czwartek, 21 kwietnia 2016

MEGA PROSZĘ O UWAGĘ

UWAGA!! SŁUCHAĆ MNIE!!!

          Hej, to ja, bez rozdziału, ale z prośbą! Jeśli ktoś przynajmniej lubi Danile i byłby tak dobry to jest sprawa. Jeszcze nie jest to pewne, ale planuje zrobić filmik dla niego i wysłać mu no nwm na pendrivie ale coś, ewentualnie do jego menadżerki. Chodzi o to, że potrzebne mi zdjęcia, wasze zdjęcia z kartką na której napiszecie coś dla niego. Np "I love you" , "Happy Birthday" albo może po rosyjsku jak ktoś umie. Cokolwiek do niego. Tak w sumie to pomysł jego menadżerki. Napisałam do niej, że paczka może dojść później i zaproponowała nam stworzenie filmiku dla niego. Powiedziała, że to byłoby urocze. Tak więc błagam jeśli chociażby go lubicie zróbcie sobie zdjęcie z kartką i wyślijcie mi na maila. Może dla was to nic nie znaczy, ale dla mnie to bardzo ważne, więc PROSZĘ...
Błagam....
Zróbcie to... :( <3

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 48

Rozdział 48

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
     Światło księżyca przebijało się przez spore okno. Przeciągnęłam się ociężale. Było mi wygodnie, ale nie do końca przyjemnie. Coś mi przeszkadzało. A raczej brak tego czegoś. Nie, kogoś. Cholera Dymitr! Błyskawicznie usiadłam na łóżku. Szlag! Zapomniałam. Obudziłam się i wydawało mi się, że jestem z Dymitrem w jego rodzinnym domu. Że leżymy koło siebie, przytulamy się i będziemy tak mogli do południa. Ale tak naprawdę jestem sama w pokoju gościnnym w akademii, a Dymitr jest w swoim starym pokoju. Rozdzieliła nas wredna krowa. Christian musi ją ochrzanić i załatwić nam wspólny pokój. Christian i Lissa. O cholera! Lissa! Miałam się zgłosić o północy ...albo w południe. Durne zmiany czasu. Sama nie wiem kiedy jest południe, a kiedy północ. Głupi harmonogram wampirów.
     Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dwudziesta trzecia. Czyli przedpołudnie dla wampirów. Za godzinę powinnam zameldować się u Lissy. Ziewnęłam i zwlokłam się z łóżka. Ciekawe czy Dymitr wczoraj długo tu jeszcze był, zamyśliłam się nad tym dłużej niż bym tego chciała. Ocknęłam się i ruszyłam do łazienki, zagarniając po drodze kilka ciuchów. Odświeżyłam się, ubrałam i uczesałam. Z tego co powiedział mi Dymitr nie musimy zakładać uniformów, więc zadowolona wyszłam z pokoju. Nie spotkałam po drodze prawie nikogo, czyli zapewne trwają lekcje. Zapamiętałam numer pokoju Lissy i Christiana i okazało się, że mieszkają bliżej mnie niż Dymitr.
     Zapukałam.
     - Proszę. - usłyszałam wyćwiczony miesiącami akcent Dragomirówny.
     Uchyliłam drzwi i powoli wsunęłam się do pokoju. Musiałam przyznać, że szkoła się postarała. Sprowadzili tu najlepsze meble jakie mieli, a szkoła dysponuje kilkoma niezwykle starymi i pięknymi szafkami. Pozłacane złotem rogi mebli połyskiwały teraz lekko pod ścianą w pokoju zamieszkiwanym tymczasowo przez parę królewską. Na środku stało duże łoże, zaścielane kocami w niesamowite wzory. Zazdrościłam im, że mogli pławić się w luksusach, a nie musiałam spać na małym łóżku bez Dymitra obok. Poza tym w moim pokoju jest tylko jedna szafa i mała komoda.
     - Hej Rose - przywitała mnie Lissa.
     - Cześć.
     Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju jest cała trójka. Podeszłam do przyjaciółki i uścisnęłam ją mocno. Dawno się nie widziałyśmy. Tęskniłam za nią.
     - Kiepska noc? - spytał Chris.
     Przywitałam się z nim.
     - Można tak powiedzieć. - mruknęłam. - Dawno nie spało mi się tak źle.
     Zerknęłam na Dymitr i posłałam mu tęskne spojrzenie. Wolałabym obudzić się koło niego, szykować razem z nim i także z nim przyjść tutaj. Mam nadzieje, że Ozera załatwi nam ten wspólny pokój.
     Usiadłam na łóżku koło Lissy i jeszcze raz ją przytuliłam.
     - Jakie plany na dziś? - zagadnęłam.
     - Po zajęciach, czyli za godzinę jest zebranie na sali stołówce. - zaczęła Lissa. - Najpierw przedstawieni będziemy my - wskazała na siebie i Christiana - a potem wy. Myślę, że...
     - My?! - mimowolnie trochę pisnęłam.
     Zaskoczyła mnie. Ja i Dymitr mamy występować przed całą szkołą? Spojrzałam na Bielikowa szukając wsparcia, ale on wydawał się równie zdziwiony jak ja.
     - Tak. - odparła spokojnie dziewczyna. - Christian zapomniał o tym wspomnieć, kiedy dzwonił do Dymitra, a potem stwierdziliśmy, że zasnęliście w samolocie i nie chcieliśmy was budzić. Spokojnie. Nie będziecie musieli wygłaszać długich przemów. Po prostu przedstawimy was na forum szkoły. - poinformowała nas. - Osobiście uważam, że i tak każdy was zna i rozpoznaje wśród tłumu strażników, ale moi doradcy twierdzą, że zgodnie z etykietą dworską należy was oficjalnie przedstawić. Więc Rose przykro mi, ale będę musiała powiedzieć twoje pełne imię.
     Lissa dobrze wie, zresztą tak jak wszyscy w tym pokoju, że nie lubię swojego pełnego imienia. Wolę, kiedy ludzie mówią do mnie po prostu "Rose". No... Dymitr mówi na mnie trochę inaczej, ale to w tej chwili nie istotne. A jednak mimowolnie spojrzałam na niego myśląc o tym, a w mojej głowie zadźwięczało "Roza".Z trudem odwróciłam od niego wzrok.
     - Jakoś wytrzymam. - rzuciłam. - Co dalej?
     - Więc... To będzie trwało prawdopodobnie godzinę. - Lissa zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie dalszą część rozkładu dnia. - Potem Dymitr ma chyba zajęcia z jedną z grup, a ciebie chce widzieć strażnik Alto.
     - To może być ciekawe. - mruknęłam z bezsensownym uśmieszkiem na twarzy.
     Lissa nie usłyszała mnie i kontynuowała w skupieniu.
     - Wieczorem cała nasza czwórka i reszta strażników dworskich razem ze strażnikami z akademii zjemy kolacje. Oczywiście nie przyjadą wszyscy, bo część musi pilnować murów i uczniów, ale spora ich grupa przyjdzie. A no tak, na kolacji zjawi się także dyrektor Kirowa.
     Odruchowo wstałam. Szlag, akurat brakowało mi tylko tej wiedźmy do szczęścia. A zapowiadała się taki spokojny wieczór.
     - Lissa. - spojrzałam na nią błagalnie. - Nie wytrzymam z nią przy jednym stole.
     Dragomirówna podniosła się i dopiero teraz zauważyłam, że ona też ubrała się zwyczajnie. Oczywiście jak na królową przystało. Ona miała na sobie grubą białą sukienkę obszytą diamentami, podczas gdy ja założyłam zwykłe dżinsy, koszulkę i bluzę. Nasze obuwie też się różniło. Na jej nogach lśniły biało-srebrne obcasy, a ja miałam trampki. Fakt faktem były markowe. Kupiłam je podczas wizyty w Rosji. Mimo to przy Lissie poczułam się trochę ubogo.
     Szybko odrzuciłam tą myśl i skupiłam się na moim teraźniejszym problemie.
     - Rose, proszę postaraj się. To tylko godzina, jedna godzina. - prosiła Lissa. - Wytrzymasz tyle.
     Nie, nie wytrzymam Lisso, warknęłam w myślach, robię to tylko dlatego, że muszę - jestem twoją strażniczką.
     Kipiało we mnie, ale nie dałam temu wszystkiemu wyjść na zewnątrz. Po chwili poczułam, że myślę egoistycznie. Przecież nie jestem tylko jej opiekunką. Jestem też jej przyjaciółką. Nawet gdyby nie była moją podopieczną, powinnam z nią iść.
     - Postaram się. - burknęłam. - Ale po wczorajszej rozmowie mam jej dość i niczego nie obiecuje.
     Dziewczyna przekręciła trochę głową, chyba zaciekawiona tym co powiedziałam.
     - Po wczorajszej rozmowie? Ledwo wjechałaś na teren akademii, a już dążyłaś dogadać dyrektorce? - parsknęła śmiechem.
     Nie chciałam tego, ale kąciki moich ust same uniosły się lekko.
     - Starałam się opanować - wyjaśniałam - Dymitr to potwierdzi, ale kiedy dała nam klucze do dwóch pokoi i nie umiała racjonalnie tego wytłumaczy, ja....
     Stop Rose!
     Oj. Miałam nie mówić tego Lissie. Spojrzałam na Dymitra.
     - Przepraszam, Towarzyszu. - uśmiechnęłam się, próbując złagodzić sytuacje.
     - Jak to klucze do dwóch pokoi? - Lissa zrozumiała o czym mówiłam i wydawała się lekko zdenerwowana. - Przecież wydałam wyraźne polecenie. Rozmawialiśmy o tym i w końcu wszyscy zgodzili się, abyście mieli wspólny pokój. Kirowa też przystała na moje warunki. Niechętnie, ale jednak.
     Christian złapał Lissę za rękę i posadził z powrotem na łóżku.
     - Spokojnie, Lis. - mówił.
     - Chciałem ci później o tym powiedzieć, Christianie. - usłyszałam Dymitra.
     Odezwał się dziś przy mnie pierwszy raz. Jego spokojny ton przypomniał mi wczorajszą nocną rozmowę. Nie miała ona nic wspólnego z tym o czym teraz rozmawiamy, ale teraz w głowie słyszałam tylko "nie żałuję". Mimo, że to nijak ma się do Kirowej ciągle słyszę te słowa. Nie rozumiem dlaczego, przecież nic nie jest podobne to teraźniejszej sytuacji. Ani ton jego głosu  nie jest taki sam, ani temat rozmowy. Ale coś mi przypomniało tamtą chwilę.
     - Oni mają racje Liss, - Ozera poparł nas, odgadując nasze wcześniejsze zamiary. - Ty zajmij się tym co miałaś dziś robić, a ja postaram się porozmawiać z dyrektorką i sprostować tą sprawę.
     Dziewczyna spojrzała na mnie niepewna. Chciała mi pomóc, ale obie wiedziałyśmy jak wiele ma do zrobienia. Wymieniła nam tylko najważniejsze punkty tego dnia, a tak naprawdę Lissa nie będzie miała wytchnienia. Ufała nam, a skoro ja i Dymitr stwierdziliśmy, że Christian da sobie rade to dlaczego ona miałaby w niego wątpić.
     Skinęła leciutką głową.
     - Dobrze. - zgodziła się. - Zajmij się tym, kiedy Dymitr będzie prowadził zajęcia, a Rose pójdzie do strażnika Alto.
     - Tak zrobię. - obiecał Christian. - A teraz muszę się zbierać. Kilku chłopaków podobno chciało zobaczyć jak strzelam do góry kulą ognia.
     Pocałował Lissę w policzek.
     - Tylko ich nie poparz. - westchnęła.
     Wiedziałam, że nie podoba jej się, że jej chłopak popisuje się czasem swoimi umiejętnościami, ale nie chciała odbierać mu zabawy, więc godziła się na to. Christian doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego starał się ograniczać "pokazy" i robił najbezpieczniejsze triki.
     - Obiecuje, że nikomu nic się nie stanie. - przyrzekł solidnie i pocałował ją jeszcze raz. - Poza tym będzie tam Dymitr. Skoro umie opanować Rose to bez trudu poradzi sobie ze mną.
     Na usta cisnął mi się idealny komentarz. Już otwierałam usta, kiedy na coś wpadłam. Mam plan, a Christian mi w tym pomoże.
     - Zero reakcji ze strony Rose Hathaway? - zadrwił. - A to ci heca.
     Para królewska miała na twarzach uśmiechy. Dymitr tak jak ja był na służbie, więc jego twarz nic nie wyrażała. A ja ugryzłam się w język.
     - Nie ciesz się za bardzo. - ostrzegłam. - To minie. Ćwiczę tylko przed kolacją z Kirową.
     Uśmiech na twarzy Ozery powiększył się, zrozumiał, że do końca dnia będzie miał nade mną dużą przewagę.
     Mój plan polegał na tym, żeby ignorować jego zaczepki. W ten sposób może nauczę się nie zwracać uwagi na komentarze Kirowej.
     - To będzie piękny dzień - zaśmiał się Ozera.
     Wywróciłam oczami i westchnęłam ciężko.
     - Lepiej idź już do wielbicieli - rzuciłam i usiadłam koło Lissy.
     Ozera chwycił kurtkę z szafy, Dymitr zabrał prochowiec i wyszli. Lissa cały czas patrzyła na drzwi.
     - Dziwne. - mruknęła. - Przecież o tym rozmawialiśmy.
     - O czym ty mówisz, Liss? - zapytałam, nic nie rozumiejąc.
     Spojrzała na mnie.
     - A nie nic. Po prostu umówiliśmy się z Christianem, że...
     Przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Lissa uśmiechnęła się, kiedy Ozera mrugnął do niej.
     - Nie bój się, nie zapomniałem. - otworzył szerzej drzwi i zwrócił się do mnie: - Rose chodź tu na chwile.
     - Ale... - próbowałam zaprotestować. - Jestem na służbie.
     Poczułam, że Lissa popycha mnie lekko do przodu.
     - No idź. - nalegała. - Będziesz tylko za drzwiami.
     Skapitulowałam w końcu i wyszłam z pokoju.
     - To o co chodzi? - zapytałam Christiana.
     - Bielikow, chodź tu na moment. - zawołał.
     Dymitr był kilka kroków za Ozerą, ale na jego prośbę podszedł do nas.
     - Razem z Lissą coś ustaliliśmy. - zaczął Christian. - Myślę, że to się wam spodoba. To będą słowa Lissy nie moje - poinformował nas. - Macie się nie krępować przy nas i nie zwracać uwagi na to, że jesteście na służbie. Został tylko tydzień do wyjazdu, więc wykorzystujcie to jak najlepiej.
     - To znaczy? - nie do końca rozumiałam.
     Christian wywrócił oczami.
     - To znaczy, że nie dajemy wam wolnego, ale możecie się całować, przytulać i tak dalej nie zwracając uwagi na to, że jesteście na służbie. Rozumiecie? Tylko bez przesady - powiedział nagle - Z niektórymi rzeczami lepiej zaczekajcie, aż będziecie sami po pracy.
      Zaśmiałam się. Na język cisnęła mi się całkiem niezła riposta, ale przecież miałam ćwiczyć przed kolacją. Mimo to byłam wdzięczna Christianowi i Lissie. To miłe z ich strony, żę pozwalają nam na okazywanie miłości podczas służby.
     - Dzięki. - powiedziałam.
     Ozera patrzył na nas wyczekująco.
     - No dalej. - nalegał. - Przecież wiem, że jeszcze się dziś nie widzieliście.
     Hm... To nie głupi pomysł.
     - Zamknij oczy. - rozkazałam.
     Christian zaśmiał się i odkręcił tyłem do nas.
     Podeszłam do Dymitra i stanęłam na palcach, łapiąc go za kark. W przeciwieństwie do mnie chyba nie był przekonany do tego pomysłu. Co chwilę zerkał w stronę swojego podopiecznego.
     - No dalej, Towarzyszu. - zachęciłam go cicho. Nie chciałam, żeby Christian słyszał co mówię - To tylko jeden pocałunek, chyba się nie boisz.
     Bał się. Bał się, że straci kontrolę. Bał się też, że podczas tej krótkiej chwili może się coś stać. To był absurd, ale natura strażnika nie pozwalała mu nawet na chwilę nieuwagi. Ja strażniczką jestem od kilku miesięcy, on od kilku lat. Wyćwiczył to ciężko mu się przełamać.
     Postanowiłam, że pomogę mu trochę. Mogłabym sama go pocałować, gdyby się schylił. Jest ode mnie dużo wyższy, więc to mała przeszkoda. Na szczęście znam inne metody, które mogą zmusić go do pocałunku.
     Położyłam jedną rękę na torsie Dymitra i muskałam palcami jego koszulkę. Wiedziałam, że to poczuł nawet przez materiał. Zadrżał lekko, ale to nie pomogło całkowicie. Musiałam spróbować czegoś innego. Przysunęłam usta do jego ciała i pocałowałam delikatnie, zsuwając powoli dłoń. Wiedziałam, że to zadziała. Dymitr nie wytrzymał pocałował mnie mocno. Zbyt mocno na normalny pocałunek. Był na mnie trochę zły. Wykorzystałam jego słabość. Mimo to całował dość długo.
     Odsunął się.
     - Porozmawiamy później. - powiedział tylko i podszedł do Christiana.
     Zanim odeszli nasze spojrzenia jeszcze raz się skrzyżowały. Już nie był aż tak zdenerwowany. Wyglądał jakby chciał mi się wytłumaczyć ze swojego oporu. "Porozmawiamy później", powtórzyłam jego słowa.
     Potrząsnęłam lekko głową chcąc się ocucić i wróciłam do Lissy. Mamy sporo do nadrobienia.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  Rozdział był dla trzecio gimnazjalistek, które mam nadzieje bardzo dobrze napisały egzaminy. I dla tych, którzy jutro znów muszą iść do szkoły. Ale nie ma tego złego - uczymy się tylko 2 dni, bo potem weekend :D

Mam nadzieje, że wszyscy, którzy mieli wysłać do mnie paczki już to zrobili, a jeśli nie to przypominam o tym! Tak naprawdę powinnam już wysłać prezenty, ale cóż... No nic, najwyżej paczka dotrze do Danili trochę później. Ups.. Może się na nas nie pogniewa.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 47

Rozdział 47

     Wiem, że nie było w weekend, ale teraz już jest :D I tak troszkę dłuższy nawet :D
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Akademia świętego Vladimira... Wow, ile wspomnień. Przekraczając mury szkoła, wpatrywałam się w otoczenie, jak gdybym zobaczyła coś nieziemskiego, jakby to była piękna kraina, którą widzę pierwszy raz w życiu. Rozglądałam się dookoła, nic się nie zmieniło. Gdyby nie to, że byliśmy w samochodzie, zapewne okręciłabym się, a potem pobiegła do pierwszego lepszego miejsca. Nigdy nie sądziłam, że będę się tak bardzo cieszyć na widok akademii. Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam, że jeszcze tu kiedyś wrócę. Myślałam, że po tym jak skończę szkołę dostane przydział i już nigdy nie zobaczę murów szkoły. A jednak...
     Wschodzące słońce nieśmiało przebijało się przez drzewa w lesie. Rozkoszowałam się nim póki jeszcze mogłam. Promienie oświetlające budynek, sprawiały, że tworzył on długie, zimne cienie. Ławki, krzewy, kiaty, chodnik - wszystko było na swoim miejscu, nietknięte. Już z daleka widziałam pomnik patrona szkoły. Wyglądał tak samo staro i posępnie jak jeszcze rok temu.
     Rok. Niecały rok - tyle minęło, odkąd ostatni raz tu byłam. A jednak czuje się, jakbym nie zaglądała tu przez sto lat. Niecały rok, a tyle się zmieniło. Jestem strażniczką i to nie byle jaką, bo jedną z najważniejszych. Mam przyjaciółkę - królową. A mężczyzna, który kiedyś był moim trenerem, mentorem, uczył mnie jak skręcać karki i celować sztyletem, dziś siedzi obok mnie, uśmiecha się widząc moją reakcje na otoczenie i patrzy na mnie wzrokiem na jaki jeszcze rok temu by sobie nie pozwolił. Nie sądziłam, że tak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie.
     Zaparkowaliśmy przed garażem, zostawiliśmy walizki w bagażniku i od razu poszliśmy do gabinetu Kirowej. No może nie od razu. Namówiłam Dymitra na wolniejsze tempo. Chciałam rozkoszować się tym widokiem. No no, nie podejrzewałam siebie o taki sentyment. A jednak czułam przywiązanie do tego miejsca. To był mój dom. Słońce delikatnie ogrzewało nasz twarze, dopóki nie weszliśmy do cienia. A prawdę mówiąc był on prawie wszędzie. Nie widziałam nikogo, oprócz strażników przy bramie. Dla szkoły była teraz noc, więc nic dziwnego, że nikogo nie zauważyliśmy. Dymitr złapał nagle moją dłoń i ścisnął ją mocno. Zerknęłam na niego niepewna czy robi to dlatego, że... przypomniały mu się wspomnienia, czy może dlatego, że przed wylotem z Rosji wytłumaczyłam mu kilka rzeczy. Nie znalazłam odpowiedzi. Twarz Dymitr stężała, kiedy wyszliśmy z samochodu i nadal wygląda obojętnie. Ale gesty mówią same za siebie. Nie bałam się, że ktoś nas zobaczy, a nawet gdyby już chyba powszechnie wiadomo, że jesteśmy parą, więc niech sobie patrzą ile chcą. Puściłam dłoń Dymitra i objęłam go w pasie. Nie wiem co sobie pomyślał, ale teraz coś innego zaprzątało moją głowę. Chciałam pokazać akademii, że to my zwyciężyliśmy. Ani ona, ani reguły nie zdołały nas rozdzielić. "Patrz, rozkazałam szkole. Patrz i napawaj się naszym widokiem. Nie poddaliśmy się i spójrz. Wróciliśmy razem. Nie osobno." Czułam się jak wariatka mówiąc w myślach do akademii, ale kiedy Dymitr objął mnie ramieniem czułam, że wygraliśmy. Wygraliśmy wszystko, wygraliśmy siebie.
     Puściliśmy się dopiero kiedy weszliśmy do głównego budynku. Czuliśmy, że to trochę nie an miejscu, chociaż nie byliśmy teraz na służbie. Poza tym pani dyrektor na pewno nie spodobał by się widok jej byłej uczennicy przytulonej do byłego mentora. Aczkolwiek bardzo chciałabym zobaczyć jej minę... Kiedyś muszę to sprawdzić.
     Chwile potem pukaliśmy do drzwi jej gabinetu.
     - Proszę. - usłyszałam zaspany głos Kirowej. Mimo to ciągle miał w sobie coś okropnego.
     Cicho weszliśmy do pokoju. Dyrektorka siedziała wyprostowana na krześle, elegancko złożone ręce położyła na biurku. Na jej twarzy pokrytej wieloma zmarszczkami igrał cwany uśmieszek, który podpowiedział mi, że coś jest nie tak. Włosy idealnie zaczesane do tyłu i splecione. Miała zmęczone oczy, co jest dość normalne bo już od trzech godzin powinna spać. W pewnym sensie ucieszyło mnie, że Kirowa musiała na nas czekać w nocy.
     Oszczędziliśmy hojnego powitania. Zwykłe skinięcia głową zdecydowanie wystarczyły.
     - Ach - westchnęła rozradowana - Niezmiernie miło mi was znowu widzieć.
     Jasne. Najchętniej wywaliłabyś nas poza mury, ale chcesz przypodobać się królowej.
     - Nam również miło znowu panią widzieć. - odparł Dymitr. Chyba bał się, że coś palnę. I słusznie. Ledwo tu weszłam, a mam ochotę wyjść. - Cieszymy się, że możemy gościć w murach akademii.
     Kirowa skinęła głową, jakby ze zrozumieniem, ale nie rozumiem jak to pasuje do obecnej sytuacji.
     - Proszę, usiądźcie. - wskazała nam dwa fotele na przeciwko siebie. Posłusznie usiedliśmy. - Zanim dam wam klucze chciałaby coś panu zaproponować, strażniku Bielikow. Czy zechciałby pan poprowadzić kilka treningów dla najstarszych klas? - zapytała wydawałoby się ze szczerą uprzejmością. Może ona na prawdę lubiła Dymitra. Po prostu nie toleruje mnie. - To byłby dla nas zaszczyt, a dzieciaki na pewno byłyby wniebowzięte.
     Dymitr rozważał przez chwile odpowiedź, a ja czułam się skrępowana. Odkąd tu weszliśmy nie odezwałam się ani razu. Może jednak mojemu mentorowi udało się pewnym stopniu wypracować moją samokontrole.
     - Z wielką chęcią - odpowiedział w końcu Bielikow.- Ale musiałbym porozmawiać o tym z królową i moim podopiecznym.
     Kirowa uśmiechnęła się lekko.
     - Już to zrobiłam. - powiedziała. - Nie mają nic przeciwko. Ustaliliśmy już grafik, z samego rana ma go pan odebrać od Stana.
     - W takim razie nie widzę problemu. - odparł Dymitr.
     - Bardzo dziękuje. To dla nas wiele znaczy, strażniku Bielikow. - zapewniała.
     Siedzieliśmy chwile w niezręcznej ciszy.
     - Ach tak - kirowej coś się chyba przypomniało królowa prosiła, abym przekazała wam, że macie się zameldować u Jej Królewskiej Mości jutro w południe.
     Ja i Dymitr kiwnęliśmy tylko głowami.
     - To chyba wszystko - kontynuowała - a to wasze klucze.
     Położyła na biurku dwa klucze i z dumą przesunęła je w naszą stronę. Chciałam już wyciągnąć rękę... Chwila!
     - Dwa? - starałam się nie podnosić głosu.
     - Tak, pann... strażniczko Hathaway. - poprawiła się. Wiedziałam, że ledwo przeszło jej to przez gardło i poczułam, że mam nad nią jakąś przewagę. - Jeden do pokoju strażnika Bielikowa i jeden do pokoju pani.
     - To żart? - wypaliłam, trochę ostro. No i gdzie moja samokontrola?
     Dymitr postanowił uratować trochę sytuacje.
     - Chyba zaszła jakaś pomyłka. - powiedział spokojnie. - Osobiście rozmawiałem z lordem Ozerą i dostałem informacje o jednym pokoju.
     Ta krowa wydawała się niewzruszona.
     - Bardzo mi przykro, ale ja nic nie wiem na ten temat.
     Miałam wielką ochotę uderzyć ją prosto w nos. Może wtedy nie byłaby taka bezczelnie obojętna. nie zrobiłam tego tylko dlatego, że nie spodobałoby się to ani Dymitrowi, ani Lissie. Poza tym mogłabym nawet stracić miejsce u jej boku jako strażniczka. Nie, Kirowa nie jest tego wszystkiego warta.
     - Na pewno da się coś z tym zrobić. - nalegał Dymitr.
     Wiem, że jemu też zależy na wspólnym pokoju. W końcu za tydzień ja i Lissa wyjeżdżamy na studia. Już od dawna wszystko planujemy. Uwzględniłyśmy także to, że każda musi spędzić jak najwięcej czasu ze swoim mężczyzną przed wyjazdem. Tak, więc Lissa i Christian dają wszystkim swoim strażnikom odetchnąć i nakazują im zająć się sobą. Dzięki temu ja i Dymitr mamy sporo czasu dla siebie. Dlatego teraz tak bardzo chcemy mieć wspólny pokój. Wiem, że Lissa i Christian na pewno śpią razem. I jestem też pewna, że postarali się o jeden pokój dla mnie i Dymitra. Nie rozumiem tylko dlaczego Kirowa nam przeszkadza...
     - Możliwe - zawahała się - ale nie dziś.
     Cholera, jak ona mnie irytuje. Gdyby nie to, że jestem strażniczką królowej pogadałybyśmy jak za dawnych czasów. Ciekawe czy nadal podoba jej się mój cięty język. W czym przeszkadza jej fakt, że będę spała w jednym pokoju z Dymitrem? Chyba, że... Może wkurza ją fakt, że nie zauważyła, że w jej szkole dzieje się coś pomiędzy uczennicą, a jej mentorem. Może jest zła na siebie za to niedopatrzenie i teraz wyładowuje to na nas. To chyba najbardziej prawdopodobna opcja. Oczywiście może to też robić ze względu na to jak bardzo mnie nie toleruje, ale chyba za bardzo chce przypodobać się królowej, żeby publicznie okazywać naszą relacje. W każdym bądź razie nie zamierzam jej odpuścić.
     - Jaka jest dla pani różnica: dziś czy jutro? - byłam zdenerwowana, ale starałam się nie krzyczeć. Cedziłam tylko słowa przez zaciśnięte zęby. Wiem, że Dymitr oczekuje ode mnie opanowania, ale to trudne. Poza tym myśląc w ten sposób, czuje jakby znowu był moim mentorem. - Wystarczy, że poda nam pani inny klucz. Jeden.
     Wszyscy w tym pomieszczeniu zdawali sobie sprawę, jak bardzo irytuje mnie ta kobieta. Mimo t o bardzo starałam się nie dać ponieść złości. Na razie nieźle mi wychodziło. Nawet rozluźniłam trochę uścisk zębów.
     - To wygląda trochę inaczej niż się pani zdaje, strażniczko Hathaway. - odezwała się Kirowa. - Najpierw muszę sprawdzić, które pokoje są wolne, a potem wysłać asystentkę aby sprawdziła ich stan i wyposażenia oraz wybrała odpowiedni. Zakładam, że nie będziecie wymagali zbyt wiele, jednak...
     - Ależ skąd - przerwałam jej z uśmiechem. - Dwuosobowe łóżko wystarczy.
     Uśmiech na twarzy Kirowej w jednej chwili zniknął. Chyba nie spodziewała się tego. Ale powinna. W końcu mnie trochę zna. Chyba nie sądzi, że aż tak bardzo wydoroślałam.
     - Pann.. strażniczko Hathaway - już drugi raz się pomyliła. Cieszę się tą przewagą. - Jeśli nie pasuje pani zakwaterowanie w budynku może pani ostatecznie spać w samochodzie.
     Zdenerwowała mnie. Bardzo. Zerwałam się gwałtownie i nie wiem co bym zrobiła, gdyby Dymitr nie złapał mnie za nadgarstek i nie posadził siłą na krześle. Nakazał mi opanowanie, spokój. Ale jak mam być spokojna skoro ta baba robi wszystko, żeby mnie zdenerwować?! Rozszarpie ją któregoś dnia.
     Dymitr chyba też się zdenerwował. Tylko nie wiem na kogo bardziej - na mnie czy na Kirową. Zabrał ze stołu kluczę do pokojów i podniósł się. Ja także. Dyrektorka za to wyglądała tak dumnie jakby miała nad wszystkim władze. Już ja jej zedrę ten uśmieszek z twarzy, pomyślałam.
     - Dobranoc. - Dymitr pożegnał się. Nie chciał dać za wygraną i się sprowokować, więc zawzięcie starał się utrzymać spokojny ton.
     A jednak nie do końca wytrzymał. W momencie, kiedy złapał moją dłoń już wiedziałam kto go bardziej zdenerwował. Ścisnął ją mocno i skierował się ze mną do wyjścia.
     - Zapewniam, że będzie wam się bardzo wygodnie spało. - usłyszeliśmy jeszcze.
     Dymitr zignorował tą przeklętą babę, ale ja nie mogłam. Ona jest po prostu bezczelna. Któregoś dnia pożałuje. jeszcze nie wiem co zrobię - może wymierzę jej porządny cios, a może upokorzę na oczach całej szkoły - ale na pewno zapamięta to do końca życia.
     Gdyby Dymitr nie wyciągnął mnie w ostatniej chwili z gabinetu jestem prawie pewna, że powiedziałabym o kilka słów za dużo. Próbowałam wyszarpnąć dłoń z uścisku, ale nie puszczał. Chciałam krzyczeć, ale przecież wszyscy śpią. Powstrzymałam się ostatkami siły woli. Naburmuszona doszłam do auta i dopiero wtedy zaczęłam narzekać na Kirową.
     - Pożałuje tego - mruczałam.
     - Rose....
     - Jak ona tak śmie... Ciekawe co powie na to Lissa.
     - Rose...
     Zaczęłam chodzić w kółko.
     - Cholera, niech nie robi ze mnie głupiej, skoro Christian powiedział ci o jednym pokoju, to Kirowa nie może dać nam dwóch oddzielnych.
     - Roza.
     Kiedy Dymitr powiedział moje imię po rosyjsku na chwile otrzeźwiałam. Nie warto zawracać sobie głowy starą babą, pomyślałam.
     - Ale ona chce odebrać nam ostatni wspólny tydzień! - wrzasnęłam, jak gdyby do swojego umysłu.
     Dymitr chyba teraz zorientował się o co dokładnie mi chodzi. Nadal chodziłam rozwścieczona i bełkotałam jak bardzo nienawidzę Kirowej. Ignorowałam Dymitra, kiedy starał się do mnie coś powiedzieć. W końcu znudziło mu się próbowanie, postanowił wykorzystać sprawdzoną metodę. Podszedł do mnie szybko, złapał za nadgarstki i pocałował. Umilkłam i poddałam się słodyczy. Nie lubię, kiedy Dymitr całuje mnie tylko po to, żebym przestała mówić, ale całe szczęście robi to bardzo rzadko. Najczęściej sam też potrzebuje czegoś na uspokojenie. A pocałunki pomagają najszybciej i najskuteczniej.
     Położyłam dłoń na policzku Dymitra i przesunęłam lekko kciukiem. Puścił moje ręce, zamiast tego objął mnie. Całowaliśmy się, tak długo, aż obydwoje się uspokoiliśmy. Odsunęłam swoje usta od jego. Dymitr nie wypuszczał mnie z ramion. Oparł swoje czoło o moje i zamknął oczy.
     - Czasami mam wrażanie, że tylko tak da się ciebie uciszyć. - mruknął.
     Uśmiechnęłam się. Przesunęłam kciuk z jego policzka na wargi. Były miękkie, ciepłe i co najważniejsze do mojego użytku. I tylko mojego.
     Zaśmiałam się cicho, kiedy Dymitr ugryzł lekko mój palec.
     - Nie tylko w ten sposób, ale to najlepsza metoda. - przyznałam cicho. - Nie miałabym nic przeciwko gdybyś częściej mnie tak uspokajał.
     - Zdaje sobie z tego sprawę - szepnął i ponownie ugryzł lekko mój palec.
     Zabrałam dłoń z jego twarzy i jeszcze raz go pocałowałam.
     - Co teraz? - spytałam. Poważny ton mojego głosu upewnił Dymitra, że jestem już w miarę spokojna.
     - Idziemy spać.
     Nadal nie dostałam takiej odpowiedzi jakiej oczekiwałam. "Idziemy spać" nic mi nie mówi. Mam iść do niego? Czy będę spała sama? Nie byłam zadowolona, kiedy Dymitr wyciągnął jeden klucz i podał mi go. Pocałował mnie w czoło, odszedł i zabrał się za wyciąganie z samochodu naszych walizek.
     - Nie chcę. - powiedziałam.
     Wyciągnął już obydwie walizki, zamknął auto i podszedł do mnie.
     - Rose, ja też chciałbym, żeby było inaczej, ale sami nie możemy nic zrobić. - przypomniał mi. - Jedna noc. W południe, kiedy będę meldował się u Christiana porozmawiam z nim o tym, dobrze. Nie wspominaj o tym królowej. I tak ma dużo na głowie.
     Kiwnęłam głową.
     - Jasne. Dam się wykazać Ozerze.
     - Rose...
     Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego minę. Nie lubił, kiedy żartowałam z Christiana, a ja podejrzewam, że to dlatego, że się polubili. Jednak ani jeden ani drugi nigdy tego nie przyznał.
     - Już dobrze, dobrze. nie powiem nic Lissie. Ty załatwisz to z Christianem.
     Wzięłam swoją walizkę i ruszyłam do przodu. Dymitr szybko dorównał mi kroku. Zmarnowaliśmy sporo czasu na siedzenie w gabinecie wrednej baby, więc czułam się jeszcze bardziej zmęczona. W samolocie krótko spałam, więc teraz moje ciało domagało się odpoczynku. Dymitr także był zmęczony, jednak on spał prawie cały lot.
     Bielikow odprowadził mnie do mojego pokoju i odszedł, obiecując, że odniesie walizkę do swojego pokoju i wróci do mnie. Zapewniłam, że to nie jest konieczne, ale uparł się i nie umiałam go przekonać.
     Mój pokój miał numer 14. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Byłam w części przeznaczonej dla gości i zaskoczyło mnie to, że pokój jest lepiej urządzony od mojego starego pokoju. Myślałam, że pokoje gościnne będą... mało praktyczne i nieprzytulne, ale myliłam się. Nie rozglądałam się za bardzo po pomieszczeniu, zauważyłam tylko, że mam swoją łazienkę, ale w tej chwili kompletnie mnie nie interesowała. Dosłownie rzuciłam się na łóżko. Było wygodniejsze niż mogło się wydawać. Trochę małe, ale wygodne. W pewnym momencie obraz mi się urwał.
   
     Obudziło mnie delikatne potrząsanie.
     - Rose. - rozpoznałam głos Dymitra. - Wstawaj. Musisz się wykąpać.
     - Nie mam siły. - mruknęłam.
     Nawet nie otworzyłam oczu i przekręciłam się na drugi bok.
     - Wstań. - nalegał. - Wykąpiesz się i pozwolę ci zasnąć, dobrze?
     Do głowy wpadło mi lepsze rozwiązanie.
     - Wykąpiesz się ze mną? - spytałam.
     Nie otworzyłam oczu, ale uśmiechnęłam się błogo. Usłyszałam śmiech Dymitra i dopiero teraz podniosłam lekko powieki.
     - Nie dziś. - odpowiedział.
     - Proszę. - błagałam. - Za tydzień wyjeżdżamy, a ja chce wziąć z tobą jeszcze kilka kąpieli. Tonie potrwa długo, proszę.
     Obydwoje wiedzieliśmy, że to nie tak. Nasze wspólne kąpiele, choć było ich niewiele zawsze znacznie się przedłużały.
     - Nie dziś, Rose. Nie mam tu nic. Ani ręcznika, ani pidżamy.
     - Nie widzę problemu.
     Dymitr sprawnie wśliznął się na łóżko i prawie że położył na mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i mrugnęłam.
     - No zgódź się - prosiłam. - Wiem, że tego chcesz.
     Nie kłamałam. Z jego oczu wyraźnie dało się odczytać, że mimo zmęczenia chętnie poszedłby ze mną pod prysznic lub do wanny.
     - Obiecuję, że zanim wyjedziecie na studia zdążymy się razem wykąpać. Ale nie dziś. Już śpisz, Rose.
     - Wcale nie. - próbowałam go przekonać, ale mimowolnie ziewnęłam.
     Dymitr uniósł jedną brew i wpatrywał się tak we mnie. Fajnie, też chciałabym umieć. Przydało by mi się to.
     - No dobrze. - poddałam. - może i chce mi się spać, ale to jeszcze ie powód, żebym to robiła.
     Dymitr wydawał się rozbawiony moją dedukcją. Nawet oczy mu się śmiały,
     - Nie? - udał zdziwienie. - A co jest powodem do snu?
     Zastanowiłam się nad odpowiedzią. Pomyślałam, kiedy ja najszybciej zasypiam i porównałam to z innymi osobami. Chciałam udzielić jak najlepszej odpowiedzi, ale mądre rady i gadki typu Zen są raczej w stylu Bielikowa, nie moim.
     - Więc... Powodem do snu jest duże zmęczenie i twoja bliskość, brak twojej osoby w łóżku obok mnie i... właściwie to tyle. To znaczy, w niektórych sytuacjach, kiedy jesteśmy na służbie oczywiście muszę spać wtedy kiedy mogę, ale jutro do południa mam czas wolny, więc nie widzę potrzeby pójścia spać.
     Dymitr zaśmiał się cicho i wsunął jedną rękę pod moje plecy. Poczułam się tak bardzo przyjemnie.
     - Myślę, że pierwszy punkt z wymienionych przez ciebie rzeczy jest adekwatny do obecnej sytuacji. - powiedział.
     - A ja myślę, że nie. - uśmiechnęłam się.
     - W takim razie, muszę stąd wyjść, żebyś zasnęła - wydedukował.
     Chciał się podnieść, ale zanim zdążył to zrobić już trzymałam za jego koszulkę. Przyciągnęłam go tak gwałtownie, że upadł na mnie. Dzieł nas tylko niecały oddech. Czułam jego ciało napierające na moje. Czułam jego tors. Dymitr oparł się łokciami o łóżko tuż koło mojej głowy. To sprawiło, że był jeszcze bliżej. Czułam się uwięziona przez jego ciało. Tyle, że wcale ni to nie przeszkadzało. Pragnęłam tak zostać do końca życia. Chciałam umrzeć w jego ramionach, zasypiać w jego ramionach i budzić się w nich. Chciałabym codziennie móc być właśnie w tym więzieniu. Czujne oczy Dymitra lustrowały moją twarz. miałam wrażenie, że widzi wszystko: zarówno ciało jak i duszę. A ja nic nie mogłam z tym zrobić. I wcale nie chciałam.
     - Nie waż się tego robić. - szepnęłam.
     Dymitr kiwnął głową jakbym wydała mu polecenie służbowe. Ciesze się, że potraktował to poważnie, bo ja też tak zrobiłam.
     Przyciągnęłam go jeszcze bliżej i przytuliłam. Wtuliła twarz w jego rozpuszczone włosy. Wciągnęłam ich zapach, a także zapach jego skóry i pomyślałam, że to najprzyjemniejsza woń jaką czułam.
     - Pójdę się kapać - zaczęłam - a ty zaczekasz tu na mnie.
     - Dobrze.
     Dymitr pocałował musnął lekko moje czoło.
     - Wiem, że jesteś zmęczony, ale chcę jeszcze z tobą porozmawiać.
     - Jasne. Wykąp się, ja zaczekam.
     Do głowy przyszedł mi inny pomysł.
     - Jeśli chcesz możesz iść się wykąpać - zaproponowałam. - Potem tu przyjdziesz i dopiero wtedy porozmawiamy.
     - I mam iść przez pół akademii w pidżamie?
     - Jak to? - zdumiałam się.
     - Ty dostałaś pokój w części dla gości, a mi przydzielono mój stary pokój. - wyjaśnił.
     Dlaczego?
     - To ta wredna... - powstrzymałam się, zepsułabym miłą atmosferę, a w dodatku Dymitr nie lubi kiedy wyrzucam z siebie obelgi pod adresem innych - Christian musi załatwić nam wspólny pokój.
     Zastanawiałam się czy Kirowa specjalnie przydzieliła nam pokoje tak daleko od siebie, kiedy usłyszałam Bielikowa.
    - Idź się wykąpać, Rose. - poprosił. - Zaczekam.
     Wstał, a ja za nim. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam wszystko co potrzebne. Szybko zniknęłam w łazience.
     Szybko wzięłam prysznic. Żałowałam, że w łazience nie ma wanny, ale nie można mieć wszystkiego. Uwielbiam, kiedy gorące krople spływają po moim ciele. Nie chciałam, żeby Dymitr długo czekał, więc przekręciłam korek i już po chwili zimna woda wypędziła mnie spod prysznica. Błyskawicznie ubrałam się i umyłam zęby. Nie suszyłam włosów suszarką, a jedynie przetarłam ręcznikiem, żeby nie były całkowicie mokre. Zrobiłam to trochę dlatego, że Dymitr na mnie czekał, a trochę dlatego, że suszarka została w walizce i nie chciało mi się po nią iść. Miałam koszulkę i krótkie spodenki, więc szybko zmarzłam.
     Wyśliznęłam się z łazienki. Dymitr już prawie zasnął na łóżku. Otworzył oczy, kiedy usłyszał, że podchodzę do łóżka. Łóżko jest małe i chciał się przesunąć, żeby zrobić mi miejsce, ale powstrzymałam go. Jestem drobniejsza od niego, więc bez problemu wcisnęłam się na wolne miejsce mimo, że nie miało ono zbyt wielkiej powierzchni. Za to Dymitr jest większy i to chyba oczywiste, że potrzebuje więcej miejsca. Oparłam głowę na jego torsie i objęłam go. Poczułam jak jego usta delikatnie muskają moje czoło.
     Westchnęłam.
     - Tydzień.
     Nie do końca uświadamiałam sobie, że powiedziałam to na głos. Zorientowałam się dopiero, kiedy Dymitr wykonał jakiś gest. Nie umie określić jaki dokładnie.
     - Wiem. - powiedział. - Tylko tydzień.
     Przekręciłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Było mi trochę niewygodnie, ale nie zamierzałam się skarżyć.
     - A potem dwa dni na miesiąc. - zawiesiłam głos. - Myślisz, że nam się uda?
     Zamyśliłam się, kreśląc palcem wzorki na koszulce Dymitra.
     - Nie wiem. - wyznał, patrząc gdzieś w przestrzeń. - Ale musimy spróbować. Nie odpuszczę, Rose. Choćbyśmy mieli widywać się raz na rok, nie odpuszczę. Zbyt dużo jesteś warta. Zbyt dużo dla mnie znaczysz. Zbyt dużo z tobą przeszedłem. Za bardzo cie kocham, żeby dać się pokonać pracy. "Oni są najważniejsi" - wyrecytował od dawna znaną mi mantrę. - To ważna zasada, ale nie potrafię jej stosować tak jak dawniej. Kiedyś nie zawracałbym sobie głowy tym ile razy w miesiącu będę miał wolne. Kiedyś nie myślałbym o kimś, a nawet o sobie podejmując decyzje, planując urlopy. A teraz? Wszystko się zmieniło. Moje życie wygląda zupełnie inaczej niż planowałem...
     Zerknęłam na niego, poruszona tą małą przemową. Nie spojrzał na mnie, ale dobrze wiedziałam, że czuje na sobie mój wzrok.
     - Jeśli to cię pocieszy, to musisz wiedzieć, że ja też kompletnie odwrotnie wyobrażałam sobie przyszłość. - mruknęłam.
     Przez chwile panowała cisza. Miła, spokojna, a mimo to przerwałam ją.
     - Żałujesz? - spytałam nagle.
     Zaskoczyłam go tym pytaniem. Ale chyba nie do końca zrozumiał.
     - Czego?
     - Tego, że twoje życie wygląda inaczej. Tego, że nie jest dokładnie takie jakbyś chciał. Tego, że urodziłeś się dampirem i musisz podporządkować się morojom. Wszystkiego.
    Dymitr milczał dłuższą chwilę, zapewne zastanawiając się nad odpowiedzią. Wydawał się zaskoczony i zaintrygowany jednocześnie.
     - Nie. - odpowiedział w końcu pewnie. - Nie żałuje niczego. Nie zamieniłbym swojego życia na żadne inne. Wiem, że popełniłem wiele błędów i zdawać by się mogło, że chętnie zmieniłbym moje życie i wyeliminował te błędy, ale tak nie jest. Wszystko co zrobiłem, bez względu na to czy to było dobre czy złe, właściwe czy nieodpowiednie, to wszystko sprawiło, że jestem tym kim jestem i mam to co mam. Oczywiście wolałbym mieć własne życie, niezależne od pradawnej rasy wampirów, wolałbym chodzić z dziewczyną do kina, na spacery, nawet na zakupy, a nie musieć zastanawiać się czy ja i ona jesteśmy bezpieczni, czy nic nam nie grozi. Ale wtedy byłbym zupełnie inny. Nie umiałbym cieszyć się z tych wszystkich drobiazgów, które ludzie robią na co dzień. Nie doceniałbym tak bardzo tego co mam. Spójrz, ludzie mają wszystko co chcą, ale tak na prawdę nie rozumieją wartości tego wszystkiego co posiadają. Cieszą się z tego, jasne. Ale czy znają to co my? Czy wiedzą jak to jest codziennie być czegoś niepewnym? Czy ludzie poznali taką miłość, przyjaźń? I niby jako dampiry wcale się tak bardzo od nich nie różnimy, a jednak myślę, że jest między nami przepaść. Niektórzy nastolatkowie naszej rasy, są znacznie bardziej odpowiedzialni i dorośli niż większość ludzi. - Dymitr urwał na moment. - Myślę, że nie żałuje tego wszystkiego: ani tego kim jestem, ani mojego życia. Powiem ci więcej - zerknął na mnie - jestem dumny z tego, że urodziłem się dampirem; dumny z tego kim jestem. Wcale nie chcę się chwalić. Wiem, że nie jestem idealny i wcale nie próbuje taki być - nie wspomniałam, że dla mnie prawie jest idealny - ale cieszę się z tego co mam.
     To co powiedział Dymitr miało wielki, głęboki sens. Podziwiałam go za to, że tak doskonale i szczerze odpowiada na pytania, w dodatku tak pięknie się wyrażając. Jego wypowiedź wzbudziła we mnie wiele refleksji. Ale bezpośrednio po jego odpowiedzi do głowy przyszło, że Dymitr byłby najlepszym mentorem. W zasadzie miał już okazje nim być. A ja mogłam dostąpić tego zaszczytu i być jego uczennicą.
     - Kocham cię, Towarzyszu. - szepnęłam, ukrywając twarz w jego ciele.
     Trzęsłam się z zimna, więc Dymitr okrył mnie kocem. Na kołdrze leżeliśmy, a nikomu z nas nie chciało się wstawać. Skuliłam się i przylgnęłam całym ciałem do Bielikowa.
     - A to jeden z konkretnych powodów, dla których nie żałuję. - powiedział. - Gdybym choć trochę zmienił swoje życie, nie byłoby w nim ciebie, a wtedy byłoby ono bez sensowne. A życie musi mieć sens, żeby było życiem. Gdybym zmienił swoje życie nie leżałbym tu teraz z tobą, nie czułbym twojego ciała tuż koło mojego, nie mógłbym cie dotknąć, nie czułbym nawet zapachu twoich włosów.
     Przekręciłam głowę i podsunęłam się bliżej twarzy Dymitra. Wyciągnęłam dłoń i założyłam mu za ucho kilka kosmyków włosów. Uśmiechnął się lekko i położył rękę na mojej dłoni. Była ciepła i dawała mi bezpieczeństwo.
     - Wiesz, Towarzyszu, czasem myślę, że równie dobrze mógłbyś być poetą.
     Dymitr roześmiał się głośno, zapominając, że za ścianą ktoś śpi.
     - Lepiej idź spać. - pocałował mnie w czoło. - Zaczynasz już majaczyć.
     Połaskotałam go.
     - Wcale nie. - sprzeciwiłam się.
     - Jestem tego pewien.
     Ziewnęłam i uświadomiłam sobie, że już dawno powinniśmy spać.
     - Dobranoc, Roza.
     Ułożyłam się wygodnie.
     - Wiesz, że łamiesz teraz zasady - zaśmiałam się.Czułam, że Bielikow się uśmiechnął. - Dlaczego nie idziesz do siebie? Z tego co pamiętam, to ja bardziej wrzeszczałam, że chcę wspólny pokój.
     - Poczekam aż zaśniesz. - Dymitr pocałował mnie w czoło. - Wtedy pójdę do siebie.
     Nie powiedziałam nic więcej. Objęłam go i zasnęłam. Z tego co pamiętam, ostatnią rzeczą, którą zrobiłam było szepnięcie: "Ja też nie żałuje, Towarzyszu".
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

     I jak? Może być? Jest trochę dłuższy?
     A teraz do wszystkich trzecio gimnazjalistek. Powodzenia na egzaminach! Mam nadzieje, że dobrze wam dziś poszło. Mam nadzieje, że równie dobrze jutro i pojutrze. A i dziękuje bardzo, bo dzięki wam mam trzy całkowicie wolne dni!
     (Sorki ale dziś bez zdjęć)

niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 46

Rozdział 46

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Reszta czasu w Rosji upłynęła bardzo szybko. Kiedy w końcu nadszedł dzień pożegnania nikt nie był  szczęśliwy. Nawet mały Kola wyczuł chyba, że coś jest nie tak i był spokojny. Od rana wszyscy powłóczyliśmy nogami. Nikt nie miał na nic ochoty, oprócz przytulania się. Rano, kiedy Dymitr poszedł na dół, a ja ścieliłam łóżko, Wiktoria, Sonia i Karolina przyszły do mnie i podziękowały za to, że przywiozłam im Dymitra. Olena zrobiła to poprzedniego wieczora, a Jewa... powiedziała, że porozmawiamy tuż przed naszym odlotem. No cóż... pozostaje mi tylko czekać.
     Nie chcę stąd wyjeżdżać. Nie wiem czy to przez to, że przyzwyczaiłam się do normalnego życia, a odzwyczaiłam od służby. Czy dlatego, że tak bardzo pokochałam Bielikowów. Ta rodzina stała się moją rodziną. Czuję to wewnętrznie i widzę zewnętrznie. Nie czuję się skrępowana, kiedy schodzę na dół w samej pidżamie. Sama robię sobie posiłki, wiem gdzie co jest w kuchni. Pomagam im. Z uśmiechem na twarzy walczę z Wiktorią o pilot do telewizora. Przez te dwa tygodnie tak bardzo przywykłam do Bielikowów, że teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez nich. Szlag! Muszę coś zrobić, żeby nie tęsknić za nimi tak bardzo.
     Rano słyszałam jak Dymitr z Oleną dyskutują na temat jakichś listów. Dopiero po chwili zorientowałam się w sytuacji. Chodzi o listy, które Dymitr wysyłał do nich i oni wysyłali do niego, a które nie dotarły do nikogo. Bielikow już chyba dzwonił do akademii. Szczerze? Nie orientuje się bardzo w sytuacji. Potem wypytam Dymitra.
     Za pół godziny mamy samolot. Czekamy teraz z całą rodziną Bielikowów. Kocham ich jeszcze mocniej, bo chcieli tu z nami przyjechać. Bo poświęcili swój czas i przyjechali tu, żeby się z nami pożegnać. Siedzimy i rozmawiamy wszyscy, dopóki nie przerywa nam dzwonek telefonu Dymitra. On odchodzi i odbiera. Rozmawiał chwilę, a potem podszedł do mnie.
     - Rose, mała zmiana planów. - powiedział.
     Zaintrygował mnie tym. Ciekawe o co chodzi?
     - Coś się stało? - spytała wystraszona Olena.
     Dymitr nie oderwał wzroku ode mnie. Wyraźnie wyczekiwał mojej reakcji.
     - Nie jedziemy na Dwór. - o, to może być ciekawe - Lecimy do Montany, do Akademii świętego Władymira.
     Chyba nie wierzyłam w to co usłyszałam. Do akademii? Dlaczego? Mam się cieszyć czy płakać? Tego też nie wiedziałam. Patrzyłam na Dymitra szukając jakiejś podpowiedzi, ale niczego nie znalazłam. Akademia. Tyle lat spędziłam na jej terenie. Fakt, jestem do niej przywiązana. To był mój dom. Tam się wychowywałam. Tam poznałam Lissę. Tam zdobyłam wszystkich przyjaciół. Tam zakochałam się w Dymitrze...  Tak. To zdecydowanie najlepsze wspomnienia. No.. jest też trochę złych, ale chyba nie chcę i nie muszę ich wymieniać. Akademia. Skoro tam jedziemy to pewnie polecenie królowej. Tylko nie rozumiem, a raczej nie znam calu.
     - Po co tam lecimy? - spytałam unosząc wzrok.
     Dopiero zauważyłam, że Dymitr usiadł na przeciwko mnie, obok mamy.
     - Z tego co wiem Królowa została zaproszona przez dyrektor Kirovą. - odpowiedział. Nie podobało mi się, że głos Dymitra przybrał służbowy ton. Ale zaciekawiło mnie po co Kirova ściągnęła Lissę do Akademii. - Nie wiem dokładnie o co chodzi, bo dzwonił Christian i...
     - Ten przystojniak? - przerwała Wiktoria - Ozera?
     Nie dałam rady tego powstrzymać, wybuchłam śmiechem. Dymitr spojrzał na mnie z dezaprobatą, a ja powoli się opanowałam, bo zauważyłam na sobie dziwne spojrzenia ludzi.
     - Wybacz, Towarzyszu. - poprosiłam wycierając łzy śmiechu z moich oczu. - Nie udało mi się powstrzymać.
     - O co chodzi? - spytała, zdezorientowana Wika.
     - O nic. - odparł sucho jej brat. - Rose i Christian mają dziwną relacje.
     Zaniepokoił mnie ton głosu Dymitra. pomyślałam, że jeszcze trochę, a urządzę mu aferę na środku lotniska.
     - Nie przesadzaj. - prychnęłam z uśmiechem. - My się po prostu lubimy inaczej.
     Dymitr zignorował mój komentarz i kontynuował.
     - Samolot do Montany wylatuje za godzinę. Koszty przelotu pokryje skarbiec dworski. Królowa zabrała już nasze uniformy. Ona i Christian są już w akademii. Przyleciało z nimi sześciu strażników. Zarezerwowali nam już pokój. Po przylocie od razu mamy się zgłosić do gabinetu dyrektor Kirowej, odebrać klucz do pokoju, a potem zameldować się u królowej.
     Wstałam. Nie wytrzymałam...
     - Dymitr, do cholery jasnej! - wrzasnęłam.
     Spojrzenia całej rodziny padły na mnie. Zresztą innych ludzi też. Bielikow za to wyglądał jakby nie wiedział co się dzieje. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
     - O co chodzi?
     - O co chodzi?! - powtórzyłam. - Ja... - ugryzłam się w język. - Chodź ze mną.
     Odeszłam od ławek, minęłam automaty i skręciłam w jakieś trochę wyciszone i wyludnione miejsce. Wiedziałam, że Dymitr idzie za mną. Oparłam ręce na biodrach chcąc wyglądać groźnie. Przeszkadzało mi trochę to, że jestem od niego dużo niższa, ale nadrabiałam to nieugiętą miną.
     - Wytłumaczysz mi teraz o co ci chodzi? - spytał spokojnie.
     - To ty masz mi się tłumaczyć. - syknęłam, trochę za mocno. Dlatego potem próbowałam złagodzić ton. - Nie rozumiem. Jesteś tu z rodziną, ze mną. Nie musisz zachowywać się jak strażnik. Masz być sobą jeszcze przez najbliższe kilka godzin. Dojedziemy do akademii, ok, możesz być obojętny, sztywny, jaki tylko chcesz, ale proszę nie tutaj. Proszę. - poczułam jak szczypią mnie oczy. Tak bardzo staram się, żeby Dymitr nie żył cały czas w stresie, ukrywając samego siebie. - Nie zakładaj maski strażnika. Jeszcze nie. Proszę. Dla mnie, dla swojej rodziny. Daj nacieszyć im się Dimką, nie strażnikiem Bielikowem. Nie odbieraj nam tej radości, Towarzyszu. My nie wymagamy od ciebie bycia idealnym strażnikiem. Chcemy tylko Dymitra. Naszego Dymitra. Dlaczego zawsze po telefonach służbowych lub czymkolwiek związanych z naszą pracą stajesz się właśnie taki jak przed chwilą? Jasne kocham także tego Dymitra, ale wolę mojego. Tego, którego mam tylko ja lub tego, którego ma twoja rodzina. - widziałam i wiedziałam, że Dymitr mocno przeżywa moje słowa. Łzy nie leciały mi po policzkach, nie dostały się nawet całkowicie do oczu, ale nadal wolałam je na wszelki wypadek powstrzymywać przed jakimkolwiek ruchem. - Dymitr... Bądź sobą. Tylko tyle od ciebie chcę. Tylko tyle wszyscy od ciebie chcemy. Żebyś był sobą. Bo takiego Dymitra kochamy najbardziej.
     Milczał. Ja też. Patrzyliśmy sobie w oczy. tylko tyle. Nie wiem ile tak staliśmy. Pomyślałam, że może chciałby zostać sam. Stanęłam obok niego i dosłownie na moment złapałam go za rękę. Ścisnęłam ją mocno, puściłam i odeszłam. Tak bardzo chciałam go przytulić. Poczuć ciepło jego ciała. Ale na razie musiała mi wystarczyć tylko te kilka sekund, kiedy trzymałam jego rękę.
     Wróciłam do jego rodziny. Po drodze kupiłam sobie napój energetyczny. Może otrzeźwi trochę mój umysł i pomoże mi przestać myśleć o Dymitrze. Chciałam wrócić tam do niego. pobiec tam i sprawdzić co z nim. Nienawidzę niepewności. Nienawidzę momentów, kiedy mogę tylko czekać. Ja muszę działać.
     Usiadłam koło Oleny i wypiłam na raz całą puszkę. Siedziałam wpatrzona w przestrzeń. Trzęsłam się z zimna. Wsunęłam na siebie długi sweter, który kupił mi Dymitr. Mój ulubiony... Nikt się przez moment nie odzywał, panowała niezręczna cisza. Nawet dzieciaki nie odezwały się słowem. I mimo, że na lotnisku był ogromny hałas, ja nie słyszałam nic.
     - Gdzie Dimka? - zapytała nagle Karolina.
     Dimka... Mówiłam o tym Dymitrowi...
     Już miałam rzucić coś, żeby tylko nie musieć opowiadać o tym co się stało, kiedy zauważyłam znajomą sylwetkę, przepychającą się między ludźmi. Jego wzrok skierowany był prosto na mnie. Szedł szybko. Wyglądał niemalże bosko. Wydawało się, że nic nie stanie mu na przeszkodzie dotarcia do celu. A jego celem byłam ja. W mgnieniu oka był prze mnie. Złapał mnie za nadgarstek, podniósł i przyciągnął do siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć moje usta były już na wargach Dymitra. Całował namiętnie, mocno, z całą siłą. No prawie... Gdyby pocałował mnie teraz tak jak obydwoje tego chcemy ludzie na lotnisku mogliby mieć niezłe przedstawienie i uznaliby nasze zachowanie za nieprzyzwoite. Powstrzymywaliśmy się nawzajem przez zbyt gwałtownymi pocałunkami. Dymitr odsunął się dość szybko. Zrozumiałam, że najwyraźniej za bardzo przykuwamy uwagę. Usiedliśmy, a ja wtuliłam się w ciepłe ciało Dymitra. On objął mnie i pocałował w czoło.
     - Kocham cię, Towarzyszu. - mruknęłam tak cicho, żeby tylko on usłyszał.
     - Kocham cię, Roza.
     Zadrżałam.
     Atmosfera stała się wyraźnie przyjemniejsza. Na twarzach Bielikowów zobaczyłam uśmiechy. Tylko Pawka miał nieodgadnioną minę.
     - Jesteście dziwni. - powiedział nagle.
     Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Dymitr też. Zoja, sama nie wiedząc z czego też chichotała. Teraz już całkowicie zniknęło dziwne napięcie.
     Resztę czasu jaki nam został spędziliśmy rozmawiając, śmiejąc się. Ja i Dymitr odsunęliśmy się od chwilę po tym jak Pawka stwierdził, że jesteśmy dziwni. Zdecydowaliśmy, że będziemy mieli dla siebie jeszcze dużo czasu w samolocie. Chcieliśmy jeszcze nacieszyć się całą tą radosną rodzinką.
     W końcu przyszedł na nas czas. Musieliśmy już iść. Niedługo startuje nasz samolot. Zatrzymaliśmy się jeszcze kilka minut w miejscu, w którym ostatni raz możemy na siebie spojrzeć. Wylały się litry łez. Cieszę się, że nie nałożyłam dużo makijażu, ale wiem, że to co mam na sobie i tak będę musiała poprawić. Pożegnaliśmy się kolejno ze wszystkim, nie omijając Koli. Na koniec została mi Jewa. Ona też płakała ukradkiem. Poprosiła mnie na moment. Odeszłam z nią kilka kroków.
     - Dziękowałam ci już. Teraz chodzi mi o coś innego. - zaczęła. No pięknie. Ciekawe o co znowu chodzi. - Musisz coś wiedzieć. Ale najpierw ja muszę coś usłyszeć, jestem tego pewna, ale musisz powiedzieć to przy mnie na głos. kochasz mojego wnuka?
     Zmarszczyłam brwi nic z tego nie rozumiejąc, ale postanowiłam nie pytać o przyczyny i tak dalej.
     - Oczywiście. - odpowiedziałam z pełną powagą. - Kocham Dymitra jak nikogo innego na świecie.
     Jewa kiwnęła głową, jakby zgadzając się z tym co powiedziałam.
     - Musisz wiedzieć, że niedługo coś się stanie. - patrzyła na mnie skupiona i czułam, że wymagała skupienia także ode mnie. - Nie wiem co, dlatego nie pytaj mnie o to. Wiem tylko, że w niedalekiej przyszłości zostaniecie wystawieni na próbę. Obydwoje. To może stać się za miesiąc, rok, lub za kilka dni. Nie wiem kiedy, nie wiem co dokładnie, ale wiem, że musicie sobie ufać.
     Wywróciłam oczami. Co z tego, że Jewa mi o tym powie, skoro nie wiem gdzie, co i jak? Mimo wszystko przeszedł mnie dreszcz niepokoju. Wzdrygnęłam się na myśl o tej "próbie". Postanowiłam potraktować poważnie to co przekazała mi Jewa.
     - To wszytko? - spytałam. Nie z irytacją, ale z wyraźnym zaciekawieniem.
     Chciałam wiedzieć wszystko co wie na ten temat Jewa.
     - Tyle powinnaś wiedzieć.
     - Czyli jest coś jeszcze. - westchnęłam.
     Jewa spoważniała jeszcze bardziej i wydawało mi się jakby jej mała sylwetka urosła nagle, zupełnie niespodziewania, ale niesamowicie.
     - Ufasz mi? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź poprawiła się. - Ufasz mojej rodzine\ie? Naszej rodzinie?
     Zdumiałam się tym, że usłyszałam słowo "nasza". Jewa wprawiła mnie tym w zaskoczenie, ale byłam jej ogromnie wdzięczna za to słowo.
     - Tak - odparłam bez wahania. - Ufam bezgranicznie.
     Kobieta kiwnęła głową.
     - W takim razie zaufaj mi. - to nie brzmiało jak rozkaz. Raczej prośba. Niemalże błaganie. - Nie dla mnie, nawet nie dla siebie. Zaufaj mi dla ciebie i Dimki. Dla was. Jeśli nie jesteś pewna kim się dla mnie stałaś, pomyśl o tym kim jest dla mnie Dymitr. Zapytaj się czy zrobiłabym coś co mogłoby mu zaszkodzić.
     Milczałam. Zastanawiałam się co odpowiedniego w tej chwili mogłabym powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
     - Ale nie będzie tak źle. - zapewniła mnie staruszka nagle się rozpromieniając. - Po tym wszystkim czeka was coś wspaniałego. Myśl o tym za każdym razem, kiedy będziesz miała ochotę zwątpić; gdy nie będziesz miała już siły by iść dalej. Wtedy przypomnij sobie, że na końcu czeka cię nagroda.
     - Niech zgadnę, nie mogę się dowiedzieć co będzie tą nagrodą - rzuciłam bezmyślnie, oby tylko nie czuć tej dziwnej tajemniczej ciszy, która następuje po każdym zdaniu.
     - Sama tego nie wiem. - wyznała kobieta i ku mojemu zdumieniu na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
     Ja też się uśmiechnęłam. Jewa przez chwilę się wahała, ale nie wiem co rozważała. Nie wiedziałam dopóki tego nie zrobiła. Starsza kobieta podeszła do mnie i owinęła mnie wątłymi ramionami. Znieruchomiałam, nie wiedziałam jak zareagować. Nigdy wcześniej nie pokazała mi tyle emocji. Nigdy wcześniej nie dotknęła mnie nawet. A teraz przytuliła się do mnie z małym uśmiechem. W końcu podjęłam decyzję i odwzajemniłam zażarty uścisk. Stałyśmy tak, dopóki nie usłyszałyśmy nawoływania.
     - Rose! - krzyknął Dymitr. - Musimy już iść.
     Jewa odsunęła się ode mnie.
     - Pamiętaj. - szepnęła.
     - Będę pamiętała. - zapewniłam cicho, ale z mocą.
     Podeszłyśmy do reszty. Dymitr odniósł już nasze walizki. Złapałam tylko torebkę i...
     Nagle się przestraszyłam. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa Jewy. Spojrzałam na nią spanikowana. Czułam się jakby dopiero teraz runął mur i dobiegł do mnie sens tego o czym przed chwilą rozmawiałam. Kobieta wzrokiem nakazała mi spokój i kiwnęła głową, jakby mówiła, że nic na to nie poradzimy, ale jeśli będę silna dam radę. Muszę dać radę, upomniałam się w myślach. Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale poradzę sobie ze wszystkim. Kiedy znowu zerknęłam na staruszkę, czułam, że wierzy we mnie. To dodało mi otuchy.
     Kiedy odchodziliśmy Pawka i Zoja płakali zawzięcie i nie chcieli przestać mimo, że ja i Dymitr obiecaliśmy, że szybciutko wrócimy. Wydawało mi się, jakby mieli niewyczerpany zapas łez. Wyrywali się oboje i chcieli nas zatrzymać. Musieliśmy iść. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Ale widok płaczących dzieciaków wcale nie pomagał w pożegnaniu.
     Ostatni raz zerknęliśmy za siebie. Poczułam piekący ból w piersi. Ból, którego nie da się powstrzymać, więc postanowiłam, że już na nich nie spojrzę. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, nie wylecę z Rosji.
   
     Usiadłam przy oknie. Dymitr kupił bilety na bardzo dobry samolot. Miejsca były wygodne, a zaraz po stracie stewardessa zaproponowała nam ciastka i kawę. Odmówiliśmy zgodnie.
     - Już tęsknię. - wyznałam.
     To było bez sensu, bo Dymitr będzie tęsknił bardziej, będzie czuł większy ból na wspomnienie o nich. Mimo to, zrozumiał mnie. Nie zrobił mi wyrzutów. Tylko złapał za rękę i ścisnął ją.
     - Wiem. - szepnął. - Ja też.
     Bezskutecznie przez godzinę próbowałam zasnąć. Po napoju energetycznym, który wypiłam na lotnisku nie czułam się ani trochę senna. Mogłabym patrzeć za okno i podziwiać widoki, ale lecimy nocą. Jest całkowicie ciemno. W szybie widzę jedynie odbicie tego co dzieje się w samolocie. Może to dobrze, że lecimy nocą. Kiedy dojedziemy do akademii będzie jasno, co oznacza noc dla naszego świata. Jeśli nie dadzą nam od razu warty lub czegoś podobnego, będziemy mogli jeszcze się wyspać lub rozpakować.
     Dymitr nie odezwał się do mnie odkąd ścisnął moją dłoń. Cały czas ją trzymał, ale milczał. Coś chodziło mu po głowie.
     - O czym myślisz? - zapytałam cicho.
     - O tym co mi wcześniej powiedziałaś. - wyznał.
     Oł....
     - I? - chciałam żeby kontynuował, chciałam poznać jego zdanie na ten temat.
     Przeczesał włosy palcami.
     - Masz rację. - ściszył trochę głos. Najpierw myślałam, że po prostu nie chce tego głośno powiedzieć, ale szybko zrozumiałam, że chodzi o prywatność. Nie chciał, żeby obcy ludzie słuchali o czym rozmawiamy. - Sam to zauważyłem jakiś czas temu. - wiem, jak ciężko było mu się do tego przyznać. - Powinienem zachowywać się normalnie, swobodnie, ale automatycznie włącza mi się w głowie... coś mi podpowiada, że teraz powinienem być właśnie taki jak na służbie. Nie wiem dlaczego. Po prostu tak mam. Wiem, że muszę się tego pozbyć, ale...
     - Nie. - przerwałam mu gwałtownie. Dymitr mówił cicho, więc ja też starałam się tak mówić. - Nie musisz się tego pozbywać. Nie możesz.
     - Mówiłaś, że mam być sobą.
     Nachyliłam się trochę i złapałam go mocniej za dłoń.
     - Właśnie, słusznie - przyznałam mu rację. - Masz być sobą. Ale pomyśl, wyobrażasz sobie siebie samego bez pewnej części... służbowej? - nie czekając na odpowiedź kontynuowałam. - Masz być sobą, a nie rezygnować z pewnej części siebie. Służba jest twoją częścią, mam rację? Przecież zakochałam się w tobie właśnie, kiedy byłeś na służbie. Właśnie wtedy. Nie znałam wtedy tego mojego Dymitra, a mimo to całą dobę siedziałeś uparcie w mojej głowie. Nie każe ci wyrzucać tej części siebie; zabraniam ci nawet tego. Chcę tylko, żebyś przy mnie, przy przyjaciołach, przy rodzinie był sobą, ale nie na służbie. Chcę żebyś czuł się swobodnie, a dobrze wiesz, że służba nie ma nic wspólnego ze swobodą.
     - A co jeśli nie umiem zapanować nad tą częścią siebie, która odpowiada za służbę? Co jeśli nie mogę powstrzymać tego odruchu, tego tonu?
     Dymitr wziął to wszystko na poważnie. Dobrze. O to chodzi. Musi się nad tym zastanowić.
     - Wtedy ja ci pomogę. - oznajmiłam.
     Bielikow oparł się znów o fotel.
     - W takim razie będziesz musiała często mi pomagać. - westchnął.
     - Nie ma problemu.
     Siedzieliśmy chwilę w ciszy, kiedy nagle usłyszałam jego głos.
     - Rose?
     - Tak?
     Spojrzałam na niego odruchowo. Miał niepewność wypisaną na twarzy. Może nawet było tam trochę strachu.
     - Często cię w ten sposób ranię? - zapytał.
     - Nie rozumiem...
     - Często krzywdzę cię tym, że jestem zamknięty w sobie i koncentruje się na służbie?
     Myślałam, że spadnę z fotela. Dymitr bał się, on naprawdę się bał, że boli mnie jego zachowanie. Absurd, pomyślałam. Za bardzo go kocham, żeby raniło mnie takie coś. Raz rzeczywiście czułam się jakby była w tyle, za służbą. ale dowiedziałam się po tem o co chodziło i zrozumiałam zachowanie Dymitra. Poza tym to służba powinna być dla nas ważniejsza niż ta druga osoba. Pewnie Lissa mówiła o tym, kiedy ogłaszała wyniki głosowania.
     - Nie. - odpowiedziałam. - Oznaczałoby to, że ranisz mnie tym, że jesteś sobą, bo służba to część dampira. A tak nie jest. I nigdy więcej tak nie myśl, Towarzyszu.
     Ukochany kiwnął energicznie głową.
     - Obiecuję. - przyrzekł.
     Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak bardzo jest zmęczony. Ja wypiłam napój energetyczny. On nie wypił nawet łyka kawy. Nie miał w organizmie kofeiny, która odpędziłaby senność. Tak jest lepiej, stwierdziłam. Dymitr powinien odpocząć.
     - Idź spać. - zachęciłam go.
     - A ty? - spytał. - Widziałem jak próbowałaś zasnąć przez godzinę.
     - Wypiłam napój energetyczny - wyjaśniłam. - Nie chcę spać, ale ty się zdrzemnij. Oprzyj się o mnie. Będzie ci wygodniej.
     Dymitr wahał się przez moment,jakby sądził, że pod ciężarem jego głowy moje ramie się połamie. W końcu jednak zdecydował. Postanowił zrobić to trochę inaczej, ale jego plan był nawet lepszy. Zamiast oprzeć głowę na moim ramieniu, przysunął się, przyciągnął mnie do siebie i zmusił do zrobienia tego. A kiedy moja głowa leżała już spokojnie na jego ramieniu, objął mnie jedną ręką i oparł swój policzek o czubek mojej głowy.
     - Postaraj się zasnąć. - poprosił Dymitr.
     Złapałam go za nadgarstek i przytrzymałam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chciałam pokazać mu, że jest mój? Zademonstrować, że jest ze mną bezpieczny? A może chciałam pokazać wszystkim w samolocie, że Dymitr jest tylko mój? Nie wiem.
     - Postaram się. - szepnęłam.
     Dymitr szybko zasnął. Rozpoznałam to po spokojnym, miarowym oddechu. Nie chciałam go budzić, więc nie ruszałam się. Poza tym, prawdę mówiąc było mi zbyt wygodnie. Przesunęłam kciukiem kilka razy po jego nadgarstku i napawałam się ciepłem i przyjemnością jaką mi to dawało. W końcu sama zmęczona i znudzona rozmyślaniami o akademii, postanowiłam odpocząć. Zasnęłam szybciej niż sądziłam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wczoraj były imieninki Dymitra, ale nie mogłam wstawić rozdziału (nia miałam czasu), więc dziś... Najlepszego Towarzyszu <3 Przepraszam, że spóźnione <3
DayDance jeśli chcesz wysłać prezent Danili (a wiem, że raczej chcesz) przypomnij mi an mailu, żebym wsyałała ci swój adres. ;) A jeśli ktoś jeszcze chce wysłąc prezent Danili Kozlovsky'emu serdecznie zapraszam i piszcie na maila.
Mama nadzieje, że rozdział się podobał. To tak na umilenie niedzieli i zapomnienie, że jutro trzeba wracać do szkoły... Wiem, jak też tego nie lubię. Tym bardziej, że jutro mam 3 sprawdziany.... Nauczyciele są brutalni....

NAJLEPSZEGO, STRAŻNIKU DYMITRZE BIELIKOW! <3


BOSKOŚĆ!!! <3


A to jest tak... Dwa zdjątka z Rose i Christianem. Jak myślicie  BYLIBY DOBRANĄ PARĄ?


Zoey i Dam ( ta tak na Rose i Christiana)

KTO BĘDZIE OGLĄDAŁ? NA YOUTUBIE MAJĄ KANAŁ OGLĄDAŁAM JUŻ KAŻDY Z TRZECH ODCINKÓW Z DANILĄ, A WY? (sorki za Caps look)

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 45, część II

Rozdział 45, część II

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
     Na śniadanie zeszliśmy pół godziny później. Niechętnie. Wolałam leżeć w łóżku razem z Dymitrem. Wyspał się i zachowywał się... normalnie. Może to nie do końca odpowiednie słowo, ale to pierwsze przyszło mi do głowy. W każdym bądź razie Dymitr był po prostu słodki. Przytulał się do mnie, całował, droczył jak mały dzieciak, a nawet łaskotał. Całkowicie się zrelaksował i zapomniał o wszystkim innym. Szczerze mówiąc ja też. Zapomniałam o całym świecie, zupełnie jakbyśmy byli na nim sami. Skupiłam się na Dymitrze, na tym jak mnie dotykał, całował, na tym co mówił i jak to mówił. To wszystko było najważniejsze i nic innego nie mogło znaleźć się w mojej głowie. Na dół zeszliśmy dopiero kiedy przyszła po nas Olena. Dymitr wtedy zaczął trochę nad sobą panować, ale nadal miał fantastyczny humor. Kiedy schodziliśmy po schodach jego mama szła przede mną, a on za mną. Wykorzystał to, objął mnie w talii i pocałował w szyję. Zaskoczył mnie trochę robiąc to przy swojej mamie, ale najwyraźniej wyczuł, że tutaj nie musi niczego ukrywać. No może poza niektórymi rzeczami, które robi ze mną... Tak, lepiej, żeby ten zostały tylko między nami...
     Śniadanie było pyszne. Same przysmaki. Całe szczęście nie rosyjskie. Nie mam nic do ich narodowej kuchni, ale chyba jednak wolę amerykańskie jedzenie. Potem poszliśmy do salonu.
     - Mam do was prośbę - zwróciłam się do rodziny Bielikowów. Dymitr wyszedł na chwile do łazienki, więc postanowiłam skorzystać z okazji. - Mogłybyście opowiedzieć mi o Dymitrze.
     Sądząc po ich minach - nie do końca wiedziały o co chodzi.
     - Rose - zaczęła Karolina - chyba go znasz, nie...
     - Tak, tak - przerwałam jej. - Chodzi mi o jakieś śmieszne, kompromitujące historyjki albo coś. Wiecie, żebym miała czym go szantażować.
     Spojrzałam niepewnie na Olenę. Początkowo stwierdziłam, że będzie protestować i powie, że to niekulturalne i tak dalej, ale ona już kilka sekund później parsknęła śmiechem.
     - Trochę tego będzie. - przyznała. - Od czego by tu zacząć...
     Pawka i Zoja siedzący dotąd na podłodze z zabawkami w rączkach teraz unieśli głowy i spojrzeli na nas czujnie.
     -  Opowiedz Rose o smoczku, babciu. - zaproponował chłopiec.
     Zoja uśmiechnęła się radośnie, a zaraz za nią reszta rodziny.
     - Tak - potwierdziła prośbę Pawki jego siostra. Mała nie umiała jeszcze dobrze mówić i chyba nie do końca wiedziała o czym mowa, ale na słowo "smoczek" rozpromieniła się. Chyba dużo jej opowiadali o wujku. A może to dlatego, że sama miała swojego smoczka. - Tak!
     Olena zerknęła na mnie i widząc moją zaciekawioną minę podjęła decyzje.
     - Dobrze, już dobrze. Opowiem o smoczku. - powiedziała. - Dymitr bardzo długo ssał smoka. Oduczył się chyba dopiero, kiedy miał cztery lata. Jeden miał nawet różowy. Chyba nawet mam zdjęcie Dimki z tym smoczkiem. Soniu, mogłabyś poszukać? - jej córka natychmiast podniosła się z uśmiechem i poszła po album. - No więc Dimka nie mógł przeżyć dnia bez smoczka. Budził się z nim, bawił i zasypiał. Pewnego dnia, gdy go zgubił płakał prawie cały dzień. Przedtem i potem także nigdy nie wiedziałam, żeby aż tak szlochał. - obawiam się, że ja widziałam takiego Dymitra, dodałam w myślach. Do mojej głowy dostał się obraz płaczącego Dymitra, od razu po przemianie. I ta sekunda w której widziałam jego oczy... Nie chcąc sobie psuć humoru siłą odsunęłam od siebie to wspomnienie. - Umiał już trochę mówić, więc oskarżał wszystkich o to, że zabraliśmy mu jego przyjaciela. Nikt nie mógł go uspokoić, nawet jego babcia Jewa. Nie chciał nic jeść, ani pić. Wszyscy szukali smoka Dimki.
     - A mama traciła cierpliwość. - dodała Karolina.
     Zaśmiałam się,
     - Dziwicie mi się? - zapytała. - Miałam ochotę wyrzucić go na podwórko. - parsknęłam cicho. - Koniec końców Dymitr sam znalazł swojego przyjaciela. Okazało się, że cały czas miał go przy sobie w kieszeni w małych dresikach. Właśnie tych, które ma na sobie Pawka.
     Roześmiałam się głośno, nie zważając na lekki ból gardła. Odruchowo zerknęłam na spodnie Pawki - szaro-czarne dresy, ale zaraz potem wróciłam do śmiania się. Dziewczyny mi zawtórowały. Pawka i mała Zoja też. Dziecko Sonii nie spało, więc nie musiałam powstrzymywać się od wybuchu śmiechu. Opanowałam się kilka minut później.
     - Dymitr naprawdę aż tak przywiązał się do smoczka? - nadal mnie to dziwiło. - Patrząc teraz na niego, nawet nie przypuszczałabym, że tak bardzo kochał swojego przyjaciela, jak to nazwaliście. Jest kompletnym przeciwieństwem płaczliwego dziecka.
     Olena usiadła wygodniej na kanapie i westchnęła prawie niesłyszalnie.
     - Wiem, ale uwierz mi w dzieciństwie taki właśnie był. Prawdę mówiąc taki trochę "mami synek" z niego był. - jej spojrzenie sugerowało, że właśnie wspomina dawne czasy. Dopiero teraz zauważyłam, że przed sekundom dziewczyny zabrały dzieciaki i wyszły. Olena chyba dalej nie zdawała sobie z tego sprawy. - Teraz jest zupełnie inny. Przystojny, odważny, twardy, nawet znalazł sobie dziewczynę. - Obydwie uśmiechnęłyśmy się szerzej, kiedy to powiedziała. - Cieszę się, że to właśnie ciebie wybrał.
     - Ja też. - przyznałam.
     Podniosłam się i usiadłam koło kobiety. Chciałam ją przyulić, ale to ona pierwsza objeła mnie ramieniem i przyciągnęła do siebie.[
     - Jest dzięki tobie szczęśliwszy. W zasadzie wszyscy jesteśmy. - kontynuowała. - Nie widziałam go tak rozpromienionego od dawna. Prawie że się świeci... Nie wiem do końca co się z nim działo po tym jak wyleciał z Rosji, ale z tego co wiem bardzo zmieniłaś jego życie.
     - Gdybyście tylko wiedzieli jak bardzo on zmienił moje życie... - westchnęłam.
     Olena spojrzała się na mnie i uśmiechnęła z miłością wypisaną na twarzy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to zdanie na głos. Wcale tego nie chciałam. Ono po prostu przyszło tak nagle do mojej głowy i jak gdyby samo chciało wyjść na zewnątrz. Nie panowałam na tym. To było coś w rodzaju odruchu bezwarunkowego. Nie planowałam tego zrobić, ale powiedziałam to.
     Poczułam lekki rumieniec rozprzestrzeniający się po moich policzkach. Nie ukrywam, że speszyłam się trochę. Dobrze, że dziewczyny wyszły, pomyślałam. Olena przytuliła mnie mocniej i pocałowała w czoło.
     - Poza tym idealnie pasujesz do naszej rodziny. - powiedziała radośnie Olena, Uśmiech na jej twarzy sprawiał, że wydawała się dziesięć lat młodsza. - Nawet moja matka cię lubi. Wiem, że może nie okazuje tego tak bardzo, ale wiem, że ona też cieszy się, że jesteś z nami. Którejś nocy, kiedy... po twoim porwaniu, gdy Dimka po raz kolejny obmyślał szczegóły planu, a ja i dziewczynki siedziałyśmy tutaj Jewa powiedziała, żebyśmy się nie martwili, bo jesteś niezwykle silna i cytuję "banda durnych kretynów" nie da rady cię pokonać. - mimowolnie zachichotałam. - Powiedziała też, że jeszcze wiele zmienisz. Na świecie i w naszej rodzinie.
     Zastanowiłam się chwilę nad tym. Domyśliłam się, że babka Dymitra mnie trochę lubi aczkolwiek nigdy tego nie okazywała. Poza tym zaniepokoiło mnie to co Olena dodała na końcu. Jewa coś wie... Widziała pewnie w tych swoich wizjach. Tylko co? Spróbuję to z niej wyciągnąć...
     - Gdzie tak w ogóle jest Jewa? - zapytałam. - Nie wiedziałam jej od wczorajszego ranka.
     - Prawdę mówiąc sama nie wiem. - przyznała Olena. - Wczoraj wróciła bardzo późno, a dziś wyszła zanim zeszliście na śniadanie. Powiedziała tylko, że zdąży jeszcze pożegnać się z Wiktorią.
     Tak... z tego co wiem Jewa często znika z domu, więc nie ma co się o nią martwić.
     Nagle do salonu wszedł Dymitr.
     - O co chodzi? - zapytał. - Najpierw słyszę twój śmiech - wskazał na mnie - a potem kompletna cisza. Poza tym, kiedy wychodziłem dziewczyny jeszcze tu były, a teraz Sonia jest z dzieckiem na górze, a Karolina i Wika z Pawką i Zoją na dworze, tarzają się w śniegu.
     Wymieniłyśmy z Oleną wesołe spojrzenia i zamiast odpowiedzi posłałyśmy Dymitrowi niewinne uśmiechy. Usłyszałam jak westchnął cicho, ale kąciki jego ust uniosły się w górę.
     - Ty nam lepiej powiedz Towarzyszu co tak długo robiłeś w toalecie - szybko i sprawnie zmieniłam temat, zwalając wszystko na Bielikowa.
     W uszach zadźwięczał mi śmiech Oleny i Dymitra.
     - Idę zrobić herbatę. - powiedziała kobieta. - Chcecie i wy?
     - Ja dziękuje. - zaprzeczyłam miło.
     Olena wstała.
     - Ja też nie chcę. - powiedział Dymitr.
     Jego mama odeszła do kuchni bez słowa, a on szybko zajął miejsce obok mnie.
     - Nie byłem aż tak długo w toalecie - zaczął radośnie. - Poszedłem do pokoju, w końcu ktoś musiał tam posprzątać i ułożyć kołdrę.
     No tak. Kiedy wyszliśmy zostawiliśmy wszystko tak jak było. Stwierdziliśmy, że zaraz i tak tam wrócimy, więc nie ma sensu ogarniać tego bałaganu.
     - Powtórzymy jutro dzisiejszy poranek? - zapytałam uroczo. A przynajmniej starałam się tak brzmieć.
   
   *   *   *   

     Reszta dnia zleciała bardzo szybko. Najważniejsze było tylko pożegnanie się z Wiką. Zanim wsiadła do samochodu przegadała ze mną pół godziny przynajmniej. Chciałam ją odwieźć razem z Dymitrem, ale wszyscy mi zabronili, mówiąc, że powinnam odpoczywać. Nie chciałam psuć sobie humoru, więc nie dyskutowałam. Chciałam chociaż poczekać, aż Dymitr wróci, ale on i Wiktoria kazali mi iść spać. Domyśliłam się, że chcą się pożegnać, pobyć jeszcze trochę we dwoje, więc nie sprawiałam problemów i zgodziłam się na wszystko. Okazało się, że nie czekanie na Dymitra jest bardzo łatwe. Zjadłam coś, wzięłam prysznic i prawie od razu zasnęłam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
      
     Hej! Dobry wieczór ^.^  Jak tam rozdział? Proszę o komentarze
     Luknijcie na dół Jeśli ktoś jeszcze nie wie macie szanse wysłać prezent urodzinowy lub co tam chcecie Danili! Piszcie w tej sprawie do mnie na maila.

Tu chodzi o tego pana....  


 Jeszcze trochę najnowszych zdjęć Zoey i Danili...




"Hardcore Henry" W Polsce już 8 kwietnia (Danila jako Akan)

Zoey i Avan (2 kwietnia 2016 r.)

Jak ja bardzo tęsknie za Zonilą??? JA BARDZO

Znów LBA!

Wow! Dziękuje za nominacje Rosalie!
     No to co się długo rozpisywać. Przejdźmy do pytań...

1. Co skusiło Cię do przeczytania Akademii Wampirów?
Jeśli mam być szczera... dosłownie zmusiła mnie bibliotekarka. Stwierdziła, że za mało czytam i wcisnęła mi na siłę książkę grożąc, że pójdzie do wychowawcy. No cóż... wzięłam bo musiałam. Lubię czytać książki, ale ani okładka ani tytuł mnie za bardzo nie zachęciły. Ale stwierdziłam, że nie zaszkodzi przeczytać. I tak od drugiego rozdziału popadłam w nałóg czytania... Książkę pokochałam tak bardzo, że po oddaniu wszystkich części kupiłam sobie tą serię i przeczytałam jeszcze raz. Ta... to w skrócie cała historia.

2. Gdybyś mogła wybrać to kim byś była i z jakiej książki?
Oczywiście Rosemarie Hathaway z Akademii Wampirów lub Mią Hall z "Zostań jeśli kochasz" i "Wróć jeśli pamiętasz". (Tak szczerze to trochę przez ich facetów, ale nawet bez nich chciałabym być tymi dziewczynami) Ewentualnie Katniss Everdeen z "Igrzysk śmierci" Nie powiem nie chciałabym walczyć w Igrzyskach, ale nią mogłabym być.

3. Która pora roku odzwierciedla Twój charakter?
Trudne pytanie. Myślę, że nie ma takiej pory roku, która mogłaby być podobna do mnie lub ja do niej.

4. Który kolor oczu, oraz włosów jest najpiękniejszy i dlaczego?
Ogólnie nie mam ulubionego koloru ani oczu ani włosów. Sama mam brązowy kolor włosów i oczu (ciemny) i taki chyba najbardziej lubię, ale kiedy zobaczę śliczne niebieskie oczy rozwala mnie. No może tylko średnio lubię blond włosy, ale to też zależy od osoby, która ma takie włosy... W sumie... nie ma najpiękniejszego koloru oczu ani włosów.

5. Dlaczego blog, a nie np. opowieść na wattpadzie albo wordpadzie dla własnego wglądu?
Myślę, że to dlatego, że lepiej piszę mi się czyta opowieści pisane na blogu a nie wattpadzie. Ogólnie nie wiem dlaczego. Po prostu blog bardziej mi odpowiada.

6. Co pragniesz zmienić w sobie, swoim życiu i postrzeganiu wszystkiego co Cię otacza?
Wygląd (ale tylko trochę. Nie chcę być plastikiem czy coś w tym stylu), głos i trochę charakter. Chciałabym być rozważniejsza i czasem ugryźć się w język.


7. Podaj o sobie 6 faktów :P
1) Mam 15 lat
2) Jestem Maja :D
3) Mieszkam w Mazowieckim
4) Kocham zieloną herbatę
5) Pięć sławnych osób, które cenie najbardziej to: Lodovica Comello, Zoey Deutch,  Danila Kozlovsky, Kamil Bednarek i Ariana Grande
6) W przyszłości chciałabym być zawodową tancerką lub ortodontką...


Tym razem już nominuję...
* Karinga ( http://mojaroza.blogspot.com/ )
* Ola ( http://tak-bardzo-cie-kocham-roza.blogspot.com/ )
* Durna Koza ( https://buriafanfiction.wordpress.com/ )
* DayDance ( http://strazniczkarosehathaway.blogspot.com/ )

Moje pytania:
1. Co się skłoniło do napisania bloga?
2. Powiedz (napisz) przynajmniej 7 zdań o sobie.
3. Twój ulubiony kolor?
4. Spodnie czy spódnica?
5. Wolisz telefon czy komputer?
6. Dymitr Bielikow, Adrian Iwaszkow czy Christian Ozera. Który i dlaczego?
7. Z czyjej perspektywy i który fragment AW chciałabyś przeczytać?
8. AW czy KK? A może Zmierzch?
9. Twoja wymarzona obsada ekranizacji AW to...???
10. Czy uszczęśliwia cię pisanie bloga? Dlaczego?
11. Jak myślisz, co jest najważniejsze w życiu?