Rozdział 37
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po tym jak Robert wyszedł zasnęłam niemal od razu zasnęłam.
Obudziłam się już w zupełnie innym miejscu. Znowu byłam sama Ale nie byłam już związana. Leżałam na podłodze. Uniosłam się trochę, żeby mieć na wszystko lepszy widok. Całe ciało bolało mnie niemiłosiernie. Zupełnie jakby ktoś mną rzucał w czasie snu. Ale właściwie jak ja się tu znalazłam? Czyżbym spała tak mocno, że nie poczułam jak przytargali mnie tu? Pewnie uwierzyłabym w to, gdyby nie ślady krwi na podłodze. Przeszukałam swoje ciało i... szlag! Jedna ze strzyg mnie ukąsiła. To dlatego nie obudziłam się podczas zmiany pomieszczenia, i dlatego czuję się teraz tak... dziwnie. Błogo, ale tak jakbym miała zaraz zemdleć. Ciekawe jak wile krwi straciłam. Wnioskując po nieustających zawrotach głowy... dużo.Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W przeciwieństwie do poprzedniego w tym było sporo starych zniszczonych gratów. Wodziłam wzrokiem po wszystkim szukając czegoś, co okazałoby się pożyteczne w ucieczce. W końcu nie mam zamiaru dłużej tu tkwić. Spróbowałam się podnieść, ale szybko przekonałam się, że to nie będzie łatwe. Przyczołgałam się do stołu obok drewnianych drzwi, chwyciłam się go najmocniej jak mogłam i w miarę stabilnie stanęłam na nogach. Podeszłam do drzwi trzymając się ściany. Szarpałam klamkę dobrych kilka minut, ale bez skutku. Muszą być zamknięte na klucz. I nagle... wpadłam na coś.
Łapiąc się czego tylko można podeszłam do reszty gratów i znalazłam - gruby metalowy pręt i kilka innych solidnych rzeczy. Najpierw rzucałam nimi w drzwi, a potem próbowałam rozwalić drewno prętem. Na nic. Wszystko co robiłam było bezskuteczne. Nic nie zdziałałam. Okno było mniej więcej takich rozmiarów jak poprzedni, tylko bez szyby, a z kratami. Poczułam się jak w więzieniu.
Na dworze był świt. Słońce dopiero wychodziło zza horyzontu rozświetlając... syberyjską tundrę. Wiele razy żartowałam z tutejszego klimatu, ale teraz... naprawdę byłam w syberyjskiej tundrze. Nie wiem, jak daleko jestem od Bai, ale zgaduje, że nie przejdę tej odległości na piechotę. Szlag! Gdzie oni mnie wywieźli?
Od mojego porwania minęło jakieś piętnaście lub szesnaście godzin, ktoś musiał zauważyć, że zniknęłam, prawda? Nie było mnie w nocy w domu. Dymitr spał sam, więc jestem pewna, że wszyscy zorientowali się, że coś jest nie tak. Ale nawet jeśli mnie szukają to nie wiedzą gdzie. Sama tego nie wiem.
Nie wiem gdzie jestem, ale jestem głodna. Nie pogardziłabym kanapką i szklanką wody. Ale póki co nie mam co liczyć na takie luksusy. Ciekawe kiedy znów przyjdzie Robert. Jest dzień, więc nie sądzę, by odwiedził mnie ze swoimi ochroniarzami. Może też oczywiście poczekać do wieczora, ale wątpię czy to zrobi. Jest zbyt niecierpliwy. Zapewne przyjdzie tu niedługo... Wkrótce.... Właśnie!
Skoro Robert przyjdzie sam lub nawet z kimś innych, przecież dam radę go pokonać. Wystarczy tylko, że nie zawita do mnie ze strzygą. Poradzę sobie nawet ze strażnikiem (o ile jakiś chciał dla niego pracować), byle by tylko się stąd wydostać. Muszę tylko zebrać siły i obmyślić plan. Tak!
Usiadłam z powrotem na podłodze, opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy wciągając powietrze. Dopiero teraz zauważyłam jak tu cuchnie. Zewsząd dochodził odór spalenizny, zaschniętej krwi i czegoś czego nie mogłam zidentyfikować. Zaczęłam rozmyślać nad tym jakim sposobem stąd uciec.
* * *
Drzwi otworzyły się z hukiem. Zerwałam się na równe nogi.
Nie wiem ile czasu już jestem, ale wystarczająco, żeby zregenerować trochę siły. Głowa ciągle mnie bolała, ale zawroty ustały, więc mogłam spokojnie stanąć, bez obawy, że zaraz runę na ziemię.
Zza drewnianych drzwi wyszli Robert i... Tasza... Ona?
- Tak, Rose. - odezwała się. - To naprawdę ja.
- Ale dlaczego? - zapytałam, całkowicie zbita z tropu. - Przecież pomagałaś mi...
Stop Rose. Chwila. Skoro ona jest teraz z Robertem, to musiała być w to zamieszana od początku.
- Podawałaś mi błędne wskazówki, prawda? - przytknęła z tryumfem i bezczelnym uśmiechem na twarzy. - Myślałam, że mnie lubisz? Może nie byłyśmy przyjaciółkami, ale przychodziłaś do nas! Było tak zwyczajnie.
- Ja mam polubić ciebie? - chyba nie dowierzała. - Po tym co zrobiłaś?
- Co zrobiłam?!
To chyba jakieś żarty? Przecież nic jej nie zrobiłam! Żyłyśmy w zgodzie, jak normalni ludzie. Nigdy nie pomyślałabym, że Tasza może mieć mi coś za złe.
- Jeszcze masz czelność się pytać? - warknęła. Nie znałam jej od tej strony. Zawsze była dla wszystkich miła, a teraz wygląda jakby chciała mnie zabić. - Gdybyś się nie pojawiła, to ja teraz byłabym z Dimką. To ja wygłupiałabym się z nim na śniegu, całowała go i przytulała. Spałabym z nim w jednym łóżku, czując jego ciało przy swoim. A ty, żmijo, to wszystko popsułaś!
Przysięgam, że mało kto dał radę tak bardzo mnie zdziwić. Tasza jest zazdrosna! I... chce się mnie pozbyć, prawda? Żeby mieć dostęp do Dymitra. Pamiętam jak bardzo kochała Bielikowa. Byli ze sobą rok temu w zimę. Wiedziałam, że ciotka Christiana ciągle kocha Dymitra, w końcu okazywała mu to na każdym kroku, ale myślałam, że pogodziła się z faktem, że Rosjanin woli mnie. Tym bardziej do głowy nie przyszło mi, że mogłaby się mnie pozbyć.
"Żmijo", no cóż... najwyraźniej jestem bardziej podobna do Abe'a niż sądziłam. Swoją drogą...ciekawe jak staruszek zareagowałby, kiedy ktoś nazwałby mnie przy nim żmiją...
- To był jego wybór. - zaprotestowałam. - Nie zmuszałam Dymitra do niczego. Skoro wybrał mnie to znaczy, że to mnie kocha, nie ciebie.
- Kłamiesz. - spojrzała mi hardo w oczy. nie wiem co zobaczyła w moich, ale ja wychwyciłam w jej oczach pragnienie zemsty, gniew i czyste szaleństwo. Wydawało się ono jeszcze gorsze niż to u Sonii, które wywołał mrok. - Musiałaś mu coś zrobić skoro mnie odrzucił. Perfidnie wykorzystałaś to, że uczył cię w akademii i udało ci się omotać go. Ale Dimka jest mądry, wie już co zrobiłaś. Niedługo będzie tak jak powinno być. Jeszcze tylko kilka dni, a...
- Cicho! - warknął nagle Doru. - Tyle starczy, Taszo.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wyraźnie spodobało mu się to jak morojka mnie gnębi. Przerwał jej, bo chyba nie chciał, żeby coś powiedziała. Ale co? Co oni planują?
- I jak Rose? - odezwał się znowu. - Namyśliłaś się już? Będziesz z nami współpracować?
- Nigdy! - rzuciłam bez zastanowienia.
- Pomyśl tylko jakie będziemy mieli z tego korzyści. - nalegał. - My wszyscy coś zyskamy. Tasza dostanie ukochanego. Ja władzę nad naszym światem. A tobie wszyscy będą się kłaniali do stóp, tak jak teraz robią to twojej przyjaciółce. Nie wmówisz mi, że byś tego nie chciała. Wiem też, że jesteś honorowym człowiekiem, dlatego nie musisz się martwić o pewne kwestie. Po pewnym czasie cała ta banda tumanów zrozumie jak wiele dobrego dla nich zrobiliśmy. Jestem tego pewien.
- Szkoda, że ja nie. - bąknęłam. - Naprawdę myślisz, że dasz radę mnie przekonać tą swoją gadką o kwestiach honorowych i o tym jak wile robisz dla obydwóch naszych ras?
- A dlaczego nie? - wzruszył ramionami. Naprawdę zaczyna upodabniać się do Wiktora. - Jesteś mądrą kobietą - o jaki zaszczyt, dostałam od niego komplement - ale jeszcze wielu rzeczy nie wiesz. Być może wkrótce się o nich dowiesz, ale jeszcze nie teraz. - nienawidzę, kiedy ktoś mi to mówi. - Mimo wszystko, wierzę, że będziesz dobrym sojusznikiem. Wybór ciebie był dość prosty. Do tej pory byłaś moim największym wrogiem.
- Vice versa... - burknęłam znudzona i zniecierpliwiona.
- Nie przerywaj mi. - zażądał ostro Robert. - Jak już mówiłem, byłaś moim wrogiem. I nadal nim jesteś, ale możesz to zmienić. Wiem, że nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi, bo żadne z nas tego nie chce. W końcu zabiłaś mi brata. - przy ostatnim zdaniu głos mu zadrżał. Z jednej strony z gniewu, ale wiem, że chodziło też o więź jaka łączyła go z Wiktorem. Oni naprawdę kochali się tak, jak powinni bracia. - Ale wierzę, że możemy zostać współpracownikami, że tak to określę. Rose, nadajesz się do tego jak nikt inny. Musisz nam pomóc.
Wysłuchałam całej wypowiedzi, co chwilę zerkając na Taszę. Ewidentnie zazdrościła mi tego, jak bardzo Robert stara się mnie przeciągnąć na swoją stronę. Sama zapewne nie zgodziła się bezproblemowo na jego propozycje. W pewnym sensie, rozumiem dlaczego zazdrości mi Dymitra i względów u Roberta. Ale ja zachowuję się inaczej niż ona i nie mogę pojąć, dlaczego chce się mścić.
A jeśli chodzi o mężczyznę,którego obydwie pragniemy.. Nasze poglądy na ten temat także są odmienne. Ja inaczej zareagowałam na wieść o tym, że ona i Dymitr się spotykają. Dowiedziałam się o tym dopiero z ust matki. Nikt nie wie, jak bardzo bolało mnie to, że właśnie ten mężczyzna wyjedzie z nią jako jej strażnik i nie tylko. Tylko ja wiem ile wtedy płakałam, ile godzin spędziłam sama, myśląc o tym... A jednak gdyby tylko Dymitr chciał wyjechać z Taszą nie próbowałabym ich rozdzielić. I tak było. Powiedziałam to Dymitrowi. To, że jeśli on będzie wtedy szczęśliwy... to ja też. A on, mimo wszystko wybrał mnie. Został ze mną, nie z Taszą.
Wiem, że morojka ma motyw i wiem dlaczego robi to co robi. Ale nie rozumiem... czy nie może po prostu pogodzić się z rzeczywistością?
- A co jeśli się nie zgodzę? - kontynuowałam rozmowę z Robertem. - Jeśli odmówię wam pomocy?
- Poradzimy sobie bez ciebie. - prychnęła z pogardą.
Doru spojrzał na nią gniewnie. Uciszyło ją to, ale jej wzrok mówił sam za siebie. Najchętniej pozbyłaby się mnie już tu i teraz.
- Jeśli nie zgodzisz się dobrowolnie, mam inne sposoby by cię zmusić. - głos Roberta stał się znacznie mniej przyjazny, niż jeszcze jakiś czas temu. Wyraźnie tracił cierpliwość. - Koniec końców i tak i tak będziesz ze mną współpracować. Wolałbym jednak, żebyś zgodziła się dobrowolnie.
- I tak samo z własnej woli zabrała stanowisko Lissie i oddała je tobie, a także odrzuciła Dymitra i pozwoliła, żeby ta suka go wzięła? Nie ma mowy! Możesz jedynie o tym śnić!
Tasza podeszła do mnie, a Robert jej nie powstrzymywał. Naprężyłam się gotowa do ataku. Ale to ona pierwsza rozpoczęła walkę. Próbowała uderzyć mnie pięścią w twarz, ale uniknęłam ciosu. Zrobiłam to niezdarnie i powoli. Ledwo udało mi się uchronić przed jej pięścią. Szybko zorientowałam się, że odzyskałam za mało energii, by pokonać nawet morojkę. Wystarczyło, że podcięła mnie banalnym typowym dla początkujących nowicjuszy ruchem, a ja runęłam na ziemię, robiąc przy tym dużo hałasu.
Bolało.
Nie widziałam tego, bo mnie przy mroczyło, ale czuła, że rozcięłam sobie rękę.
W tym samym czasie do sali weszła jedna ze strzyg. Nadal zastanawia mnie jakim cudem już drugi raz Robertowi udało się zjednoczyć z tymi bestiami. Tak, więc jedna z nich podeszła do moroja z rozgrzanym prętem. Szeptali coś przez chwilę. Ja w tym czasie oberwałam jeszcze kilka razy w brzuch. Kopniaki Taszy były zadziwiająco mocne jak na morojską kobietę. Kilka z nich udało mi się skutecznie zablokować, ale i tak zdołała wymierzyć mi kilka porządnych ciosów.
- Rose... - usłyszałam Roberta. Tasz odsunęła się jak na zawołanie i podeszła do swoich wspólników. - Kończą ci się twoje szansę. Nawet ty masz ich ograniczony limit. Pytam się jeszcze raz: Czy pomożesz nam i będziesz współpracować.
- Możesz o tym marzyć. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Rober westchnął ciężko i dał znak strzydze.
- Tylko staraj się jej nie zabić. - powiedział Doru.
Strzyga nie czekała na nic więcej, podejrzewam, że wszyscy tu mieli ochotę się mnie pozbyć. Wszyscy, oprócz Roberta. Nie ruszyłaby go moja śmierć, gdyby nie to, że jestem mu potrzebna...
Bestia podniosła mnie brutalnie i postawiła. Spojrzałam jej wyzywająco w oczy, dając do zrozumienia, że jest mi obojętna. Mężczyzna puścił mnie i zamachnął się gorącym prętem. Uderzył mnie tak błyskawicznie, że nie zdążyłam nawet drgnąć. Dostałam w biodro. Ból był niemiłosierny, a wysoka temperatura kija sprawiła, że w miejscu gdzie prowizoryczne narzędzie do ataku zetknęło się z moim ciałem, miałam przepalony materiał i trochę skóry.
Drugi cios wymierzony był w głowę. Był znacznie lżejszy, bo wykonywała go Tasza, ale bolało jeszcze bardziej. Zupełnie jakby ktoś rozsadzał mi czaszkę. Morojka trafiła w bok, więc nie straciłam przytomności od razu. Najpierw poczułam twardy, zimny beton. Nie miałam siły się ruszyć. W ustach poczułam dziwny smak. Plunęłam przed siebie. Razem ze śliną wyplułam krew. Przez chwilę byłam jeszcze świadoma tego co się dzieje. Tasza, Robert i facet-strzyga, wyszli śmiejąc się bezczelnie. Zupełnie jak wtedy, kiedy uwięzili Dymitra.
Dopiero teraz zrozumiałam. Ta kobieta, której śmiech słyszałam wtedy... kiedy byłam w głowie Dymitra... to była Tasza/. Już wtedy robiła co mogła, żeby zniszczyć mi życie. A ja tego nie zauważyłam...
Skarciłam się w myślach. Jak mogę być dobrą strażniczką, skoro nie zorientowałam się w tym od razu. To wszystko co wtedy opowiadała... Wiedziałam, że coś mi w tym nie gra, ale teraz wiem już co. Oni to wszystko uknuli!
To były moje ostatnie świadome myśli. Później, wyplułam jeszcze trochę krwi z buzi, a dalej... Nic nie pamiętam.
Nie wiem ile czasu już jestem, ale wystarczająco, żeby zregenerować trochę siły. Głowa ciągle mnie bolała, ale zawroty ustały, więc mogłam spokojnie stanąć, bez obawy, że zaraz runę na ziemię.
Zza drewnianych drzwi wyszli Robert i... Tasza... Ona?
- Tak, Rose. - odezwała się. - To naprawdę ja.
- Ale dlaczego? - zapytałam, całkowicie zbita z tropu. - Przecież pomagałaś mi...
Stop Rose. Chwila. Skoro ona jest teraz z Robertem, to musiała być w to zamieszana od początku.
- Podawałaś mi błędne wskazówki, prawda? - przytknęła z tryumfem i bezczelnym uśmiechem na twarzy. - Myślałam, że mnie lubisz? Może nie byłyśmy przyjaciółkami, ale przychodziłaś do nas! Było tak zwyczajnie.
- Ja mam polubić ciebie? - chyba nie dowierzała. - Po tym co zrobiłaś?
- Co zrobiłam?!
To chyba jakieś żarty? Przecież nic jej nie zrobiłam! Żyłyśmy w zgodzie, jak normalni ludzie. Nigdy nie pomyślałabym, że Tasza może mieć mi coś za złe.
- Jeszcze masz czelność się pytać? - warknęła. Nie znałam jej od tej strony. Zawsze była dla wszystkich miła, a teraz wygląda jakby chciała mnie zabić. - Gdybyś się nie pojawiła, to ja teraz byłabym z Dimką. To ja wygłupiałabym się z nim na śniegu, całowała go i przytulała. Spałabym z nim w jednym łóżku, czując jego ciało przy swoim. A ty, żmijo, to wszystko popsułaś!
Przysięgam, że mało kto dał radę tak bardzo mnie zdziwić. Tasza jest zazdrosna! I... chce się mnie pozbyć, prawda? Żeby mieć dostęp do Dymitra. Pamiętam jak bardzo kochała Bielikowa. Byli ze sobą rok temu w zimę. Wiedziałam, że ciotka Christiana ciągle kocha Dymitra, w końcu okazywała mu to na każdym kroku, ale myślałam, że pogodziła się z faktem, że Rosjanin woli mnie. Tym bardziej do głowy nie przyszło mi, że mogłaby się mnie pozbyć.
"Żmijo", no cóż... najwyraźniej jestem bardziej podobna do Abe'a niż sądziłam. Swoją drogą...ciekawe jak staruszek zareagowałby, kiedy ktoś nazwałby mnie przy nim żmiją...
- To był jego wybór. - zaprotestowałam. - Nie zmuszałam Dymitra do niczego. Skoro wybrał mnie to znaczy, że to mnie kocha, nie ciebie.
- Kłamiesz. - spojrzała mi hardo w oczy. nie wiem co zobaczyła w moich, ale ja wychwyciłam w jej oczach pragnienie zemsty, gniew i czyste szaleństwo. Wydawało się ono jeszcze gorsze niż to u Sonii, które wywołał mrok. - Musiałaś mu coś zrobić skoro mnie odrzucił. Perfidnie wykorzystałaś to, że uczył cię w akademii i udało ci się omotać go. Ale Dimka jest mądry, wie już co zrobiłaś. Niedługo będzie tak jak powinno być. Jeszcze tylko kilka dni, a...
- Cicho! - warknął nagle Doru. - Tyle starczy, Taszo.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wyraźnie spodobało mu się to jak morojka mnie gnębi. Przerwał jej, bo chyba nie chciał, żeby coś powiedziała. Ale co? Co oni planują?
- I jak Rose? - odezwał się znowu. - Namyśliłaś się już? Będziesz z nami współpracować?
- Nigdy! - rzuciłam bez zastanowienia.
- Pomyśl tylko jakie będziemy mieli z tego korzyści. - nalegał. - My wszyscy coś zyskamy. Tasza dostanie ukochanego. Ja władzę nad naszym światem. A tobie wszyscy będą się kłaniali do stóp, tak jak teraz robią to twojej przyjaciółce. Nie wmówisz mi, że byś tego nie chciała. Wiem też, że jesteś honorowym człowiekiem, dlatego nie musisz się martwić o pewne kwestie. Po pewnym czasie cała ta banda tumanów zrozumie jak wiele dobrego dla nich zrobiliśmy. Jestem tego pewien.
- Szkoda, że ja nie. - bąknęłam. - Naprawdę myślisz, że dasz radę mnie przekonać tą swoją gadką o kwestiach honorowych i o tym jak wile robisz dla obydwóch naszych ras?
- A dlaczego nie? - wzruszył ramionami. Naprawdę zaczyna upodabniać się do Wiktora. - Jesteś mądrą kobietą - o jaki zaszczyt, dostałam od niego komplement - ale jeszcze wielu rzeczy nie wiesz. Być może wkrótce się o nich dowiesz, ale jeszcze nie teraz. - nienawidzę, kiedy ktoś mi to mówi. - Mimo wszystko, wierzę, że będziesz dobrym sojusznikiem. Wybór ciebie był dość prosty. Do tej pory byłaś moim największym wrogiem.
- Vice versa... - burknęłam znudzona i zniecierpliwiona.
- Nie przerywaj mi. - zażądał ostro Robert. - Jak już mówiłem, byłaś moim wrogiem. I nadal nim jesteś, ale możesz to zmienić. Wiem, że nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi, bo żadne z nas tego nie chce. W końcu zabiłaś mi brata. - przy ostatnim zdaniu głos mu zadrżał. Z jednej strony z gniewu, ale wiem, że chodziło też o więź jaka łączyła go z Wiktorem. Oni naprawdę kochali się tak, jak powinni bracia. - Ale wierzę, że możemy zostać współpracownikami, że tak to określę. Rose, nadajesz się do tego jak nikt inny. Musisz nam pomóc.
Wysłuchałam całej wypowiedzi, co chwilę zerkając na Taszę. Ewidentnie zazdrościła mi tego, jak bardzo Robert stara się mnie przeciągnąć na swoją stronę. Sama zapewne nie zgodziła się bezproblemowo na jego propozycje. W pewnym sensie, rozumiem dlaczego zazdrości mi Dymitra i względów u Roberta. Ale ja zachowuję się inaczej niż ona i nie mogę pojąć, dlaczego chce się mścić.
A jeśli chodzi o mężczyznę,którego obydwie pragniemy.. Nasze poglądy na ten temat także są odmienne. Ja inaczej zareagowałam na wieść o tym, że ona i Dymitr się spotykają. Dowiedziałam się o tym dopiero z ust matki. Nikt nie wie, jak bardzo bolało mnie to, że właśnie ten mężczyzna wyjedzie z nią jako jej strażnik i nie tylko. Tylko ja wiem ile wtedy płakałam, ile godzin spędziłam sama, myśląc o tym... A jednak gdyby tylko Dymitr chciał wyjechać z Taszą nie próbowałabym ich rozdzielić. I tak było. Powiedziałam to Dymitrowi. To, że jeśli on będzie wtedy szczęśliwy... to ja też. A on, mimo wszystko wybrał mnie. Został ze mną, nie z Taszą.
Wiem, że morojka ma motyw i wiem dlaczego robi to co robi. Ale nie rozumiem... czy nie może po prostu pogodzić się z rzeczywistością?
- A co jeśli się nie zgodzę? - kontynuowałam rozmowę z Robertem. - Jeśli odmówię wam pomocy?
- Poradzimy sobie bez ciebie. - prychnęła z pogardą.
Doru spojrzał na nią gniewnie. Uciszyło ją to, ale jej wzrok mówił sam za siebie. Najchętniej pozbyłaby się mnie już tu i teraz.
- Jeśli nie zgodzisz się dobrowolnie, mam inne sposoby by cię zmusić. - głos Roberta stał się znacznie mniej przyjazny, niż jeszcze jakiś czas temu. Wyraźnie tracił cierpliwość. - Koniec końców i tak i tak będziesz ze mną współpracować. Wolałbym jednak, żebyś zgodziła się dobrowolnie.
- I tak samo z własnej woli zabrała stanowisko Lissie i oddała je tobie, a także odrzuciła Dymitra i pozwoliła, żeby ta suka go wzięła? Nie ma mowy! Możesz jedynie o tym śnić!
Tasza podeszła do mnie, a Robert jej nie powstrzymywał. Naprężyłam się gotowa do ataku. Ale to ona pierwsza rozpoczęła walkę. Próbowała uderzyć mnie pięścią w twarz, ale uniknęłam ciosu. Zrobiłam to niezdarnie i powoli. Ledwo udało mi się uchronić przed jej pięścią. Szybko zorientowałam się, że odzyskałam za mało energii, by pokonać nawet morojkę. Wystarczyło, że podcięła mnie banalnym typowym dla początkujących nowicjuszy ruchem, a ja runęłam na ziemię, robiąc przy tym dużo hałasu.
Bolało.
Nie widziałam tego, bo mnie przy mroczyło, ale czuła, że rozcięłam sobie rękę.
W tym samym czasie do sali weszła jedna ze strzyg. Nadal zastanawia mnie jakim cudem już drugi raz Robertowi udało się zjednoczyć z tymi bestiami. Tak, więc jedna z nich podeszła do moroja z rozgrzanym prętem. Szeptali coś przez chwilę. Ja w tym czasie oberwałam jeszcze kilka razy w brzuch. Kopniaki Taszy były zadziwiająco mocne jak na morojską kobietę. Kilka z nich udało mi się skutecznie zablokować, ale i tak zdołała wymierzyć mi kilka porządnych ciosów.
- Rose... - usłyszałam Roberta. Tasz odsunęła się jak na zawołanie i podeszła do swoich wspólników. - Kończą ci się twoje szansę. Nawet ty masz ich ograniczony limit. Pytam się jeszcze raz: Czy pomożesz nam i będziesz współpracować.
- Możesz o tym marzyć. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Rober westchnął ciężko i dał znak strzydze.
- Tylko staraj się jej nie zabić. - powiedział Doru.
Strzyga nie czekała na nic więcej, podejrzewam, że wszyscy tu mieli ochotę się mnie pozbyć. Wszyscy, oprócz Roberta. Nie ruszyłaby go moja śmierć, gdyby nie to, że jestem mu potrzebna...
Bestia podniosła mnie brutalnie i postawiła. Spojrzałam jej wyzywająco w oczy, dając do zrozumienia, że jest mi obojętna. Mężczyzna puścił mnie i zamachnął się gorącym prętem. Uderzył mnie tak błyskawicznie, że nie zdążyłam nawet drgnąć. Dostałam w biodro. Ból był niemiłosierny, a wysoka temperatura kija sprawiła, że w miejscu gdzie prowizoryczne narzędzie do ataku zetknęło się z moim ciałem, miałam przepalony materiał i trochę skóry.
Drugi cios wymierzony był w głowę. Był znacznie lżejszy, bo wykonywała go Tasza, ale bolało jeszcze bardziej. Zupełnie jakby ktoś rozsadzał mi czaszkę. Morojka trafiła w bok, więc nie straciłam przytomności od razu. Najpierw poczułam twardy, zimny beton. Nie miałam siły się ruszyć. W ustach poczułam dziwny smak. Plunęłam przed siebie. Razem ze śliną wyplułam krew. Przez chwilę byłam jeszcze świadoma tego co się dzieje. Tasza, Robert i facet-strzyga, wyszli śmiejąc się bezczelnie. Zupełnie jak wtedy, kiedy uwięzili Dymitra.
Dopiero teraz zrozumiałam. Ta kobieta, której śmiech słyszałam wtedy... kiedy byłam w głowie Dymitra... to była Tasza/. Już wtedy robiła co mogła, żeby zniszczyć mi życie. A ja tego nie zauważyłam...
Skarciłam się w myślach. Jak mogę być dobrą strażniczką, skoro nie zorientowałam się w tym od razu. To wszystko co wtedy opowiadała... Wiedziałam, że coś mi w tym nie gra, ale teraz wiem już co. Oni to wszystko uknuli!
To były moje ostatnie świadome myśli. Później, wyplułam jeszcze trochę krwi z buzi, a dalej... Nic nie pamiętam.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Komentować! Piątek dziś. Uśmiech na twarze i do przodu!
No i zdjęcia... (3 z planu i 3 przeróbi) (Nom... Dziś rozdział wcześniej i zdjęć więcej.... :D)
Przeczytałam dzisiaj całego bloga i jestem zauroczona twoim pisaniem. W końcu znalazłam dobry blog o moim kochanym AW. Rozdział świetny i czekam na next.
OdpowiedzUsuńBoski rozdział !
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać na następny, będe czekać niecierpliwie.
Życzę mnóstwa weny, która nam blogerom jest bardzo potrzebna.
Pozdrawiam cieplutko ;)
Cieszę się że mam nowych czytelników. I cieszę się że podoba wam się to co napisałam. Wiem,że to nie perfekcja ani nic, ale chyba da się przeczytać nie?
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze 😘
Świetny rozdział czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMańka ja cię proszę niech Dymitr ją uratuje .Jeśli coś stanie się Rose to ci tego nie daruje. Życzę weny i czekam na następny
OdpowiedzUsuńNiezły rozdział, ale gdzie Dimka? Gdzie się podziewa nasz kowboj w lśniącym prochowcu? Dawaj go tu.
OdpowiedzUsuń