Rozdział 32
W ferie rozdziały będą się pojawiać nieregularnie.A teraz coś co zaplanowała Rose. Lecimy do Bai!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rosja. Ten kraj kojarzy mi się z różnymi rzeczami. Od treningów w akademii, na których oprócz wydawanych poleceń i poprawek słyszałam tylko o niej, do... niej samej, Dymitra jako strzygi i mojego porwania. Mam bardzo zróżnicowane zdania na jej temat w moim umyśle. Ale tym razem jestem pewna, że wrócę z pięknymi wspomnieniami.
Przekonałam Dymitra i jedzie tam jako niespodzianka. Jego rodzina wie, tylko o moim przyjeździe. Będą musieli znaleźć trochę więcej miejsca. Wiem, że to będzie z jednej strony okropne, ale z drugiej strony wspaniałe. Już sobie wyobrażam miny jego rodziny, kiedy go zobaczą. Bielikow zdecydowanie nie podzielał mojego entuzjazmu. Byliśmy już tylko godzinę jazdy samochodem od Bai. Przez całą drogę Dymitr był spięty i zamyślony, a im bliżej byliśmy jego domu tym mniej mówił. Kilka chwil wcześniej zamieniliśmy się i teraz to ja siedziałam za kierownicą.Jechaliśmy przez jakieś miasteczko. Wszędzie było pełno śniegu, który rozjaśniał trochę ten pochmurny dzień. Bielikow patrzył przez szybę na okolice. Na widok małej fontanny na środku jakiegoś placu ożywił się nagle, a potem zamarł w bezruchu dopóki nie stracił jej z oczu. Wtedy oparł głowę o fotel samochodowy i przymknął oczy. Zerkałam na niego co jakiś czas, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Hej, będzie dobrze, Towarzyszu. Zobaczysz.
- Mam taką nadzieje. - mruknął.
Reszta drogi nie była na tyle interesująca, żeby ją szczegółowo opisywać. Udało mi się wciągnąć go w rozmowę, ale co chwilę doszukiwał się w danym temacie wspomnień z rodziną. I po raz kolejny zamykał oczy. Miałam teorie na ten temat, ale stwierdziłam, że lepiej nie mówić jej nagłos, kiedy Dymitr i tak jest zestresowany. Wiem, że tęskni za rodziną i dlatego jedziemy do ich domu, a to, że przez drogę trochę pocierpi to skutki uboczne. A liczy się przecież efekt. A jestem pewna, że ten będzie genialny.
Dojechaliśmy. Zatrzymałam się jakieś trzydzieści metrów od domu Bielikowów. Samochód zasłaniały drzewa i krzaki, dając nam lepszy element zaskoczenia. Na szczęście ciągnęły się one praktycznie do samego podwórka, więc niespodzianka będzie jeszcze lepsza.
- Pamiętasz co mówiłam, jak wyjeżdżaliśmy z lotniska? - przytaknął.Omówiliśmy wtedy plan. - Dobrze. A teraz spójrz mi w oczy i posłuchaj mnie. Nie denerwuj się. Zobaczysz, kilka chwil i będziesz siedział z wianuszkiem kobiet dookoła siebie w twoim rodzinnym domu. Tak? - pochyliłam się nad nim i ścisnęłam jego dłoń. - Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze. A teraz czekaj. Tylko mi tu nie panikuj. Nie po to wlokłam się kilka godzin niepraktycznym samochodem, żeby teraz znów wracać do Ameryki. - uśmiechnęłam się, chcąc poprawić Dymitrowi humor. Chyba się udało, bo po jego twarzy przemknąć cień uśmiechu.
Odkręciłam się i już miałam wysiadać, kiedy usłyszałam jego głos.
- Rose... - spojrzałam na niego. - Dziękuje.
- Podziękujesz później. - pocałowałam go w policzek. - No to zaczynamy.
Wyszłam z samochodu. Teraz wystarczy, że zapukam do ich drzwi, wszystko ładnie opowiem i przyprowadzę do nich Dymitra. To nic trudnego, powtarzałam sobie. A mimo to teraz to ja się stresowałam. W końcu za kilka chwil wywrócę ich życie do góry nogami. Jeszcze kilka miesięcy temu opłakiwali śmierć swojego ukochanego mężczyzny, a teraz dowiedzą się, że on żyje. Tak, to zdecydowanie będzie dla nich szok.
Wzięłam kilka oddechów i poszłam. Zatrzymałam się przed drzwiami i mocno zapukałam. Myślałam, że to będzie dla mnie prostsze. A jednak to zadanie wcale takie nie jest. Klamka się poruszyła. Chwilę później drzwi się otworzyły, a za nimi stała cała rodzina. Pawka, Wiktoria, Sonia, Karolina z Zoją na rękach, Jewa i Olena z jakimś małym chłopcem na rękach na rękach. To dziecko Sonii, uświadomiłam sobie. Kiedy stąd wyjeżdżałam była w ciąży. Pierwsza rzuciła się na mnie najmłodsza siostra Dymitra, co zdziwiło mnie trochę biorąc pod uwagę nasze stosunki, kiedy wyjeżdżałam. A w ślad za nią poszła reszta rodziny. Tylko jego babka nie poruszyła się, tylko przyglądała mi się badawczo. Chyba na coś czekała. Dosłownie na chwilę nasze spojrzenia się stykneły. Wtedy zrozumiałam, że Jewa wie o wszystkim. Wie, że Dymitr jest znów dampirem i że jest teraz ze mną. Usłyszałam wiele miłych słów podczas tego gorącego powitania. Jeśli tak czule witają się ze mną, jestem ciekawa jak będzie wyglądała chwila, w której zobaczą swojego ukochanego mężczyznę, pomyślałam.
- A jak nazywa się ten słodziak? - zapytałam, kiedy skończyły się uściski.
- Nikolaj. - powiedział dumnie Pawka. - Kola
- Ślicznie. - naprawdę spodobało mi się to imię. - Jak ty wyrosłeś. - kucnęłam przed chłopcem, a on niespodziewanie padł mi w objęcia.
- Rose - usłyszałam Olenę. Wstałam. - zostajesz u nas?
- Jeśli tylko mi pozwolicie. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie wygłupiaj się. - zaśmiała się Wiktoria. - Oczywiście, że ci pozwolimy.
Reszta dziewczyn zgodziła się z siostrą.
- Gdzie zostawiłaś bagaże? - zapytały.
- W samochodzie.
Olena chwyciła mnie za rękę.
- Tak bardzo cieszymy się, że przyjechałaś. - wyznała. - A teraz chodź. Po twoje rzeczy pójdą zaraz dziewczyny, a ja zrobię ci coś do jedzenia. Na pewno jesteś głodna.
Pociągnęła mnie w stronę domu, a dziewczyny ruszyły w stronę drogi. Zatrzymałam się.
- Stójcie. - zawołałam. Wszyscy spojrzeli na mnie. - Zaczekajcie. Mam do was prośbę.
- Tak?
- Zostańcie tu, dobrze? Odwróćcie się przodem do domu. Najlepiej byłoby gdybyście jeszcze zamknęły oczy.
- No... dobrze. - powiedziała Karolina. - Ale po co to wszystko?
- Mam dla was niespodziankę. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Duża ta niespodzianka? - zapytał Pawka
- Bardzo duża.
- A da się nią bawić?
- Nawet nie wiesz jak fajnie.
- To ja chcę tą niespodziankę! - wykrzyknął radośnie chłopiec.
- Wiem. Wszyscy chcą niespodzianki, a szczególnie tą.
Zauważyłam, że Jewa przygląda mi się. Spojrzałam na nią i dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo tęskni za swoim wnukiem. Mogła traktować mnie obojętnie, ale jego kochała całym swoim sercem. Podeszłam do niej i nachyliłam się. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam okazji, bo to ona pierwsza się odezwała.
- Dziękuje, że go odzyskałaś. - szepnęła. - Wiedziałam, że dasz radę.
- Nie ma co dziękować. Po prostu musiałam to zrobić. - odparłam w pełni poważnie. - Ale nie miałabym nic przeciwko, gdybyś powiedziała mi wcześniej co konkretnie mam zrobić.
- Wtedy nie zrobiłabyś tego tak jak należało.
Miałam ochotę dyskutować z Jewą jeszcze dłużej, ale zauważyłam, że reszta rodziny przygląda się nam. Wróciłam do nich i kazałam zrobić to o co wcześniej poprosiłam. Wszyscy szybko wykonali moje polecenie. Nawet babka Dymitra.
- I ani się ważcie podglądać. - ostrzegłam.
Odeszłam w nadziei, że nikt nie wpadł na genialny pomysł i nie poszedł za mną. Dymitr siedział w samochodzie w otwartymi drzwiami. Wyglądał trochę jak wtedy, gdy jest na służbie, tyle, że był zdenerwowany. Gwałtownie obrócił się na mój widok i podszedł do mnie. Położyłam mu rękę na ramieniu. Chciałam przekazać mu jakie ma szczęście i oznajmić, że wszystko jest dobrze.
- Teraz twoja kolej, Towarzyszu. - pocałowałam go lekko. - To na szczęście.
Po jego twarzy przemknął ledwo zauważalny uśmiech. Zniknął tak szybko jak się pojawił.
Dymitr poszedł przodem. Zatrzymał się tam, gdzie kończą się krzaki, a tym samym nasza ochrona. Był tylko dziesięć metrów od bramy. Wyjrzał ostrożnie za drzewa. Minęło kilka chwil zanim z powrotem odwrócił się do mnie. Widok rodzinnego domu wywarł na nim wielkie wrażenie. Jestem pewna, że mimo chmur na niebie, Dymitra olśnił blask budynku. Wiem też, że przyglądał się rodzinie. Głownie dlatego, że jego oczy zaświeciły się tęskno. Chciałam go przytulić, pocałować, pocieszyć. Odezwała się we mnie potrzeba uszczęśliwienia go w najprostszy sposób. Tylko, że efekt wtedy utrzymałby się tylko jakiś czas, teraz potrzeba skutecznego rozwiązania. Pomoc mu ograniczyłam do spojrzenia - wspierającego, pełnego miłości i otuchy. Zrozumiał. Kiwnął tylko głową - znak, że możemy zaczynać najlepszą, a zarazem najtrudniejszą część. Wyszłam z ukrycia i stanęłam w bramie.
- Rose, długo jeszcze? - niecierpliwił się Pawka.
- Jeszcze dosłownie momencik. - odpowiedziałam, zerkając na Dymitra.
Zamknął oczy (pełne łez, jak zgaduję) i czekał, aż dam mu sygnał. Starałam sobie wyobrazić jak to by było wrócić do rodziny po kilku latach. Nie byłam strzygą i to normalne, że nie wiem jakie to bolesne mieć świadomość, że było się krwiożerczym potworem, ale kiedy uczyłam się w akademii rzadko widywałam mamę, a taty nie znałam. To nie jest to samo. Ale gdyby się głębiej zastanowić można by było znaleźć podobne elementy.
- Tylko proszę nie podglądajcie. - przypominałam. - Trochę się natrudziłam, żeby... - Stop, zaraz się wygadasz, skarciłam się. - Zresztą nie ważne. - spojrzałam na Dymitra. Patrzył cały czas na tą znaną mu grupkę osób na podwórku. - Ja już zrobiłam to, co miałam zrobić. Teraz twoja kolej.
Bielikow wyszedł ostrożnie z ukrycia i podszedł do mnie. Drżał. Nie jestem tylko pewna czy z nerwów czy z płaczu. Łzy spływały mu po policzku. To niecodzienny widok. Tylko raz w życiu widziałam jak Dymitr płacze. Ale wtedy, a teraz to dwie zupełnie różne sytuacje. Popchnęłam go lekko do przodu. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się, jak zgaduje niezdolny wykonać żadnego ruchu.
- A teraz w tył zwrot moi drodzy. - zawołałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
Jak na komendę cała rodzina odwróciła się w moją stronę i tak samo równo wszyscy stanęli osłupieni. Chyba nie do końca uświadamiali sobie to co widzą. A widzieli wszystko to co chcieli odzyskać. Mieliśmy rację, że dla Bielikowów taka niespodzianka może być szokiem. Była i to wielkim. Mały Pawka przetarł rączkami oczy jakby nie wierzył w to wszystko. Jestem pewna, że poznał wujka. Z tego co wiem, jego mama pokazywała mu wiele zdjęć Dymitra i razem z Oleną opowiadały mu jaki to silny, dzielny, odważny i niezwyciężony jest jego wujek. Chłopiec jako pierwszy się otrząsnął. Chyba zapytał się o coś Wiktorii, a kiedy ta kiwnęła głową pobiegł przed siebie i wpadł prosto w ramiona Dymitra. W ślad za Pawką poszła cała rodzina. Błyskawicznie przebiegli dystans dzielący ich od ich mężczyzny i rzucili się na niego. Dymitr starał się objąć ich wszystkich, mimo, że to było niemożliwe. Przytulali się, całowali, ściskali, wylewali litry łez i potoki rosyjskich słów, których znaczenia mogłam się tylko domyślić. Tworzyli śliczny obrazek. Patrząc na nich nawet w moich oczach zebrały się łzy, ale jak na Hathaway przystało cofnęłam je, nie pozwalając im spłynąć. Stałam tam wzruszona, aczkolwiek trochę skrępowana, przyglądając się szczęśliwej rodzinie, dopóki Olena z Kolą na rękach nie podeszła do mnie i nie przyciągnęła do uśmiechniętej gromady. Zaproponowałam, że mogę potrzymać dziecko. Chciałam, żeby Olena miała większy dostęp do swojego syna. Mama Dymitra zgodziła się po chwili, oddała mi Kolę, a sama pobiegła do reszty.
Po kilku minutach zgodnie stwierdziliśmy, że pójdziemy do domu. Olena weszła od razu do kuchni, pewna, że jesteśmy głodni jak wilki. Miała trochę racji. Po drodze mało jedliśmy, a stres sprawił, że jesteśmy głodniejsi. My poszliśmy do salonu. Dymitr usiadł na kanapie. Zapytał czy może potrzymać swojego najmłodszego siostrzeńca. Sonia zgodziła się z szerokim uśmiechem, więc oddałam Kolę Dymitrowi. Po jednej jego stronie usiadła Sonia z Pawką na kolanach, a po drugiej Jewa z Zoją. Karolina i Wiktoria nie mogąc znaleźć innego miejsca klękły na podłodze przed bratem. Ja usiadłam na drugiej kanapie. Tym razem musiałam oddać Dymitra. Nie byłam z tego w pełni zadowolona, ale czułam, że tak trzeba, wiedziałam to. Kiedy Olena przyszła z kanapkami postawiła je na stoliku, przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko syna. Wszyscy wyglądali jakby odmłodzili się o kilka lat. Jego siostry wyglądały jak zafascynowane dziesięciolatki.
- To o tobie wszyscy mówili - usłyszałam Karolinę - i nadal mówią.
Wcześniej był tylko szok, później wielka radość, a teraz kiedy wszyscy trochę ochłonęli, a z twarzy zniknęły łzy, w głowach włączyło się rozsądne myślenie.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany Dymitr. Ja też nie wiedziałam o czym mówi Karolina.
- To ty jesteś tym dampirem, który był... - Sonia nie mogła dokończyć, ale zrobił to ktoś inny.
- Który był strzygą. - powiedział jej brat wpatrując się przez moment w przestrzeń. - Tak.
To słowo, te wyrazy, zdania sprawiły, że wspomnienia we mnie ożyły. Przed oczami przesuwały mi się obrazy. Pierwszy widok Dymitra jako strzygi, to jak leżeliśmy razem na kanapie w samej bieliźnie, te zimne pieszczoty, Dymitr z drewnianym kołkiem wbitym w serce, Dymitr spadający z mostu... I po raz kolejny do mojej głowy zawitało pytanie czy poprzez słowa "Ja powinienem był to powiedzieć..." chciał powiedzieć coś więcej. Powiedziałam wtedy, że zawsze będę go kochała. Jego odpowiedź pozostawiła mi wiele niepewności. Nie raz chciałam zapytać o to Dymitra, ale zawsze rezygnowałam. Może i by odpowiedział, ale powróciłoby do niego to o czym oboje zapominamy. Ta przeszłość odcisnęła piętno w jego umyśle, w moim też. O tym co się wydarzyło nie da się zapomnieć, to zbyt intensywne przeżycia. Ale da się nie myśleć o nich. Czego oboje próbujemy. Zdecydowanie nam to wychodzi, ale teraz musimy na moment wrócić do tego co było. Tylko po to, żeby wytłumaczyć wszystko Bielikowom, tylko po to.
- Byłem strzygą, ale Rose mnie uratowała.
Wszystkie spojrzenia padły na mnie. Nie zachwycało mnie to.
- Niezupełnie. W każdym bądź razie nie sama... - mówiłam przypominając sobie, co mówił Dymitr od razu po powrocie do nas. - To Lissa, królowa Wasylissa Dragomir odmieniła go mocą ducha.
Dymitr chyba wiedział o czym pomyślałam. Patrzył na mnie przenikliwie jak gdyby chciał odczytać więcej moich myśli. Ale to nie on się odezwał. Ku memu zdumieniu przemówiła Jewa.
- Wiemy o królowej - zaczęła - ale ty najlepiej wiesz co zrobiłaś.
- Uciszyła mnie tym. Trafiła. Nadal uważałam, że to ja w większej części przyczyniłam się do powrotu Dymitra. Starsza kobieta miała rację - tylko ja wiem, co musiałam zrobić, ile przeżyłam, a nawt przepłakałam, ile praw złamałam, żeby odzyskać Dymitra. Nie ważne bylo to co będzie później. Nawet po tym kiedy Dymitr całkiem mnie odrzucił wiedziałam, że to wszystko było tego warte. Ale Jewa nie wiedziała kto tak naprawdę powiedział mi, że to Lissa zrobiła najwięcej. Lecz teraz to nie ma znaczenia.
Rozmowa trwała dalej, Dymitr opowiadał o tym co było po wypuszczeniu go z aresztu. Jego babka wstała i podeszła do mnie. Jej miejsce u boku Bielikowa natychmiast zajęła Karolina. Przytuliła się do brata i dalej go słuchała. Jewa przysiadła obok mnie i ściszyła głos.
- Jak zdobyłaś wiedzę potrzebną do przemiany Dimki z powrotem w dampira? - zapytała.
Popatrzyłam na nią zdziwiona pytaniem, ale kiedy spojrzałam w jej oczy stwierdziłam, że lepiej po prostu odpowiedzieć. Więc opowiedziałam jej o Marku, Wiktorze, więzieniu i Robercie. Miałam nadzieje, że nie powie nikomu, że to ja pomogłam zbiec więźniowi.
- Dziękuje. Wszyscy dziękujemy, że odzyskałaś Dimkę. - powiedziała Jewa. - Wyobrażam sobie ile przeżyłaś dla niego. Dlatego zawsze będziemy ci za to wdzięczni. Jesteś najlepszą kobietą, która mogła mu się trafić.
Zaniemówiłam na chwilę.To były najmilsze słowa jakie kiedykolwiek od niej usłyszałam. Miałam wrażenie, że chwila moment uściśnie mnie i powie coś jeszcze. Ale babka Dymitra tylko kiwnęła głową i odeszła. Ta kobieta jest zbyt tajemnicza. Szczerze, wolałabym nie wchodzić do jej pokoju. Boje się co mogę tam znaleźć.
Rozmowa trwała do późnej nocy. Dziewczyny ustanowiły coś w stylu warty przy Dymitrze. Polegało to na tym, że dwie siedziały po obu jego stronach przez pół godziny. Potem była zmiana. Każdy siedział regularnie, bo było ich akurat równo. Pawka i Wiktoria, Karolina i Sonia, Jewa i Olena. Zoja nie znała wujka, poza tym była jeszcze za mała, więc podchodziła obojętnie do jego przyjazdu. Siedziała na podłodze i bawiła się ulubionymi zabawkami. Ale jak się okazało przypomniała sobie mnie. Co jakiś czas, kiedy znudziła jej się samotność, zaciągała do zabawy mnie. Kola siedział przeważnie na rękach u Oleny albo Sonii lub spał w łóżeczku na górze.
- Chyba czas już kończyć. - zauważyła Olena, kiedy Pawka zasnął u wujka na kolanach.
Dymitr pocałował go w czoło i oddał Karolinie. Poczułam się dziwnie.
- Musimy iść po bagaże. - powiedziałam.
- Ja pójdę. - zaproponował Bielikow. - Zaczekaj chwilę na dole.
- Nie. Pójdę z tobą. Chyba muszę się przewietrzyć.
Naprawdę chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Trochę kręciło mi się w głowie.
- Rose... - usłyszałam Olenę. - Zaraz dołączysz do Dimki, a czy możesz na chwilkę zostać z nami?
Przytaknęłam i odprowadziłam wzrokiem Dymitra. Kiedy wyszedł zebrały się przede mną jego siostry i mama. Oczywiście bez Jewy. Ona już gdzieś zniknęła.Nie do końca wiedziałam o co chodzi.
- Tak?
- Rose - głos zabrała Karolina. - Chciałybyśmy ci bardzo podziękować za przywiezienie do nas Dimki. Za odzyskanie go.
W oczach dziewczyn zebrały się łzy. Bardzo kochają brata.
- Jeszcze nie do końca rozumiemy co się stało - mówiła Olena - ale wiemy, że twoja robota. Tyle zrobiłaś. Dla wszystkich. Chciałybyśmy ci się jakoś odwdzięczyć, podziękować. Ale nie wiemy jak.
To co mówiły było naprawdę wzruszające. Ich miłość, tęsknota, troska...
- To nie będzie konieczne. - zapewniłam. - Chyba każdy wie dlaczego zrobiłam to co zrobiłam. Po prostu musiałam. Mam nadzieje, że tą "małą niespodzianką" nie podwyższyłam wam za bardzo ciśnienia. - zażartowałam dla rozluźnienia sytuacji.
Zamiast odpowiedzi odstałam tonę uścisków.
Po podziękowaniu poszłam pomóc Dymitrowi. Wjechał samochodem na podwórko i otworzył bagażnik. Wyjął już walizki. Oparłam się o auto.
- Masz bardzo kochaną rodzinę. - powiedziałam.
Dymitr podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie.
- Tak. To prawda. - potwierdził. - I mam ciebie. Dziękuje. - objął mnie i przyciągnął do siebie. Dziękuje za wszystko. Za to, że o mnie walczyłaś, za to, że znów jestem sobą, za to, że zmusiłaś mnie, żebym tu przyjechał i za to, że dzięki tobie ich odzyskałem. Nie, nie wiem jak...
- Wiesz... - przerwałam mu i odsunęłam się trochę - za dużo już dziś tych podziękować. - uśmiechnęłam się. - Zróbmy teraz coś innego.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, oparłam się o samochód i pociągnęłam go w swoją stronę. Jedną ręką trzymał moją talię, a drugą podpierał się o samochód. Uniosłam lekko głowę i nasze usta się dotknęły. Musnęłam lekko jego wargi. On przysunął się jeszcze bliżej i mocniej mnie pocałował.
- Wiesz... - przygryzłam lekko swoją dolną wargę - chyba mam pomysł jak w przyszłości możesz mi podziękować.
Dymitr uśmiechnął się zadziornie. Kochałam to. Ten uśmiech był tylko dla mnie i tylko przy specjalnych okazjach. Szczególnie często widuję go w naszej sypialni. Zsunęłam dłoń na jego tors i spojrzałam na jego klatkę piersiową. Nie jestem pewna co tam widziałam, ale to coś wciągnęło całą mnie. Czułam bicie jego serca. To było takie... przyjemne. Dymitr uniósł delikatnie moją twarz i ponownie pocałował. Utonęłam w nim. Miałam wrażenie... uczucie boskości. Nie umiem opisać tego co czuję. Ale czuję to tylko przy nim. Przypomniałam sobie, że kiedyś w akademii nowicjusze nazywali go bogiem. To zdecydowanie mój własny rosyjski bóg.
Kiedy na chwilę otworzyłam oczy, kątem zobaczyłam Wiktorię w oknie.
- Chyba mamy ukrytą widownie, Towarzyszu. - mruknęłam.
Dymitr uśmiechnął się i odwrócił na moment. Później zabraliśmy walizki i weszliśmy do domu.
Olena przydzieliła nam dawny pokój Dymitra. Na górze Bielikow chodził po pokojach i oglądał stare kąty. Ja w tym czasie wykąpałam się i położyłam na łóżku. Dymitr dołączył do mnie kilkanaście minut później. Zasnęliśmy prawie że z uśmiechami na twarzach.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mówcie jak podoba się wam moja wersja przyjazdu Dymitra do Bai.
Zapomniałabym: Wchodźcie na FB, like i bądźcie aktywni na tej stronce ➡ https://m.facebook.com/?hrc=1&refsrc=http%3A%2F%2Fh.facebook.com%2Fhr%2Fr&_rdr#!/profile.php?id=855362891169491 Zapraszam
No i zdjęcia Romitri <3
Ekstra rozdział czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńZasługujesz na miano 2 Mead.Rozdział świetny jestem w nim po prostu zakochana świetny
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział !!! Nie mogłam się od niego oderwać ! ;) Uwielbiam Cię i czekam na następny ! ~Zmey~
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział!Poprostu cudowny! Czekam na next.Tak jak napisała osoba wyżej zasługujesz na miano 2 Mead.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Ale nie jestem drugą Mead. Sami wiecie jaka jest różnica między nią, a mną. Dzieli nas pierdylion kilometrów przepaści. Ale dziękuję za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńPS jeśli w tekście znajdziecie 'Anastazja' to powinno być tam 'Kola' potem postaram się usunąć błędy.
Świetny rozdział. Uważam, że to jest najlepszy sposób na dobre wieści. Niesamowicie to odpisałaś. Te uczucia Rose. Zgadzam się z Olą. Jesteś po prostu za skromna. I fajnie, że taki długi. Czekam na następny. :-*
OdpowiedzUsuńPs. Mam wrażenie, że tylko my trzy z Olą piszemy jeszcze blogi. Inni jakoś zapomnieli o swoich czytelnikach. :-(
Bardzo dziękuję :-*
UsuńPS. Też mi się tak wydaje. Bo bardzo rzadko wstawiają rozdziały
Kiedy next?
OdpowiedzUsuń