Rozdział 46
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reszta czasu w Rosji upłynęła bardzo szybko. Kiedy w końcu nadszedł dzień pożegnania nikt nie był szczęśliwy. Nawet mały Kola wyczuł chyba, że coś jest nie tak i był spokojny. Od rana wszyscy powłóczyliśmy nogami. Nikt nie miał na nic ochoty, oprócz przytulania się. Rano, kiedy Dymitr poszedł na dół, a ja ścieliłam łóżko, Wiktoria, Sonia i Karolina przyszły do mnie i podziękowały za to, że przywiozłam im Dymitra. Olena zrobiła to poprzedniego wieczora, a Jewa... powiedziała, że porozmawiamy tuż przed naszym odlotem. No cóż... pozostaje mi tylko czekać.
Nie chcę stąd wyjeżdżać. Nie wiem czy to przez to, że przyzwyczaiłam się do normalnego życia, a odzwyczaiłam od służby. Czy dlatego, że tak bardzo pokochałam Bielikowów. Ta rodzina stała się moją rodziną. Czuję to wewnętrznie i widzę zewnętrznie. Nie czuję się skrępowana, kiedy schodzę na dół w samej pidżamie. Sama robię sobie posiłki, wiem gdzie co jest w kuchni. Pomagam im. Z uśmiechem na twarzy walczę z Wiktorią o pilot do telewizora. Przez te dwa tygodnie tak bardzo przywykłam do Bielikowów, że teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez nich. Szlag! Muszę coś zrobić, żeby nie tęsknić za nimi tak bardzo.
Rano słyszałam jak Dymitr z Oleną dyskutują na temat jakichś listów. Dopiero po chwili zorientowałam się w sytuacji. Chodzi o listy, które Dymitr wysyłał do nich i oni wysyłali do niego, a które nie dotarły do nikogo. Bielikow już chyba dzwonił do akademii. Szczerze? Nie orientuje się bardzo w sytuacji. Potem wypytam Dymitra.
Za pół godziny mamy samolot. Czekamy teraz z całą rodziną Bielikowów. Kocham ich jeszcze mocniej, bo chcieli tu z nami przyjechać. Bo poświęcili swój czas i przyjechali tu, żeby się z nami pożegnać. Siedzimy i rozmawiamy wszyscy, dopóki nie przerywa nam dzwonek telefonu Dymitra. On odchodzi i odbiera. Rozmawiał chwilę, a potem podszedł do mnie.
- Rose, mała zmiana planów. - powiedział.
Zaintrygował mnie tym. Ciekawe o co chodzi?
- Coś się stało? - spytała wystraszona Olena.
Dymitr nie oderwał wzroku ode mnie. Wyraźnie wyczekiwał mojej reakcji.
- Nie jedziemy na Dwór. - o, to może być ciekawe - Lecimy do Montany, do Akademii świętego Władymira.
Chyba nie wierzyłam w to co usłyszałam. Do akademii? Dlaczego? Mam się cieszyć czy płakać? Tego też nie wiedziałam. Patrzyłam na Dymitra szukając jakiejś podpowiedzi, ale niczego nie znalazłam. Akademia. Tyle lat spędziłam na jej terenie. Fakt, jestem do niej przywiązana. To był mój dom. Tam się wychowywałam. Tam poznałam Lissę. Tam zdobyłam wszystkich przyjaciół. Tam zakochałam się w Dymitrze... Tak. To zdecydowanie najlepsze wspomnienia. No.. jest też trochę złych, ale chyba nie chcę i nie muszę ich wymieniać. Akademia. Skoro tam jedziemy to pewnie polecenie królowej. Tylko nie rozumiem, a raczej nie znam calu.
- Po co tam lecimy? - spytałam unosząc wzrok.
Dopiero zauważyłam, że Dymitr usiadł na przeciwko mnie, obok mamy.
- Z tego co wiem Królowa została zaproszona przez dyrektor Kirovą. - odpowiedział. Nie podobało mi się, że głos Dymitra przybrał służbowy ton. Ale zaciekawiło mnie po co Kirova ściągnęła Lissę do Akademii. - Nie wiem dokładnie o co chodzi, bo dzwonił Christian i...
- Ten przystojniak? - przerwała Wiktoria - Ozera?
Nie dałam rady tego powstrzymać, wybuchłam śmiechem. Dymitr spojrzał na mnie z dezaprobatą, a ja powoli się opanowałam, bo zauważyłam na sobie dziwne spojrzenia ludzi.
- Wybacz, Towarzyszu. - poprosiłam wycierając łzy śmiechu z moich oczu. - Nie udało mi się powstrzymać.
- O co chodzi? - spytała, zdezorientowana Wika.
- O nic. - odparł sucho jej brat. - Rose i Christian mają dziwną relacje.
Zaniepokoił mnie ton głosu Dymitra. pomyślałam, że jeszcze trochę, a urządzę mu aferę na środku lotniska.
- Nie przesadzaj. - prychnęłam z uśmiechem. - My się po prostu lubimy inaczej.
Dymitr zignorował mój komentarz i kontynuował.
- Samolot do Montany wylatuje za godzinę. Koszty przelotu pokryje skarbiec dworski. Królowa zabrała już nasze uniformy. Ona i Christian są już w akademii. Przyleciało z nimi sześciu strażników. Zarezerwowali nam już pokój. Po przylocie od razu mamy się zgłosić do gabinetu dyrektor Kirowej, odebrać klucz do pokoju, a potem zameldować się u królowej.
Wstałam. Nie wytrzymałam...
- Dymitr, do cholery jasnej! - wrzasnęłam.
Spojrzenia całej rodziny padły na mnie. Zresztą innych ludzi też. Bielikow za to wyglądał jakby nie wiedział co się dzieje. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
- O co chodzi?
- O co chodzi?! - powtórzyłam. - Ja... - ugryzłam się w język. - Chodź ze mną.
Odeszłam od ławek, minęłam automaty i skręciłam w jakieś trochę wyciszone i wyludnione miejsce. Wiedziałam, że Dymitr idzie za mną. Oparłam ręce na biodrach chcąc wyglądać groźnie. Przeszkadzało mi trochę to, że jestem od niego dużo niższa, ale nadrabiałam to nieugiętą miną.
- Wytłumaczysz mi teraz o co ci chodzi? - spytał spokojnie.
- To ty masz mi się tłumaczyć. - syknęłam, trochę za mocno. Dlatego potem próbowałam złagodzić ton. - Nie rozumiem. Jesteś tu z rodziną, ze mną. Nie musisz zachowywać się jak strażnik. Masz być sobą jeszcze przez najbliższe kilka godzin. Dojedziemy do akademii, ok, możesz być obojętny, sztywny, jaki tylko chcesz, ale proszę nie tutaj. Proszę. - poczułam jak szczypią mnie oczy. Tak bardzo staram się, żeby Dymitr nie żył cały czas w stresie, ukrywając samego siebie. - Nie zakładaj maski strażnika. Jeszcze nie. Proszę. Dla mnie, dla swojej rodziny. Daj nacieszyć im się Dimką, nie strażnikiem Bielikowem. Nie odbieraj nam tej radości, Towarzyszu. My nie wymagamy od ciebie bycia idealnym strażnikiem. Chcemy tylko Dymitra. Naszego Dymitra. Dlaczego zawsze po telefonach służbowych lub czymkolwiek związanych z naszą pracą stajesz się właśnie taki jak przed chwilą? Jasne kocham także tego Dymitra, ale wolę mojego. Tego, którego mam tylko ja lub tego, którego ma twoja rodzina. - widziałam i wiedziałam, że Dymitr mocno przeżywa moje słowa. Łzy nie leciały mi po policzkach, nie dostały się nawet całkowicie do oczu, ale nadal wolałam je na wszelki wypadek powstrzymywać przed jakimkolwiek ruchem. - Dymitr... Bądź sobą. Tylko tyle od ciebie chcę. Tylko tyle wszyscy od ciebie chcemy. Żebyś był sobą. Bo takiego Dymitra kochamy najbardziej.
Milczał. Ja też. Patrzyliśmy sobie w oczy. tylko tyle. Nie wiem ile tak staliśmy. Pomyślałam, że może chciałby zostać sam. Stanęłam obok niego i dosłownie na moment złapałam go za rękę. Ścisnęłam ją mocno, puściłam i odeszłam. Tak bardzo chciałam go przytulić. Poczuć ciepło jego ciała. Ale na razie musiała mi wystarczyć tylko te kilka sekund, kiedy trzymałam jego rękę.
Wróciłam do jego rodziny. Po drodze kupiłam sobie napój energetyczny. Może otrzeźwi trochę mój umysł i pomoże mi przestać myśleć o Dymitrze. Chciałam wrócić tam do niego. pobiec tam i sprawdzić co z nim. Nienawidzę niepewności. Nienawidzę momentów, kiedy mogę tylko czekać. Ja muszę działać.
Usiadłam koło Oleny i wypiłam na raz całą puszkę. Siedziałam wpatrzona w przestrzeń. Trzęsłam się z zimna. Wsunęłam na siebie długi sweter, który kupił mi Dymitr. Mój ulubiony... Nikt się przez moment nie odzywał, panowała niezręczna cisza. Nawet dzieciaki nie odezwały się słowem. I mimo, że na lotnisku był ogromny hałas, ja nie słyszałam nic.
- Gdzie Dimka? - zapytała nagle Karolina.
Dimka... Mówiłam o tym Dymitrowi...
Już miałam rzucić coś, żeby tylko nie musieć opowiadać o tym co się stało, kiedy zauważyłam znajomą sylwetkę, przepychającą się między ludźmi. Jego wzrok skierowany był prosto na mnie. Szedł szybko. Wyglądał niemalże bosko. Wydawało się, że nic nie stanie mu na przeszkodzie dotarcia do celu. A jego celem byłam ja. W mgnieniu oka był prze mnie. Złapał mnie za nadgarstek, podniósł i przyciągnął do siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć moje usta były już na wargach Dymitra. Całował namiętnie, mocno, z całą siłą. No prawie... Gdyby pocałował mnie teraz tak jak obydwoje tego chcemy ludzie na lotnisku mogliby mieć niezłe przedstawienie i uznaliby nasze zachowanie za nieprzyzwoite. Powstrzymywaliśmy się nawzajem przez zbyt gwałtownymi pocałunkami. Dymitr odsunął się dość szybko. Zrozumiałam, że najwyraźniej za bardzo przykuwamy uwagę. Usiedliśmy, a ja wtuliłam się w ciepłe ciało Dymitra. On objął mnie i pocałował w czoło.
- Kocham cię, Towarzyszu. - mruknęłam tak cicho, żeby tylko on usłyszał.
- Kocham cię, Roza.
Zadrżałam.
Atmosfera stała się wyraźnie przyjemniejsza. Na twarzach Bielikowów zobaczyłam uśmiechy. Tylko Pawka miał nieodgadnioną minę.
- Jesteście dziwni. - powiedział nagle.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Dymitr też. Zoja, sama nie wiedząc z czego też chichotała. Teraz już całkowicie zniknęło dziwne napięcie.
Resztę czasu jaki nam został spędziliśmy rozmawiając, śmiejąc się. Ja i Dymitr odsunęliśmy się od chwilę po tym jak Pawka stwierdził, że jesteśmy dziwni. Zdecydowaliśmy, że będziemy mieli dla siebie jeszcze dużo czasu w samolocie. Chcieliśmy jeszcze nacieszyć się całą tą radosną rodzinką.
W końcu przyszedł na nas czas. Musieliśmy już iść. Niedługo startuje nasz samolot. Zatrzymaliśmy się jeszcze kilka minut w miejscu, w którym ostatni raz możemy na siebie spojrzeć. Wylały się litry łez. Cieszę się, że nie nałożyłam dużo makijażu, ale wiem, że to co mam na sobie i tak będę musiała poprawić. Pożegnaliśmy się kolejno ze wszystkim, nie omijając Koli. Na koniec została mi Jewa. Ona też płakała ukradkiem. Poprosiła mnie na moment. Odeszłam z nią kilka kroków.
- Dziękowałam ci już. Teraz chodzi mi o coś innego. - zaczęła. No pięknie. Ciekawe o co znowu chodzi. - Musisz coś wiedzieć. Ale najpierw ja muszę coś usłyszeć, jestem tego pewna, ale musisz powiedzieć to przy mnie na głos. kochasz mojego wnuka?
Zmarszczyłam brwi nic z tego nie rozumiejąc, ale postanowiłam nie pytać o przyczyny i tak dalej.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z pełną powagą. - Kocham Dymitra jak nikogo innego na świecie.
Jewa kiwnęła głową, jakby zgadzając się z tym co powiedziałam.
- Musisz wiedzieć, że niedługo coś się stanie. - patrzyła na mnie skupiona i czułam, że wymagała skupienia także ode mnie. - Nie wiem co, dlatego nie pytaj mnie o to. Wiem tylko, że w niedalekiej przyszłości zostaniecie wystawieni na próbę. Obydwoje. To może stać się za miesiąc, rok, lub za kilka dni. Nie wiem kiedy, nie wiem co dokładnie, ale wiem, że musicie sobie ufać.
Wywróciłam oczami. Co z tego, że Jewa mi o tym powie, skoro nie wiem gdzie, co i jak? Mimo wszystko przeszedł mnie dreszcz niepokoju. Wzdrygnęłam się na myśl o tej "próbie". Postanowiłam potraktować poważnie to co przekazała mi Jewa.
- To wszytko? - spytałam. Nie z irytacją, ale z wyraźnym zaciekawieniem.
Chciałam wiedzieć wszystko co wie na ten temat Jewa.
- Tyle powinnaś wiedzieć.
- Czyli jest coś jeszcze. - westchnęłam.
Jewa spoważniała jeszcze bardziej i wydawało mi się jakby jej mała sylwetka urosła nagle, zupełnie niespodziewania, ale niesamowicie.
- Ufasz mi? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź poprawiła się. - Ufasz mojej rodzine\ie? Naszej rodzinie?
Zdumiałam się tym, że usłyszałam słowo "nasza". Jewa wprawiła mnie tym w zaskoczenie, ale byłam jej ogromnie wdzięczna za to słowo.
- Tak - odparłam bez wahania. - Ufam bezgranicznie.
Kobieta kiwnęła głową.
- W takim razie zaufaj mi. - to nie brzmiało jak rozkaz. Raczej prośba. Niemalże błaganie. - Nie dla mnie, nawet nie dla siebie. Zaufaj mi dla ciebie i Dimki. Dla was. Jeśli nie jesteś pewna kim się dla mnie stałaś, pomyśl o tym kim jest dla mnie Dymitr. Zapytaj się czy zrobiłabym coś co mogłoby mu zaszkodzić.
Milczałam. Zastanawiałam się co odpowiedniego w tej chwili mogłabym powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Ale nie będzie tak źle. - zapewniła mnie staruszka nagle się rozpromieniając. - Po tym wszystkim czeka was coś wspaniałego. Myśl o tym za każdym razem, kiedy będziesz miała ochotę zwątpić; gdy nie będziesz miała już siły by iść dalej. Wtedy przypomnij sobie, że na końcu czeka cię nagroda.
- Niech zgadnę, nie mogę się dowiedzieć co będzie tą nagrodą - rzuciłam bezmyślnie, oby tylko nie czuć tej dziwnej tajemniczej ciszy, która następuje po każdym zdaniu.
- Sama tego nie wiem. - wyznała kobieta i ku mojemu zdumieniu na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Ja też się uśmiechnęłam. Jewa przez chwilę się wahała, ale nie wiem co rozważała. Nie wiedziałam dopóki tego nie zrobiła. Starsza kobieta podeszła do mnie i owinęła mnie wątłymi ramionami. Znieruchomiałam, nie wiedziałam jak zareagować. Nigdy wcześniej nie pokazała mi tyle emocji. Nigdy wcześniej nie dotknęła mnie nawet. A teraz przytuliła się do mnie z małym uśmiechem. W końcu podjęłam decyzję i odwzajemniłam zażarty uścisk. Stałyśmy tak, dopóki nie usłyszałyśmy nawoływania.
- Rose! - krzyknął Dymitr. - Musimy już iść.
Jewa odsunęła się ode mnie.
- Pamiętaj. - szepnęła.
- Będę pamiętała. - zapewniłam cicho, ale z mocą.
Podeszłyśmy do reszty. Dymitr odniósł już nasze walizki. Złapałam tylko torebkę i...
Nagle się przestraszyłam. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa Jewy. Spojrzałam na nią spanikowana. Czułam się jakby dopiero teraz runął mur i dobiegł do mnie sens tego o czym przed chwilą rozmawiałam. Kobieta wzrokiem nakazała mi spokój i kiwnęła głową, jakby mówiła, że nic na to nie poradzimy, ale jeśli będę silna dam radę. Muszę dać radę, upomniałam się w myślach. Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale poradzę sobie ze wszystkim. Kiedy znowu zerknęłam na staruszkę, czułam, że wierzy we mnie. To dodało mi otuchy.
Kiedy odchodziliśmy Pawka i Zoja płakali zawzięcie i nie chcieli przestać mimo, że ja i Dymitr obiecaliśmy, że szybciutko wrócimy. Wydawało mi się, jakby mieli niewyczerpany zapas łez. Wyrywali się oboje i chcieli nas zatrzymać. Musieliśmy iść. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Ale widok płaczących dzieciaków wcale nie pomagał w pożegnaniu.
Ostatni raz zerknęliśmy za siebie. Poczułam piekący ból w piersi. Ból, którego nie da się powstrzymać, więc postanowiłam, że już na nich nie spojrzę. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, nie wylecę z Rosji.
Usiadłam przy oknie. Dymitr kupił bilety na bardzo dobry samolot. Miejsca były wygodne, a zaraz po stracie stewardessa zaproponowała nam ciastka i kawę. Odmówiliśmy zgodnie.
- Już tęsknię. - wyznałam.
To było bez sensu, bo Dymitr będzie tęsknił bardziej, będzie czuł większy ból na wspomnienie o nich. Mimo to, zrozumiał mnie. Nie zrobił mi wyrzutów. Tylko złapał za rękę i ścisnął ją.
- Wiem. - szepnął. - Ja też.
Bezskutecznie przez godzinę próbowałam zasnąć. Po napoju energetycznym, który wypiłam na lotnisku nie czułam się ani trochę senna. Mogłabym patrzeć za okno i podziwiać widoki, ale lecimy nocą. Jest całkowicie ciemno. W szybie widzę jedynie odbicie tego co dzieje się w samolocie. Może to dobrze, że lecimy nocą. Kiedy dojedziemy do akademii będzie jasno, co oznacza noc dla naszego świata. Jeśli nie dadzą nam od razu warty lub czegoś podobnego, będziemy mogli jeszcze się wyspać lub rozpakować.
Dymitr nie odezwał się do mnie odkąd ścisnął moją dłoń. Cały czas ją trzymał, ale milczał. Coś chodziło mu po głowie.
- O czym myślisz? - zapytałam cicho.
- O tym co mi wcześniej powiedziałaś. - wyznał.
Oł....
- I? - chciałam żeby kontynuował, chciałam poznać jego zdanie na ten temat.
Przeczesał włosy palcami.
- Masz rację. - ściszył trochę głos. Najpierw myślałam, że po prostu nie chce tego głośno powiedzieć, ale szybko zrozumiałam, że chodzi o prywatność. Nie chciał, żeby obcy ludzie słuchali o czym rozmawiamy. - Sam to zauważyłem jakiś czas temu. - wiem, jak ciężko było mu się do tego przyznać. - Powinienem zachowywać się normalnie, swobodnie, ale automatycznie włącza mi się w głowie... coś mi podpowiada, że teraz powinienem być właśnie taki jak na służbie. Nie wiem dlaczego. Po prostu tak mam. Wiem, że muszę się tego pozbyć, ale...
- Nie. - przerwałam mu gwałtownie. Dymitr mówił cicho, więc ja też starałam się tak mówić. - Nie musisz się tego pozbywać. Nie możesz.
- Mówiłaś, że mam być sobą.
Nachyliłam się trochę i złapałam go mocniej za dłoń.
- Właśnie, słusznie - przyznałam mu rację. - Masz być sobą. Ale pomyśl, wyobrażasz sobie siebie samego bez pewnej części... służbowej? - nie czekając na odpowiedź kontynuowałam. - Masz być sobą, a nie rezygnować z pewnej części siebie. Służba jest twoją częścią, mam rację? Przecież zakochałam się w tobie właśnie, kiedy byłeś na służbie. Właśnie wtedy. Nie znałam wtedy tego mojego Dymitra, a mimo to całą dobę siedziałeś uparcie w mojej głowie. Nie każe ci wyrzucać tej części siebie; zabraniam ci nawet tego. Chcę tylko, żebyś przy mnie, przy przyjaciołach, przy rodzinie był sobą, ale nie na służbie. Chcę żebyś czuł się swobodnie, a dobrze wiesz, że służba nie ma nic wspólnego ze swobodą.
- A co jeśli nie umiem zapanować nad tą częścią siebie, która odpowiada za służbę? Co jeśli nie mogę powstrzymać tego odruchu, tego tonu?
Dymitr wziął to wszystko na poważnie. Dobrze. O to chodzi. Musi się nad tym zastanowić.
- Wtedy ja ci pomogę. - oznajmiłam.
Bielikow oparł się znów o fotel.
- W takim razie będziesz musiała często mi pomagać. - westchnął.
- Nie ma problemu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, kiedy nagle usłyszałam jego głos.
- Rose?
- Tak?
Spojrzałam na niego odruchowo. Miał niepewność wypisaną na twarzy. Może nawet było tam trochę strachu.
- Często cię w ten sposób ranię? - zapytał.
- Nie rozumiem...
- Często krzywdzę cię tym, że jestem zamknięty w sobie i koncentruje się na służbie?
Myślałam, że spadnę z fotela. Dymitr bał się, on naprawdę się bał, że boli mnie jego zachowanie. Absurd, pomyślałam. Za bardzo go kocham, żeby raniło mnie takie coś. Raz rzeczywiście czułam się jakby była w tyle, za służbą. ale dowiedziałam się po tem o co chodziło i zrozumiałam zachowanie Dymitra. Poza tym to służba powinna być dla nas ważniejsza niż ta druga osoba. Pewnie Lissa mówiła o tym, kiedy ogłaszała wyniki głosowania.
- Nie. - odpowiedziałam. - Oznaczałoby to, że ranisz mnie tym, że jesteś sobą, bo służba to część dampira. A tak nie jest. I nigdy więcej tak nie myśl, Towarzyszu.
Ukochany kiwnął energicznie głową.
- Obiecuję. - przyrzekł.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak bardzo jest zmęczony. Ja wypiłam napój energetyczny. On nie wypił nawet łyka kawy. Nie miał w organizmie kofeiny, która odpędziłaby senność. Tak jest lepiej, stwierdziłam. Dymitr powinien odpocząć.
- Idź spać. - zachęciłam go.
- A ty? - spytał. - Widziałem jak próbowałaś zasnąć przez godzinę.
- Wypiłam napój energetyczny - wyjaśniłam. - Nie chcę spać, ale ty się zdrzemnij. Oprzyj się o mnie. Będzie ci wygodniej.
Dymitr wahał się przez moment,jakby sądził, że pod ciężarem jego głowy moje ramie się połamie. W końcu jednak zdecydował. Postanowił zrobić to trochę inaczej, ale jego plan był nawet lepszy. Zamiast oprzeć głowę na moim ramieniu, przysunął się, przyciągnął mnie do siebie i zmusił do zrobienia tego. A kiedy moja głowa leżała już spokojnie na jego ramieniu, objął mnie jedną ręką i oparł swój policzek o czubek mojej głowy.
- Postaraj się zasnąć. - poprosił Dymitr.
Złapałam go za nadgarstek i przytrzymałam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chciałam pokazać mu, że jest mój? Zademonstrować, że jest ze mną bezpieczny? A może chciałam pokazać wszystkim w samolocie, że Dymitr jest tylko mój? Nie wiem.
- Postaram się. - szepnęłam.
Dymitr szybko zasnął. Rozpoznałam to po spokojnym, miarowym oddechu. Nie chciałam go budzić, więc nie ruszałam się. Poza tym, prawdę mówiąc było mi zbyt wygodnie. Przesunęłam kciukiem kilka razy po jego nadgarstku i napawałam się ciepłem i przyjemnością jaką mi to dawało. W końcu sama zmęczona i znudzona rozmyślaniami o akademii, postanowiłam odpocząć. Zasnęłam szybciej niż sądziłam.
Nie chcę stąd wyjeżdżać. Nie wiem czy to przez to, że przyzwyczaiłam się do normalnego życia, a odzwyczaiłam od służby. Czy dlatego, że tak bardzo pokochałam Bielikowów. Ta rodzina stała się moją rodziną. Czuję to wewnętrznie i widzę zewnętrznie. Nie czuję się skrępowana, kiedy schodzę na dół w samej pidżamie. Sama robię sobie posiłki, wiem gdzie co jest w kuchni. Pomagam im. Z uśmiechem na twarzy walczę z Wiktorią o pilot do telewizora. Przez te dwa tygodnie tak bardzo przywykłam do Bielikowów, że teraz nie wyobrażam sobie codzienności bez nich. Szlag! Muszę coś zrobić, żeby nie tęsknić za nimi tak bardzo.
Rano słyszałam jak Dymitr z Oleną dyskutują na temat jakichś listów. Dopiero po chwili zorientowałam się w sytuacji. Chodzi o listy, które Dymitr wysyłał do nich i oni wysyłali do niego, a które nie dotarły do nikogo. Bielikow już chyba dzwonił do akademii. Szczerze? Nie orientuje się bardzo w sytuacji. Potem wypytam Dymitra.
Za pół godziny mamy samolot. Czekamy teraz z całą rodziną Bielikowów. Kocham ich jeszcze mocniej, bo chcieli tu z nami przyjechać. Bo poświęcili swój czas i przyjechali tu, żeby się z nami pożegnać. Siedzimy i rozmawiamy wszyscy, dopóki nie przerywa nam dzwonek telefonu Dymitra. On odchodzi i odbiera. Rozmawiał chwilę, a potem podszedł do mnie.
- Rose, mała zmiana planów. - powiedział.
Zaintrygował mnie tym. Ciekawe o co chodzi?
- Coś się stało? - spytała wystraszona Olena.
Dymitr nie oderwał wzroku ode mnie. Wyraźnie wyczekiwał mojej reakcji.
- Nie jedziemy na Dwór. - o, to może być ciekawe - Lecimy do Montany, do Akademii świętego Władymira.
Chyba nie wierzyłam w to co usłyszałam. Do akademii? Dlaczego? Mam się cieszyć czy płakać? Tego też nie wiedziałam. Patrzyłam na Dymitra szukając jakiejś podpowiedzi, ale niczego nie znalazłam. Akademia. Tyle lat spędziłam na jej terenie. Fakt, jestem do niej przywiązana. To był mój dom. Tam się wychowywałam. Tam poznałam Lissę. Tam zdobyłam wszystkich przyjaciół. Tam zakochałam się w Dymitrze... Tak. To zdecydowanie najlepsze wspomnienia. No.. jest też trochę złych, ale chyba nie chcę i nie muszę ich wymieniać. Akademia. Skoro tam jedziemy to pewnie polecenie królowej. Tylko nie rozumiem, a raczej nie znam calu.
- Po co tam lecimy? - spytałam unosząc wzrok.
Dopiero zauważyłam, że Dymitr usiadł na przeciwko mnie, obok mamy.
- Z tego co wiem Królowa została zaproszona przez dyrektor Kirovą. - odpowiedział. Nie podobało mi się, że głos Dymitra przybrał służbowy ton. Ale zaciekawiło mnie po co Kirova ściągnęła Lissę do Akademii. - Nie wiem dokładnie o co chodzi, bo dzwonił Christian i...
- Ten przystojniak? - przerwała Wiktoria - Ozera?
Nie dałam rady tego powstrzymać, wybuchłam śmiechem. Dymitr spojrzał na mnie z dezaprobatą, a ja powoli się opanowałam, bo zauważyłam na sobie dziwne spojrzenia ludzi.
- Wybacz, Towarzyszu. - poprosiłam wycierając łzy śmiechu z moich oczu. - Nie udało mi się powstrzymać.
- O co chodzi? - spytała, zdezorientowana Wika.
- O nic. - odparł sucho jej brat. - Rose i Christian mają dziwną relacje.
Zaniepokoił mnie ton głosu Dymitra. pomyślałam, że jeszcze trochę, a urządzę mu aferę na środku lotniska.
- Nie przesadzaj. - prychnęłam z uśmiechem. - My się po prostu lubimy inaczej.
Dymitr zignorował mój komentarz i kontynuował.
- Samolot do Montany wylatuje za godzinę. Koszty przelotu pokryje skarbiec dworski. Królowa zabrała już nasze uniformy. Ona i Christian są już w akademii. Przyleciało z nimi sześciu strażników. Zarezerwowali nam już pokój. Po przylocie od razu mamy się zgłosić do gabinetu dyrektor Kirowej, odebrać klucz do pokoju, a potem zameldować się u królowej.
Wstałam. Nie wytrzymałam...
- Dymitr, do cholery jasnej! - wrzasnęłam.
Spojrzenia całej rodziny padły na mnie. Zresztą innych ludzi też. Bielikow za to wyglądał jakby nie wiedział co się dzieje. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
- O co chodzi?
- O co chodzi?! - powtórzyłam. - Ja... - ugryzłam się w język. - Chodź ze mną.
Odeszłam od ławek, minęłam automaty i skręciłam w jakieś trochę wyciszone i wyludnione miejsce. Wiedziałam, że Dymitr idzie za mną. Oparłam ręce na biodrach chcąc wyglądać groźnie. Przeszkadzało mi trochę to, że jestem od niego dużo niższa, ale nadrabiałam to nieugiętą miną.
- Wytłumaczysz mi teraz o co ci chodzi? - spytał spokojnie.
- To ty masz mi się tłumaczyć. - syknęłam, trochę za mocno. Dlatego potem próbowałam złagodzić ton. - Nie rozumiem. Jesteś tu z rodziną, ze mną. Nie musisz zachowywać się jak strażnik. Masz być sobą jeszcze przez najbliższe kilka godzin. Dojedziemy do akademii, ok, możesz być obojętny, sztywny, jaki tylko chcesz, ale proszę nie tutaj. Proszę. - poczułam jak szczypią mnie oczy. Tak bardzo staram się, żeby Dymitr nie żył cały czas w stresie, ukrywając samego siebie. - Nie zakładaj maski strażnika. Jeszcze nie. Proszę. Dla mnie, dla swojej rodziny. Daj nacieszyć im się Dimką, nie strażnikiem Bielikowem. Nie odbieraj nam tej radości, Towarzyszu. My nie wymagamy od ciebie bycia idealnym strażnikiem. Chcemy tylko Dymitra. Naszego Dymitra. Dlaczego zawsze po telefonach służbowych lub czymkolwiek związanych z naszą pracą stajesz się właśnie taki jak przed chwilą? Jasne kocham także tego Dymitra, ale wolę mojego. Tego, którego mam tylko ja lub tego, którego ma twoja rodzina. - widziałam i wiedziałam, że Dymitr mocno przeżywa moje słowa. Łzy nie leciały mi po policzkach, nie dostały się nawet całkowicie do oczu, ale nadal wolałam je na wszelki wypadek powstrzymywać przed jakimkolwiek ruchem. - Dymitr... Bądź sobą. Tylko tyle od ciebie chcę. Tylko tyle wszyscy od ciebie chcemy. Żebyś był sobą. Bo takiego Dymitra kochamy najbardziej.
Milczał. Ja też. Patrzyliśmy sobie w oczy. tylko tyle. Nie wiem ile tak staliśmy. Pomyślałam, że może chciałby zostać sam. Stanęłam obok niego i dosłownie na moment złapałam go za rękę. Ścisnęłam ją mocno, puściłam i odeszłam. Tak bardzo chciałam go przytulić. Poczuć ciepło jego ciała. Ale na razie musiała mi wystarczyć tylko te kilka sekund, kiedy trzymałam jego rękę.
Wróciłam do jego rodziny. Po drodze kupiłam sobie napój energetyczny. Może otrzeźwi trochę mój umysł i pomoże mi przestać myśleć o Dymitrze. Chciałam wrócić tam do niego. pobiec tam i sprawdzić co z nim. Nienawidzę niepewności. Nienawidzę momentów, kiedy mogę tylko czekać. Ja muszę działać.
Usiadłam koło Oleny i wypiłam na raz całą puszkę. Siedziałam wpatrzona w przestrzeń. Trzęsłam się z zimna. Wsunęłam na siebie długi sweter, który kupił mi Dymitr. Mój ulubiony... Nikt się przez moment nie odzywał, panowała niezręczna cisza. Nawet dzieciaki nie odezwały się słowem. I mimo, że na lotnisku był ogromny hałas, ja nie słyszałam nic.
- Gdzie Dimka? - zapytała nagle Karolina.
Dimka... Mówiłam o tym Dymitrowi...
Już miałam rzucić coś, żeby tylko nie musieć opowiadać o tym co się stało, kiedy zauważyłam znajomą sylwetkę, przepychającą się między ludźmi. Jego wzrok skierowany był prosto na mnie. Szedł szybko. Wyglądał niemalże bosko. Wydawało się, że nic nie stanie mu na przeszkodzie dotarcia do celu. A jego celem byłam ja. W mgnieniu oka był prze mnie. Złapał mnie za nadgarstek, podniósł i przyciągnął do siebie. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, cokolwiek powiedzieć moje usta były już na wargach Dymitra. Całował namiętnie, mocno, z całą siłą. No prawie... Gdyby pocałował mnie teraz tak jak obydwoje tego chcemy ludzie na lotnisku mogliby mieć niezłe przedstawienie i uznaliby nasze zachowanie za nieprzyzwoite. Powstrzymywaliśmy się nawzajem przez zbyt gwałtownymi pocałunkami. Dymitr odsunął się dość szybko. Zrozumiałam, że najwyraźniej za bardzo przykuwamy uwagę. Usiedliśmy, a ja wtuliłam się w ciepłe ciało Dymitra. On objął mnie i pocałował w czoło.
- Kocham cię, Towarzyszu. - mruknęłam tak cicho, żeby tylko on usłyszał.
- Kocham cię, Roza.
Zadrżałam.
Atmosfera stała się wyraźnie przyjemniejsza. Na twarzach Bielikowów zobaczyłam uśmiechy. Tylko Pawka miał nieodgadnioną minę.
- Jesteście dziwni. - powiedział nagle.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Dymitr też. Zoja, sama nie wiedząc z czego też chichotała. Teraz już całkowicie zniknęło dziwne napięcie.
Resztę czasu jaki nam został spędziliśmy rozmawiając, śmiejąc się. Ja i Dymitr odsunęliśmy się od chwilę po tym jak Pawka stwierdził, że jesteśmy dziwni. Zdecydowaliśmy, że będziemy mieli dla siebie jeszcze dużo czasu w samolocie. Chcieliśmy jeszcze nacieszyć się całą tą radosną rodzinką.
W końcu przyszedł na nas czas. Musieliśmy już iść. Niedługo startuje nasz samolot. Zatrzymaliśmy się jeszcze kilka minut w miejscu, w którym ostatni raz możemy na siebie spojrzeć. Wylały się litry łez. Cieszę się, że nie nałożyłam dużo makijażu, ale wiem, że to co mam na sobie i tak będę musiała poprawić. Pożegnaliśmy się kolejno ze wszystkim, nie omijając Koli. Na koniec została mi Jewa. Ona też płakała ukradkiem. Poprosiła mnie na moment. Odeszłam z nią kilka kroków.
- Dziękowałam ci już. Teraz chodzi mi o coś innego. - zaczęła. No pięknie. Ciekawe o co znowu chodzi. - Musisz coś wiedzieć. Ale najpierw ja muszę coś usłyszeć, jestem tego pewna, ale musisz powiedzieć to przy mnie na głos. kochasz mojego wnuka?
Zmarszczyłam brwi nic z tego nie rozumiejąc, ale postanowiłam nie pytać o przyczyny i tak dalej.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z pełną powagą. - Kocham Dymitra jak nikogo innego na świecie.
Jewa kiwnęła głową, jakby zgadzając się z tym co powiedziałam.
- Musisz wiedzieć, że niedługo coś się stanie. - patrzyła na mnie skupiona i czułam, że wymagała skupienia także ode mnie. - Nie wiem co, dlatego nie pytaj mnie o to. Wiem tylko, że w niedalekiej przyszłości zostaniecie wystawieni na próbę. Obydwoje. To może stać się za miesiąc, rok, lub za kilka dni. Nie wiem kiedy, nie wiem co dokładnie, ale wiem, że musicie sobie ufać.
Wywróciłam oczami. Co z tego, że Jewa mi o tym powie, skoro nie wiem gdzie, co i jak? Mimo wszystko przeszedł mnie dreszcz niepokoju. Wzdrygnęłam się na myśl o tej "próbie". Postanowiłam potraktować poważnie to co przekazała mi Jewa.
- To wszytko? - spytałam. Nie z irytacją, ale z wyraźnym zaciekawieniem.
Chciałam wiedzieć wszystko co wie na ten temat Jewa.
- Tyle powinnaś wiedzieć.
- Czyli jest coś jeszcze. - westchnęłam.
Jewa spoważniała jeszcze bardziej i wydawało mi się jakby jej mała sylwetka urosła nagle, zupełnie niespodziewania, ale niesamowicie.
- Ufasz mi? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź poprawiła się. - Ufasz mojej rodzine\ie? Naszej rodzinie?
Zdumiałam się tym, że usłyszałam słowo "nasza". Jewa wprawiła mnie tym w zaskoczenie, ale byłam jej ogromnie wdzięczna za to słowo.
- Tak - odparłam bez wahania. - Ufam bezgranicznie.
Kobieta kiwnęła głową.
- W takim razie zaufaj mi. - to nie brzmiało jak rozkaz. Raczej prośba. Niemalże błaganie. - Nie dla mnie, nawet nie dla siebie. Zaufaj mi dla ciebie i Dimki. Dla was. Jeśli nie jesteś pewna kim się dla mnie stałaś, pomyśl o tym kim jest dla mnie Dymitr. Zapytaj się czy zrobiłabym coś co mogłoby mu zaszkodzić.
Milczałam. Zastanawiałam się co odpowiedniego w tej chwili mogłabym powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Ale nie będzie tak źle. - zapewniła mnie staruszka nagle się rozpromieniając. - Po tym wszystkim czeka was coś wspaniałego. Myśl o tym za każdym razem, kiedy będziesz miała ochotę zwątpić; gdy nie będziesz miała już siły by iść dalej. Wtedy przypomnij sobie, że na końcu czeka cię nagroda.
- Niech zgadnę, nie mogę się dowiedzieć co będzie tą nagrodą - rzuciłam bezmyślnie, oby tylko nie czuć tej dziwnej tajemniczej ciszy, która następuje po każdym zdaniu.
- Sama tego nie wiem. - wyznała kobieta i ku mojemu zdumieniu na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Ja też się uśmiechnęłam. Jewa przez chwilę się wahała, ale nie wiem co rozważała. Nie wiedziałam dopóki tego nie zrobiła. Starsza kobieta podeszła do mnie i owinęła mnie wątłymi ramionami. Znieruchomiałam, nie wiedziałam jak zareagować. Nigdy wcześniej nie pokazała mi tyle emocji. Nigdy wcześniej nie dotknęła mnie nawet. A teraz przytuliła się do mnie z małym uśmiechem. W końcu podjęłam decyzję i odwzajemniłam zażarty uścisk. Stałyśmy tak, dopóki nie usłyszałyśmy nawoływania.
- Rose! - krzyknął Dymitr. - Musimy już iść.
Jewa odsunęła się ode mnie.
- Pamiętaj. - szepnęła.
- Będę pamiętała. - zapewniłam cicho, ale z mocą.
Podeszłyśmy do reszty. Dymitr odniósł już nasze walizki. Złapałam tylko torebkę i...
Nagle się przestraszyłam. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa Jewy. Spojrzałam na nią spanikowana. Czułam się jakby dopiero teraz runął mur i dobiegł do mnie sens tego o czym przed chwilą rozmawiałam. Kobieta wzrokiem nakazała mi spokój i kiwnęła głową, jakby mówiła, że nic na to nie poradzimy, ale jeśli będę silna dam radę. Muszę dać radę, upomniałam się w myślach. Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale poradzę sobie ze wszystkim. Kiedy znowu zerknęłam na staruszkę, czułam, że wierzy we mnie. To dodało mi otuchy.
Kiedy odchodziliśmy Pawka i Zoja płakali zawzięcie i nie chcieli przestać mimo, że ja i Dymitr obiecaliśmy, że szybciutko wrócimy. Wydawało mi się, jakby mieli niewyczerpany zapas łez. Wyrywali się oboje i chcieli nas zatrzymać. Musieliśmy iść. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Ale widok płaczących dzieciaków wcale nie pomagał w pożegnaniu.
Ostatni raz zerknęliśmy za siebie. Poczułam piekący ból w piersi. Ból, którego nie da się powstrzymać, więc postanowiłam, że już na nich nie spojrzę. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, nie wylecę z Rosji.
Usiadłam przy oknie. Dymitr kupił bilety na bardzo dobry samolot. Miejsca były wygodne, a zaraz po stracie stewardessa zaproponowała nam ciastka i kawę. Odmówiliśmy zgodnie.
- Już tęsknię. - wyznałam.
To było bez sensu, bo Dymitr będzie tęsknił bardziej, będzie czuł większy ból na wspomnienie o nich. Mimo to, zrozumiał mnie. Nie zrobił mi wyrzutów. Tylko złapał za rękę i ścisnął ją.
- Wiem. - szepnął. - Ja też.
Bezskutecznie przez godzinę próbowałam zasnąć. Po napoju energetycznym, który wypiłam na lotnisku nie czułam się ani trochę senna. Mogłabym patrzeć za okno i podziwiać widoki, ale lecimy nocą. Jest całkowicie ciemno. W szybie widzę jedynie odbicie tego co dzieje się w samolocie. Może to dobrze, że lecimy nocą. Kiedy dojedziemy do akademii będzie jasno, co oznacza noc dla naszego świata. Jeśli nie dadzą nam od razu warty lub czegoś podobnego, będziemy mogli jeszcze się wyspać lub rozpakować.
Dymitr nie odezwał się do mnie odkąd ścisnął moją dłoń. Cały czas ją trzymał, ale milczał. Coś chodziło mu po głowie.
- O czym myślisz? - zapytałam cicho.
- O tym co mi wcześniej powiedziałaś. - wyznał.
Oł....
- I? - chciałam żeby kontynuował, chciałam poznać jego zdanie na ten temat.
Przeczesał włosy palcami.
- Masz rację. - ściszył trochę głos. Najpierw myślałam, że po prostu nie chce tego głośno powiedzieć, ale szybko zrozumiałam, że chodzi o prywatność. Nie chciał, żeby obcy ludzie słuchali o czym rozmawiamy. - Sam to zauważyłem jakiś czas temu. - wiem, jak ciężko było mu się do tego przyznać. - Powinienem zachowywać się normalnie, swobodnie, ale automatycznie włącza mi się w głowie... coś mi podpowiada, że teraz powinienem być właśnie taki jak na służbie. Nie wiem dlaczego. Po prostu tak mam. Wiem, że muszę się tego pozbyć, ale...
- Nie. - przerwałam mu gwałtownie. Dymitr mówił cicho, więc ja też starałam się tak mówić. - Nie musisz się tego pozbywać. Nie możesz.
- Mówiłaś, że mam być sobą.
Nachyliłam się trochę i złapałam go mocniej za dłoń.
- Właśnie, słusznie - przyznałam mu rację. - Masz być sobą. Ale pomyśl, wyobrażasz sobie siebie samego bez pewnej części... służbowej? - nie czekając na odpowiedź kontynuowałam. - Masz być sobą, a nie rezygnować z pewnej części siebie. Służba jest twoją częścią, mam rację? Przecież zakochałam się w tobie właśnie, kiedy byłeś na służbie. Właśnie wtedy. Nie znałam wtedy tego mojego Dymitra, a mimo to całą dobę siedziałeś uparcie w mojej głowie. Nie każe ci wyrzucać tej części siebie; zabraniam ci nawet tego. Chcę tylko, żebyś przy mnie, przy przyjaciołach, przy rodzinie był sobą, ale nie na służbie. Chcę żebyś czuł się swobodnie, a dobrze wiesz, że służba nie ma nic wspólnego ze swobodą.
- A co jeśli nie umiem zapanować nad tą częścią siebie, która odpowiada za służbę? Co jeśli nie mogę powstrzymać tego odruchu, tego tonu?
Dymitr wziął to wszystko na poważnie. Dobrze. O to chodzi. Musi się nad tym zastanowić.
- Wtedy ja ci pomogę. - oznajmiłam.
Bielikow oparł się znów o fotel.
- W takim razie będziesz musiała często mi pomagać. - westchnął.
- Nie ma problemu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, kiedy nagle usłyszałam jego głos.
- Rose?
- Tak?
Spojrzałam na niego odruchowo. Miał niepewność wypisaną na twarzy. Może nawet było tam trochę strachu.
- Często cię w ten sposób ranię? - zapytał.
- Nie rozumiem...
- Często krzywdzę cię tym, że jestem zamknięty w sobie i koncentruje się na służbie?
Myślałam, że spadnę z fotela. Dymitr bał się, on naprawdę się bał, że boli mnie jego zachowanie. Absurd, pomyślałam. Za bardzo go kocham, żeby raniło mnie takie coś. Raz rzeczywiście czułam się jakby była w tyle, za służbą. ale dowiedziałam się po tem o co chodziło i zrozumiałam zachowanie Dymitra. Poza tym to służba powinna być dla nas ważniejsza niż ta druga osoba. Pewnie Lissa mówiła o tym, kiedy ogłaszała wyniki głosowania.
- Nie. - odpowiedziałam. - Oznaczałoby to, że ranisz mnie tym, że jesteś sobą, bo służba to część dampira. A tak nie jest. I nigdy więcej tak nie myśl, Towarzyszu.
Ukochany kiwnął energicznie głową.
- Obiecuję. - przyrzekł.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak bardzo jest zmęczony. Ja wypiłam napój energetyczny. On nie wypił nawet łyka kawy. Nie miał w organizmie kofeiny, która odpędziłaby senność. Tak jest lepiej, stwierdziłam. Dymitr powinien odpocząć.
- Idź spać. - zachęciłam go.
- A ty? - spytał. - Widziałem jak próbowałaś zasnąć przez godzinę.
- Wypiłam napój energetyczny - wyjaśniłam. - Nie chcę spać, ale ty się zdrzemnij. Oprzyj się o mnie. Będzie ci wygodniej.
Dymitr wahał się przez moment,jakby sądził, że pod ciężarem jego głowy moje ramie się połamie. W końcu jednak zdecydował. Postanowił zrobić to trochę inaczej, ale jego plan był nawet lepszy. Zamiast oprzeć głowę na moim ramieniu, przysunął się, przyciągnął mnie do siebie i zmusił do zrobienia tego. A kiedy moja głowa leżała już spokojnie na jego ramieniu, objął mnie jedną ręką i oparł swój policzek o czubek mojej głowy.
- Postaraj się zasnąć. - poprosił Dymitr.
Złapałam go za nadgarstek i przytrzymałam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chciałam pokazać mu, że jest mój? Zademonstrować, że jest ze mną bezpieczny? A może chciałam pokazać wszystkim w samolocie, że Dymitr jest tylko mój? Nie wiem.
- Postaram się. - szepnęłam.
Dymitr szybko zasnął. Rozpoznałam to po spokojnym, miarowym oddechu. Nie chciałam go budzić, więc nie ruszałam się. Poza tym, prawdę mówiąc było mi zbyt wygodnie. Przesunęłam kciukiem kilka razy po jego nadgarstku i napawałam się ciepłem i przyjemnością jaką mi to dawało. W końcu sama zmęczona i znudzona rozmyślaniami o akademii, postanowiłam odpocząć. Zasnęłam szybciej niż sądziłam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wczoraj były imieninki Dymitra, ale nie mogłam wstawić rozdziału (nia miałam czasu), więc dziś... Najlepszego Towarzyszu <3 Przepraszam, że spóźnione <3
DayDance jeśli chcesz wysłać prezent Danili (a wiem, że raczej chcesz) przypomnij mi an mailu, żebym wsyałała ci swój adres. ;) A jeśli ktoś jeszcze chce wysłąc prezent Danili Kozlovsky'emu serdecznie zapraszam i piszcie na maila.
DayDance jeśli chcesz wysłać prezent Danili (a wiem, że raczej chcesz) przypomnij mi an mailu, żebym wsyałała ci swój adres. ;) A jeśli ktoś jeszcze chce wysłąc prezent Danili Kozlovsky'emu serdecznie zapraszam i piszcie na maila.
Mama nadzieje, że rozdział się podobał. To tak na umilenie niedzieli i zapomnienie, że jutro trzeba wracać do szkoły... Wiem, jak też tego nie lubię. Tym bardziej, że jutro mam 3 sprawdziany.... Nauczyciele są brutalni....
NAJLEPSZEGO, STRAŻNIKU DYMITRZE BIELIKOW! <3
BOSKOŚĆ!!! <3
A to jest tak... Dwa zdjątka z Rose i Christianem. Jak myślicie BYLIBY DOBRANĄ PARĄ?
Zoey i Dam ( ta tak na Rose i Christiana)
KTO BĘDZIE OGLĄDAŁ? NA YOUTUBIE MAJĄ KANAŁ OGLĄDAŁAM JUŻ KAŻDY Z TRZECH ODCINKÓW Z DANILĄ, A WY? (sorki za Caps look)
Świetny rozdział. Smutne to pożegnanie. Ciekawe co przewidziała Jewa. Fajnie, że jadą do akademii. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńMańka co Jewa chciała powiedzieć przez to Rose? Teraz nie zasnę.Dzięki wielkie! Rozdział genialny. Płakałam razem z nimi gdy odjeżdżali. Czekam na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńAle smutne pożegnanie. Dymitr, Roza ma rację, ze wszystkim. Bądź sobą.
OdpowiedzUsuńBielikow co za pocałunek! Gdzie twoja samokontrola? Takiego to każda by chciała, ale już zajęty.
Jewa.
Tajemnicza kobieta. Nigdy nie wiesz co zrobi. Trochę niepokoi mnie to co powiedziała Rose. I mam już swoje przypuszczenia na temat nagrody. Ale zachowam je dla siebie i poczekam jak potoczy się historia.
Romitri wraca do Akademii. Będzie co wspominać. Liczę na jakąś scenę w stróżówce. Pozdrawiam i życzę weny. 💖
Akademia! Akademia rządzi! Wspomnienia... ŚWIETNY TEN ROZDZIAŁ (ja za Caps look nie przepraszam) Na mailu na pewno się odezwę. Weny chyba, życzyć nie muszę skoro tak wartko płynie akcja??? Dawaj szybko następny i długi! Rozdział był, a z resztą co się będę powtarzać?! (patrz pierwszą linijkę) Uwielbiam Cię za to, że tak dobrze piszesz! Chyba nadużywam wykrzykników? Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarza <3
OdpowiedzUsuńHaha xD DayDance, nie spokojnie, nie nadużywasz wykrzykników :*
Ja tu od wczoraj czekam na rozdział! Nie wiem ile razy już sprawdzałam, czy jest następny... W każdym razie doczekać się nie mogę. Tęsknię za kontynuacją (ładnie to ujęłam? 😁) Tak, więc Mańka- ja tu czekam! Pozdrawiam 😘- zbulwersowana DayDane
OdpowiedzUsuńJa wiem, domyślam się, ale w weekend nie miałam czasu. Rozdział pojawi się jutro, przynajmniej mam taką nadzieję 💙
Usuń