszła do nas. Spojrzała na nas dumnie i uśmiechnęła się chwilę.
- Potwierdzam słowa strażnika Bielikowa. - rzucił lekko Ozera.
- Ja również. - poparła go Lissa. - Wykonali swoją pracę... więcej niż bardzo dobrze. Niemal bezbłędnie.
- Czy pod opieką tych dwoje coś się Wam kiedyś stało, Wasza Wysokość? - wtrącił znów Abe.
- Nie. - odpowiedziała pewnie. - Nigdy.
W ten oto sposób przez następną godzinę, na sali rozbrzmiewały serie pytań. Były skierowane zarówno do królowej i jej wybranka, jak i do nas, a nawet do przypadkowych strażników. Kiedy wreszcie wszystko się skończyło, byłam tak bardzo zmęczona, że marzyłam tylko miękkim łóżku.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec rozdziału... :D I jak? Przepraszam, że nie udało mi się go wstawić wcześniej...
Super rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Super rozdział. Warto było czekać trochę dłużej. A kiedy następny?
OdpowiedzUsuńBŁAGAM....BŁAGAM.. o więcej <3 i o pikantne scenki hahahahha
OdpowiedzUsuńPikantne scenki... Tak, to da się załatwić ale w swoim czasie...
UsuńChcesz więcej? Ok! Co do braku rozdziałów... Nie chodzi o to że nie mam weny. Mam! W zeszycie mam już napisane ze 3 rozdziały do przodu! Gorzej wychodzę w czasie. Po prostu nie mam czasu przepisać tekstów na bloga. Ale postaram się wstawić jeden z rozdziałów w niedziele 😉