Rozdział 31
Troszkę dłużej czekaliście, ale rozdział też jest troszkę dłuższy, więc chyba nie będziecie się na mnie gniewać, co?A i jeszcze jedno: Ten rozdział dedykowany jest Oli (tak , o ciebie chodzi! :*), z którą mogłabym pisać całymi godzinami. Szkoda, że dzieli nas tak dużo kilometrów.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr i moi rodzice wyjechali kilka godzin temu. Nie powiem nie cieszę się z tego, ale co ja mogę zrobić? Nie miałam zajęcia, a siedzenie na kanapie nie pomagało mi się odprężyć. Stwierdziłam, że spacer będzie lepszym rozwiązaniem. Kiedy wyszłam na zewnątrz przypadkowo usłyszałam, że przydałoby się więcej osób na wartę przy bramach. Cóż, zazwyczaj te stanowiska zajmowali mniej wykwalifikowane dampiry, ale sytuacja wymagała każdej pomocy. Większość strażników teraz zapewne spała. Moroje także siedzieli w domach, więc nie potrzebna była im dodatkowa ochrona. Poza tym dam sobie uciąć głowę, że duża część mieszkańców Dworu leczy właśnie kaca. Wszystko wskazywało na to, że wczoraj odbyły się wyśmienite imprezy.
Główna siedziba strażników też lekko opustoszała. W holu kręciło się kilku zaspanych pracowników, a za biurkiem jeden z nich już prawie usnął. Ocknął się kiedy do niego podeszłam.
- Tak? - mruknął ociężale. - O co chodzi?
- Chyba nie pogardzicie jeszcze jedną strażniczką do pomocy, prawda?
- Ależ oczywiście, że nie. - facet wyraźnie się ucieszył. Dopiero teraz kiedy podniósł głowę z blatu wyraźnie zobaczyłam jego twarz. Miał około czterdziestu lat. Jego twarde, teraz zmęczone, rysy wskazywały na wiele lat czynnej służby. Ciekawe dlaczego wylądował teraz za biurkiem. Pewnie to chwilowe, bo nie ma innego odpowiedniego dampira, który mógłby się tym wszystkim zająć. - Na razie najbardziej potrzeba nam ochrony w areszcie. Przy drzwiach zewnętrznych.
Mina mi zrzedła. Za kratkami na Dworze jest tylko jeden przestępca - Robert Doru. Nie ucieszyłam mnie myśl, że mam go pilnować. Z drugiej strony, skoro tu przydam się bardziej niż przy bramie... W końcu lepiej robić to niż siedzieć w domu. Nie będę miała z nim kontaktu, bo zajmę dalsze stanowisko. Robert nie jest dla mnie zagrożeniem, tym bardziej, że od pewnego czasu zaniechał znęcania się nade mną. Czy to możliwe, że wreszcie się poddał? Może uświadomił sobie swoją głupotę i to w co się wplątał. Mam nadzieje. Nie tęsknie za jego odwiedzinami.
Mężczyzna spojrzał na mnie zniecierpliwiony. Chyba sporo się zastanawiałam.
- Dobrze. Biorę to. - odpowiedziałam w końcu.
Dampir kiwnął głową i zapisał coś w zeszycie, a ja poszłam w swoją stronę. Przed aresztem było tylko dwóch strażników. Jeden tuż przy celi, a drugi na dalszym stanowisku. Podeszłam do niego i ku swemu zaskoczeniu zobaczyłam Michaiła.
- Co ty tu robisz? - zapytałam z uśmiechem.
Zauważyłam, że on, tak jak ja, ma na sobie zwykłe ubrania. Najwyraźniej nikt nie wymaga dziś uniformu.
- Pełnię służbę. - odrzekł dumnie. - A ty? Nie powinnaś leczyć kaca? Wczoraj trochę popiłaś. I gdzie Bielikow? Myślałem, że zabierasz go wszędzie ze sobą.
No i znowu głowa pełna myśli o Dymitrze.
- Uodporniłam się już trochę na alkohol. - z wyjątkiem rosyjskiej wódki, ale nie dodałam tego. - Przyszłam pomóc, bo Dymitr... Moi rodzice zabrali go na polowanie. Powinien wrócić... - właśnie. Kiedy?
Rozmawialibyśmy dłużej gdyby nie ktoś.
- Tanner! - usłyszeliśmy z góry.
Michaił pożegnał się i poszedł, a ja zajęłam jego miejsce. Stałam już jakieś półtora godziny, kiedy drugi dampir podszedł do mnie. Był wysoki i miał pospolitą urodę. Ale jedno oko miał innego koloru. Takie jaskrawo zielone zmieszane z szarym. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Strażniczko Hathaway, czy mogłaby pani przejść na chwilę na moje stanowisko? zmuszę powiadomić o czymś strażnika Bielickiego.
Wahałam się chwilę.
- Dobrze - odpowiedziałam w końcu.
Bez słowa poszłam i zatrzymałam się niedaleko celi. Rober mnie zauważył. Uśmiechnął się i ku mojemu zdumieniu wyglądał w tej chwili prawie jak Wiktor. Otworzył usta, ale uciszyłam go zanim cokolwiek powiedział.
- Zamknij się. - warknęłam. - Nie przyszłam tu rozmawiać tylko cię pilnować, więc oszczędź sobie wysiłku.
Ale Doru nie zamierzał mnie słuchać. Wstał z pryczy i podszedł do krat. Wyglądał przyzwoicie jak na więźnia. Przyglądał mi się chwilę.
- Gdzie Bielikow? Mam z nim parę spraw do omówienia.
Ten facet mnie denerwuje.Nie patrzyłam na niego. Wpatrywałam się czujnie w otoczenie, ale jego pytanie o Dymitra... Eh, nie mogłam nie odpowiedzieć. Wbiłam w niego ostrzegawczy wzrok.
- Zostaw go w spokoju! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Ależ spokojnie. - Rober nie wystraszył się mnie. Bezczelny... - Chcę z nim tylko porozmawiać.
- I ja mam ci uwierzyć?
- A czemu nie?
- Bo jesteś przestępcą, który zatruwa mi życie. I w dodatku kretynem. - palnęłam.
- Uważaj na słowa, Rosemarie. - powiedział złowrogo.
- Bo co? Nic mi nie zrobisz. Nie dasz rady wejść do mojego umysłu, bo umiem się przed tobą bronić. Jestem silniejsza niż ty. Poradzę sobie z tobą.
Robert odszedł od krat i odwrócił się bokiem do mnie.
- Być może masz rację. - moroj mówił nad wyraz spokojnie. - Ale czy twój kochany Rosjanin też da sobie ze mną radę?
Myślałam Doru żartuje, straszy mnie, ale jego oczy błysnęły jaskrawo, a on sam wyglądał jak gdyby było tu tylko jego ciało, bez duszy. Szlag! Niby dlaczego Robert miałby oszczędzić Dymitra? Przecież wie, że w ten sposób eliminuje nie tylko jego, ale też mnie.
- Zostaw go! - wrzasnęłam. - Robert przestań! Zostaw go! Czego od niego chcesz?! To nie on zawinił! - chciałam dodać, że ja też nie zrobiłam niczego złego, ale jestem pewna, że tylko pogorszyłabym sprawę. - Zostaw Dymitra!
Próbowałam dosięgnąć Roberta, ale siedział za daleko. Nie miałam też kluczy, więc nie mogłam wejść do celi. Poczułam się bezradna.
Moje krzyki ściągnęły na dół innych strażników. jeden z nich miał klucze. Otworzył cele i podszedł do moroja. Potrząsnął nim, bez skutku. Chciałam tam wejść i pobić drania, ale nikt mi nie pozwolił. Dampir, który stał przy Robercie wymierzył mu porządny cios w policzek. Doru ocknął się. Jedyne co zrobił to zaśmiał się głośno. Wydawał się bardzo rozbawiony całą tą sytuacją.
Poszliśmy na górę, zostawiając przy celi dwóch strażników. Opowiedziałam reszcie co się stało. Po chwili kazali mi iść powiadomić królową, a potem odpocząć.
Pędem pognałam do Lissy. Siedziała z Christianem w swoim pokoju. Oboje byli jeszcze w pidżamach. Zazdrościłam im trochę, ale to nie był czas na takie myśli.
- Rose? Myślałam, że jesteś w domu. - zdziwiła się przyjaciółka. - Co jest? Coś się stało?
Pośpiesznie zrelacjonowałam im co się wydarzyło w areszcie.
- Musimy zadzwonić do Abe'a! - zażądałam na koniec.
Już miałam podnosić telefon, kiedy usłyszałam Christiana.
- Zaczekaj Rose.
- Co?!
- Chwile przed tym jak tu wpadłaś rozmawialiśmy z twoim ojcem. - wyjaśniła Lissa. - Próbował się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś.
- Tak, bo zostawiłam komórkę w domu.
- Mniejsza o to. Chciał ci coś powiedzieć.
- Mianowicie...
- Mają jakieś problemy z leśniczym i przesunęło im się polowanie. pan Mazur powiedział, że wrócą dopiero podczas ludzkiej nocy, czyli za naszego dnia. Ale nie dziś, dopiero jutro.
Szeroko wpatrując się w królową i jej chłopaka odłożyłam telefon i opadłam na kanapę.
- Jak to wrócą jutro? Dymitr ma spędzić noc z moimi rodzicami?! - Dymitr. Właśnie. Co z nim? - Liss, ale on jest cały, prawda? Nic mu nie jest?
Przed koronacją powiedziałam sobie, że nie będę go pilnowała na każdym kroku, że jest najlepszy i sobie poradzi, nieważne co się stanie. Ale teraz, kiedy przyszło co do czego, nie mogłam się powstrzymać.
- Chodzi o Bielikowa? Nie. Jest cały i zdrowy. - rzucił lekko Ozera.
Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo u ulżyło. Rozluźniłam się trochę.
Postanowiłam, że będę siedziała u Lissy. Po Christiana przyszedł jego strażnik i zabrał go w celu wyjaśnienia jakiegoś nieporozumienia, więc mogłam spędzić trochę czasu sam na sam z przyjaciółką. Dawno już nie rozmawiałyśmy tak... normlanie. Lissa pomogła mi nie myśleć o Dymitrze i polowaniu. Skupiłyśmy się na tym, żeby spróbować nadrobić stracony czas. Niedługo wyjechałyśmy do Leigh. Kiedyś myślałam, że wtedy będziemy miały więcej czasu dla siebie, ale teraz uświadomiłam sobie, że wręcz przeciwnie. Lissa będzie miała obowiązki królowej i dodatkowo studentki, a ja uczennicy i strażniczki królewskiej. Nie dość tego obydwie jedziemy tam bez baszych mężczyzn.
W sumie rozmawiałyśmy trochę o studiach, ale moja przyjaciółka popatrzyła na mnie i zmieniła temat.
- Stałaś się ostatnio bardziej opiekuńcza. - powiedziała.
Zmarszczyłam lekko brwi, trochę zaskoczona tym co usłyszałam.
- Nie. - zaoponowałam. - Chronię cię tak samo zawzięcie jak kiedyś.
Czyżby Lissa myślała, że jest inaczej? Może uważa albo wydaje jej się, że teraz kiedy jestem strażniczką opiekuje się nią więcej i lepiej niż kiedy byłyśmy w akademii.
- Nie, tu nie chodzi o mnie. - wytłumaczyła pośpiesznie. - Mam na myśli Dymitra.
- Dymitra? - teraz jeszcze bardziej mnie zdziwiła. - Chyba nie rozumiem. Wyjaśnij mi to, Lis.
- Nie jestem pewna, bo w końcu nie czytam, ani nie czytałam w twoich myślach, ale wydaje mi się, że odkąd wróciliście na Dwór po ucieczce i po tych wszystkich wydarzeniach zaczęłaś bardziej niż wcześniej troszczyć się o Dymitra. - Lissa podeszła do mnie i uśmiechnęła się szeroko. - On o ciebie też.
Zastanowiłam się nad jej słowami. czy ja wiem? Może to jest prawda, a ja tego nie zauważyłam. Cóż... kiedyś myślałam nad tym. Wywnioskowałam, że nie, nie zmieniliśmy się, ale czy to prawda?
- Liss, czy ty ie jesteś przypadkiem zazdrosna? - rzuciłam z szerokim uśmiechem chcąc ukryć swoje zamyślenie. Objęłam ją mocno. Czasem bardzo mi jej brakuje. - Nie martw się w razie czego masz jeszcze swego nadzwyczaj inteligentnego i opiekuńczego chłopaka.
Moja uwaga o inteligencji i opiekuńczości nie była bezpodstawna. Nawiązywała do pewnego wydarzenia z Ozerą i małym dzieciakiem.
- Hej! - zawołała Lissa. - Christian... - próbowała go bronić, ale nie znalazła argumentów. - Mam szczęście, że teraz go tu nie ma.
- Dlaczego?
- Bo wtedy on znalazłby jakaś ciętą ripostę. ty też, więc po pewnym czasie od waszego sporu zaczęłaby mnie boleć głowa.
Zaśmiałyśmy się przytulone do siebie.
Siedziałam u Lissy i Christiana do wieczora. Potem wróciłam do siebie. Zjadłam coś, wykąpałam się i poszłam spać.
Wcześnie rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Po kilku miesiącach mieszkania tu przyzwyczaiłam się, że różni ludzie, chcą różnych rzeczy o różnych porach. Przeczesałam włosy, narzuciłam szlafrok i podeszłam do drzwi. Ospale je otworzyłam, ale ktoś kto stał za nimi strawił, że poczułam w sobie więcej energii niż powinnam.
- Dymitr!
Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyje. Rose, skarciłam się. Po pierwsze Bielikow mimo uśmiechu na twarzy na pewno jest zmęczony. Po drugie za drzwiami stali także moi rodzice. Kazałam Dymitrowi wejść do środka, a rodziców poprosiłam o zostanie chwile tu. Chciałam z nimi porozmawiać.
- No więc tak - zaczęłam - chyba jestem wam winna przeprosiny. Nie potrzebnie myślałam, że coś mu zrobicie.I wprawdzie nie wiem jeszcze dokładnie co tam robiliście, ale wierzę, że go nie torturowaliście.
- Oczywiście, że nie. - żachnął się Abe. - Ja nie torturuje. Mam inne sposoby wyciągania informacji. Ale spokojie, żadnego z nich nie użyłem na Bielikowie. - dodał szybko widząc moją wściekłą minę.
- Poza tym ja tam byłam. - wtrąciła moja mama. - Przypilnowałabym Abe'a gdyby chciał zrobić coś nieodpowiedzialnego.
- Tego pewna być nie mogę, ale...
- Dlaczego? - przerwali mi/
- Skoro do siebie wróciliście, mogliście zawrzeć układ. - wyjaśniłam.
Zaskoczyłam ich. Nawet bardzo. Albo sądzili, że nie wiem (po niekonkretnych odpowiedziach matki), albo myśleli, że nie powiem tego głośno. Z satysfakcją, aczkolwiek nie okazując tego, odwróciłam się i weszłam do domu, zostawiając za sobą komiczny widok ich lekko zdezorientowanych min. Otrząsnęli się i weszli do mieszkania za mną.
Dymitr siedział na kanapie ze szklanką wody w rękach. Zamknął oczy i dam sobie uciąć rękę, że gdyby nie obecność rodziców już by spał. Abe i Janin usiedli na drugiej kanapie, a ja dołączyłam do Bielikowa. Chciałam go objąć, ale on poprzez spojrzenie jasno dał mi do zrozumienia, żebym tego nie robiła. Zaśmiałam się głośno, co było niezrozumiałe dla Abe'a i Janin, którzy popatrzyli na mnie zdezorientowani. Ale dla mnie cała ta sytuacja była trochę śmieszna. Dymitr zachowywał się jak szesnastolatek. Chciał zrobić wrażenie na moich rodzicach. Nie wiem czy bał się ich po polowaniu, czy zrobił to z własnej inicjatywy, ale tak było. W każdym bądź razie udało mu się zdobyć pochwałę, kiedy mimo ogromnego zmęczenia, które targało nim od środka, objął mnie i przyciągnął do siebie. Abe posłał mu spojrzenie pełne aprobaty, ale wrażenia Janin nie umiałam określić. Na pewno nie była zła. Na jej twarzy za to malowało się wyraźne zmęczenie. Z całej ich trójki tylko Abe miał w pełni zadowoloną minę.
- Co tu robicie? - zapytałam ciekawa. - Nie chcecie odpocząć?
- Chcemy...
- Ale najpierw - ojciec przerwał mojej mamie - chcieliśmy odprowadzić Bielikowa, jako dowód na to, że nie jesteśmy tyranami, a jemu nic się nie stało.
- Chyba nie do końca "nic". - dodałam lekko zdenerwowana.
Przez całą naszą krótką rozmowę trzymałam rękę na udzie Dymitra. Zorientowałam się, że coś jest nie tak. teraz dokładnie przeszukiwałam jego nogi (jeśli można to tak ująć).
- Rose - usłyszałam tatę - chyba nie zamierzasz robić tego przy nas.
Abe próbował zachować beztroski ton. I choć gdzieś w środku ta sytuacja rzeczywiście go bawiła, to jednak czuł, że będzie musiał się tłumaczyć.
Na początku nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło. Dopiero po chwili uświadomiłam to sobie. Ojciec żartując, sugerował, że ja i Dymitr zaczynamy coś w rodzaju gry wstępnej.
- Bandaż. - wyczułam go przez spodnie Bielikowa. - Co to ma znaczyć? Miał wrócić cały i zdrowy. Bez żadnego skaleczenia, rany i tak dalej.
Troszkę dramatyzowałam. W zasadzie to bardzo. W końcu Dymitr jest królewskim strażnikiem, najlepszym. Ale się wkurzyłam. Jeśli to coś nieznacznego to mogli przecież powiedzieć.
- Spokojnie - poprosiła Jenin.
- Już ci wszystko wyjaśniam. - Abe był chyba lekko rozbawiony.
- Ja to wytłumaczę. - wtrącił pewnie Dymitr. Spojrzałam na niego zdecydowanie. Może nie powinnam, ale tak zrobiłam. Mimo to doceniłam fakt, że pokazuje mojemu ojcu swoją pewność i inne zalety. - Oglądaliśmy teren. Byliśmy nad zboczem. chciałem podejść bliżej, ale kiedy byłem na krawędzi całkowicie straciłem kontrole nad swoim ciałem. Nic nie mogłem zrobić. Spadłem w dół. Nadal nie wiem jak to się stało.
Przyznam się, że na początku pomyślałam, że Dymitr po prostu się zagapił i nie zauważył przepaści, ale to był zwykły wypadek. Bo w końcu moi rodzice nie są na tyle brutalni, żeby spychać go ze zbocza. To oznaczałoby, że Dymitr podlizuje się Abe'owi i Janin, tyle, że to zupełnie nie w jego stylu. Albo... Chwila! Przypomniałam sobie powoli co działo się wczoraj rano. Teraz wszystko nabrało sensu.
- Ale ja wiem. - rzuciłam sucho. - Robert.
Opowiedziałam co się stało w areszcie, a potem zaczęłam chodzić po pokoju, warcząc po nosem, tak żeby nikt nie słyszał, że zabije tego drania. Próbowali mnie uspokoić, ale usiadłam dopiero, gdy matka obiecała, że skonsultuje się z innymi strażnikami w sprawie Doru. Abe zaoferował, żebyśmy odpoczęli, a on omówi to z królową i Hansem. Nie chciałam zatruwać tym głowy Lissy, ale lepiej, żeby wiedziała. Proponowałam swoją pomoc, ale moi rodzice zgodnie stwierdzili, że mam zostać w domu. Oburzyłam się, bo traktują mnie jak małą dziewczynkę, ale nie miałam wyjścia, więc zostałam, a oni poszli.
Stanęłam na przeciwko Rosjanina.
- No dobrze, a teraz zdejmij spodnie. - powiedziałam. - Pewnie trzeba zmienić opatrunek.
Dymitr nie był zachwycony moim pomysłem. Nie jestem pewna dlaczego, ale to nie ważne. Bardzo ociągał się z wykonaniem tego prostego polecenia.
- No dalej, Towarzyszu. - ponagliłam go. - Jeśli nie dasz rady mogę pomóc, ale czy tak czy tak będziesz musiał to zrobić.
Odpowiedział mi śmiech ukochanego. Kocham ten dźwięk. Dymitr chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Na twarzy miał uśmiech, ale w oczach miłość i coś co mnie przyciągnęło. Jedna jego dłoń cały czas mocno zaciskała palce na mojej ręce, a druga wślizgnęła się na moje plecy i przyciskała mnie do Dymitra. Pocałował mnie mocno, namiętnie. Wiedziałam do czego pił. I podobało mi się to. Jednak nie powinniśmy, nie teraz. Ale nie umiałam się powstrzymać. Moje ręce bardzo szczegółowo badały jego tors i ramiona. To pragnienie było niezwykle silne. Ale szlag! Nie teraz. Dymitr chyba też zdał sobie z tego sprawę. Odsunął się powoli, powstrzymując przy tym mnie.
- Wiem. - mruknęłam. - Nie teraz. Poza tym jesteś zmęczony, ranny i trochę śmierdzący. - Bielikow zachichotał cicho. - A teraz naprawdę, zdejmij spodnie, obejrzę tą ranę.
Dymitr posłusznie ściągnął dresy, a ja walczyłam z pragnieniem, żeby się na niego nie rzucić, albo mu nie pomóc. Ale wytrzymałam. Odwinęłam bandaż. Ugh... Rana była okropna i głęboka. Przemyłam ją delikatnie, założyłam świeży opatrunek i zawinęłam czystym bandażem.
- Byłeś bardzo dzielnym pacjentem. - pochwaliłam Dymitra. Pochyliłam się nad nim i pocałowała, głaskając w tym samym czasie ręką jego ranne udo. - A teraz idź się kąpać.
Bielikow musnął lekko moje wargi i odszedł. Wziął prysznic i wrócił. Ledwo położył głowę na poduszce na łóżku w sypialni, a już zasnął. Przykryłam go kołdrą, pogłaskałam jego włosy i pocałowałam go w czoło.
Lissa miała racje. Zdecydowanie bardziej troszczę się o Dymitra teraz niż kiedyś.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział? Proszę o komentarze! :*
No i jak zawsze zdjęcia :D <3
- Dymitr!
Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyje. Rose, skarciłam się. Po pierwsze Bielikow mimo uśmiechu na twarzy na pewno jest zmęczony. Po drugie za drzwiami stali także moi rodzice. Kazałam Dymitrowi wejść do środka, a rodziców poprosiłam o zostanie chwile tu. Chciałam z nimi porozmawiać.
- No więc tak - zaczęłam - chyba jestem wam winna przeprosiny. Nie potrzebnie myślałam, że coś mu zrobicie.I wprawdzie nie wiem jeszcze dokładnie co tam robiliście, ale wierzę, że go nie torturowaliście.
- Oczywiście, że nie. - żachnął się Abe. - Ja nie torturuje. Mam inne sposoby wyciągania informacji. Ale spokojie, żadnego z nich nie użyłem na Bielikowie. - dodał szybko widząc moją wściekłą minę.
- Poza tym ja tam byłam. - wtrąciła moja mama. - Przypilnowałabym Abe'a gdyby chciał zrobić coś nieodpowiedzialnego.
- Tego pewna być nie mogę, ale...
- Dlaczego? - przerwali mi/
- Skoro do siebie wróciliście, mogliście zawrzeć układ. - wyjaśniłam.
Zaskoczyłam ich. Nawet bardzo. Albo sądzili, że nie wiem (po niekonkretnych odpowiedziach matki), albo myśleli, że nie powiem tego głośno. Z satysfakcją, aczkolwiek nie okazując tego, odwróciłam się i weszłam do domu, zostawiając za sobą komiczny widok ich lekko zdezorientowanych min. Otrząsnęli się i weszli do mieszkania za mną.
Dymitr siedział na kanapie ze szklanką wody w rękach. Zamknął oczy i dam sobie uciąć rękę, że gdyby nie obecność rodziców już by spał. Abe i Janin usiedli na drugiej kanapie, a ja dołączyłam do Bielikowa. Chciałam go objąć, ale on poprzez spojrzenie jasno dał mi do zrozumienia, żebym tego nie robiła. Zaśmiałam się głośno, co było niezrozumiałe dla Abe'a i Janin, którzy popatrzyli na mnie zdezorientowani. Ale dla mnie cała ta sytuacja była trochę śmieszna. Dymitr zachowywał się jak szesnastolatek. Chciał zrobić wrażenie na moich rodzicach. Nie wiem czy bał się ich po polowaniu, czy zrobił to z własnej inicjatywy, ale tak było. W każdym bądź razie udało mu się zdobyć pochwałę, kiedy mimo ogromnego zmęczenia, które targało nim od środka, objął mnie i przyciągnął do siebie. Abe posłał mu spojrzenie pełne aprobaty, ale wrażenia Janin nie umiałam określić. Na pewno nie była zła. Na jej twarzy za to malowało się wyraźne zmęczenie. Z całej ich trójki tylko Abe miał w pełni zadowoloną minę.
- Co tu robicie? - zapytałam ciekawa. - Nie chcecie odpocząć?
- Chcemy...
- Ale najpierw - ojciec przerwał mojej mamie - chcieliśmy odprowadzić Bielikowa, jako dowód na to, że nie jesteśmy tyranami, a jemu nic się nie stało.
- Chyba nie do końca "nic". - dodałam lekko zdenerwowana.
Przez całą naszą krótką rozmowę trzymałam rękę na udzie Dymitra. Zorientowałam się, że coś jest nie tak. teraz dokładnie przeszukiwałam jego nogi (jeśli można to tak ująć).
- Rose - usłyszałam tatę - chyba nie zamierzasz robić tego przy nas.
Abe próbował zachować beztroski ton. I choć gdzieś w środku ta sytuacja rzeczywiście go bawiła, to jednak czuł, że będzie musiał się tłumaczyć.
Na początku nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło. Dopiero po chwili uświadomiłam to sobie. Ojciec żartując, sugerował, że ja i Dymitr zaczynamy coś w rodzaju gry wstępnej.
- Bandaż. - wyczułam go przez spodnie Bielikowa. - Co to ma znaczyć? Miał wrócić cały i zdrowy. Bez żadnego skaleczenia, rany i tak dalej.
Troszkę dramatyzowałam. W zasadzie to bardzo. W końcu Dymitr jest królewskim strażnikiem, najlepszym. Ale się wkurzyłam. Jeśli to coś nieznacznego to mogli przecież powiedzieć.
- Spokojnie - poprosiła Jenin.
- Już ci wszystko wyjaśniam. - Abe był chyba lekko rozbawiony.
- Ja to wytłumaczę. - wtrącił pewnie Dymitr. Spojrzałam na niego zdecydowanie. Może nie powinnam, ale tak zrobiłam. Mimo to doceniłam fakt, że pokazuje mojemu ojcu swoją pewność i inne zalety. - Oglądaliśmy teren. Byliśmy nad zboczem. chciałem podejść bliżej, ale kiedy byłem na krawędzi całkowicie straciłem kontrole nad swoim ciałem. Nic nie mogłem zrobić. Spadłem w dół. Nadal nie wiem jak to się stało.
Przyznam się, że na początku pomyślałam, że Dymitr po prostu się zagapił i nie zauważył przepaści, ale to był zwykły wypadek. Bo w końcu moi rodzice nie są na tyle brutalni, żeby spychać go ze zbocza. To oznaczałoby, że Dymitr podlizuje się Abe'owi i Janin, tyle, że to zupełnie nie w jego stylu. Albo... Chwila! Przypomniałam sobie powoli co działo się wczoraj rano. Teraz wszystko nabrało sensu.
- Ale ja wiem. - rzuciłam sucho. - Robert.
Opowiedziałam co się stało w areszcie, a potem zaczęłam chodzić po pokoju, warcząc po nosem, tak żeby nikt nie słyszał, że zabije tego drania. Próbowali mnie uspokoić, ale usiadłam dopiero, gdy matka obiecała, że skonsultuje się z innymi strażnikami w sprawie Doru. Abe zaoferował, żebyśmy odpoczęli, a on omówi to z królową i Hansem. Nie chciałam zatruwać tym głowy Lissy, ale lepiej, żeby wiedziała. Proponowałam swoją pomoc, ale moi rodzice zgodnie stwierdzili, że mam zostać w domu. Oburzyłam się, bo traktują mnie jak małą dziewczynkę, ale nie miałam wyjścia, więc zostałam, a oni poszli.
Stanęłam na przeciwko Rosjanina.
- No dobrze, a teraz zdejmij spodnie. - powiedziałam. - Pewnie trzeba zmienić opatrunek.
Dymitr nie był zachwycony moim pomysłem. Nie jestem pewna dlaczego, ale to nie ważne. Bardzo ociągał się z wykonaniem tego prostego polecenia.
- No dalej, Towarzyszu. - ponagliłam go. - Jeśli nie dasz rady mogę pomóc, ale czy tak czy tak będziesz musiał to zrobić.
Odpowiedział mi śmiech ukochanego. Kocham ten dźwięk. Dymitr chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Na twarzy miał uśmiech, ale w oczach miłość i coś co mnie przyciągnęło. Jedna jego dłoń cały czas mocno zaciskała palce na mojej ręce, a druga wślizgnęła się na moje plecy i przyciskała mnie do Dymitra. Pocałował mnie mocno, namiętnie. Wiedziałam do czego pił. I podobało mi się to. Jednak nie powinniśmy, nie teraz. Ale nie umiałam się powstrzymać. Moje ręce bardzo szczegółowo badały jego tors i ramiona. To pragnienie było niezwykle silne. Ale szlag! Nie teraz. Dymitr chyba też zdał sobie z tego sprawę. Odsunął się powoli, powstrzymując przy tym mnie.
- Wiem. - mruknęłam. - Nie teraz. Poza tym jesteś zmęczony, ranny i trochę śmierdzący. - Bielikow zachichotał cicho. - A teraz naprawdę, zdejmij spodnie, obejrzę tą ranę.
Dymitr posłusznie ściągnął dresy, a ja walczyłam z pragnieniem, żeby się na niego nie rzucić, albo mu nie pomóc. Ale wytrzymałam. Odwinęłam bandaż. Ugh... Rana była okropna i głęboka. Przemyłam ją delikatnie, założyłam świeży opatrunek i zawinęłam czystym bandażem.
- Byłeś bardzo dzielnym pacjentem. - pochwaliłam Dymitra. Pochyliłam się nad nim i pocałowała, głaskając w tym samym czasie ręką jego ranne udo. - A teraz idź się kąpać.
Bielikow musnął lekko moje wargi i odszedł. Wziął prysznic i wrócił. Ledwo położył głowę na poduszce na łóżku w sypialni, a już zasnął. Przykryłam go kołdrą, pogłaskałam jego włosy i pocałowałam go w czoło.
Lissa miała racje. Zdecydowanie bardziej troszczę się o Dymitra teraz niż kiedyś.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział? Proszę o komentarze! :*
No i jak zawsze zdjęcia :D <3
Jesteś po prostu świetna i po pierwszę strasznie dziękuje za ten rozdział i że go mi zadedykowałaś nie spodziewałam się tego jestem bardzo mile zaskoczona . A po drugie tyle w jednym rozdziale szok .I po trzecie też żałuje że mieszkamy tak daleko od siebie bo już bym biegła cię uściskać. Pozdrawiam i czekam na nn
OdpowiedzUsuńTwoja Ola
😍
UsuńCudowne wspaniałe. Po prostu nie wiem co powiedzieć. Trochę niepokoi mnie Robert. Cieszę się, że w końcu dodałaś rozdział. Czekam na więcej. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuń:-*
Przepiękny rozdział. Nie mogę się doczekać nexta. :) <3
OdpowiedzUsuńHej, jestem nowa i dopiero wczoraj znalazłam Twojego bloga. Jest zarąbisty !!! Jak widzisz szybko przeczytałam rozdziały i jestem na bieżąco. Podoba mi się styl w jakim piszesz i pomysł przygód, jakie przeżywają Rose i Dymitr. :) Naprawdę dziewczyno uwielbiam Cię i obiecuję, że codziennie będę wchodzić na tego bloga i czekać na następny rozdział. :) Pozdrawiam z Gliwic :)
OdpowiedzUsuń~Zmey~
O jak miło. Dziękuję i mam nadzieję że się nie zawiedziesz.
Usuń