Rozdział 44
Tak jak obiecywałam...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zabawiłam długo w szpitalu. Jak się okazało udało mi się przekonać doktora Hudsona, mimo jego początkowej oporności. Oczywiście musieliśmy jeszcze raz porozmawiać i dostałam zwolnienie, a bardziej zakaz wykonywania obowiązków strażnika, dopóki rany się nie zagoją, ale postarałam się i teraz wracam do domu Bielikowów.
Olena siedzi na miejscu pasażera, Karolina ze mną na tyle, a Dymitr prowadzi. Uparł się jak małe dziecko i nawet połączone siły jego mamy i siostry nie dały sobie rady. Stwierdził, że on szybciej i bezpieczniej dowiezie nas do domu.
Tak też zrobił. Zanim się obejrzałam siedzieliśmy już w salonie na kanapach.
Wiktoria, Sonia i dzieciaki przywitały mnie ciepło. Przytulili mnie ostrożnie, posadzili na kanapie koło Dymitra, chyba wyczuwając, że potrzebuje jego bliskości i dali kubek trochę ostudzonej herbaty. Oparłam się o Bielikowa, kiedy coś mi się przypomniało.
- Czy Lissa wie o tym co się stało? - zapytałam cicho.
Nikt nie chciał głośno wymawiać słowa "tortury", więc ja także go nie używałam. Nie jestem pewna dlaczego. Może nie chcieli mówić tego przy dzieciach, a może nie chcieli mówić tego przy mnie? A może po prostu to słowo nie przypadło im do gustu. Nie oszukujmy się - zbyt piękne ono nie jest.
Dymitr spojrzał na mnie, obejmując mnie ramieniem. Miał już na sobie koszulkę. Całe szczęście założył ją niedługo po tym jak przyszedł do mnie do sali. Nie wiem czy po prostu mógł już ją włożyć, czy to moje niezadowolenie z tego pomysłu o tym zadecydowało.
Nie powiedział nic. Kiwnął tylko głową. Ale to mi starczyło.
Ulżyło mi trochę. Fakt, nie jestem zadowolona z tego, że Lissa mimo ogromu pracy jaki ma, musi się jeszcze o mnie martwić, ale dobrze, że wie. Nie będę musiała opowiadać jej dlaczego jestem tak poharatana. No i nie będzie się denerwowała, że ona jako jedyna o niczym nie wiedziała. Zgaduję, że chciała rozkazać wszystkim strażnikom dworskim, żeby zostawili ją i pojechali szukać mnie, ale zapewne to Dymitr i może Christian uspokajali ją. I chyba im się udało skoro Lissa nie dzwoniła. Zakładam, że to tylko kwestia czasu, ale jednak udało im się nad nią zapanować.
W pokoju zapanowała niemiła cisza, przesiąknięta skrępowaniem. Jeszcze nigdy nie było między nami tak cicho. Nikt chyba nie rwał się do zmienienia nastroju panującego w pokoju, więc to ja musiałam interweniować.
- Pawka - zwróciłam się do chłopca, bawiącego się na dywanie - co masz?
Mały spojrzał na mnie i uśmiechnął się radośnie.
- Mama kupiła mi nowy samochód. - oznajmił dumnie.
Szybciutko podniósł się z ziemi i podbiegł do mnie. Wskoczył zwinnie na kanapę i usiadł obok mnie. Niechcący poruszył moją nogę i poczułam jak naprężają mi się wszystkie mięśnie, ale wiedziałam, że każdy, nawet najmniejszy grymas na mojej twarzy wywołałaby lekką panikę u pozostałych członków rodziny, więc zacisnęłam zęby i utrzymałam uśmiech na twarzy.
- Popatrz Rose - Pawka starał się przyciągnąć moją uwagę wymachując autem - to nowiutki Jaguar. Jest czerwony taki jak ogri... olgi... - mały plątał się chwilę - oryginalny.
Przypomniałam sobie, co Karolina i Olena mówiły, kiedy byliśmy w tamtym domku. Wspominały coś o tym, że Pawka czasem przekręca słowa jeśli chce je powiedzieć za szybko. Uśmiechnęłam się szeroko.
Domownicy, widząc, że się uśmiecham wyraźnie odetchnęli. Patrzyli na mnie i Pawkę, kiedy rozmawialiśmy na temat jego nowego nabytku i co jakiś czas wrzucali jakieś śmieszne komentarze.
Gdy na dworze zrobiło się ciemno dzieciaki musiały iść spać. Zostaliśmy w salonie we czwórkę: Olena, Karolina, Dymitr i ja. Sonia poszła spać ze swoim maleństwem, a Wiktoria miała nocować u koleżanki. Siedzieliśmy w ciszy. Owinęłam Dymitra ramionami i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Oczy kleiły mi się od dwóch godzin, ale nie chciałam zasypiać. To, że na razie nie miałam koszmarów to cud. Nie przyznałabym się nikomu, że boje się zasnąć, ale tak było. Dymitr rozmawiał z siostrą i mamą przyciszonym głosem. Nie chciałam im przerywać, ale nie chciałam, żeby potem mieli ze mną problem.
- Dymitr - szepnęłam - pomożesz mi wejść na górę?
Spojrzał na mnie troskliwie i wziął mnie na ręce.
- Nie tak. - zaprotestowałam. - Chcę iść sama, ale musisz mi pomóc.
Niechętnie postawił mnie na ziemię i złapał w talii.
Wcale nie chciałam iść sama. Byłam zmęczona całym dniem i udawaniem, że nic mi nie jest. Było. Czułam się wykończona, ale nie chciałam, żeby ktoś to zauważył. Muszę być silna.
Przeszliśmy cały salon i korytarz i zatrzymaliśmy się przy schodach. Chciałam dać krok na pierwszy schodek, ale Dymitr błyskawicznie zareagował. Chwycił mnie mocno i już po chwili niósł mnie po schodach. Mogłam protestować ile chciałam, ale to nie przyniosło by skutków, więc nic nie powiedziałam. Dymitr zapewne wiedział jak się czuję i postanowił grać razem ze mną przed jego rodziną, ale nie pozwolił mi się mordować na schodach. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, a sam usiadł obok i złapał mnie za rękę.
- Roza nie możesz tego ciągnąć. - zaczął mi tłumaczyć. Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. - Wszyscy doskonale wiedzą, a przynajmniej wyobrażają sobie przez co przeszłaś. Musisz nam pozwolić trochę się tobą zaopiekować.
Wpatrywałam się w niego z kamienną twarzą.
- Nic mi nie jest, Dymitr. I nikt nie musi mnie niańczyć.
- Nie użyłem słowa "niańczyć". - zaznaczył. - Powiedziałem "opiekować". A to jest różnica i dobrze o tym wiesz. Ty zajęłaś się mną, kiedy uratowaliście mnie wtedy w jaskini, więc teraz pozwól mi zająć się tobą.
Przypomniałam sobie tamte dni. Faktycznie, dużo się nim zajmowałam, a on wyrażał na to zgodę, chociaż nie chciał. Ale to nie to samo. On nie miał wyboru. Był naprawdę osłabiony. Nie wyobrażam sobie, żeby został wtedy sam. A ja dałabym sobie radę gdybym musiała zostać sama. Nie mam co do tego wątpliwości.
- Rozumiem tyle, że nic mi nie jest. - nadal utrzymywałam swoją wersję. - Po prostu jestem zmęczona.
- I myślisz, że ja w to uwierzę?
Traciłam cierpliwość.
- Nie ma w co wierzyć. - odparłam szybko. - To fakty.
Widziałam, że Dymitr jest trochę zniecierpliwiony i zaczął mówić trochę bardziej stanowczo, ale nie rezygnował ze spokojnego tonu.
- Faktem jest to, że powinnaś odpoczywać i pozwolić nam przejąć kontrole.
- Nie mogę być słaba z powodu byle operacji! - wykrzyknęłam, zrywając się z łóżka. Zignorowałam ból. Nie on był teraz najważniejszy.
Ouć. Czyli co, obwiniam się o słabość po operacji? Serio? No nieźle...
Dymitr podszedł do mnie, nachylił się i spojrzał mi głęboko w oczy. Martwił się o mnie.
- Tu nie chodzi o operacje - złapał mnie za ramię i przyciągnął lekko do siebie. - Tu chodzi o to co ci zrobili. Czy ty tego nie widzisz, Rose? Wiem, że chcesz być silna, ale..
- Nie! - przerwałam mu gwałtownie i wyrwałam się. - Nie chcę. Wcale tego nie chcę. - czułam pieczenie pod powiekami. - Ale muszę.
Jedna, tylko jedna łza spłynęła po moim policzku. Starłam ją pośpiesznie, żeby nikt nie zauważył, choć wiem, że Dymitr już to zobaczył. Chwycił mnie za ramiona i przyciągnął mocno do siebie. Spojrzał mi w oczy z taką energią, że momentalnie ustało pieczenie. Patrzyłam hardo w jego oczy, spodziewając się co powie.
Ale nie powiedział nic, Patrzył mi tylko w oczy, jakby chciał coś przekazać. Coś czego chyba nie rozumiałam. Przynajmniej na pewno nie w pełni. Czułam teraz wyraźnie tą więź między nami. Teraz mogłam jej prawie dotknąć. Wydawało mi się, że niemal ją widzę; że czuję jej zapach - zapach nas samych. Ona - nasza więź - była na wyciągnięcie ręki. Mocna, silna, solidna - nie do pokonania. Tylko nasza, nikt inny nie ma do niej prawa. Jej blask potrafił oślepić. Przez nią przepływało wiele niewypowiedzianych słów, wiele spojrzeń, myśli, marzeń. Niektóre były oczywiste, inne nie do odkrycia bez pomocy tej drugiej osoby. Tajemnicze, realne, niemożliwe, prawie do zdobycie... Różne typy, ale miały jedną wspólną cechę - były znane tylko nam. Były, są i będą.
Teraz czułam tylko miłość i troskę. Dymitr martwił się o mnie. I to chciał mi przekazać. Nie tylko, ale głownie to. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- To prawda - odezwał się nagle, a ja ledwo poznałam jego głos; był teraz tak niewyobrażalnie piękny - musisz być silna. Na tym polega nasza praca - chciałam się wtrącić, ale uprzedził mnie odgadując moje zamiary. - Ale nie możesz być zawsze silna. Nie możesz zawsze sama sobie ze wszystkim radzić. Po to masz nas: rodzinę, przyjaciół, moją rodzinę, Lissę i mnie. Żebyśmy ci pomagali. Nie możesz, nie dasz rady uporać się ze wszystkim sama. A to przez co przeszłaś wymaga pomocy. Czy nie ty uczyłaś mnie tego? czy nie ty przez rok wpajałaś mi do głowy, że nie jestem sam? Czy nie ty kazałaś mi się otworzyć i pozwolić sobie pomóc?
Zamilkłam. Nie miałam nic do powiedzenia. Nie... raczej nie chciałam niczego powiedzieć. Dymitr jako jedyny znał prawdę i miał rację. Odpowiedzi na jego pytania są oczywiste: Tak, ja to robiłam. Naraz zawładnął mną wstyd. Uczyłam go tego, a teraz okazuje się, że sama tego nie potrafię. Nie chciałam płakać. To nie w moim stylu. Łzy napierały, lecz ja dusiłam ich bunt. Spuściłam wzrok, całkowicie bezradna. ie wiedziałam sama co mam robić.
Może Dymitr ma rację. Może powinnam. Nakłaniałam go, żeby pozwolił sobie pomóc i zrobił to. Wydawał się szczęśliwy, więc ta metoda chyba naprawdę działa. Pytaniem jest - czy ja to potrafię? Chciałabym okazać słabość. Nie chcę być postrzegana jako niezwyciężona. Wśród strażników tak, ale tutaj chyba mogę... Co się ze mną stało? O co do diabła chodzi?
Osunęłam się na kolana. Nie płakałam, ale wpatrywałam się w ziemię. Teraz poczułam ból. Kłucie we wszystkich mięśniach. Dymitr kucnął przede mną. Widziałam strach w jego oczach. Bał się. Bał się o mnie. Ujął moją twarz w swoje dłonie i gładził kciukami moje policzki. Czułam ciepło jego ciała. Chciałam, żeby był bliżej. Chciałam wyrzucić całą słabość, ale tylko wtedy, kiedy on będzie przy mnie. Zmusiłam się do ostatniego wysiłku i rzuciłam mu się na szyję. Dymitr usiadł i oparł się o łóżko. Objął mnie mocno i trzymał jakby nigdy nie chciał puścić. Siedziałam na na nim okrakiem, wtulając głowę w jego ciało. Jedną ręką objęłam go, a drugą chwyciłam mocno jego koszulkę. Nie chciałam płakać, ale kilka łez mimowolnie spłynęło po moim policzku.
- Masz rację - szepnęłam z bólem stłumionym przez jego ciało głosem. - Wcale nie jestem silna. Muszę...
- Nie powiedziałem tego. - zaprotestował szybko. - Jesteś silna. Jesteś bardzo silna. Dlatego musisz czasem odpocząć i pozwolić sobie na słabość. Musisz chwilę pobyć bezbronna i przy okazji pozwolić mi się wykazać.
Nie pomyślałam nad tym. Nie zastanawiałam się na tym, że opieka nade mną może być potrzebna Dymitrowi. Może to naturalna potrzeba każdego mężczyzny - ochrona swojej kobiety. Ja też chcę go chronić i robię to jak tylko mogę, ale według ogólnego rozumowania, to mężczyzna jest silniejszy i to on powinien zajmować się kobietą. Nigdy nie myślałam, że kiedyś będę potrzebowała czyjegoś ramienia i ciała. Sądziłam, że będę musiała być w każdym calu samodzielna. Pewnie dlatego teraz ciężko mi pozwolić sobie na słabość.
Przysunęłam usta do ucha Dymitra. Pocałowałam je i schowałam się w jego ciele. Drgnął.
- Kocham cię, Towarzyszu. - mruknęłam ze łzami w oczach.
Na chwile w pokoju zapanowała piękna cisza. Potem po pomieszczeniu rozszedł się głęboki, pieszczący moje uszy głos.
- Kocham cię, Roza.
Rosyjski akcent sprawił, że po moim ciele rozeszło się boskie ciepło. Chciałam czuć je zawsze. to najprzyjemniejsze uczucie jakie można czuć. To ciepło jest mieszanką miłości, troski, poczucia bezpieczeństwa, tego odwiecznego porozumienia dusz, przeznaczenia, szczęścia... To ciepło jest czymś czego człowiek nie zapomina, czego pragnie najbardziej na świecie i do czego chce wracać cały czas.
Długo siedzieliśmy w milczeniu, obejmując się ciasno. Nagle zupełnie odechciało mi się spać. Nie było jeszcze późno, więc nie musiałam koniecznie teraz się kłaść. Zaschło mi w gardle i zaburczało w brzuchu.
- Możemy zejść na dół? - zapytałam cicho. - Chyba jestem głodna.
- Jasne.
Wstałam pierwsza, a za mną Dymitr. Chciałam dać krok do przodu, ale Bielikow mnie uprzedził. Sprawnie wziął mnie na ręce i pocałował w czoło. Miałam ochotę protestować, ale przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Dymitr podchwycił mój wzrok i mentalnie surowo zabronił mi się sprzeciwiać. Posłuchałam go. Przytuliłam się do niego i milczałam.
Zeszliśmy na dół. Olena z Karoliną nadal rozmawiały o czymś. Nie wiem jak długo nas nie było, ale chyba ciągle mówiły o tym samym. Na nasz widok przerwały rozmowę i spojrzały na nas zaciekawione.
- Nie śpisz? - zdziwiła się siostra Dymitra. - Sądziłam, że już dawno zasnęliście.
- Zgłodniałam. - wytłumaczyłam.
Olena zerwała się z miejsca jak poparzona.
- Och, już zaczekaj momencik. Zaraz przyniosę ci kanapki.
Nie o to mi chodziło.
- To nie będzie koni.... - urwałam.
Zobaczyłam wzrok Dymitra i zrezygnowałam z protestowania.
- O co chodzi? - zapytała Olena. Chyba czuła się lekko zdezorientowana. - Coś się stało?
- Nie. - Dymitr uspokoił trochę mamę. - Mogłabyś zrobić jeszcze gorące czekolady? Takie jak robiłaś mi, kiedy byłem mały. Chyba wszyscy tu je lubimy.
- Oczywiście! - wykrzyknęła cicho uradowana kobieta. - Zaraz wrócę.
Oparłam się o Dymitra i westchnęłam z uśmiechem. Domyśliłam się o jaką czekoladę mu chodzi.
- Podwójna porcja gwarantuje dobry smak. - mruknęłam, wtulona w niego.
Dymitr uśmiechnął się szeroko, a ja podchwyciłam zaskoczone spojrzenie jego siostry.
- A ona skąd to zna? - zapytała.
Spojrzeliśmy na siebie z Dymitrem. Uśmiechnęłam się, wspominając tamte czasy.
- To długa historia. - powiedział Bielikow. - I tak by się kiedyś dowiedziała. A wtedy to była konieczność.
Zima. To była zimna tamtego roku. W sumie prawie wiosna. Chodzi mi o to, że było jeszcze zimno. Zostałam zawołana, żeby wyjaśnić przyczyny mojej wpadki. Nie obroniłam Christiana przed "strzygą". Miałam niepodważalny dowód mojej niewinności.... którego nikomu nie mogłam powiedzieć. Żart? Niestety nie. Dymitr bardzo złagodził wtedy sytuację i dzięki niemu ograniczyli moją karę do prac na rzecz akademii. Po wszystkim, kiedy mieliśmy się rozejść, Dymitr poprosił o kilka minut rozmowy ze mną na osobności. Alberta się zgodziła. Wszyscy wyszli. Zostaliśmy sami. Poszliśmy na werandę, ale wcześniej Dymitr zaproponował mi gorącą czekoladę Czemu nie, pomyślałam. To wtedy powiedział "Podwójna porcja gwarantuje dobry smak". O dziwo bardzo dobrze zapamiętałam te słowa. Może to dlatego, że zasmakowała mi ta czekolada....
Wróciłam do rzeczywistości. Do salonu wchodziła właśnie Olena z tacą pełną kanapek i kubkami pełnymi gorącego napoju.
- Pomyślałam, że wszyscy coś zjemy.
Postawiła wszystko na stoliku i podała każdemu jeden kubek.
- Pij ostrożnie, Rose. - zwróciła się do mnie. - Nie jestem pewna czy możesz już to pić, ale ufam wam obojgu.
Ja i jej syn uśmiechnęliśmy się promiennie i podziękowaliśmy. Odeszła i usiadła na swoje miejsce. Złapałam jedną z kanapek i przegryzając pierwszy kęs oparłam się plecami o Dymitra. On chyba nie był głodny. W jednej ręce ściskał kubek z czekoladą i to mu starczyło. Objął mnie i położył dłoń na moim brzuchu muskając go przyjemnie. Nawet przez materiał bluzki czułam jakie ciepłe ma palce. Przesunął dłonią w bok i złapał mnie mocno za talię. Podobało mi się to. Nie wiem na ile świadomie wprawiał mnie w stan błogości. Starałam się normalnie rozmawiać z dziewczynami, ale stawało się to coraz trudniejsze. Po kilkunastu minutach miałam ochotę wić się z rozkoszy. Wcześniej na górze chciałam potrzebowałam go, ale teraz za jego przyczyną zaczynam potrzebować jego ciała.
- Posłuchaj, Towarzyszu. - szepnęłam. - Jeśli będzie tak dalej, będziesz musiał tłumaczyć się swojej mamie z tego co mam ochotę zrobić.
Dymitr zerknął na mnie i zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
Westchnęłam. No pięknie, robił to nieświadomie. Ciekawe co by było gdyby robił to świadomie... Nie ręczyłabym za siebie.
- O to - wskazałam głową jego dłoń, która cały czas pieściła mój brzuch. - To mnie rozprasza.
Dymitr spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku i... parsknął śmiechem.
Jego nagły wybuch radości zainteresował Karolinę i Olenę. Przerwały rozmowę i spojrzały na nas zaciekawione.
- Dymitr. To mało śmieszne. - powiedziałam. - To ty byś się potem tłumaczył. Nie ja.
- Śmiem twierdzić, że byłoby inaczej.
Bielikow nie starał się ukryć szerokiego uśmiechu.
- Mylisz się.
Chyba tylko mi nie było do śmiechu, bo nawet Karolina i Olena uśmiechały się pod nosem.
- Zawsze możemy to sprawdzić. - zaproponował śmiało Dymitr.
- Zwooolnij kowboju. - zastopowałam go. - Chyba za dobrze nauczyłam cię otwartości.
Bielikow roześmiał się głośno.
Jego siostra i mama upiły łyk czekolady patrząc znacząco to na siebie, to na nas. Eh... Chyba jestem tu jedyną przy zdrowych zmysłach.
Uderzyłam Dymitra otwartą dłonią w udo. Nie mocno, ale na tyle, że po pokoju rozszedł się plask.
- Hej! - zawołał Dymitr rozmasowując nogę. Przypomniał sobie jednak, że na górze śpią dzieciaki i opamiętał się. - Za co to?
- Byłeś niekulturalny i zdecydowanie nie na miejscu....
- To one są nie kulturalne - wskazał na dwie kobiecy siedzące na fotelach - nie ja.
Karolina prychnęła.
- Nas w to nie wplątuj, Dimka. - poprosiła z uśmiechem jego mama.
- Nie wiem o czym rozmawialiście, ale jestem pewna, że to nie my jesteśmy niekulturalne, Dimka, tylko ty! - dodała Karolina.
Westchnęłam zmieszana... Czy Karolina się domyśliła? Mam nadzieje, że nie.
Opadłam plecami na kolana Dymitra. Oboje prawie wylaliśmy czekoladę. Dymitr zabrał nasze kubki i odstawił je na stolik. Musiał się pochylić, a ja w tym czasie miałam tuż nad sobą jego brzuch. Stwierdziłam, że ciało Dymitra odpowiednio to zasłania, więc zignorowałam rwanie w szyi i ugryzłam go lekko w brzuch.
- Au.
Dymitr wyprostował się jak poparzony. Złapał się za brzuch i spojrzał na mnie zdziwiony.. jego mina była komiczna. Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Udało mi się tylko zapanować nad jego głośnością, pamiętając, że na górze śpią dzieciaki. Dymitr patrzył na mnie z miną pełną dezaprobaty.
- Co jest, Towarzyszu?
Dopiero teraz zauważyłam, że Olena i Karolina się nam przyglądają.
- To było niekulturalne. - powiedział.
- Co nabroiła Rose? - zagadnęła jego siostra.
- Nic takiego! - broniłam się szybko.
Miałam nadzieje, że Dymitr ma olej w głowie i nie powie co zrobiłam. Wtedy Karolina na pewno zorientowałaby się w sytuacji. Olena zresztą też.
- Nic takiego. - powiedział. po chwili zniżył głos i mówić cicho tak, żebym niby nie słyszała dodał: - Nie mogę powiedzieć, bo się obrazi.
Czułam, że się czerwienie. nie lubię, kiedy ktoś o mnie mówi. Od razu się rumienię. Dziwne prawda? Wydawałoby się nieustraszona strażniczka. a różowi się, gdy ktoś powie coś o niej. Bywa...
Mimowolnie ziewnęłam.
- Chyba czas się zbierać. - zauważyła Olena.
Cała nasza czwórka ziewała już od pewnego czasu, więc zgodziliśmy się z Oleną.
Dymitr przerzucił mnie sobie przez ramię. trochę mnie to bolało, ale nie chciałam mu psuć humoru, więc nie protestowałam aż tak bardzo. Nawet udało mi się śmiać.
- Dimka... - upomniała go jego mama.
Chyba oprzytomniał. Natychmiast postawił mnie na ziemi i zaraz potem wziął na ręce. Ulżyło mi. Wtuliłam się w jego ciało.
- Przepraszam. - szepnął mi do ucha, kiedy wchodziliśmy całą czwórką po schodach. - Przez to, że mnie ugryzłaś zapomniałem, że jesteś trochę poturbowana.
Cmoknęłam go w policzek.
- Nic się nie stało....
Dymitr patrzył na mnie wyczekująco.
- O co chodzi? - zagadnęłam z uśmiechem.
- Czekam
- Na co?
Złapałam go za ramię.
- Aż mnie przeprosisz, ze to, że mnie pogryzłaś. - powiedział. - Tego nie uczyłem cię na treningach.
- To było poza zakresem nauki. - odpowiedziałam dumnie, unosząc głowę. - Powinnam za to dostać, kilka dodatkowych punktów, nie sądzisz?
- Nie. - sprzeciwił się. - Powinnaś za to dostać kilka dodatkowych okrążeń.
Dotarliśmy pod drzwi sypialni.
- Dobranoc - pożegnaliśmy się z Karoliną i Oleną.
- Dobranoc. - odpowiedziały.
Już po chwili zniknęły mi z pola widzenia.
Weszliśmy do pokoju i zamknęliśmy za sobą drzwi.
- Jesteś niesprawiedliwy, Towarzyszu. - kontynuowałam naszą rozmowę.
- To nie prawda.
Westchnęłam z rezygnacją, na znak,że nie będę dalej drążyła tematu, czym wywołałam uśmiech na twarzy ukochanego.
Wykąpaliśmy się po przyjeździe ze szpitala, więc stwierdziliśmy, że na dziś starczy wody. Przebraliśmy się w pidżamy i położyliśmy na łóżku. Dymitr objął mnie i przyciągnął do siebie.
Znowu to robił! Sądząc po jego uśmiechu tym razem świadomie. Wie jak na mnie działa. Cholera! I perfidnie to wykorzystuje.
- Masz szczęście, że jesteśmy już w sypialni... - szepnęłam tylko.
Nie mogłam już wytrzymać. Zbyt wiele emocji się we mnie zebrało. Ból, strach, rozpacz, podniecenie, miłość. To wszystko musiało gdzieś ujść. I chyba znalazłam rozwiązanie.
Rzuciłam się na Dymitra czując ogromne pragnienie jego bliskości. Ignorując wszystkie zrozpaczone mięśnie usiadłam muna brzuchu. Wbiłam się mocno w jego usta i smakowałam ich jak tylko mogłam. Nawet mój język nie umiał się opanować. Dymitr spał zazwyczaj bez koszulki, więc od razu miałam boski widok. Jeździłam dłońmi po jego ciele. Pod palcami co jakiś czas miałam twarde mięśnie jego brzucha. Czułam, że jego ręce domagają się mnie. Były chyba wszędzie. Czułam się tak dobrze... Dymitr przekręcił mnie na plecy, a sam nagle znalazł się nade mną. Był trochę za brutalny, ale to mi nie przeszkadzało. A nawet podobało mi się to.
Czułam, jak bardzo mnie chcę. Czułam jak j a bardzo chcę j e g o. Pragnęłam go, bardzo. Jest moim ukojeniem, którego akurat teraz potrzebowałam. Jest moim ochroniarzem, który chronił mnie przed złem świata. Jest moim światem..
Potrzebowałam jakiegoś cielesnego dowodu na to, że jestem uratowana. Wszystko jedno czy to będzie sex czy spoliczkowanie. Ale skoro Dymitr wybrał pierwszą metodę, nie pogardzę. Nie wiem dlaczego nadal nie mogłam uwierzyć. Może wtedy byłam zbyt pewna swojej śmierci i teraz tak trudno mi zrozumieć, że żyję. A może zrozumiałam jak wiele znaczą dla mnie wszystkie osoby w tym domu i chcę się nimi nacieszyć. Cóż.. teoretycznie powiinam najpierw nacieszyć się dziewczynami i dzieciakami, bo niedługo stąd wyjeżdżamy, ale to nie moja wina. Dymitr po prostu wepchał się w kolejkę, a ja nie mam serca by go teraz wywalić.
Miałam wrażenie, że Dymitr także potrzebuje namacalnego dowodu na to, że jestem tu z nim. Całował inaczej. W jego pocałunkach było wiele tęsknoty. Dotykał mnie tak, jakby nie widział mnie latami, a teraz wreszcie dostał szansę na odzyskanie N a s. Jego zachowanie... Tak jak ja tęskniłam również za jego ciałem (nie myślałam wtedy o seksie, ale o jego ciele owszem), tak on też tęsknił za moim ciałem.
Jego dłonie wsuwały się pod moją koszulkę i pięły coraz wyżej w górę, po plecach. Drżałam. Drżałam cała. Każdy skrawek mojego ciała domagał się więcej. Domagał się dotyku tylko tych dłoni. Dymitr początkowo okraczył mnie, oderwał się na chwilę, dosłownie moment, od moich ust i przycisnął mnie mocno do łóżka. Podnieciło mnie to jak cholera. Potem wpadł na lepszy pomysł. Prawie że się na mnie położył, a jego usta były na mojej szyi. Całował ją jak jeszcze nigdy i podgryzał czasem, chyba chcąc mi się od wdzieńczyć za to co zrobiłam na dole. Tyle, że podobało mi się to. Nawet za bardzo. Wiłam się pod nim, a on widząc to coraz śmielej przesuwał dłońmi po moim ciele. Nie obchodziło go, że co jakiś czas natrafiał na opatrunek. Całował mój brzuch, unieruchamiając mi ręce, tak, że prawie nie mogłam się poruszyć. Co jakiś czas czułam, że muska moją skórę językiem. Dyszałam głośno i jęczałam i nie mogłam tego powstrzymać. Dopiero Dymitr zdusił to całując mnie namiętniej niż wcześniej. Uniosłam się na palcach u stóp, ale zaraz opadłam. Niestety mój stan nie pozwalał na takie wyczyny. Zignorowałam ból w obawie, że Bielikow się zorientuje. Poza tym ból był bardzo przytłumiony przez te wszystkie emocje, które czułam. Dymitr całował mnie jeszcze długą chwilę wsuwając jedną dłoń pod moje włosy, ale w końcu odsunął się. Myślałam, że chcę na mnie popatrzeć. Często tak robił. Ale tym razem to nie było to.
Zszedł ze mnie i położył się obok. Oddychał ciężko i nierówno, tak jak ja. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Przepraszam - wysapał. - Nie powinienem.
- O czym ty mówisz?
- Nie możemy, Roza - powiedział. - Nie teraz. Poczekajmy aż twój stan się poprawi.
Szlag! Musiał się ocknąć w momencie, kiedy opadłam z powrotem na łóżko. No i zapewne opatrunki też miały w tym udział....
Spróbowałam obudzić w nim tylko i wyłącznie instynkt. Podsunęłam się do niego i przejechałam dłoniom po jego brzuchu, torsie, szyi i policzku. Czułam, że zadrżał, ale nie poruszył się. Spojrzał mi spokojnie w oczy.
- Roza... Proszę. Nie kuś mnie. - złapał moją dłoń i ścisnął ją. - Wiesz, że moja samokontrola jest na dość wysokim poziomie i poradziłbym sobie z opamiętaniem się po raz drugi.
Na pewno?
- O ho ho! Jak na ten "wysoki poziom" dość długo się opanowywałeś, Towarzyszu. - zakpiłam trochę i zaśmiałam się. Zrozumiał, ale jemu nie było do śmiechu. - Chyba jednak twoja samokontrola nie jest aż tak dobra, żeby oprzeć się urokowi i atutom Rose Hathaway.
W uszach zadźwięczał mi niezwykle przyjemny odgłos - śmiech Dymitra. Przekręcił się w moją stronę i zmusił mnie bym położyła się normalnie. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Moja samokontrola jest niepokonana - wychwalał się Dymitr z radosnym uśmiechem na twarzy. - Czasami po prosu nie chcę się kontrolować.
Patrzyłam mu w oczy, kiedy to mówił i teraz jak na zawołanie po moim ciele rozeszła się fala ciepła. Taka sama jak wcześniej, tyle że teraz dominowało w niej trochę pożądanie. I nie ma się czemu dziwić...
Podsunęłam głowę i złożyłam na ustach Dymitra słodki pocałunek. Nie całowałam namiętnie. Robiłam to delikatnie, ale chciałam mu tym przekazać, że kiedy tylko mój stan się trochę poprawi nie będzie miał już wymówki. Zrozumiał. Uśmiechnął się i ułożył wygodnie. Nagle poczułam się senna. Ziewnęłam przeciągle i położyłam się po swojej stronie łóżka. Dopiero teraz odczułam skutki chęci zaspokojenia pewnych potrzeb. Bolało mnie całe ciało, ale nie krzywiłam się, bo nadal mogłam odtworzyć w myślach dotyk Dymitra i oszukać trochę ciało. Kiedy to nie pomogło postanowiłam spróbować inaczej.
- Dymitr - szepnęłam. Bałam się, że już zasnął i go obudzę, ale coś mi mówiło, że jeszcze nie śpi. Miałam racje, poczułam jak przekręca się w moją stronę. - Przytulisz mnie?
Nie wahał się. Może i nie powinnam się za wiele ruszać i on o tym wiedział, ale ufał mi. Spełniłby każde moje życzenie, bo wie, że potrafię być rozważna i ma do mnie pełne zaufanie.Przysunęłam się do niego i oparłam głowę na jego klatce piersiowej a on delikatnie objął mnie, chociaż wiedziałam, że chciałby mnie do siebie przycisnąć najmocniej jak się da. Wtuliłam się w niego jakby jego ciało było najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Bo właśnie tak się czułam. Czułam, że na całym świecie tylko Dymitr umie dać mi schronienie i zapewnić bezpieczeństwo. Dymitr szepnął coś do mnie po rosyjsku. Kiedyś już to słyszałam... To były dwa zdania... Tak, na pewno je znałam.
- Ja też cię kocham. - mruknęłam. - Bardzo. Dobranoc.
No to tak na umilenie dnia. Mam nadzieje, że nie ma tragedii. A no i:
Wszystkiego najlepszego z okazji świąt i baaaardzo mokrego dyngusa! <3
No i jeszcze zdjęcia...
Tak też zrobił. Zanim się obejrzałam siedzieliśmy już w salonie na kanapach.
Wiktoria, Sonia i dzieciaki przywitały mnie ciepło. Przytulili mnie ostrożnie, posadzili na kanapie koło Dymitra, chyba wyczuwając, że potrzebuje jego bliskości i dali kubek trochę ostudzonej herbaty. Oparłam się o Bielikowa, kiedy coś mi się przypomniało.
- Czy Lissa wie o tym co się stało? - zapytałam cicho.
Nikt nie chciał głośno wymawiać słowa "tortury", więc ja także go nie używałam. Nie jestem pewna dlaczego. Może nie chcieli mówić tego przy dzieciach, a może nie chcieli mówić tego przy mnie? A może po prostu to słowo nie przypadło im do gustu. Nie oszukujmy się - zbyt piękne ono nie jest.
Dymitr spojrzał na mnie, obejmując mnie ramieniem. Miał już na sobie koszulkę. Całe szczęście założył ją niedługo po tym jak przyszedł do mnie do sali. Nie wiem czy po prostu mógł już ją włożyć, czy to moje niezadowolenie z tego pomysłu o tym zadecydowało.
Nie powiedział nic. Kiwnął tylko głową. Ale to mi starczyło.
Ulżyło mi trochę. Fakt, nie jestem zadowolona z tego, że Lissa mimo ogromu pracy jaki ma, musi się jeszcze o mnie martwić, ale dobrze, że wie. Nie będę musiała opowiadać jej dlaczego jestem tak poharatana. No i nie będzie się denerwowała, że ona jako jedyna o niczym nie wiedziała. Zgaduję, że chciała rozkazać wszystkim strażnikom dworskim, żeby zostawili ją i pojechali szukać mnie, ale zapewne to Dymitr i może Christian uspokajali ją. I chyba im się udało skoro Lissa nie dzwoniła. Zakładam, że to tylko kwestia czasu, ale jednak udało im się nad nią zapanować.
W pokoju zapanowała niemiła cisza, przesiąknięta skrępowaniem. Jeszcze nigdy nie było między nami tak cicho. Nikt chyba nie rwał się do zmienienia nastroju panującego w pokoju, więc to ja musiałam interweniować.
- Pawka - zwróciłam się do chłopca, bawiącego się na dywanie - co masz?
Mały spojrzał na mnie i uśmiechnął się radośnie.
- Mama kupiła mi nowy samochód. - oznajmił dumnie.
Szybciutko podniósł się z ziemi i podbiegł do mnie. Wskoczył zwinnie na kanapę i usiadł obok mnie. Niechcący poruszył moją nogę i poczułam jak naprężają mi się wszystkie mięśnie, ale wiedziałam, że każdy, nawet najmniejszy grymas na mojej twarzy wywołałaby lekką panikę u pozostałych członków rodziny, więc zacisnęłam zęby i utrzymałam uśmiech na twarzy.
- Popatrz Rose - Pawka starał się przyciągnąć moją uwagę wymachując autem - to nowiutki Jaguar. Jest czerwony taki jak ogri... olgi... - mały plątał się chwilę - oryginalny.
Przypomniałam sobie, co Karolina i Olena mówiły, kiedy byliśmy w tamtym domku. Wspominały coś o tym, że Pawka czasem przekręca słowa jeśli chce je powiedzieć za szybko. Uśmiechnęłam się szeroko.
Domownicy, widząc, że się uśmiecham wyraźnie odetchnęli. Patrzyli na mnie i Pawkę, kiedy rozmawialiśmy na temat jego nowego nabytku i co jakiś czas wrzucali jakieś śmieszne komentarze.
Gdy na dworze zrobiło się ciemno dzieciaki musiały iść spać. Zostaliśmy w salonie we czwórkę: Olena, Karolina, Dymitr i ja. Sonia poszła spać ze swoim maleństwem, a Wiktoria miała nocować u koleżanki. Siedzieliśmy w ciszy. Owinęłam Dymitra ramionami i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Oczy kleiły mi się od dwóch godzin, ale nie chciałam zasypiać. To, że na razie nie miałam koszmarów to cud. Nie przyznałabym się nikomu, że boje się zasnąć, ale tak było. Dymitr rozmawiał z siostrą i mamą przyciszonym głosem. Nie chciałam im przerywać, ale nie chciałam, żeby potem mieli ze mną problem.
- Dymitr - szepnęłam - pomożesz mi wejść na górę?
Spojrzał na mnie troskliwie i wziął mnie na ręce.
- Nie tak. - zaprotestowałam. - Chcę iść sama, ale musisz mi pomóc.
Niechętnie postawił mnie na ziemię i złapał w talii.
Wcale nie chciałam iść sama. Byłam zmęczona całym dniem i udawaniem, że nic mi nie jest. Było. Czułam się wykończona, ale nie chciałam, żeby ktoś to zauważył. Muszę być silna.
Przeszliśmy cały salon i korytarz i zatrzymaliśmy się przy schodach. Chciałam dać krok na pierwszy schodek, ale Dymitr błyskawicznie zareagował. Chwycił mnie mocno i już po chwili niósł mnie po schodach. Mogłam protestować ile chciałam, ale to nie przyniosło by skutków, więc nic nie powiedziałam. Dymitr zapewne wiedział jak się czuję i postanowił grać razem ze mną przed jego rodziną, ale nie pozwolił mi się mordować na schodach. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, a sam usiadł obok i złapał mnie za rękę.
- Roza nie możesz tego ciągnąć. - zaczął mi tłumaczyć. Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. - Wszyscy doskonale wiedzą, a przynajmniej wyobrażają sobie przez co przeszłaś. Musisz nam pozwolić trochę się tobą zaopiekować.
Wpatrywałam się w niego z kamienną twarzą.
- Nic mi nie jest, Dymitr. I nikt nie musi mnie niańczyć.
- Nie użyłem słowa "niańczyć". - zaznaczył. - Powiedziałem "opiekować". A to jest różnica i dobrze o tym wiesz. Ty zajęłaś się mną, kiedy uratowaliście mnie wtedy w jaskini, więc teraz pozwól mi zająć się tobą.
Przypomniałam sobie tamte dni. Faktycznie, dużo się nim zajmowałam, a on wyrażał na to zgodę, chociaż nie chciał. Ale to nie to samo. On nie miał wyboru. Był naprawdę osłabiony. Nie wyobrażam sobie, żeby został wtedy sam. A ja dałabym sobie radę gdybym musiała zostać sama. Nie mam co do tego wątpliwości.
- Rozumiem tyle, że nic mi nie jest. - nadal utrzymywałam swoją wersję. - Po prostu jestem zmęczona.
- I myślisz, że ja w to uwierzę?
Traciłam cierpliwość.
- Nie ma w co wierzyć. - odparłam szybko. - To fakty.
Widziałam, że Dymitr jest trochę zniecierpliwiony i zaczął mówić trochę bardziej stanowczo, ale nie rezygnował ze spokojnego tonu.
- Faktem jest to, że powinnaś odpoczywać i pozwolić nam przejąć kontrole.
- Nie mogę być słaba z powodu byle operacji! - wykrzyknęłam, zrywając się z łóżka. Zignorowałam ból. Nie on był teraz najważniejszy.
Ouć. Czyli co, obwiniam się o słabość po operacji? Serio? No nieźle...
Dymitr podszedł do mnie, nachylił się i spojrzał mi głęboko w oczy. Martwił się o mnie.
- Tu nie chodzi o operacje - złapał mnie za ramię i przyciągnął lekko do siebie. - Tu chodzi o to co ci zrobili. Czy ty tego nie widzisz, Rose? Wiem, że chcesz być silna, ale..
- Nie! - przerwałam mu gwałtownie i wyrwałam się. - Nie chcę. Wcale tego nie chcę. - czułam pieczenie pod powiekami. - Ale muszę.
Jedna, tylko jedna łza spłynęła po moim policzku. Starłam ją pośpiesznie, żeby nikt nie zauważył, choć wiem, że Dymitr już to zobaczył. Chwycił mnie za ramiona i przyciągnął mocno do siebie. Spojrzał mi w oczy z taką energią, że momentalnie ustało pieczenie. Patrzyłam hardo w jego oczy, spodziewając się co powie.
Ale nie powiedział nic, Patrzył mi tylko w oczy, jakby chciał coś przekazać. Coś czego chyba nie rozumiałam. Przynajmniej na pewno nie w pełni. Czułam teraz wyraźnie tą więź między nami. Teraz mogłam jej prawie dotknąć. Wydawało mi się, że niemal ją widzę; że czuję jej zapach - zapach nas samych. Ona - nasza więź - była na wyciągnięcie ręki. Mocna, silna, solidna - nie do pokonania. Tylko nasza, nikt inny nie ma do niej prawa. Jej blask potrafił oślepić. Przez nią przepływało wiele niewypowiedzianych słów, wiele spojrzeń, myśli, marzeń. Niektóre były oczywiste, inne nie do odkrycia bez pomocy tej drugiej osoby. Tajemnicze, realne, niemożliwe, prawie do zdobycie... Różne typy, ale miały jedną wspólną cechę - były znane tylko nam. Były, są i będą.
Teraz czułam tylko miłość i troskę. Dymitr martwił się o mnie. I to chciał mi przekazać. Nie tylko, ale głownie to. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- To prawda - odezwał się nagle, a ja ledwo poznałam jego głos; był teraz tak niewyobrażalnie piękny - musisz być silna. Na tym polega nasza praca - chciałam się wtrącić, ale uprzedził mnie odgadując moje zamiary. - Ale nie możesz być zawsze silna. Nie możesz zawsze sama sobie ze wszystkim radzić. Po to masz nas: rodzinę, przyjaciół, moją rodzinę, Lissę i mnie. Żebyśmy ci pomagali. Nie możesz, nie dasz rady uporać się ze wszystkim sama. A to przez co przeszłaś wymaga pomocy. Czy nie ty uczyłaś mnie tego? czy nie ty przez rok wpajałaś mi do głowy, że nie jestem sam? Czy nie ty kazałaś mi się otworzyć i pozwolić sobie pomóc?
Zamilkłam. Nie miałam nic do powiedzenia. Nie... raczej nie chciałam niczego powiedzieć. Dymitr jako jedyny znał prawdę i miał rację. Odpowiedzi na jego pytania są oczywiste: Tak, ja to robiłam. Naraz zawładnął mną wstyd. Uczyłam go tego, a teraz okazuje się, że sama tego nie potrafię. Nie chciałam płakać. To nie w moim stylu. Łzy napierały, lecz ja dusiłam ich bunt. Spuściłam wzrok, całkowicie bezradna. ie wiedziałam sama co mam robić.
Może Dymitr ma rację. Może powinnam. Nakłaniałam go, żeby pozwolił sobie pomóc i zrobił to. Wydawał się szczęśliwy, więc ta metoda chyba naprawdę działa. Pytaniem jest - czy ja to potrafię? Chciałabym okazać słabość. Nie chcę być postrzegana jako niezwyciężona. Wśród strażników tak, ale tutaj chyba mogę... Co się ze mną stało? O co do diabła chodzi?
Osunęłam się na kolana. Nie płakałam, ale wpatrywałam się w ziemię. Teraz poczułam ból. Kłucie we wszystkich mięśniach. Dymitr kucnął przede mną. Widziałam strach w jego oczach. Bał się. Bał się o mnie. Ujął moją twarz w swoje dłonie i gładził kciukami moje policzki. Czułam ciepło jego ciała. Chciałam, żeby był bliżej. Chciałam wyrzucić całą słabość, ale tylko wtedy, kiedy on będzie przy mnie. Zmusiłam się do ostatniego wysiłku i rzuciłam mu się na szyję. Dymitr usiadł i oparł się o łóżko. Objął mnie mocno i trzymał jakby nigdy nie chciał puścić. Siedziałam na na nim okrakiem, wtulając głowę w jego ciało. Jedną ręką objęłam go, a drugą chwyciłam mocno jego koszulkę. Nie chciałam płakać, ale kilka łez mimowolnie spłynęło po moim policzku.
- Masz rację - szepnęłam z bólem stłumionym przez jego ciało głosem. - Wcale nie jestem silna. Muszę...
- Nie powiedziałem tego. - zaprotestował szybko. - Jesteś silna. Jesteś bardzo silna. Dlatego musisz czasem odpocząć i pozwolić sobie na słabość. Musisz chwilę pobyć bezbronna i przy okazji pozwolić mi się wykazać.
Nie pomyślałam nad tym. Nie zastanawiałam się na tym, że opieka nade mną może być potrzebna Dymitrowi. Może to naturalna potrzeba każdego mężczyzny - ochrona swojej kobiety. Ja też chcę go chronić i robię to jak tylko mogę, ale według ogólnego rozumowania, to mężczyzna jest silniejszy i to on powinien zajmować się kobietą. Nigdy nie myślałam, że kiedyś będę potrzebowała czyjegoś ramienia i ciała. Sądziłam, że będę musiała być w każdym calu samodzielna. Pewnie dlatego teraz ciężko mi pozwolić sobie na słabość.
Przysunęłam usta do ucha Dymitra. Pocałowałam je i schowałam się w jego ciele. Drgnął.
- Kocham cię, Towarzyszu. - mruknęłam ze łzami w oczach.
Na chwile w pokoju zapanowała piękna cisza. Potem po pomieszczeniu rozszedł się głęboki, pieszczący moje uszy głos.
- Kocham cię, Roza.
Rosyjski akcent sprawił, że po moim ciele rozeszło się boskie ciepło. Chciałam czuć je zawsze. to najprzyjemniejsze uczucie jakie można czuć. To ciepło jest mieszanką miłości, troski, poczucia bezpieczeństwa, tego odwiecznego porozumienia dusz, przeznaczenia, szczęścia... To ciepło jest czymś czego człowiek nie zapomina, czego pragnie najbardziej na świecie i do czego chce wracać cały czas.
Długo siedzieliśmy w milczeniu, obejmując się ciasno. Nagle zupełnie odechciało mi się spać. Nie było jeszcze późno, więc nie musiałam koniecznie teraz się kłaść. Zaschło mi w gardle i zaburczało w brzuchu.
- Możemy zejść na dół? - zapytałam cicho. - Chyba jestem głodna.
- Jasne.
Wstałam pierwsza, a za mną Dymitr. Chciałam dać krok do przodu, ale Bielikow mnie uprzedził. Sprawnie wziął mnie na ręce i pocałował w czoło. Miałam ochotę protestować, ale przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Dymitr podchwycił mój wzrok i mentalnie surowo zabronił mi się sprzeciwiać. Posłuchałam go. Przytuliłam się do niego i milczałam.
Zeszliśmy na dół. Olena z Karoliną nadal rozmawiały o czymś. Nie wiem jak długo nas nie było, ale chyba ciągle mówiły o tym samym. Na nasz widok przerwały rozmowę i spojrzały na nas zaciekawione.
- Nie śpisz? - zdziwiła się siostra Dymitra. - Sądziłam, że już dawno zasnęliście.
- Zgłodniałam. - wytłumaczyłam.
Olena zerwała się z miejsca jak poparzona.
- Och, już zaczekaj momencik. Zaraz przyniosę ci kanapki.
Nie o to mi chodziło.
- To nie będzie koni.... - urwałam.
Zobaczyłam wzrok Dymitra i zrezygnowałam z protestowania.
- O co chodzi? - zapytała Olena. Chyba czuła się lekko zdezorientowana. - Coś się stało?
- Nie. - Dymitr uspokoił trochę mamę. - Mogłabyś zrobić jeszcze gorące czekolady? Takie jak robiłaś mi, kiedy byłem mały. Chyba wszyscy tu je lubimy.
- Oczywiście! - wykrzyknęła cicho uradowana kobieta. - Zaraz wrócę.
Oparłam się o Dymitra i westchnęłam z uśmiechem. Domyśliłam się o jaką czekoladę mu chodzi.
- Podwójna porcja gwarantuje dobry smak. - mruknęłam, wtulona w niego.
Dymitr uśmiechnął się szeroko, a ja podchwyciłam zaskoczone spojrzenie jego siostry.
- A ona skąd to zna? - zapytała.
Spojrzeliśmy na siebie z Dymitrem. Uśmiechnęłam się, wspominając tamte czasy.
- To długa historia. - powiedział Bielikow. - I tak by się kiedyś dowiedziała. A wtedy to była konieczność.
Zima. To była zimna tamtego roku. W sumie prawie wiosna. Chodzi mi o to, że było jeszcze zimno. Zostałam zawołana, żeby wyjaśnić przyczyny mojej wpadki. Nie obroniłam Christiana przed "strzygą". Miałam niepodważalny dowód mojej niewinności.... którego nikomu nie mogłam powiedzieć. Żart? Niestety nie. Dymitr bardzo złagodził wtedy sytuację i dzięki niemu ograniczyli moją karę do prac na rzecz akademii. Po wszystkim, kiedy mieliśmy się rozejść, Dymitr poprosił o kilka minut rozmowy ze mną na osobności. Alberta się zgodziła. Wszyscy wyszli. Zostaliśmy sami. Poszliśmy na werandę, ale wcześniej Dymitr zaproponował mi gorącą czekoladę Czemu nie, pomyślałam. To wtedy powiedział "Podwójna porcja gwarantuje dobry smak". O dziwo bardzo dobrze zapamiętałam te słowa. Może to dlatego, że zasmakowała mi ta czekolada....
Wróciłam do rzeczywistości. Do salonu wchodziła właśnie Olena z tacą pełną kanapek i kubkami pełnymi gorącego napoju.
- Pomyślałam, że wszyscy coś zjemy.
Postawiła wszystko na stoliku i podała każdemu jeden kubek.
- Pij ostrożnie, Rose. - zwróciła się do mnie. - Nie jestem pewna czy możesz już to pić, ale ufam wam obojgu.
Ja i jej syn uśmiechnęliśmy się promiennie i podziękowaliśmy. Odeszła i usiadła na swoje miejsce. Złapałam jedną z kanapek i przegryzając pierwszy kęs oparłam się plecami o Dymitra. On chyba nie był głodny. W jednej ręce ściskał kubek z czekoladą i to mu starczyło. Objął mnie i położył dłoń na moim brzuchu muskając go przyjemnie. Nawet przez materiał bluzki czułam jakie ciepłe ma palce. Przesunął dłonią w bok i złapał mnie mocno za talię. Podobało mi się to. Nie wiem na ile świadomie wprawiał mnie w stan błogości. Starałam się normalnie rozmawiać z dziewczynami, ale stawało się to coraz trudniejsze. Po kilkunastu minutach miałam ochotę wić się z rozkoszy. Wcześniej na górze chciałam potrzebowałam go, ale teraz za jego przyczyną zaczynam potrzebować jego ciała.
- Posłuchaj, Towarzyszu. - szepnęłam. - Jeśli będzie tak dalej, będziesz musiał tłumaczyć się swojej mamie z tego co mam ochotę zrobić.
Dymitr zerknął na mnie i zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
Westchnęłam. No pięknie, robił to nieświadomie. Ciekawe co by było gdyby robił to świadomie... Nie ręczyłabym za siebie.
- O to - wskazałam głową jego dłoń, która cały czas pieściła mój brzuch. - To mnie rozprasza.
Dymitr spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku i... parsknął śmiechem.
Jego nagły wybuch radości zainteresował Karolinę i Olenę. Przerwały rozmowę i spojrzały na nas zaciekawione.
- Dymitr. To mało śmieszne. - powiedziałam. - To ty byś się potem tłumaczył. Nie ja.
- Śmiem twierdzić, że byłoby inaczej.
Bielikow nie starał się ukryć szerokiego uśmiechu.
- Mylisz się.
Chyba tylko mi nie było do śmiechu, bo nawet Karolina i Olena uśmiechały się pod nosem.
- Zawsze możemy to sprawdzić. - zaproponował śmiało Dymitr.
- Zwooolnij kowboju. - zastopowałam go. - Chyba za dobrze nauczyłam cię otwartości.
Bielikow roześmiał się głośno.
Jego siostra i mama upiły łyk czekolady patrząc znacząco to na siebie, to na nas. Eh... Chyba jestem tu jedyną przy zdrowych zmysłach.
Uderzyłam Dymitra otwartą dłonią w udo. Nie mocno, ale na tyle, że po pokoju rozszedł się plask.
- Hej! - zawołał Dymitr rozmasowując nogę. Przypomniał sobie jednak, że na górze śpią dzieciaki i opamiętał się. - Za co to?
- Byłeś niekulturalny i zdecydowanie nie na miejscu....
- To one są nie kulturalne - wskazał na dwie kobiecy siedzące na fotelach - nie ja.
Karolina prychnęła.
- Nas w to nie wplątuj, Dimka. - poprosiła z uśmiechem jego mama.
- Nie wiem o czym rozmawialiście, ale jestem pewna, że to nie my jesteśmy niekulturalne, Dimka, tylko ty! - dodała Karolina.
Westchnęłam zmieszana... Czy Karolina się domyśliła? Mam nadzieje, że nie.
Opadłam plecami na kolana Dymitra. Oboje prawie wylaliśmy czekoladę. Dymitr zabrał nasze kubki i odstawił je na stolik. Musiał się pochylić, a ja w tym czasie miałam tuż nad sobą jego brzuch. Stwierdziłam, że ciało Dymitra odpowiednio to zasłania, więc zignorowałam rwanie w szyi i ugryzłam go lekko w brzuch.
- Au.
Dymitr wyprostował się jak poparzony. Złapał się za brzuch i spojrzał na mnie zdziwiony.. jego mina była komiczna. Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Udało mi się tylko zapanować nad jego głośnością, pamiętając, że na górze śpią dzieciaki. Dymitr patrzył na mnie z miną pełną dezaprobaty.
- Co jest, Towarzyszu?
Dopiero teraz zauważyłam, że Olena i Karolina się nam przyglądają.
- To było niekulturalne. - powiedział.
- Co nabroiła Rose? - zagadnęła jego siostra.
- Nic takiego! - broniłam się szybko.
Miałam nadzieje, że Dymitr ma olej w głowie i nie powie co zrobiłam. Wtedy Karolina na pewno zorientowałaby się w sytuacji. Olena zresztą też.
- Nic takiego. - powiedział. po chwili zniżył głos i mówić cicho tak, żebym niby nie słyszała dodał: - Nie mogę powiedzieć, bo się obrazi.
Czułam, że się czerwienie. nie lubię, kiedy ktoś o mnie mówi. Od razu się rumienię. Dziwne prawda? Wydawałoby się nieustraszona strażniczka. a różowi się, gdy ktoś powie coś o niej. Bywa...
Mimowolnie ziewnęłam.
- Chyba czas się zbierać. - zauważyła Olena.
Cała nasza czwórka ziewała już od pewnego czasu, więc zgodziliśmy się z Oleną.
Dymitr przerzucił mnie sobie przez ramię. trochę mnie to bolało, ale nie chciałam mu psuć humoru, więc nie protestowałam aż tak bardzo. Nawet udało mi się śmiać.
- Dimka... - upomniała go jego mama.
Chyba oprzytomniał. Natychmiast postawił mnie na ziemi i zaraz potem wziął na ręce. Ulżyło mi. Wtuliłam się w jego ciało.
- Przepraszam. - szepnął mi do ucha, kiedy wchodziliśmy całą czwórką po schodach. - Przez to, że mnie ugryzłaś zapomniałem, że jesteś trochę poturbowana.
Cmoknęłam go w policzek.
- Nic się nie stało....
Dymitr patrzył na mnie wyczekująco.
- O co chodzi? - zagadnęłam z uśmiechem.
- Czekam
- Na co?
Złapałam go za ramię.
- Aż mnie przeprosisz, ze to, że mnie pogryzłaś. - powiedział. - Tego nie uczyłem cię na treningach.
- To było poza zakresem nauki. - odpowiedziałam dumnie, unosząc głowę. - Powinnam za to dostać, kilka dodatkowych punktów, nie sądzisz?
- Nie. - sprzeciwił się. - Powinnaś za to dostać kilka dodatkowych okrążeń.
Dotarliśmy pod drzwi sypialni.
- Dobranoc - pożegnaliśmy się z Karoliną i Oleną.
- Dobranoc. - odpowiedziały.
Już po chwili zniknęły mi z pola widzenia.
Weszliśmy do pokoju i zamknęliśmy za sobą drzwi.
- Jesteś niesprawiedliwy, Towarzyszu. - kontynuowałam naszą rozmowę.
- To nie prawda.
Westchnęłam z rezygnacją, na znak,że nie będę dalej drążyła tematu, czym wywołałam uśmiech na twarzy ukochanego.
Wykąpaliśmy się po przyjeździe ze szpitala, więc stwierdziliśmy, że na dziś starczy wody. Przebraliśmy się w pidżamy i położyliśmy na łóżku. Dymitr objął mnie i przyciągnął do siebie.
Znowu to robił! Sądząc po jego uśmiechu tym razem świadomie. Wie jak na mnie działa. Cholera! I perfidnie to wykorzystuje.
- Masz szczęście, że jesteśmy już w sypialni... - szepnęłam tylko.
Nie mogłam już wytrzymać. Zbyt wiele emocji się we mnie zebrało. Ból, strach, rozpacz, podniecenie, miłość. To wszystko musiało gdzieś ujść. I chyba znalazłam rozwiązanie.
Rzuciłam się na Dymitra czując ogromne pragnienie jego bliskości. Ignorując wszystkie zrozpaczone mięśnie usiadłam muna brzuchu. Wbiłam się mocno w jego usta i smakowałam ich jak tylko mogłam. Nawet mój język nie umiał się opanować. Dymitr spał zazwyczaj bez koszulki, więc od razu miałam boski widok. Jeździłam dłońmi po jego ciele. Pod palcami co jakiś czas miałam twarde mięśnie jego brzucha. Czułam, że jego ręce domagają się mnie. Były chyba wszędzie. Czułam się tak dobrze... Dymitr przekręcił mnie na plecy, a sam nagle znalazł się nade mną. Był trochę za brutalny, ale to mi nie przeszkadzało. A nawet podobało mi się to.
Czułam, jak bardzo mnie chcę. Czułam jak j a bardzo chcę j e g o. Pragnęłam go, bardzo. Jest moim ukojeniem, którego akurat teraz potrzebowałam. Jest moim ochroniarzem, który chronił mnie przed złem świata. Jest moim światem..
Potrzebowałam jakiegoś cielesnego dowodu na to, że jestem uratowana. Wszystko jedno czy to będzie sex czy spoliczkowanie. Ale skoro Dymitr wybrał pierwszą metodę, nie pogardzę. Nie wiem dlaczego nadal nie mogłam uwierzyć. Może wtedy byłam zbyt pewna swojej śmierci i teraz tak trudno mi zrozumieć, że żyję. A może zrozumiałam jak wiele znaczą dla mnie wszystkie osoby w tym domu i chcę się nimi nacieszyć. Cóż.. teoretycznie powiinam najpierw nacieszyć się dziewczynami i dzieciakami, bo niedługo stąd wyjeżdżamy, ale to nie moja wina. Dymitr po prostu wepchał się w kolejkę, a ja nie mam serca by go teraz wywalić.
Miałam wrażenie, że Dymitr także potrzebuje namacalnego dowodu na to, że jestem tu z nim. Całował inaczej. W jego pocałunkach było wiele tęsknoty. Dotykał mnie tak, jakby nie widział mnie latami, a teraz wreszcie dostał szansę na odzyskanie N a s. Jego zachowanie... Tak jak ja tęskniłam również za jego ciałem (nie myślałam wtedy o seksie, ale o jego ciele owszem), tak on też tęsknił za moim ciałem.
Jego dłonie wsuwały się pod moją koszulkę i pięły coraz wyżej w górę, po plecach. Drżałam. Drżałam cała. Każdy skrawek mojego ciała domagał się więcej. Domagał się dotyku tylko tych dłoni. Dymitr początkowo okraczył mnie, oderwał się na chwilę, dosłownie moment, od moich ust i przycisnął mnie mocno do łóżka. Podnieciło mnie to jak cholera. Potem wpadł na lepszy pomysł. Prawie że się na mnie położył, a jego usta były na mojej szyi. Całował ją jak jeszcze nigdy i podgryzał czasem, chyba chcąc mi się od wdzieńczyć za to co zrobiłam na dole. Tyle, że podobało mi się to. Nawet za bardzo. Wiłam się pod nim, a on widząc to coraz śmielej przesuwał dłońmi po moim ciele. Nie obchodziło go, że co jakiś czas natrafiał na opatrunek. Całował mój brzuch, unieruchamiając mi ręce, tak, że prawie nie mogłam się poruszyć. Co jakiś czas czułam, że muska moją skórę językiem. Dyszałam głośno i jęczałam i nie mogłam tego powstrzymać. Dopiero Dymitr zdusił to całując mnie namiętniej niż wcześniej. Uniosłam się na palcach u stóp, ale zaraz opadłam. Niestety mój stan nie pozwalał na takie wyczyny. Zignorowałam ból w obawie, że Bielikow się zorientuje. Poza tym ból był bardzo przytłumiony przez te wszystkie emocje, które czułam. Dymitr całował mnie jeszcze długą chwilę wsuwając jedną dłoń pod moje włosy, ale w końcu odsunął się. Myślałam, że chcę na mnie popatrzeć. Często tak robił. Ale tym razem to nie było to.
Zszedł ze mnie i położył się obok. Oddychał ciężko i nierówno, tak jak ja. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Przepraszam - wysapał. - Nie powinienem.
- O czym ty mówisz?
- Nie możemy, Roza - powiedział. - Nie teraz. Poczekajmy aż twój stan się poprawi.
Szlag! Musiał się ocknąć w momencie, kiedy opadłam z powrotem na łóżko. No i zapewne opatrunki też miały w tym udział....
Spróbowałam obudzić w nim tylko i wyłącznie instynkt. Podsunęłam się do niego i przejechałam dłoniom po jego brzuchu, torsie, szyi i policzku. Czułam, że zadrżał, ale nie poruszył się. Spojrzał mi spokojnie w oczy.
- Roza... Proszę. Nie kuś mnie. - złapał moją dłoń i ścisnął ją. - Wiesz, że moja samokontrola jest na dość wysokim poziomie i poradziłbym sobie z opamiętaniem się po raz drugi.
Na pewno?
- O ho ho! Jak na ten "wysoki poziom" dość długo się opanowywałeś, Towarzyszu. - zakpiłam trochę i zaśmiałam się. Zrozumiał, ale jemu nie było do śmiechu. - Chyba jednak twoja samokontrola nie jest aż tak dobra, żeby oprzeć się urokowi i atutom Rose Hathaway.
W uszach zadźwięczał mi niezwykle przyjemny odgłos - śmiech Dymitra. Przekręcił się w moją stronę i zmusił mnie bym położyła się normalnie. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Moja samokontrola jest niepokonana - wychwalał się Dymitr z radosnym uśmiechem na twarzy. - Czasami po prosu nie chcę się kontrolować.
Patrzyłam mu w oczy, kiedy to mówił i teraz jak na zawołanie po moim ciele rozeszła się fala ciepła. Taka sama jak wcześniej, tyle że teraz dominowało w niej trochę pożądanie. I nie ma się czemu dziwić...
Podsunęłam głowę i złożyłam na ustach Dymitra słodki pocałunek. Nie całowałam namiętnie. Robiłam to delikatnie, ale chciałam mu tym przekazać, że kiedy tylko mój stan się trochę poprawi nie będzie miał już wymówki. Zrozumiał. Uśmiechnął się i ułożył wygodnie. Nagle poczułam się senna. Ziewnęłam przeciągle i położyłam się po swojej stronie łóżka. Dopiero teraz odczułam skutki chęci zaspokojenia pewnych potrzeb. Bolało mnie całe ciało, ale nie krzywiłam się, bo nadal mogłam odtworzyć w myślach dotyk Dymitra i oszukać trochę ciało. Kiedy to nie pomogło postanowiłam spróbować inaczej.
- Dymitr - szepnęłam. Bałam się, że już zasnął i go obudzę, ale coś mi mówiło, że jeszcze nie śpi. Miałam racje, poczułam jak przekręca się w moją stronę. - Przytulisz mnie?
Nie wahał się. Może i nie powinnam się za wiele ruszać i on o tym wiedział, ale ufał mi. Spełniłby każde moje życzenie, bo wie, że potrafię być rozważna i ma do mnie pełne zaufanie.Przysunęłam się do niego i oparłam głowę na jego klatce piersiowej a on delikatnie objął mnie, chociaż wiedziałam, że chciałby mnie do siebie przycisnąć najmocniej jak się da. Wtuliłam się w niego jakby jego ciało było najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Bo właśnie tak się czułam. Czułam, że na całym świecie tylko Dymitr umie dać mi schronienie i zapewnić bezpieczeństwo. Dymitr szepnął coś do mnie po rosyjsku. Kiedyś już to słyszałam... To były dwa zdania... Tak, na pewno je znałam.
- Ja też cię kocham. - mruknęłam. - Bardzo. Dobranoc.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkiego najlepszego z okazji świąt i baaaardzo mokrego dyngusa! <3
No i jeszcze zdjęcia...
Leżą sobie w łóżku.... <3
Moje... Dobra, wiem masakra, ale no....
A tu są zadowoleni (nawet baaaardzo) bo odzyskali siebie <3
To już chyba wszystko z mojej strony. A wasze zadanie to: czytanie tych bazgrołów i komentowanie. Proszę komentujcie. Nawet (a bardziej szczególnie) wtedy kiedy coś wam się nie podoba...
Dziękuje za uwagę.
Wesołych i mokrych :*