Rozdział 33
Rozdział jest krótszy niż tamten, ale jest. Przez jakiś czas rozdziały będą pojawiać się nieregularnie i nie potrafię określić jakiej będą długości.
To była taka mała informacja, a teraz miłego czytania.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano obudził mnie czyjś głos. To była Olena. Czułam, że Dymitr też się obudził, a może po prostu już nie spał. Nie otwierałam oczu ani się nie poruszałam. Leżałam tak jak wcześniej. Było mi tylko nie wygodnie, więc udając, że robię to przez sen, przekręciłam się na drugi bok. Najwyraźniej ściągnęłam z Rosjanina trochę kołdry, bo poprawił mnie i zabrał trochę pościeli. Okrył się nią i przysunął się do mnie. Olena usiadła na miejscu zorganizowanym przez jej syna. Nie widziałam tego, ale wiedziałam, że pogłaskała go po policzku. Wyobrażałam sobie jak patrzą na siebie tęsknym wzrokiem z wielką miłością. Dymitr usiadł na łóżku koło mamy i objął ją.
- Tęskniłem. - wyznał. - Przez pewien czas pisałem. Chyba nie doszły do was moje listy, bo nie dostawałem odpowiedzi.
- Jak to nie dostawałeś? - Olena była wyraźnie zdziwiona. - Przecież wysyłałyśmy, przepraszam wysyłaliśmy do ciebie tony listów. Pawka dodawał do nich swoje rysunki, prezenty, nawet namawiał kolegów, żeby pomogli mu zdobyć materiały na niespodzianki dla ciebie. Nie dostałeś ani jednego?
- Nie. - jestem pewna, że Dymitr zmarszczył brwi w zamyśleniu. - Zadzwonię wieczorem do akademii. Teraz pewnie wszyscy kładą się spać.
Olena poprawił się w objęciach syna, wtuliła mocniej w jego ciało.
- My też tęskniliśmy. - powiedziała w końcu. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
Sądząc po reakcji Dymitra, jego matka miała łzy w czach. Wyczułam, że przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie. Słyszałam jak któreś z nich całuje to drugie w czoło.
- Bardzo się martwiliśmy. Baliśmy się o ciebie. - szeptała. Nie jestem pewna czy ze względu na mnie czy dlatego, że głośniej po prostu nie mogła tego powiedzieć. - Po tym jak Rose do nas przyjechała... załamałam się. Ale w tych łzach przypomniałam sobie twoje wiadomości. Niedługo po jej przyjeździe wszystkie zorientowałyśmy się, że to o niej opowiadałeś. To było oczywiste. I sposób w jaki o tobie opowiadała. Sprawiał, że jeszcze bardziej bolała mnie strata, ale byłam szczęśliwa, że te... ostatnie dni - Olena ostrożnie dobierała słowa - spędziłeś właśnie z nią.
Moje jasne i klarowne myśli zostały zrujnowane przez te kilka zdań. Dymitr o mnie opowiadał? Wiedziałam, że pisał listy do rodziny. Wspomniał o tym podczas jednego z treningów, kiedy pytałam dokładniej o jego rodzinę. Nie lubił (i nadal nie lubi) mówić o sobie, ale zadawałam za dużo pytań i w końcu wygadał się trochę. Jednak nie miałam pojęcia, że pisał też o mnie. Naszła mnie fala ciekawości i chęć przeczytania tych wszystkich listów, tych, w których o mnie wspominał.
Dymitr milczał. Nie wiedziałam co chodzi mu po głowie. Cisza się przedłużała. Dymitr wstał.
- Możemy pójść na dół? - zapytał w końcu. - Dziwnie jest opowiadać o kimś w jego towarzystwie. Nawet jeśli ten ktoś śpi.
Albo mówił prawdę, albo podejrzewał mnie o to co właśnie robię. Nie, przecież dobrze udaję. Nie może mnie zdemaskować. Poza tym to byłoby upokarzające.
- Chodźmy do mnie. - zaproponowała Olena. - Niedługo wszyscy się obudzą i zejdą na śniadanie, a ja chciałabym z tobą trochę dłużej porozmawiać. Wiesz... o akademii, o tym co tam robiłeś, kogo oprócz niej uczyłeś, jak jest w Stanach i... mam jeszcze dużo pytań. Nie ukrywam też , że chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o was. Wiem tylko tyle, ile powiedziała nam Rose za pierwszym razem, a uwierz mi ta ilość informacji mnie nie zadowala. Jako twoja mama chciałabym coś o was wiedzieć, mam do tego pełne prawo. - zaśmiała się.
- Jasne, chodź. - Dymitr chyba się uśmiechnął.
Wyszli, a ja zostałam sama z pękiem myśli w głowie. Próbowałam posklejać wszystko w całość, coś czemuś podporządkować, ale nie udało mi się. Dymitr i jego listy zostawiły w mojej głowie multum pytań.
Po kilku minutach wstałam i brałam się. Byłam głodna. Olena miała rację. Wyszłam na korytarz i spotkałam tam wszystkich lokatorów, oprócz Oleny i Dymitra. Wszyscy oni i ja szliśmy na śniadanie. Wiedziałam, że Dymitr jest gdzieś na górze, więc postanowiłam na wszelki wypadek udowodnić swoją niewinność.
- Nie widziałyście Dymitra? - zapytałam dziewczyn.
- Nie, może poszedł biegać. - odpowiedziała Wiktoria.
- W nocy porządnie padał śnieg - wtrąciła Karolina - wątpię czy chciało mu się ćwiczyć w taką pogodę.
- Nie jestem pewna - usłyszałam Sonie - ale chyba rozmawia z mamą. Chciałaś coś od niego?
- Nie, po prostu... - trochę głupio było mi się do tego przyznać przez dziewczynami. - Jestem przyzwyczajona, że kiedy się budzę Dymitr zazwyczaj jest w łóżku, wiec....
Dopiero po chili uświadomiłam sobie, że Dymitr jest na górze i na pewno wszystko słyszy. Szlag! Wpadłam. Dziewczyny przyglądały mi się z uśmiechami na twarzach. Jedynie Wiktoria miała posępną minę. Nie wiem o co jej chodziło, ale to co powiedziałam wkurzyło ją.
- Och jasne. To takie romantyczne. - rzuciła od niechcenia i poszła na dół.
- Ej! - zawołałam za nią. Nie odwróciła się, więc zwróciłam się dziewczyn. - Coś się stało? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie przejmują się nią. To co powiedziałaś było naprawdę słodkie. - wyznała Karolina z miłym uśmiechem. Po wyrazie jej twarzy wywnioskowałam, że przypomniała sobie chwile, kiedy i ona leżała razem ze swoim chłopakiem. - Wiktoria...
- Ona ma zwyczajnie pecha w miłości. - przerwała jej Sonia. - Zazwyczaj trafia na niewłaściwych chłopaków, albo po kilku tygodniach zwyczajnie stwierdza, że to nie ten jedyny.
- Och, nie wiedziałam. - zrobiło mi się głupio. Wspominałam przy nich głośno swoje uroczę poranki z ich bratem, podczas kiedy żadna z nich nie miała tyle szczęścia co ja ostatnimi czasy. - Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało. - powiedziała Sonia. - Naprawdę. Cieszymy się, że jesteś z Dymitrem i tu przyjeżdżasz. Bardzo cię lubimy. A niedługo oficjal...
- Soniu. - Karolina spojrzała twardo na siostrę jak gdyby z ostrzegając ją.
- O co chodzi? Co będzie niedługo? - nic nie rozumiałam.
- Nic takiego. - zapewniły mnie. - Na pewno jesteś głodna. Idziemy coś zjeść?
- Tak. To dobry pomysł.
Głód sprawił, że ta sprawa stała się dla mnie błaha. Przynajmniej na razie. Potem wypytam jeszcze dziewczyny.
Kiedy zeszłyśmy na dół stwierdziłam, że pójdę przeprosić Wiktorię. Sonia i Karolina zaproponowały, że zrobią w tym czasie śniadanie. Zgodziłam się i poszłam do salonu. Bielikowówna siedziała na kanapie z pilotem w ręku i przerzucała kolejne kanały. Podeszłam powoli i usiadłam obok niej. Nie odzywałyśmy się przez chwilę. Zbierałam się i układałam w głowie zdania.
- Wiktorio... - odezwałam się ostrożnie. - Chciałam cię przeprosić. Nie wiedziałam... Nie znałam twojej sytuacji. Nie powinnam była tego mówić. Przepraszam.
Milczenie. Miętosiłam niespokojnie materiał bluzki
- To ja przepraszam. - szepnęła cicho Wiktoria. - Nie powinnam tak reagować. Cieszę się, że ty i Dimka jesteście razem i jesteście szczęśliwi. Po prostu wkurzyłam się, że nie mogę znaleźć sobie faceta. Prawie za każdym razem trafiam na dupka. Takiego jak wtedy, kiedy byłaś pierwszy raz w Bai. - zatrzymała się tu na chwilę. Chyba nad czymś myślała. - Chciałabym też przeprosić cię za tamto... Nie... Myliłam się mówić to co powiedziałam. To ja nie mam pojęcia o miłości. Bardzo żałuję tego co o tobie pomyślałam. Naprawdę bardzo przepraszam. Ja...
- Nic się nie stało. Przyjmuję przeprosiny. - przerwałam jej, bo nie mogłam patrzeć na to jak się męczy. Wiktoria była z natury twarda i żywiołowa. Nie okazywała lęku, ani nie przepraszała, jeśli nie miała do tego powodu. - A teraz chodź ze mną do kuchni. Dziewczyny robią śniadanie.
Wiktoria uśmiechnęła się i wstała. Ja również. Podeszła do mnie i... przytuliła. Tak po prostu przytuliła. Przez chwilę byłam zdziwiona, ale zaraz odwzajemniłam jej serdeczny uścisk.
- Cieszę się, że jesteś w naszej rodzinie. - powiedziała cicho.
Zastanowiło mnie coś w tej wypowiedzi, ale zignorowałam to.
- Ja też się cieszę. Bardzo.
Stałyśmy jeszcze chwilę przytulone na środku salonu. Potem obje się otrząsnęłyśmy i poszłyśmy na kuchni. Czekały tam na nas dziewczyny i Pawka. Kiedy mnie zobaczył odłożył szklankę z sokiem, który właśnie pił i podbiegł do mnie. Przytulił mnie i zaprowadził do okna na schodach.
- Patrz Rose ile śniegu jest na dworze. - powiedział radośnie. - Czy w Stanach też jest śnieg?
Zastanowiłam się jak sensownie odpowiedzieć chłopcu.
- Jasne. Tam gdzie mieszkamy zimą jest śnieg. Ale tutaj jest go dużo więcej. - stwierdziłam.
- To dlatego, że przyszła prawdziwa zimowa pora. - usłyszałam nowy głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na górę schodów. Jewa stała ubrana w kurtkę zimową i kozaki z chustą na głowie. Wyglądała jak typowa staruszka. Może tylko jej oczy błyskały co jakiś czas tajemniczym spojrzeniem. Zeszła kilka schodków poprawiła chustę i podeszła do nas.
- Przyjechaliście na największe mrozy. - powiedziała. - Podejrzewam, że w tym roku będzie więcej śniegu niż w tamtym. Zobaczysz co to prawdziwa zima.
Jewa pocałowała wnuczka w czoło i zniknęła mi z oczu. Nie mam ochoty zastanawiać się nad tym gdzie ona poszła, więc wmówiłam sobie, że wybrała się na normalny spacer.
- Rose, będziesz mnie woziła na sankach? - zapytał Pawka. W ślicznych niebieskich oczach zawitała niewinna dziecięca nadzieja.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Lubisz bawić się w śniegu, prawda? - chłopiec przytaknął. - Ja też. Mam nawet plan na fajną zabawę.
Pawka podszedł do mnie wyraźnie zaintrygowany. Kucnęłam i zdradziłam mu szczegóły mojego genialnego planu na to przedpołudnie. Na koniec chłopak dodał swoje sugestie i tak razem ustaliliśmy każdy nawet najmniejszy drobiazg. Potem zeszliśmy na dół z chytrymi uśmiechami na twarzach. Dziewczyny obrzuciły nas zaciekawionymi spojrzeniami, ale milczeliśmy.
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy całą gromadą do salonu. Na dół zeszła powolutku mała Zoja. Karolina nakarmiła ją i dalej oglądaliśmy telewizję śmiejąc się z ludzi, którzy mają za mało oleju w głowie, żeby zrozumieć pewne prawa, które rządzą światem. W pewnym momencie siedzący koło mnie Pawka podniósł się. Powędrowałam za jego wzrokiem. Patrzył na Dymitra i Olenę z małym Kolą na rękach wchodzących właśnie do salonu. Pawka podbiegł i rzucił się na szyję wujkowi. Dymitr złapał go i podniósł. Oboje usiedli na kanapie obok mnie. Mały chłopak położył się zajmując pół kanapy, a nogi ułożył na nogach Bielikowa. Uśmiechnęli się obaj do siebie.
Chciałam jak co rano oprzeć się o Dymitra, pocałować go albo przytulić i powiedzieć mu coś słodkiego albo zabawnego. Zawsze tak robiłam, kiedy się budziliśmy. To była taka nasza mała tradycja. Nie wiem co czuje wtedy Dymitra, ale ja relaksuje się. Pozwalałam sobie na mniej twardości i chcę czuć się bezpieczna w ramionach mojego mężczyzny. Tak jak robią to normalne kobiety. Czuje wtedy, że jesteśmy tylko my. Nie myślę o tym, że od razu po śniadaniu będziemy odpowiedzialni za bezpieczeństwo królowej pradawnego rodu wampirów i jej chłopaka. Myślę tylko o tym, że moja\e marzenia się spełniły, że mam to czego chciałam. Ze mam Lissę i Dymitra.
Powstrzymałam się. Po dzisiejszym poranku czułabym się z tym dziwnie. Najwyraźniej Dymitr nie miał takich myśli. Przyciągnął mnie na chwilę do siebie i pocałował w policzek.
Potem panowała w tym domu tak bardzo rodzinna atmosfera, że nawet największy gbur zebrałby się na miły uśmiech na twarzy. Trzy godziny po śniadaniu przyszła kolej na naszą śnieżną zabawę.
Dymitr milczał. Nie wiedziałam co chodzi mu po głowie. Cisza się przedłużała. Dymitr wstał.
- Możemy pójść na dół? - zapytał w końcu. - Dziwnie jest opowiadać o kimś w jego towarzystwie. Nawet jeśli ten ktoś śpi.
Albo mówił prawdę, albo podejrzewał mnie o to co właśnie robię. Nie, przecież dobrze udaję. Nie może mnie zdemaskować. Poza tym to byłoby upokarzające.
- Chodźmy do mnie. - zaproponowała Olena. - Niedługo wszyscy się obudzą i zejdą na śniadanie, a ja chciałabym z tobą trochę dłużej porozmawiać. Wiesz... o akademii, o tym co tam robiłeś, kogo oprócz niej uczyłeś, jak jest w Stanach i... mam jeszcze dużo pytań. Nie ukrywam też , że chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o was. Wiem tylko tyle, ile powiedziała nam Rose za pierwszym razem, a uwierz mi ta ilość informacji mnie nie zadowala. Jako twoja mama chciałabym coś o was wiedzieć, mam do tego pełne prawo. - zaśmiała się.
- Jasne, chodź. - Dymitr chyba się uśmiechnął.
Wyszli, a ja zostałam sama z pękiem myśli w głowie. Próbowałam posklejać wszystko w całość, coś czemuś podporządkować, ale nie udało mi się. Dymitr i jego listy zostawiły w mojej głowie multum pytań.
Po kilku minutach wstałam i brałam się. Byłam głodna. Olena miała rację. Wyszłam na korytarz i spotkałam tam wszystkich lokatorów, oprócz Oleny i Dymitra. Wszyscy oni i ja szliśmy na śniadanie. Wiedziałam, że Dymitr jest gdzieś na górze, więc postanowiłam na wszelki wypadek udowodnić swoją niewinność.
- Nie widziałyście Dymitra? - zapytałam dziewczyn.
- Nie, może poszedł biegać. - odpowiedziała Wiktoria.
- W nocy porządnie padał śnieg - wtrąciła Karolina - wątpię czy chciało mu się ćwiczyć w taką pogodę.
- Nie jestem pewna - usłyszałam Sonie - ale chyba rozmawia z mamą. Chciałaś coś od niego?
- Nie, po prostu... - trochę głupio było mi się do tego przyznać przez dziewczynami. - Jestem przyzwyczajona, że kiedy się budzę Dymitr zazwyczaj jest w łóżku, wiec....
Dopiero po chili uświadomiłam sobie, że Dymitr jest na górze i na pewno wszystko słyszy. Szlag! Wpadłam. Dziewczyny przyglądały mi się z uśmiechami na twarzach. Jedynie Wiktoria miała posępną minę. Nie wiem o co jej chodziło, ale to co powiedziałam wkurzyło ją.
- Och jasne. To takie romantyczne. - rzuciła od niechcenia i poszła na dół.
- Ej! - zawołałam za nią. Nie odwróciła się, więc zwróciłam się dziewczyn. - Coś się stało? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie przejmują się nią. To co powiedziałaś było naprawdę słodkie. - wyznała Karolina z miłym uśmiechem. Po wyrazie jej twarzy wywnioskowałam, że przypomniała sobie chwile, kiedy i ona leżała razem ze swoim chłopakiem. - Wiktoria...
- Ona ma zwyczajnie pecha w miłości. - przerwała jej Sonia. - Zazwyczaj trafia na niewłaściwych chłopaków, albo po kilku tygodniach zwyczajnie stwierdza, że to nie ten jedyny.
- Och, nie wiedziałam. - zrobiło mi się głupio. Wspominałam przy nich głośno swoje uroczę poranki z ich bratem, podczas kiedy żadna z nich nie miała tyle szczęścia co ja ostatnimi czasy. - Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało. - powiedziała Sonia. - Naprawdę. Cieszymy się, że jesteś z Dymitrem i tu przyjeżdżasz. Bardzo cię lubimy. A niedługo oficjal...
- Soniu. - Karolina spojrzała twardo na siostrę jak gdyby z ostrzegając ją.
- O co chodzi? Co będzie niedługo? - nic nie rozumiałam.
- Nic takiego. - zapewniły mnie. - Na pewno jesteś głodna. Idziemy coś zjeść?
- Tak. To dobry pomysł.
Głód sprawił, że ta sprawa stała się dla mnie błaha. Przynajmniej na razie. Potem wypytam jeszcze dziewczyny.
Kiedy zeszłyśmy na dół stwierdziłam, że pójdę przeprosić Wiktorię. Sonia i Karolina zaproponowały, że zrobią w tym czasie śniadanie. Zgodziłam się i poszłam do salonu. Bielikowówna siedziała na kanapie z pilotem w ręku i przerzucała kolejne kanały. Podeszłam powoli i usiadłam obok niej. Nie odzywałyśmy się przez chwilę. Zbierałam się i układałam w głowie zdania.
- Wiktorio... - odezwałam się ostrożnie. - Chciałam cię przeprosić. Nie wiedziałam... Nie znałam twojej sytuacji. Nie powinnam była tego mówić. Przepraszam.
Milczenie. Miętosiłam niespokojnie materiał bluzki
- To ja przepraszam. - szepnęła cicho Wiktoria. - Nie powinnam tak reagować. Cieszę się, że ty i Dimka jesteście razem i jesteście szczęśliwi. Po prostu wkurzyłam się, że nie mogę znaleźć sobie faceta. Prawie za każdym razem trafiam na dupka. Takiego jak wtedy, kiedy byłaś pierwszy raz w Bai. - zatrzymała się tu na chwilę. Chyba nad czymś myślała. - Chciałabym też przeprosić cię za tamto... Nie... Myliłam się mówić to co powiedziałam. To ja nie mam pojęcia o miłości. Bardzo żałuję tego co o tobie pomyślałam. Naprawdę bardzo przepraszam. Ja...
- Nic się nie stało. Przyjmuję przeprosiny. - przerwałam jej, bo nie mogłam patrzeć na to jak się męczy. Wiktoria była z natury twarda i żywiołowa. Nie okazywała lęku, ani nie przepraszała, jeśli nie miała do tego powodu. - A teraz chodź ze mną do kuchni. Dziewczyny robią śniadanie.
Wiktoria uśmiechnęła się i wstała. Ja również. Podeszła do mnie i... przytuliła. Tak po prostu przytuliła. Przez chwilę byłam zdziwiona, ale zaraz odwzajemniłam jej serdeczny uścisk.
- Cieszę się, że jesteś w naszej rodzinie. - powiedziała cicho.
Zastanowiło mnie coś w tej wypowiedzi, ale zignorowałam to.
- Ja też się cieszę. Bardzo.
Stałyśmy jeszcze chwilę przytulone na środku salonu. Potem obje się otrząsnęłyśmy i poszłyśmy na kuchni. Czekały tam na nas dziewczyny i Pawka. Kiedy mnie zobaczył odłożył szklankę z sokiem, który właśnie pił i podbiegł do mnie. Przytulił mnie i zaprowadził do okna na schodach.
- Patrz Rose ile śniegu jest na dworze. - powiedział radośnie. - Czy w Stanach też jest śnieg?
Zastanowiłam się jak sensownie odpowiedzieć chłopcu.
- Jasne. Tam gdzie mieszkamy zimą jest śnieg. Ale tutaj jest go dużo więcej. - stwierdziłam.
- To dlatego, że przyszła prawdziwa zimowa pora. - usłyszałam nowy głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na górę schodów. Jewa stała ubrana w kurtkę zimową i kozaki z chustą na głowie. Wyglądała jak typowa staruszka. Może tylko jej oczy błyskały co jakiś czas tajemniczym spojrzeniem. Zeszła kilka schodków poprawiła chustę i podeszła do nas.
- Przyjechaliście na największe mrozy. - powiedziała. - Podejrzewam, że w tym roku będzie więcej śniegu niż w tamtym. Zobaczysz co to prawdziwa zima.
Jewa pocałowała wnuczka w czoło i zniknęła mi z oczu. Nie mam ochoty zastanawiać się nad tym gdzie ona poszła, więc wmówiłam sobie, że wybrała się na normalny spacer.
- Rose, będziesz mnie woziła na sankach? - zapytał Pawka. W ślicznych niebieskich oczach zawitała niewinna dziecięca nadzieja.
- Oczywiście. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Lubisz bawić się w śniegu, prawda? - chłopiec przytaknął. - Ja też. Mam nawet plan na fajną zabawę.
Pawka podszedł do mnie wyraźnie zaintrygowany. Kucnęłam i zdradziłam mu szczegóły mojego genialnego planu na to przedpołudnie. Na koniec chłopak dodał swoje sugestie i tak razem ustaliliśmy każdy nawet najmniejszy drobiazg. Potem zeszliśmy na dół z chytrymi uśmiechami na twarzach. Dziewczyny obrzuciły nas zaciekawionymi spojrzeniami, ale milczeliśmy.
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy całą gromadą do salonu. Na dół zeszła powolutku mała Zoja. Karolina nakarmiła ją i dalej oglądaliśmy telewizję śmiejąc się z ludzi, którzy mają za mało oleju w głowie, żeby zrozumieć pewne prawa, które rządzą światem. W pewnym momencie siedzący koło mnie Pawka podniósł się. Powędrowałam za jego wzrokiem. Patrzył na Dymitra i Olenę z małym Kolą na rękach wchodzących właśnie do salonu. Pawka podbiegł i rzucił się na szyję wujkowi. Dymitr złapał go i podniósł. Oboje usiedli na kanapie obok mnie. Mały chłopak położył się zajmując pół kanapy, a nogi ułożył na nogach Bielikowa. Uśmiechnęli się obaj do siebie.
Chciałam jak co rano oprzeć się o Dymitra, pocałować go albo przytulić i powiedzieć mu coś słodkiego albo zabawnego. Zawsze tak robiłam, kiedy się budziliśmy. To była taka nasza mała tradycja. Nie wiem co czuje wtedy Dymitra, ale ja relaksuje się. Pozwalałam sobie na mniej twardości i chcę czuć się bezpieczna w ramionach mojego mężczyzny. Tak jak robią to normalne kobiety. Czuje wtedy, że jesteśmy tylko my. Nie myślę o tym, że od razu po śniadaniu będziemy odpowiedzialni za bezpieczeństwo królowej pradawnego rodu wampirów i jej chłopaka. Myślę tylko o tym, że moja\e marzenia się spełniły, że mam to czego chciałam. Ze mam Lissę i Dymitra.
Powstrzymałam się. Po dzisiejszym poranku czułabym się z tym dziwnie. Najwyraźniej Dymitr nie miał takich myśli. Przyciągnął mnie na chwilę do siebie i pocałował w policzek.
Potem panowała w tym domu tak bardzo rodzinna atmosfera, że nawet największy gbur zebrałby się na miły uśmiech na twarzy. Trzy godziny po śniadaniu przyszła kolej na naszą śnieżną zabawę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taka mała zmiana. W książce Pawka miałby teraz pewnie coś koło 10 lat, ale ja wolałabym go jako mniejszego dlatego też jego zachowanie w moim opowiadaniu odpowiada mniejszemu chłopcu.
I jak? Może być? Cieszcie się nimi póki możecie....
I tradycyjnie zdjęcia. Chciałam dodać zdjęcie Dymitra z rodziną, ale znalazłam tylko Rose z Abem i Janin. Nie ma zdjęć Bielikowów (przy okazji: przepraszam jeśli znajdziecie błędy w odmianie tego nazwiska, ale nie jestem pewna jak mam go odmieniać, więc piszę tak jak uważam), więc musicie zadowolić się tymi:
Romitri <3
Zoey na planie z rodziną i przyjaciółmi
Danila w Nowym Jorku (niby zima ale śniegu nie ma ^^)
Wspaniały zaitntrygowałaś mnie kilkoma sprawami ale czekam na nn
OdpowiedzUsuńFajny rozdział mam nadzieję, że napiszesz szybko następny
OdpowiedzUsuńświetne. Czekam na więcej. Ciekawi mnie co wymyślili Rose i Pawka. I co będzie z tymi listami o Rozie. Wspaniale to wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuń