Rozdział 42
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Wstawać śpiochy. - usłyszałam młody, kobiecy głos.
Zaczęłam wybudzać się z błogiego snu.
- Rose... Dimka... - szeptała teraz Olena. - Chodźcie. Musimy już jechać.
Otworzyłam powoli oczy, ale nie poruszyłam się. Oceniłam sytuacje - wszystko było tak jak wcześniej. Leżałam przytulona do Dymitra z głową opartą na jego ręce. Nasze dłonie się stykały.
Kiedy tylko uniosłam lekko powieki zobaczyłam przed sobą wpatrujące się we mnie brązowe oczy. Jego włosy były lekko rozczochrane, co dawało niezwykle piękny i normalny obrazek w połączeniu z zaspanymi oczyma. Uśmiechnęłam się lekko. Potem z bólem przekręciłam głowę i zobaczyłam dwie kobiece sylwetki - Olena i Karolina.
- Hej. - przywitałam się cicho.
Ze zdziwieniem odkryłam, że gardło boli mnie już znacznie mniej. Uśmiechnęłam się jakby sama do siebie. No, no i co kretynie, zwróciłam się w myślach do Roberta, jednak nie udało ci się mnie pokonać.
- Jak się czujesz? - zapytała Karolina.
Podeszłą do nas i usiadła po drugiej stronie łóżka. Z małą pomocą Dymitra przekręciłam się w jej stronę. Bielikow powoli zszedł z łóżka i podszedł do mamy. Zaczęli rozmowę, ale po rosyjsku.
- Em... Sama nie wiem. - w teorii nie było tak źle, w praktyce.... chwila... czy ja mogę mówić, że czuję się dobrze? Przecież jak na normalne "dobrze" u mnie w ogóle nie jest dobrze. Ale biorąc pod uwagę to co przeszłam... chyba jednak nie jest tak źle. Z niewiedzy na ten temat zaczęłam wymieniać Karolinie same fakty. - Boli mnie głowa i cały czas chce mi się spać. Poza tym ciągle czuje kłucie w gardle i czuje tam wszystkie mięśnie. Poza tym jestem cała w siniakach. Uwierz mi, nic czego można pozazdrościć. Ale czuję się lepiej niż zanim poszliśmy spać. Jest chyba całkiem dobrze.
Siostra Dymitra analizowała w myślach wszystko co powiedziałam. Chyba to cecha rodzinna Bielikowów. Zauważyłam, że wszyscy to robią, kiedy przekaże się im coś ważnego. Wyglądali wtedy na wciągniętych, jakby zahipnotyzowanych na kilka sekund. Skupiali się mocno, a na ich czołach czasem pojawiały się malutkie zmarszczki.
Olena i jej syn pakowali do jakiejś torby chyba już ostatnie rzeczy. Kobieta zostawiła pakowanie Dymitrowi, a sama zaczęła tu trochę sprzątać.
- Cieszę się, że jesteś z nami. - powiedziała cicho, chyba nawet trochę nieśmiało, Karolina.
Spojrzałam z powrotem na nią. Jej brązowe oczy - kolejna cecha ich rodziny - patrzyły na mnie trochę jak na siostrę, a trochę jak na kogoś z rodziny, kogo się bardzo kocha. Z każdym kolejnym słowem Bielikowów zaczynałam bardziej rozumieć, że nie jestem im obojętna. Że akceptują związek mój i Dymitra (aczkolwiek to zrozumiałam już podczas pierwszej wizyty na Syberii). Codziennie dawali mi do zrozumienia, że jestem dla nich ważna. Że równie dobrze mogliby mnie znać od zawsze, a ja mogłabym od dawna być w ich rodzinie. Mimo, że prawnie nie jestem jeszcze członkiem Bielikowów, cała rodzina mówi mi, że JUŻ jestem ich częścią. Uwielbiam to słyszeć. Kiedy ktoś mówi ci taką rzecz czujesz się bardzo potrzeba i kochana. To piękne uczucia.
Karolina bez wahania czy zmieszania pochyliła się i objęła mnie. Zrobiła to bardzo delikatnie. Chyba bała się, że wszystko boli mnie niemiłosiernie. Po części tak było, ale nie chciałam zwracać na to uwagi. Przyciągnęłam ją do siebie bardziej i szepnęłam do ucha.
- Ja też się cieszę. Bardzo.
Jeszcze chwilkę trwałyśmy w uścisku, a potem odsunęłyśmy się od siebie z uśmiechami. Zauważyłam kątem oka, że Dymitr po tym jak zobaczył nas obie także uśmiechnął się lekko. Mimo, że był wśród bliskich starał się to ukryć. No cóż, chyba tak już musi być. Jestem pewna, że to przez te lata, kiedy zawzięcie chował wszystko co czuł. Kiedyś w akademii często myślałam o tym, że Dymitr ze wszystkim musiał sobie radzić sam. Ja w pewnym sensie także musiałam być samodzielna, ale nie byłam całkiem sama. Miałam Lissę. Dymitr nie miał nikogo. To dlatego po roku nadal ciężko mu powiedzieć mi o wszystkim.
Karolina zerknęła na zegarek.
- Szlag! Musimy już wyjeżdżać, Dimka. Zbieraj wszystko. - ponagliła brata. - Za półtora godziny Rose i ty macie być szpitalu.
- Ja? - Dymitr wyraźnie nie rozumiał o co chodzi. A ja tak. - Dlaczego?
Karolina westchnęła. Wstała, podeszła do niego i stuknęła go lekko palcem w pierś. W miejsce, które zakrywał opatrunek. W miejsce zranione przez sztylet.
- Dlatego.
Bielikow chyba chciał coś powiedzieć, siostra powstrzymała go wzrokiem. Chciałabym tak umieć, pomyślałam. Póki co to Dymitr zatrzymuje mnie jednym spojrzeniem.
Karolina zadowolona z siebie uśmiechnęła się do mnie i wyszła nakazując nam pośpiech. Za dziesięć minut mamy być w samochodzie.
- Ubierz się. - powiedział Dymitr kładąc moje spodnie na łóżku. - Zaniosę torbę i przyjdę po ciebie.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z bagażem w rękach.
Powoli, najostrożniej jak umiałam podniosłam się. Starałam się przysporzyć sobie jak najmniej bólu, ale kiepsko mi to wyszło. Musiałam zaciskać zęby, żeby nie krzyczeć. Kiedy w końcu usiadłam prawie opadałam z sił. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i przechytrzyć ból i podjęłam próbę założenia spodni. Na początku marnie mi to szło. Nie mogłam nawet podnieść nogi do góry, żeby wciągnąć nogawkę. Pomogłam sobie trochę rękoma i po kilku minutach miałam już w połowie założone spodnie. No cóż... gorzej było z podciągnięciem ich. Do tego musiałam wstać, a to stanowiło już wyższą szkołę jazdy. Od ką tu jestem nie podnosiłam się z łóżka nawet do łazienki. W końcu to tylko kilka godzin, a szczerze mówiąc w organizmie nie miałam zbyt dużo płynów, żeby je wydalać. Chociaż teraz nagle poczułam taką potrzebę. Ale co z tego jeśli nie umiem nawet ustać, żeby założyć spodnie?
O nie, pomyślałam, nie dam się pokonać ubraniom!
Wkurzona zmusiłam się do wysiłku - musiałam ustać na nogach o własnych siłach przez kilka sekund, tylko tyle. Udało się! Ale kiedy tylko podciągnęłam spodnie opadłam na łóżko krzywiąc się z bólu.
I właśnie w tej chwili do pokoju wszedł Dymitr. Wiedział jak bardzo jestem zmęczona, a mimo to próbowałam ukryć ból i to wszystko inne. Nie chcę być słaba. Jestem silna i chcę, żeby wszyscy to wiedzieli.
Podniosłam się jeszcze raz, żeby zapiąć rozporek, ale szybko straciłam równowagę i siłę. Szykowałam się na upadek. Chciałam złagodzić zderzenie z podłogą wystawiając ręce, ale to nie był dobry pomysł. Problem jest taki, że nie ma dobrego pomysłu. Auć.
Nic się nie stało. Nic mnie nie zabolało. Poczułam tylko ramiona. Ramiona Dymitra. Złapał mnie. Błyskawicznie znalazł się koło mnie i nie pozwolił mi na upadek. Chwycił mnie za ramiona i postawił do pionu. Spojrzałam mu w oczy, dziękując.
To dziwne, prawda? Podobna sytuacja wydarzyła się podczas naszego pierwszego spotkania. Wtedy także byłam nie czułam się zbyt dobrze i miałam problemy z równowagą. Wtedy także Dymitr uchronił mnie od upadku. Tyle, że jest jedna różnica - wtedy w jego oczach widziałam ciekawość, skupienie, pełną kontrole, a teraz widzę troskę, miłość, energię. Wtedy też ją miał, ale tamta energia była związana z pracą, ta z ochroną mnie. Nie morojów, Mnie.
Dymitr zorientował się, że nogi mnie bolą i nie bardzo sobie radzę z ustaniem na miejscu. Złapał mnie w tali przytrzymując. Mogłam teraz spokojnie i bez większego wysiłku dokończyć zakładanie spodni.
- Dymitr... - nie chciałam prosić go o to, ale zdałam sobie sprawę, że inaczej nie dam rady. - Pomożesz mi pójść do łazienki?
Bielikow milczał. Kiwnął tylko głową i chciał mnie wziąć na ręce.
- Nie - powstrzymałam go. - Nie tak. Chcę iść na własnych nogach, ale musisz mi pomóc...
- Dobrze. - powiedział po chwili. - W takim razie chodź.
Stanął za mną i chwycił mnie pewniej, mocniej w talii. Złapałam go za nadgarstki, chyba chcąc zapewnić sobie dodatkową ochronę, i postawiłam krok do przodu. Czułam się trochę jak dziecko, które uczy się chodzić. Moje nogi nie umiały same sobie radzić potrzebowały pomocy i doradcy.
Wreszcie po kilku minutach razem z Dymitrem doczłapałam się do łazienki.
- Dzięki. - powiedziałam. - Teraz już dam sobie radę.
- Na pewno? - dopytywał się. Potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Dobrze. Będę za drzwiami. Kiedy będziesz już gotowa po prostu mnie zawołaj.
Wyszedł.
Moja wizyta w toalecie nie trwała zbyt długo. Nie miałam tu żadnych kosmetyków - tylko mydło. Tak więc musiałam się odświeżyć używając tylko jego. Miało całkiem przyjemny zapach, więc stwierdziłam, że nie ma katastrofy.
Podtrzymując się ścian i wszystkiego czego się dało, pokuśtykałam do drzwi.
- Dymitr. - zawołałam.
Nie musiałam czekać. już kilka sekund później drzwi się otworzyły. Bielikow wszedł ostrożnie do środka i podał mi bluzę i grubą kurtkę. Potem chwycił mnie tak jak poprzednio.
- Gotowa?
- Tak. Możemy iść.
Droga okazała się łatwa... do pewnego czasu. Za drzwiami na zewnątrz czekały na nas trzy uparte schodki. Niby zwykła rzecz, a żeby przez nie przejść musieliśmy sporo kombinować. Ominięcie przeszkody było tyle trudniejsze, że patrzyły na mnie Olena i Karolina. Dymitr wiedział o mnie znacznie więcej. Dla nich chciałam nadal utrzymać obraz twardej. Dla Bielikowa też, ale przed nim nie umiem ukryć wszystkiego. Tym bardziej, nie wtedy, kiedy jest mi potrzeby do poradzenia sobie z tym.
W końcu mi się udało. Już o własnych siłach wcisnęłam się na tylne siedzenie SUV-a Karoliny. Dymitr chciał mi pomóc, a dziewczyny popierały jego zdania, ale ja pozostałam nieugięta. Sama poradziłam sobie z wejściem do samochodu.
Ukochany zajął miejsce przy mnie, Karolina prowadziła, a Olena usiadła na miejscu pasażera. Podczas jazdy atmosfera zmieniła się diametralnie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się jakby nic się nie stało. Spodobało mi się to. Na czas jazdy nikt się ze mną nie cackał i nie obchodził jak z bobasem. Było normalnie. Tak jak powinno być.
- Rose... - zaczął w pewnym momencie Dymitr. Po tym jak wypowiedział moje imię, z samochodu ulotniła się luzacka atmosfera, jaka zapanowała po tym jak Karolina opowiadała o niestworzonych rzeczach jakie mówi Pawka. - Jest coś o czym chciałabyś wiedzieć.
Mówił całkiem poważnie, ale coś podpowiedziało mi, że to nie będą złe wieści.
- O co chodzi?
Poprawiłam się na siedzeniu. Karolina i Olena także zainteresowały się całą sytuacją.
- Pamiętasz... Przed naszym wyjazdem ustalane były daty zebrań i narad dotyczących nowych praw i ustaw.
- Tak. Pamiętam coś się stało?
Dymitr kiwnął głową. Przyjrzałam mu się. Nie umiałam wyczytać z jego twarzy o co chodzi. Nie potrafiłam zgadnąć.
- Prawdę mówiąc narady przebiegały bardzo burzliwie i kilka razy musieli interweniować strażnicy. Poza tym zrobiło się z tego bardzo duże wydarzenie. Przyjechali przedstawiciele moroi i dampirów z całego świata. Wszyscy wiedzieli już na czym mają polegać nowe zasady, więc królowa Wasylissa ograniczyła całe to zbiegowisko do kilku ogólnych narad i głosowania. - Dymitr zatrzymał się tu chwile, chyba starając się dobrać odpowiednie słowa. - Dwa dni temu oficjalnie ogłoszono werdykt. - Bielikow przerwał a mnie skręcało w środku. Widziałam po twarzach Karoliny i Oleny, że one już wiedzą o wszystkim. Tylko ja nie miałam o tym pojęcia. Uśmiechały się. Ale nie wiem czy pokrzepiająco czy radośnie. Spojrzałam ostro na Dymitra, starając się wzrokiem zmusić go dokończenia teraz i tu. Chyba podziałało. - Udało nam się, Roza. Rozumiesz? Daliśmy rade. Od dwóch dni już całkowicie legalnie możemy być razem.
Zamurowało mnie.Przez kilka pierwszych sekund nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Udało się! - tylko to słyszałam w głowie. Nareszcie! Czy to możliwe? My na prawdę możemy być razem? Nie, to brzmi tak pięknie. Jak sen. To wszystko jest jak ze snu. To jest niemożliwe. A jednak.
Ocknęłam się nagle i nie zważając na ból rzuciłam się na Dymitra, krzycząc radośnie. Zupełnie zapomniałam o tym, że nie mam siły. Teraz już ją miałam. Miałam tyle siły, że dałabym rade przebiec cały maraton. Albo dwa. Udało się nam! Padłam Dymitrowi w ramiona z taką energią, że miałam wrażenia, iż zaraz wcisnę go całkowicie w fotel SUV-a. On objął mnie i zaśmiał się głośno, radośnie. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak szczęśliwie się śmiał. I muszę przyznać, że to naprawdę piękny dźwięk. Pieścił moje uszy i potęgował radość. Nie kontrolując swoich odruchów, przycisnęłam swoje wargi do ust Dymitra. Całowała mnie uśmiechając się. Byłam tak szczęśliwa. Jedną ręką złapałam go za kark i mocno przysunęłam go do siebie, a drugą zacisnęłam na jego koszulce. Jego dłonie trzymały mnie, tak jakby nigdy nie miały zamiaru puszczać. Odsunęłam się dosłownie na moment, żeby spojrzeć w jego piękne, prawdziwie szczęśliwe i zakochane we mnie oczy, a potem znowu przywarłam do jego ust.
- Udało się! - wykrzyknęłam radośnie. - Ale... Jak? Jakim cudem?
Teraz w mojej głowie pojawiło się kłębowisko pytań. Na żadne nie znałam odpowiedzi. Dymitr zapewne też nie, ale starał się opowiedzieć mi wszystko jak najbardziej szczegółowo.
- Ale najpierw usiądź wygodnie. - poprosił.
Wcale nie chciałam. Ból ran przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz skupiłam się tylko na tym, że już od ponad czterdziestu ośmiu godzin związki między dampirami oraz między dampirami, a morojami są całkowicie legalne. Tak, więc zrezygnowałam z powrotu na swoje miejsce. Sprawnie przekręciłam się i usiadłam bokiem na kolanach Dymitra. Po raz kolejny już usłyszałam jego śmiech - piękny, szczery, wypełniony ogromem radości. Ukochany objął mnie jedną ręką, a drugą złapał moją dłoń i ścisnął ją.
- Wygraliśmy Rose. - powiedział z uśmiechem. - Co prawda niewielką różnicą głosów, ale jednak. Ten tydzień przejdzie do historii. To jedno było jedno z kilku głosowań w dziejach naszych ras, kiedy głosowali W s z y s c y. Bez względu na rasę czy pochodzenie. Cały nasz naród wybierał. I wybrał. - Dymitr spojrzał na mnie - Wybrał wolność. Miłość bez przeszkód. - jego brązowe oczy zabłyszczały na ten krótki moment. Ale ten blask wypełnił cały samochód, a i tak blade już słońce całkowicie straciło swój blask. - Jednak to wszystko to coś w stylu okresu próbnego.
- Jeśli strażnicy zawiodą stare prawa powrócą. - dokończyłam.
Dymitr kiwnął tylko.
- Ale dostaliśmy szanse, Rose. - mówił do mnie. Podnosił mnie na duchu jeszcze bardziej. - I jestem pewien, że nikt - ani my, ani inni strażnicy - nie zawiedzie.
Uśmiechnęłam się z powrotem. Pocałowałam go krótko, bo zaraz zaczęłam rozprawiać na temat naszej przyszłości. Często nad nią myślałam - niemożliwa, tajemnicza, nikomu nie znana, a teraz, o ile niczego nie zmieniono w umowie, staje się realna, rzeczywista.
- Myślisz, że kiedy dostaniemy urlop będziemy mogli jechać nad morze? - zagadnęłam.
- Sądzę, że kiedyś zabiorę cię tam gdzie chcesz. - powiedział pewnie. Uśmiechał się lekko, ale mówił poważnie. - Poza tym, gdybym nie robił tego co chcesz twój ojciec mógłby wcielić w życie jeden z tych pomysłów...
Zerknęłam na niego. kąciki ust miał leciuteńko uniesione, ale mnie coś zaniepokoiło.
- To dlatego byś mnie zabrał nad morze? Przez mojego ojca?
Wiedziała, że to nie prawda, ale chciałam to usłyszeć.
- Nie. - odparł bez zastanowienia i przekręcił moją twarz, żeby spojrzeć mi w oczy. - Oczywiście, że nie. Kocham cię, Roza. To dlatego zrobię wszystko dla ciebie. Oczywiście są też inne powody, o których raczej wolałbym nie mówić przy mamie i siostrze.
Karolina i Olena zaśmiały się cicho. Szczerze mówiąc, tak bardzo ucieszyłam się dobrą wiadomością, że zapomniałam trochę o nich.
- Nie krępuj się, Dimka. - zachęciła go siostra. - Nie będziemy podsłuchiwały.
- Jasne... - powiedział Dymitr ironicznie, co tak bardzo rzadko mu się zdarza.
Jednak nadal coś mnie niepokoiło.
- Dymitr...
- Tak?
Spojrzał na mnie, chyba zaniepokojony tonem mojego głosu.
- Nigdy nie mówiłeś mi co robiliście na polowaniu. - powiedziałam. - Co ci mówił Abe? Groził ci? Dobrze wiesz, że nienawidzę, kiedy mój ojciec wtrąca się w moje sprawy i w Nas.
- Wiem o tym. Ale lepiej, żeby polowanie zostało tylko między mną, a nim.
Zaczynałam się... dziwnie czuć. Miałam ochotę spotkać się teraz z Abe'em.
- Czyli jednak coś ci zrobił albo mówił, prawda?
- Rose spokojnie.
Spojrzał na nasze dłonie. Podążyłam za jego wzrokiem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że trochę za mocno ściskam jego rękę. Kiedy poluźniłam uścisk, poczułam jak szarpią się wszystkie mięśnie we mnie. Dymitr zorientował się, że zaczynam czuć się gorzej i oparł mnie o swoją klatkę piersiową. Wciągnęłam głęboko jego zapach. Uspokoiłam się i poczułam się lepiej.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. - Ale kiedyś i tak wyduszę z ciebie prawdę.
- Możesz próbować. - prychnął z niespotykaną u niego arogancją.
Zaśmiałam się.
- Spróbuję.
Położyłam mu dłoń na policzku i pocałowałam go, Bóg wie, który już dzisiaj raz. Tak bardzo cieszę, się, że go mam. Jeszcze rok temu.... to wszystko było dla mnie nieosiągalne. Ani trochę nie dostępne. A teraz? Siedzę na kolanach Dymitra Bielikowa, całując go co chwilę. Nie dość tego robimy to całkiem legalnie i na oczach jego rodziny...
Oparłam głowę na piersi Dymitra i zasnęłam.
Obudziła mnie Karolina.
- Dojechaliśmy. - oznajmiła głośno.
Przetarłam ręką oczy i rozejrzałam się. Myślałam, że oni tylko żartują z tym szpitalem, że pojedziemy od razu do domu Bielikowów. Ale teraz Karolina zaparkowała samochód tuż przed wejściem do szpitala.
Spojrzałam na Dymitra, szukając pomocy. Wyglądał na tak samo zrezygnowanego jak ja. Przypomniałam sobie, że on też idzie na kontrole...
- Wysiadajcie - pogoniła nas Olena.
I jak?
Zaczęłam wybudzać się z błogiego snu.
- Rose... Dimka... - szeptała teraz Olena. - Chodźcie. Musimy już jechać.
Otworzyłam powoli oczy, ale nie poruszyłam się. Oceniłam sytuacje - wszystko było tak jak wcześniej. Leżałam przytulona do Dymitra z głową opartą na jego ręce. Nasze dłonie się stykały.
Kiedy tylko uniosłam lekko powieki zobaczyłam przed sobą wpatrujące się we mnie brązowe oczy. Jego włosy były lekko rozczochrane, co dawało niezwykle piękny i normalny obrazek w połączeniu z zaspanymi oczyma. Uśmiechnęłam się lekko. Potem z bólem przekręciłam głowę i zobaczyłam dwie kobiece sylwetki - Olena i Karolina.
- Hej. - przywitałam się cicho.
Ze zdziwieniem odkryłam, że gardło boli mnie już znacznie mniej. Uśmiechnęłam się jakby sama do siebie. No, no i co kretynie, zwróciłam się w myślach do Roberta, jednak nie udało ci się mnie pokonać.
- Jak się czujesz? - zapytała Karolina.
Podeszłą do nas i usiadła po drugiej stronie łóżka. Z małą pomocą Dymitra przekręciłam się w jej stronę. Bielikow powoli zszedł z łóżka i podszedł do mamy. Zaczęli rozmowę, ale po rosyjsku.
- Em... Sama nie wiem. - w teorii nie było tak źle, w praktyce.... chwila... czy ja mogę mówić, że czuję się dobrze? Przecież jak na normalne "dobrze" u mnie w ogóle nie jest dobrze. Ale biorąc pod uwagę to co przeszłam... chyba jednak nie jest tak źle. Z niewiedzy na ten temat zaczęłam wymieniać Karolinie same fakty. - Boli mnie głowa i cały czas chce mi się spać. Poza tym ciągle czuje kłucie w gardle i czuje tam wszystkie mięśnie. Poza tym jestem cała w siniakach. Uwierz mi, nic czego można pozazdrościć. Ale czuję się lepiej niż zanim poszliśmy spać. Jest chyba całkiem dobrze.
Siostra Dymitra analizowała w myślach wszystko co powiedziałam. Chyba to cecha rodzinna Bielikowów. Zauważyłam, że wszyscy to robią, kiedy przekaże się im coś ważnego. Wyglądali wtedy na wciągniętych, jakby zahipnotyzowanych na kilka sekund. Skupiali się mocno, a na ich czołach czasem pojawiały się malutkie zmarszczki.
Olena i jej syn pakowali do jakiejś torby chyba już ostatnie rzeczy. Kobieta zostawiła pakowanie Dymitrowi, a sama zaczęła tu trochę sprzątać.
- Cieszę się, że jesteś z nami. - powiedziała cicho, chyba nawet trochę nieśmiało, Karolina.
Spojrzałam z powrotem na nią. Jej brązowe oczy - kolejna cecha ich rodziny - patrzyły na mnie trochę jak na siostrę, a trochę jak na kogoś z rodziny, kogo się bardzo kocha. Z każdym kolejnym słowem Bielikowów zaczynałam bardziej rozumieć, że nie jestem im obojętna. Że akceptują związek mój i Dymitra (aczkolwiek to zrozumiałam już podczas pierwszej wizyty na Syberii). Codziennie dawali mi do zrozumienia, że jestem dla nich ważna. Że równie dobrze mogliby mnie znać od zawsze, a ja mogłabym od dawna być w ich rodzinie. Mimo, że prawnie nie jestem jeszcze członkiem Bielikowów, cała rodzina mówi mi, że JUŻ jestem ich częścią. Uwielbiam to słyszeć. Kiedy ktoś mówi ci taką rzecz czujesz się bardzo potrzeba i kochana. To piękne uczucia.
Karolina bez wahania czy zmieszania pochyliła się i objęła mnie. Zrobiła to bardzo delikatnie. Chyba bała się, że wszystko boli mnie niemiłosiernie. Po części tak było, ale nie chciałam zwracać na to uwagi. Przyciągnęłam ją do siebie bardziej i szepnęłam do ucha.
- Ja też się cieszę. Bardzo.
Jeszcze chwilkę trwałyśmy w uścisku, a potem odsunęłyśmy się od siebie z uśmiechami. Zauważyłam kątem oka, że Dymitr po tym jak zobaczył nas obie także uśmiechnął się lekko. Mimo, że był wśród bliskich starał się to ukryć. No cóż, chyba tak już musi być. Jestem pewna, że to przez te lata, kiedy zawzięcie chował wszystko co czuł. Kiedyś w akademii często myślałam o tym, że Dymitr ze wszystkim musiał sobie radzić sam. Ja w pewnym sensie także musiałam być samodzielna, ale nie byłam całkiem sama. Miałam Lissę. Dymitr nie miał nikogo. To dlatego po roku nadal ciężko mu powiedzieć mi o wszystkim.
Karolina zerknęła na zegarek.
- Szlag! Musimy już wyjeżdżać, Dimka. Zbieraj wszystko. - ponagliła brata. - Za półtora godziny Rose i ty macie być szpitalu.
- Ja? - Dymitr wyraźnie nie rozumiał o co chodzi. A ja tak. - Dlaczego?
Karolina westchnęła. Wstała, podeszła do niego i stuknęła go lekko palcem w pierś. W miejsce, które zakrywał opatrunek. W miejsce zranione przez sztylet.
- Dlatego.
Bielikow chyba chciał coś powiedzieć, siostra powstrzymała go wzrokiem. Chciałabym tak umieć, pomyślałam. Póki co to Dymitr zatrzymuje mnie jednym spojrzeniem.
Karolina zadowolona z siebie uśmiechnęła się do mnie i wyszła nakazując nam pośpiech. Za dziesięć minut mamy być w samochodzie.
- Ubierz się. - powiedział Dymitr kładąc moje spodnie na łóżku. - Zaniosę torbę i przyjdę po ciebie.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z bagażem w rękach.
Powoli, najostrożniej jak umiałam podniosłam się. Starałam się przysporzyć sobie jak najmniej bólu, ale kiepsko mi to wyszło. Musiałam zaciskać zęby, żeby nie krzyczeć. Kiedy w końcu usiadłam prawie opadałam z sił. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i przechytrzyć ból i podjęłam próbę założenia spodni. Na początku marnie mi to szło. Nie mogłam nawet podnieść nogi do góry, żeby wciągnąć nogawkę. Pomogłam sobie trochę rękoma i po kilku minutach miałam już w połowie założone spodnie. No cóż... gorzej było z podciągnięciem ich. Do tego musiałam wstać, a to stanowiło już wyższą szkołę jazdy. Od ką tu jestem nie podnosiłam się z łóżka nawet do łazienki. W końcu to tylko kilka godzin, a szczerze mówiąc w organizmie nie miałam zbyt dużo płynów, żeby je wydalać. Chociaż teraz nagle poczułam taką potrzebę. Ale co z tego jeśli nie umiem nawet ustać, żeby założyć spodnie?
O nie, pomyślałam, nie dam się pokonać ubraniom!
Wkurzona zmusiłam się do wysiłku - musiałam ustać na nogach o własnych siłach przez kilka sekund, tylko tyle. Udało się! Ale kiedy tylko podciągnęłam spodnie opadłam na łóżko krzywiąc się z bólu.
I właśnie w tej chwili do pokoju wszedł Dymitr. Wiedział jak bardzo jestem zmęczona, a mimo to próbowałam ukryć ból i to wszystko inne. Nie chcę być słaba. Jestem silna i chcę, żeby wszyscy to wiedzieli.
Podniosłam się jeszcze raz, żeby zapiąć rozporek, ale szybko straciłam równowagę i siłę. Szykowałam się na upadek. Chciałam złagodzić zderzenie z podłogą wystawiając ręce, ale to nie był dobry pomysł. Problem jest taki, że nie ma dobrego pomysłu. Auć.
Nic się nie stało. Nic mnie nie zabolało. Poczułam tylko ramiona. Ramiona Dymitra. Złapał mnie. Błyskawicznie znalazł się koło mnie i nie pozwolił mi na upadek. Chwycił mnie za ramiona i postawił do pionu. Spojrzałam mu w oczy, dziękując.
To dziwne, prawda? Podobna sytuacja wydarzyła się podczas naszego pierwszego spotkania. Wtedy także byłam nie czułam się zbyt dobrze i miałam problemy z równowagą. Wtedy także Dymitr uchronił mnie od upadku. Tyle, że jest jedna różnica - wtedy w jego oczach widziałam ciekawość, skupienie, pełną kontrole, a teraz widzę troskę, miłość, energię. Wtedy też ją miał, ale tamta energia była związana z pracą, ta z ochroną mnie. Nie morojów, Mnie.
Dymitr zorientował się, że nogi mnie bolą i nie bardzo sobie radzę z ustaniem na miejscu. Złapał mnie w tali przytrzymując. Mogłam teraz spokojnie i bez większego wysiłku dokończyć zakładanie spodni.
- Dymitr... - nie chciałam prosić go o to, ale zdałam sobie sprawę, że inaczej nie dam rady. - Pomożesz mi pójść do łazienki?
Bielikow milczał. Kiwnął tylko głową i chciał mnie wziąć na ręce.
- Nie - powstrzymałam go. - Nie tak. Chcę iść na własnych nogach, ale musisz mi pomóc...
- Dobrze. - powiedział po chwili. - W takim razie chodź.
Stanął za mną i chwycił mnie pewniej, mocniej w talii. Złapałam go za nadgarstki, chyba chcąc zapewnić sobie dodatkową ochronę, i postawiłam krok do przodu. Czułam się trochę jak dziecko, które uczy się chodzić. Moje nogi nie umiały same sobie radzić potrzebowały pomocy i doradcy.
Wreszcie po kilku minutach razem z Dymitrem doczłapałam się do łazienki.
- Dzięki. - powiedziałam. - Teraz już dam sobie radę.
- Na pewno? - dopytywał się. Potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Dobrze. Będę za drzwiami. Kiedy będziesz już gotowa po prostu mnie zawołaj.
Wyszedł.
Moja wizyta w toalecie nie trwała zbyt długo. Nie miałam tu żadnych kosmetyków - tylko mydło. Tak więc musiałam się odświeżyć używając tylko jego. Miało całkiem przyjemny zapach, więc stwierdziłam, że nie ma katastrofy.
Podtrzymując się ścian i wszystkiego czego się dało, pokuśtykałam do drzwi.
- Dymitr. - zawołałam.
Nie musiałam czekać. już kilka sekund później drzwi się otworzyły. Bielikow wszedł ostrożnie do środka i podał mi bluzę i grubą kurtkę. Potem chwycił mnie tak jak poprzednio.
- Gotowa?
- Tak. Możemy iść.
Droga okazała się łatwa... do pewnego czasu. Za drzwiami na zewnątrz czekały na nas trzy uparte schodki. Niby zwykła rzecz, a żeby przez nie przejść musieliśmy sporo kombinować. Ominięcie przeszkody było tyle trudniejsze, że patrzyły na mnie Olena i Karolina. Dymitr wiedział o mnie znacznie więcej. Dla nich chciałam nadal utrzymać obraz twardej. Dla Bielikowa też, ale przed nim nie umiem ukryć wszystkiego. Tym bardziej, nie wtedy, kiedy jest mi potrzeby do poradzenia sobie z tym.
W końcu mi się udało. Już o własnych siłach wcisnęłam się na tylne siedzenie SUV-a Karoliny. Dymitr chciał mi pomóc, a dziewczyny popierały jego zdania, ale ja pozostałam nieugięta. Sama poradziłam sobie z wejściem do samochodu.
Ukochany zajął miejsce przy mnie, Karolina prowadziła, a Olena usiadła na miejscu pasażera. Podczas jazdy atmosfera zmieniła się diametralnie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się jakby nic się nie stało. Spodobało mi się to. Na czas jazdy nikt się ze mną nie cackał i nie obchodził jak z bobasem. Było normalnie. Tak jak powinno być.
- Rose... - zaczął w pewnym momencie Dymitr. Po tym jak wypowiedział moje imię, z samochodu ulotniła się luzacka atmosfera, jaka zapanowała po tym jak Karolina opowiadała o niestworzonych rzeczach jakie mówi Pawka. - Jest coś o czym chciałabyś wiedzieć.
Mówił całkiem poważnie, ale coś podpowiedziało mi, że to nie będą złe wieści.
- O co chodzi?
Poprawiłam się na siedzeniu. Karolina i Olena także zainteresowały się całą sytuacją.
- Pamiętasz... Przed naszym wyjazdem ustalane były daty zebrań i narad dotyczących nowych praw i ustaw.
- Tak. Pamiętam coś się stało?
Dymitr kiwnął głową. Przyjrzałam mu się. Nie umiałam wyczytać z jego twarzy o co chodzi. Nie potrafiłam zgadnąć.
- Prawdę mówiąc narady przebiegały bardzo burzliwie i kilka razy musieli interweniować strażnicy. Poza tym zrobiło się z tego bardzo duże wydarzenie. Przyjechali przedstawiciele moroi i dampirów z całego świata. Wszyscy wiedzieli już na czym mają polegać nowe zasady, więc królowa Wasylissa ograniczyła całe to zbiegowisko do kilku ogólnych narad i głosowania. - Dymitr zatrzymał się tu chwile, chyba starając się dobrać odpowiednie słowa. - Dwa dni temu oficjalnie ogłoszono werdykt. - Bielikow przerwał a mnie skręcało w środku. Widziałam po twarzach Karoliny i Oleny, że one już wiedzą o wszystkim. Tylko ja nie miałam o tym pojęcia. Uśmiechały się. Ale nie wiem czy pokrzepiająco czy radośnie. Spojrzałam ostro na Dymitra, starając się wzrokiem zmusić go dokończenia teraz i tu. Chyba podziałało. - Udało nam się, Roza. Rozumiesz? Daliśmy rade. Od dwóch dni już całkowicie legalnie możemy być razem.
Zamurowało mnie.Przez kilka pierwszych sekund nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Udało się! - tylko to słyszałam w głowie. Nareszcie! Czy to możliwe? My na prawdę możemy być razem? Nie, to brzmi tak pięknie. Jak sen. To wszystko jest jak ze snu. To jest niemożliwe. A jednak.
Ocknęłam się nagle i nie zważając na ból rzuciłam się na Dymitra, krzycząc radośnie. Zupełnie zapomniałam o tym, że nie mam siły. Teraz już ją miałam. Miałam tyle siły, że dałabym rade przebiec cały maraton. Albo dwa. Udało się nam! Padłam Dymitrowi w ramiona z taką energią, że miałam wrażenia, iż zaraz wcisnę go całkowicie w fotel SUV-a. On objął mnie i zaśmiał się głośno, radośnie. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak szczęśliwie się śmiał. I muszę przyznać, że to naprawdę piękny dźwięk. Pieścił moje uszy i potęgował radość. Nie kontrolując swoich odruchów, przycisnęłam swoje wargi do ust Dymitra. Całowała mnie uśmiechając się. Byłam tak szczęśliwa. Jedną ręką złapałam go za kark i mocno przysunęłam go do siebie, a drugą zacisnęłam na jego koszulce. Jego dłonie trzymały mnie, tak jakby nigdy nie miały zamiaru puszczać. Odsunęłam się dosłownie na moment, żeby spojrzeć w jego piękne, prawdziwie szczęśliwe i zakochane we mnie oczy, a potem znowu przywarłam do jego ust.
- Udało się! - wykrzyknęłam radośnie. - Ale... Jak? Jakim cudem?
Teraz w mojej głowie pojawiło się kłębowisko pytań. Na żadne nie znałam odpowiedzi. Dymitr zapewne też nie, ale starał się opowiedzieć mi wszystko jak najbardziej szczegółowo.
- Ale najpierw usiądź wygodnie. - poprosił.
Wcale nie chciałam. Ból ran przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz skupiłam się tylko na tym, że już od ponad czterdziestu ośmiu godzin związki między dampirami oraz między dampirami, a morojami są całkowicie legalne. Tak, więc zrezygnowałam z powrotu na swoje miejsce. Sprawnie przekręciłam się i usiadłam bokiem na kolanach Dymitra. Po raz kolejny już usłyszałam jego śmiech - piękny, szczery, wypełniony ogromem radości. Ukochany objął mnie jedną ręką, a drugą złapał moją dłoń i ścisnął ją.
- Wygraliśmy Rose. - powiedział z uśmiechem. - Co prawda niewielką różnicą głosów, ale jednak. Ten tydzień przejdzie do historii. To jedno było jedno z kilku głosowań w dziejach naszych ras, kiedy głosowali W s z y s c y. Bez względu na rasę czy pochodzenie. Cały nasz naród wybierał. I wybrał. - Dymitr spojrzał na mnie - Wybrał wolność. Miłość bez przeszkód. - jego brązowe oczy zabłyszczały na ten krótki moment. Ale ten blask wypełnił cały samochód, a i tak blade już słońce całkowicie straciło swój blask. - Jednak to wszystko to coś w stylu okresu próbnego.
- Jeśli strażnicy zawiodą stare prawa powrócą. - dokończyłam.
Dymitr kiwnął tylko.
- Ale dostaliśmy szanse, Rose. - mówił do mnie. Podnosił mnie na duchu jeszcze bardziej. - I jestem pewien, że nikt - ani my, ani inni strażnicy - nie zawiedzie.
Uśmiechnęłam się z powrotem. Pocałowałam go krótko, bo zaraz zaczęłam rozprawiać na temat naszej przyszłości. Często nad nią myślałam - niemożliwa, tajemnicza, nikomu nie znana, a teraz, o ile niczego nie zmieniono w umowie, staje się realna, rzeczywista.
- Myślisz, że kiedy dostaniemy urlop będziemy mogli jechać nad morze? - zagadnęłam.
- Sądzę, że kiedyś zabiorę cię tam gdzie chcesz. - powiedział pewnie. Uśmiechał się lekko, ale mówił poważnie. - Poza tym, gdybym nie robił tego co chcesz twój ojciec mógłby wcielić w życie jeden z tych pomysłów...
Zerknęłam na niego. kąciki ust miał leciuteńko uniesione, ale mnie coś zaniepokoiło.
- To dlatego byś mnie zabrał nad morze? Przez mojego ojca?
Wiedziała, że to nie prawda, ale chciałam to usłyszeć.
- Nie. - odparł bez zastanowienia i przekręcił moją twarz, żeby spojrzeć mi w oczy. - Oczywiście, że nie. Kocham cię, Roza. To dlatego zrobię wszystko dla ciebie. Oczywiście są też inne powody, o których raczej wolałbym nie mówić przy mamie i siostrze.
Karolina i Olena zaśmiały się cicho. Szczerze mówiąc, tak bardzo ucieszyłam się dobrą wiadomością, że zapomniałam trochę o nich.
- Nie krępuj się, Dimka. - zachęciła go siostra. - Nie będziemy podsłuchiwały.
- Jasne... - powiedział Dymitr ironicznie, co tak bardzo rzadko mu się zdarza.
Jednak nadal coś mnie niepokoiło.
- Dymitr...
- Tak?
Spojrzał na mnie, chyba zaniepokojony tonem mojego głosu.
- Nigdy nie mówiłeś mi co robiliście na polowaniu. - powiedziałam. - Co ci mówił Abe? Groził ci? Dobrze wiesz, że nienawidzę, kiedy mój ojciec wtrąca się w moje sprawy i w Nas.
- Wiem o tym. Ale lepiej, żeby polowanie zostało tylko między mną, a nim.
Zaczynałam się... dziwnie czuć. Miałam ochotę spotkać się teraz z Abe'em.
- Czyli jednak coś ci zrobił albo mówił, prawda?
- Rose spokojnie.
Spojrzał na nasze dłonie. Podążyłam za jego wzrokiem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że trochę za mocno ściskam jego rękę. Kiedy poluźniłam uścisk, poczułam jak szarpią się wszystkie mięśnie we mnie. Dymitr zorientował się, że zaczynam czuć się gorzej i oparł mnie o swoją klatkę piersiową. Wciągnęłam głęboko jego zapach. Uspokoiłam się i poczułam się lepiej.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. - Ale kiedyś i tak wyduszę z ciebie prawdę.
- Możesz próbować. - prychnął z niespotykaną u niego arogancją.
Zaśmiałam się.
- Spróbuję.
Położyłam mu dłoń na policzku i pocałowałam go, Bóg wie, który już dzisiaj raz. Tak bardzo cieszę, się, że go mam. Jeszcze rok temu.... to wszystko było dla mnie nieosiągalne. Ani trochę nie dostępne. A teraz? Siedzę na kolanach Dymitra Bielikowa, całując go co chwilę. Nie dość tego robimy to całkiem legalnie i na oczach jego rodziny...
Oparłam głowę na piersi Dymitra i zasnęłam.
Obudziła mnie Karolina.
- Dojechaliśmy. - oznajmiła głośno.
Przetarłam ręką oczy i rozejrzałam się. Myślałam, że oni tylko żartują z tym szpitalem, że pojedziemy od razu do domu Bielikowów. Ale teraz Karolina zaparkowała samochód tuż przed wejściem do szpitala.
Spojrzałam na Dymitra, szukając pomocy. Wyglądał na tak samo zrezygnowanego jak ja. Przypomniałam sobie, że on też idzie na kontrole...
- Wysiadajcie - pogoniła nas Olena.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam, bałam się spotkać cię. Kiedy po raz pierwszy cię spotkałam, bałam się zaufać ci. Kiedy pierwszy raz ci zaufałam, bałam się pocałować cię. Kiedy pierwszy raz cię pocałowałam, bałam się pokochać cię. Ale teraz kiedy cię kocham, boję się cię stracić" -tłumaczenie moje.
AAAAAAA...Aleeee super rozdział! Świetna Karolina! I Dymitr! Dymitr... Legalne związki dampirów :* i silna Rose :* , i intrygujący Abe :* Za krótko!!! :D Wobec tego życzę weny.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów żeby wyrazić to co czuję po przeczytaniu tego rozdziału oraz po tym zdjęciu. KOCHAM twojego bloga, nie mogę się doczekać nn. Życzę dużo weny. :* :* <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, aczkolwiek najbardziej brakuje mi czasu.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję 😘😘😘💙💙💙💖💖💖
Jej, teraz mogą być razem. No Bielikow szukaj obrączek i do kościoła z Rozą. No dobra, daj jej trochę dojść do siebie. Ale potem nie ma odpuść. Nawet jakbyś miał ją siłą zaciągnąć. Choć myślę, że Rose nie miała by nic przeciwko. Jak zawsze piękne zdjęcia, takie wzruszające.
OdpowiedzUsuńKarolina musi nauczyć Rose, trzymać Dymitra na smyczy:-D
Wspaniały. Z niecierpliwością czekam na więcej. Pozdrawiam i życzę weny. :-*
Cudo. Kocham wszystkich Bielikowów, cudowna rodzina. Rozdział zarąbisty, nie mogę się doczekać kolejnego.
OdpowiedzUsuńJak słodko,doskonale po prostu wspaniale.Dymitr taki delikatny cudowny. Rozdział świetny. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuń