piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 54

Rozdział 54

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Po kilku godzinach stwierdziliśmy, że zbyt długo nas nie ma. Musieliśmy opuścić stróżówkę i wrócić do budynku. Choć żadne z nas tego nie chciało. Przeciągaliśmy to jak najdłużej się dało. Nie zdążyliśmy nawet wyjść jeszcze spod kołdry. Było nam za dobrze. 
     Dymitr pochylił się nade mną po raz kolejny. Pocałował mnie delikatnie w usta i okręcił sobie kosmyk moich loków na palcu. Wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany. Zaśmiałam się po chwili, rozbawiona jego fascynacją i przyciągnęłam go do siebie. Objęłam ramionami jego głowę i zatopiłam usta w jego słodkich wargach.
     - Kocham cię - szepnęłam, kiedy się do siebie oderwaliśmy.
     Dymitr nie odsunął się ani milimetra dalej. Patrzył mi w oczy. Mogłam przysiąc, że promieniował energią i miłością. Prawie to widziałam, prawie mogłam tego dotknąć. Zamiast tego nieświadomie dotknęłam jego policzka. Oczy Dymitra błysnęły.
     - Zawsze będę cię kochać, Roza.
     Pochylił się i znów mnie pocałował. Odsunął się powoli i położył obok. Oparł głowę na moim brzuchu, a palcami kreślił przeróżne wzory na mojej skórze. Muskał ją tak subtelnie, tak delikatnie, że drżałam głaszcząc jego włosy. Wyczuł to, ale chyba pomyślał, że mi zimno, bo naciągnął na nas lekko koc. Uśmiechnęłam się.
     - To nie z zimna - mruknęłam nieśmiało.
     Dymitr przekręcił twarz w moją stronę. Zrozumiał. Uśmiechnął się cwanie, lecz ledwo zauważalnie, i wrócił do przerwanego zajęcia. Byliśmy w samej bieliźnie i woleliśmy tak zostać. To hamowało nas przed posunięciem się dalej, a obydwoje chcieliśmy się jeszcze trochę zrelaksować zanim wrócimy. Po raz kolejny wsunęłam dłoń w rozpuszczone, długie włosy, Były takie miękkie, aksamitne. Cóż... prawdę mówiąc nigdy nie lubiłam mężczyzn z długimi włosami. Sądziłam, że wyglądają dziwacznie i zupełnie nie pasują do swojej płci. Ale zmieniłam zdanie już jakiś czas temu. Kiedy zobaczyłam Dymitra... U niego długie włosy wyglądają bardzo seksownie. Zauważyłam to już, kiedy po raz pierwszy go ujrzałam. Jest inny niż cała reszta - i to mi się tak bardzo podoba. Jest zamknięty w sobie, waleczny, odważny, bezpośredni, rozważny. Można by powiedzieć, że wiele osób jest odważnych, szczególnie strażnicy, jednak u Dymitra ta odwaga przekracza granice. Nie jest głupotą, tylko czymś niezwykłym, wielkim poświęceniem, na które go stać. Rosjanin jest także pełen energii i pasji - czyli czegoś, co posiada niewielu. Jest uczciwy i wymagający (w stosunku do innych, jak i siebie samego). Mało kto, to potrafi. A przy tym wszystkim Dymitr jest jeszcze troskliwy, uprzejmy, może raz na jakiś czas staroświecki; dojrzały, zabawny (szkoda, że tylko przy mnie i rodzinie), słodki i niesamowicie pociągający. Wszystko co robi, robi z typową dla niego gracją. Wygląda to jakby dopracowywał każdy detal, każdy najmniejszy ruch, choć tak na prawdę to jego natura. A skoro mówimy już o nim, należy też zwrócić uwagę na jego ciało. Och, tak, to boskie ciało. Wyrzeźbione dzięki treningom, a mimo to wydaje się, jakby nie potrzebował ćwiczeń by być tak cholernie seksownym. Nie bez powodu nazywają go "bogiem". Połączenie tego wszystkie sprawiło, że Dymitr faktycznie wydaje się osobą zbyt idealną by być prawdziwą istotą. A jednak... I to ja mam ten ideał. Nikt inny.
     Gdyby tak nad tym pomyśleć mój osobisty ideał się zmienia. Na przykład dziś...  Rano, kiedy szliśmy na śniadanie trzymał mnie za rękę do samej stołówki. Później uśmiechnął się na oczach wszystkich, którzy byli na śniadaniu. To naprawdę bardzo dużo jak na niego. Może i nie zgodził się na pocałunek, ale nie jestem zła. Przecież nie zmienię jego natury. A w zasadzie nawet tego nie chcę.
     Chwila...
     Po tym.... Wtedy na śniadaniu Dymitrowi popsuł się humor. Dlaczego?
     - Mam do ciebie pytanie - zaczęłam nagle. Dymitr oderwał wzrok od mojego brzucha i skupił się na mnie, choć jego palce nadal muskały moją skórę. - Dlaczego na śniadaniu, w pewnym momencie, spochmurniałeś? To przez moje pytanie? Jeśli tak, to...
     - Nie - przerwał mi. Stał się poważny. Lubiłam u niego tą równowagę. Wiedział, kiedy się wygłupiać, a kiedy skupić. - To znaczy w pewnym stopniu. Nie umiem tego dokładnie określić - Dymitr westchnął ciężko i przesunął ręką po moim brzuchu, jakby próbował się uspokoić. - Kiedy zapytałaś mnie, spanikowałem. Mogłem trzymać twoją dłoń, mogłem uśmiechać się do ciebie, ale pocałunek? To dla mnie za dużo, dlatego...
     - Wiem, przepraszam - wtrąciłam szybko. Na raz ogarnęło mnie poczucie winy. - I nie...
     - Rose - tym razem to on się wciął. - Proszę, daj mi dokończyć - kiwnęłam głową na znak zgody i czekałam, na to, co powie. - Miałem wrażenie, że cię zawiodłem. Że wróciłaś do jedzenia, bo nie chciałaś na mnie patrzeć. Dlatego zdziwiło mnie później to jak próbowałaś wydobyć ze mnie informacje. Zauważyłaś, że popsuł mi się humor. Ale to miało miejsce tylko dlatego, że czułem ból, związany z obawą utraty ciebie, twojej miłości. Bałem się, że zraniłem cię. Doskonale wiem jaka jesteś wybuchowa i szalona, ale ja niestety taki nie jestem. Przepraszam, że nie potrafię pokazać publicznie jak ważna dla mnie jesteś. Nie wiem... Być może czujesz się zaniedbana - "co to za głupoty?", pomyślałam. "Ty chyba nie myślisz tak na poważnie, Towarzyszu?" - Jeśli tak, rozumiem to. Masz do tego prawo. Wiem, że nie umiem pokazać im wszystkim, jak bardzo cię kocham. Przykro mi z tego powodu - Dymitr usiadł i spojrzał mi w oczy. - Czasami naprawdę chciałbym cię przytulić podczas służby. Kiedy Christian obejmuje Lissę, ja czuję potrzebę zrobienia tego samego, potrzebę otulenia cię. Pokazania ci, że jestem. A jednak coś mnie blokuje. Serce woła o pomoc, nakazuje bezwarunkowego dotyku. Rozsądek jednak twierdzi, że nie mam prawa tego zrobić, że jestem na służbie, że inni nie powinni tego widzieć, inaczej mogą nas obydwoje zwolnić - za to, że druga połówka jest dla nas ważniejsza.
     Zastanowiłam się chwilę. Jego słowa zawsze są niezwykle mądre, przemyślane. Dają dużo do myślenia. Jednak tym razem to on musi trochę pomyśleć.
     Usiadłam tuż koło niego.
     - A ty? Co sądzisz? - zapytałam.
     - Nie wiem - przyznał cicho. - Nie mam pojęcia. Czuję, że i serce i rozum mają racje. Nie wiem co robić.
     Usiadłam na przeciwko Dymitr po turecku. Złapałam jego dłonie i zmusiłam wzrokiem, by spojrzał mi w oczy.
     - Powinieneś wiedzieć. Przerabiałam to z tobą już nie raz - powiedziałam cicho. Dymitr wydawał się zawstydzony i zbity z tropu. - Powinieneś być sobą. Sobą i tylko sobą. Nikim innym. I mylisz się. Nie czuję się zawiedziona. Nie czuje bólu, ani żadnych złych emocji. Nie winię cię za to. Wiem, jaki jesteś; znam cię. I nie musisz okazywać mi miłości w miejscach publicznych, jeśli tego nie chcesz. Widzę miłość w twoich oczach. Poza tym okazujesz mi to w każdym geście, kiedy jesteśmy sami. Kocham cię i nie mam zamiaru niczego na tobie wymuszać. Mogę poczekać, Dymitr. Uwierz, nic mi się nie stanie, jeśli pocałujesz mnie dopiero w domu - uśmiechnęłam się lekko. - I nigdy więcej nie myśl, że czuję się zaniedbana. To największa bzdura jaką słyszałam.
     Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Dymitra, wgramoliłam mu się na kolana. Objęłam go w pasie i wtuliłam się na jego pół nagie ciało. Czułam się tak bezpiecznie, jak w żadnym innym miejscu. Za to on chyba poczuł ulgę. Owinął mnie swoimi ramionami, bardzo szczelnie, jakby bał się dopuścić do mnie nawet powietrza. Ukrył twarz w moich włosach; czułam na karku jego ciepły oddech. To uspokajało; i mnie, i jego.
     - Czekałem na ciebie całe życie - usłyszałam jego szept. - Nawet nie marzyłem o kimś takim. Jesteś czymś znacznie ważniejszym i większym niż spełnienie marzeń. Dałaś mi wszystko, czego pragnąłem i dużo więcej. Tak bardzo cię kocham, Roza...
     Nie odezwałam się. Nie wiedziałam o powiedzieć. Żadne "dziękuje" nie wchodziło w grę. To byłoby puste... Nie znalazłam odpowiednich słów, więc milczałam. Po prostu pocałowałam go w szyję i jedną ręką przycisnęłam jego głowę bardziej do siebie, o ile to było możliwe, bo Dymitr przylgnął do mnie całym ciałem i nie miał zamiaru się oderwać. Głaskałam jego głowę, a on wciskał twarz w moją szyję, jak małe dziecko szukające schronienia.
     Trwaliśmy w uścisku jeszcze kilka długich chwil. Żadne z nas nie chciało stąd iść, choć oboje wiedzieliśmy, że już dawno powinniśmy to zrobić.
     - Chyba pora wracać - Dymitr odezwał się wreszcie. - Musimy zgłosić się do królowej jeszcze przed ciszą nocną i powiadomić, że wróciliśmy.
     Parsknęłam cichym śmiechem.
     - Mój wieczny służbista.
     W pewnej chwili całkowicie znikło moje rozbawienie. Powróciło coś, przez co przepłakałam wiele czasu. To tylko wspomnienie, w dodatku mało istotne w tej chwili, a jednak sama je przywołałam. I to w zupełnie nieodpowiednim momencie.
     - Co się stało? - zapytał Dymitr.
     - Tak nazwała cię Tasza - "wieczny służbista". Rok temu, w ferie zimowe.
     Dymitr odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
     - Pamiętam - przyznał.
     Zeszłam Dymitrowi z nóg, usiadłam bok i odwróciłam wzrok. Wspomnienie Taszy całkowicie popsuło mi humor. Jak to możliwe, że od prowokujących komentarzy, przeszliśmy do tak poważnych tematów?
     - Wsunęła ci wtedy dłoń pod płaszcz - mruknęłam mimowolnie.
     Powrócił cały ból z tamtego czasu. To jak Tasza dotykała Dymitra, w jaki sposób do niego mówiła - to bolało. Bolało mnie, że to ona, a nie jak, tak go dotyka. Bolało, że to ona się z nim droczy, a nie ja. Egh, jak ja bardzo chciałam jej wtedy przyłożyć.
     Dymitr chyba nie wiedział jak zareagować. Całe szczęście szybko znalazł dobre rozwiązanie. Pochylił nade mną twarz i zbliżył swoje usta. Już po chwili rozkoszowałam się pocałunkiem. Dymitr próbował mi przekazać jak wiele dla niego znaczę i wytłumaczyć, że nie mam czego się obawiać. Zrozumiałam to. Zrozumiałam wszystko, co chciał mi powiedzieć.
     - Wiem - odpowiedziałam, chociaż nikt się nie odezwał. - Ale ona cały czas cię pragnie, Dymitr. Tasza wciąż chce cię odzyskać. Wiem, że mnie kochasz i jestem pewna, że mnie nie zostawisz dla niej. W końcu jeśli miałbyś to zrobić, zrobiłbyś już dawno. Poza tym zbyt wiele miłości widzę w twoich oczach - pogłaskałam go po policzku. - Jednak boję się, że Tasza może ci coś zrobić. Słyszałam ich rozmowy. Zdaję sobie sprawę, że Tasza darzy cię zbyt wielkim uczuciem, by cię zabić, jednak wiem, że jest w stanie zrobi ci krzywdę, jeśli tylko przeżyjesz i zostaniesz z nią potem. Usłyszałam jak dyskutowała z Robertem na temat użycia na tobie wpływu. Oczywiście najpierw musieliby cię schwytać, a doskonale wiem, że złapanie cię graniczy z cudem, ale oni mają ze sobą porą grupę strzyg i innych osób. Są niebezpieczni i...
     - Spokojnie - uspokajał mnie Dymitr. - Nic takiego się nie stanie. Wszyscy będziemy bezpieczni. Strażnicy dworscy znajdą Roberta i Taszę. Już niedługo... Jeszcze tylko trochę i będziemy całkowicie bezpieczni.
     Uśmiechnęłam się lekko i położyłam na łóżku. Rozgryzłam go.
     - Mówisz w liczbie mnogiej tylko dlatego, że ja tego chcę - powiedziałam. Po minie Dymitra stwierdziłam, że odgadłam jego tok rozumowania. - W myślach zapewne ułożyłeś te zdania inaczej. Dymitr... Popatrz na mnie - posłusznie wykonał polecenia. - Mi naprawdę chodzi o ciebie. Niedługo ty będziesz ich celem, a ja chcę tego za wszelką cenę uniknąć, rozumiesz? Nie wybaczę sobie jeżeli coś ci się stanie - usiadłam. - Przyrzeknij mi, że jeśli zauważysz cokolwiek dziwnego, cokolwiek związanego z Robertem, powiesz mi o tym.
     Dymitr milczał, jakby coś rozważał. O co mu chodzi? Nie rozumiem. Zakładałam, że zgodzi się od razu i będziemy mogli powrócić do tej milszej części dzisiejszego dnia. Co się dzieje? Jeżeli Dymitr nie odpowiada, musi mieć powód. Dobry powód. Nie chce albo coś mu na to nie pozwala. pierwsza opcja na pewno odpada, nie uniknąłby odpowiedzi, jeśli jest ona tak prosta. Bez wahania odpowiedziałby mi (w dodatku zadowalającymi mnie słowami), gdyby tylko mógł. Chwila! Gdyby mógł! Czyli coś mu przeszkadza, zabrania? Jest kilka propozycji rzeczy, które mogą Dymitrowi czegoś zakazać: strażnicy, sumienie, pewnie nawet wciąż mama... Strażnicy! Bingo! Hm... Doszłam do tego, ale co dalej?
     Chyba nie... Nie!
     - Wiesz gdzie jest Robert! - wykrzyknęłam.
     Dymitr wydawał się nie słyszeć tego co właśnie wrzasnęłam.
     - Rose, ciszej.
     - Ciszej? Dlaczego mi nie powiedziałeś? Mogę wam pomóc! Znam jego plan, Dymitr! - zdenerwowałam się. Emocje wybuchały we mnie, a głowa eksplodowała różnymi myślami. - Od jak dawna dostajesz informacje? I dlaczego uważasz, że nie powinnam się w to angażować? Uważacie, że nie dam sobie rady? Że się załamię? Jesteście w błędzie!
     Dymitr mruknął coś po rosyjsku.
     - Rose - zwrócił się do mnie spokojnie. - Nikt z nas tak nie myśli. To nie są powody, dla których ukrywaliśmy przed tobą informacje o Robercie. Właściwie... źle się wyraziłem. To ja okrywałem przed tobą informacje.
     Otrząsnęłam się już po fali wzburzenia.
     - To znaczy, że Lissa nic nie wie?
     - Królowa wie, że szukamy dalszych informacji. Nie jest jednak poinformowana, że to dla ciebie tajemnica. Uznaliśmy, że jest zbyt zajęta akademią, a ty nie chcesz wracać wspomnieniami do Rosji, więc nie będziecie o tym rozmawiać.
     Dymitr umilkł, więc to ja podjęłam kontynuację rozmowy.
     - Mogę wam pomóc. A ty dobrze o tym wiesz.
     - Tak, to prawda - przyznał. - Lecz ty powinnaś wiedzieć, że nie chcę cię narażać. Wolę, żebyś została bezpieczna. Poza tym Hans podobno ma dla ciebie inne zadanie, w którym i ja będę miał mały udział.
     Zastanowiłam się nad tym chwilę. Od Dymitra niczego nie wyciągnę. Jeśli obiecał strażnikom, że mi nie powie, a to sprawi, że będę bezpieczniejsza... nie puści pary z ust. Co innego Hans... Wystarczy, że go lekko przycisnę, kiedy będziemy na Dworze. Hm... Postaram się z nim pogadać i nie sknocić sprawy.
     - Dobrze więc... - zdecydowałam. - Odpuszczę sobie na razie sprawę Roberta. Wrócimy do tego kiedy indziej. A teraz... - popchnęłam Dymitra, tak, by się położył i okraczyłam go - może wrócimy do czegoś, co robiliśmy trochę wcześniej.
     Dymitr odetchnął, widząc, że naprawdę zostawiam temat Roberta i uśmiechnął się cwanie zdając sobie sprawę, co zamierzam. Pochyliłam twarz i wbiłam się nagle w jego usta. Oddał pocałunek z dwa razy większą siłą, a jego dłonie przesuwały się mocno po moim ciele. Już po chwili oboje oddychaliśmy ciężko i nierówno. Dymitr nie sprzeciwiał się temu, że przejęłam inicjatywę. Miałam nawet wrażanie, że podnieca go to. Hm... Pełna pożądania, napalona kobieta - to jego pragnienie, tak? Ok. Poradzę sobie z tym bez problemu. W końcu taka teraz jestem...
     Czułam jak dłonie Dymitra wędrują na moje pośladki. Wplątałam ręce w jego włosy i zacisnęłam pięści. Czułam, że Dymitra korci, więc nie stawiałam oporu i postanowiłam umożliwić mu wykonanie jego plan. Zniżyłam się trochę. Zauważył to i natychmiast wykorzystał. Zszedł ustami na mój dekolt i smakował go. Ukryłam twarz w jego włosach. Oddychałam głośno. Pozwoliłam Dymitrowi dać pokaz swojej męskości, więc teraz znów moja kolej. Uśmiechnęłam się do niego i odsunęłam na chwilę, by móc podziwiać jego boskie ciało. Zaraz potem wróciłam do niego. Całowałam jego tors i mimowolnie przesuwałam stopą po jego nodze.
     Dzwonek telefonu.
     Szlag!
     Dlaczego akurat teraz? Nie mogą dać nam jeszcze trochę czasu.
     Westchnęłam zrezygnowana i wstałam. Dymitr został w łóżku, a ja poszłam szukać swojego telefonu. Znalazłam go w spodniach. Odebrałam.
     - Strażniczka Hathaway, słucham.
     - Rose, jak dobrze - powiedziała Lissa. - Martwiłam się o ciebie. Gdzie wy jesteście?
     Uśmiechnęłam się w myślach. Nawet jeśli to ja jestem jej strażniczką, Lissa troszczy się o mnie.
     - Spokojnie. Nic się nie stało. Wyszłam z Dymitrem... na spacer.
     - Na spacer? Hm…
     Dragomirówna nie wydawała się przekonana. Może dlatego, że nadal dość ciężko oddychałam.  Mimo, że Lissa jest moją najlepszą przyjaciółką, nie chcę, żeby wiedziała o niektórych sprawach. Mi samej ciężko było się skupić na rozmowie, kiedy tuż obok na łóżku leżał półnagi Rosjanin. W dodatku jego wzrok rozpraszał mnie jeszcze bardziej.
     - Trochę trenowaliśmy - dodałam szybko.
     Szlag! Dlaczego wybrałam akurat to?
     - Rose… Nie możesz ćwiczyć. Masz zwolnienie jeszcze na kilka dni - tłumaczyła jak małemu dziecku. - I tak już czuję się źle, że dałam ci się namówić i wróciłaś do pracy. Więc wytłumaczmy te… Chwila! - wykrzyknęła do słuchawki, a jej głos nabrał przez chwilę bardzo wysokiej barwy. - Przecież jesteś tam z Dymitrem! Strażnik Bielikow doskonale wie w jakim jesteś stanie i za bardzo mu na tobie zależy, żeby pozwolił ci ćwiczyć.
     Błąd, Lisso. Masz rację, kocha mnie i nie pozwoliłby mi walczyć. Ale przecież to co robiliśmy też można by uznać za małe ćwiczenia, a jednak Dymitr nie miał nic przeciwko… Hm…
     - Cóż… Nawet on nie dał rady oprzeć się mojemu urokowi - powiedziałam na głos zdanie, które chodziło mi po głowie. - Nie pozwolił mi na wiele, nie martw się o to, Liss. Dymitr ciągle jest odpowiedzialny. Po prostu nauczył mnie jednego chwytu. Łatwego i nie przemęczam się przy tym.
     W telefonie przez moment panowała cisza.
     - No dobrze - “uff, uwierzyła” - Nie musicie się śpieszyć. Daliśmy wolne wszystkim naszym strażnikom, więc i my, i wy macie chwile dla siebie. Widzimy się jutro.
     Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czyli jednak nie wrócimy tak szybko. Moment. “Widzimy się jutro.” Lissa była pewna tego co mówi. To znaczy, że ma już konkretne plany na resztę dnia. A to z kolei oznacza, że lord Ozera planuje małe Dragomirki. Hm… teraz, kiedy mam Dymitra, a ja i Lissa nie jesteśmy już połączone, nie przeszkadza mi, co królowa robi ze swoim facetem na osobności.
     - Jasne - odparłam zadowolona. - Do zobaczenia, Wasza Wysokość.
     Lissa parsknęła cichym śmiechem. Lubiła, kiedy tak mówiłam, mimo, że nie znosiła, gdy ktoś traktuje ją jak królową.
     - Na razie, strażniczko Hathaway - Bielikow.
     Rozłączyła się. Uśmiechnęłam się lekko, błogo.
     Hathaway - Bielikow. Hm. Ładnie brzmi. Może kiedyś będą się tak do mnie zwracać. Ale nie teraz. Wiem, że Dymitr chciałby już ślubu. Wiele razy poruszał delikatnie ten temat. Prawie zawsze wtedy, gdy Lissa zwracała się do mnie używając naszych nazwisk. Tłumaczyłam Rosjaninowi już nie jeden raz, że póki co jestem za młoda na ślub, wesele i inne tego typu sprawy. Wydaje mi się, że Bielikow zapomina czasem, że między nami jest siedem lat różnicy. To bardzo dużo i oboje o tym wiemy. (A przynajmniej powinniśmy.) Dymitr ma dwadzieścia pięć lat, a ja tylko osiemnaście. Kocham go, jak nikogo innego, ale nie wyjdę za niego, nawet jeśli za miesiąc mam dziewiętnaste urodziny. Hm… urodziny Dymitra są tydzień po moich. Muszę wymyślić coś specjalnego. To pierwsze urodziny, które spędzimy razem. I mimo, że gadam jak stara panna (owszem, zdaję sobie z tego sprawę) bardzo chce, żeby spędził te urodziny jak najlepiej.
     Ocknęłam się z rozmyślań i wróciłam do łóżka. Przez moje myśli zmienił mi się humor. Wciąż pragnęłam ciała Dymitra, ale w znacznie mniejszym stopniu. Teraz potrzebowałam jego. Położyłam się na boku, obok mężczyzny. Nie dotykaliśmy się, a mimo to czułam jego ciepło. Koiło mnie.
     - Dzwoniła Lissa - powiedziałam nagle. - Nie musimy wracać, ani powiadamiać o niczym mówić Lissie. Ona i Christian są zajęci sobą. A my dostaliśmy rozkaz od samej królowej, więc nie masz prawa mnie zostawiać aż do wieczora. Właściwie to, aż do rana, bo mamy ten sam pokój.
     Na twarzy Dymitra pojawił się mały, słodki uśmiech.
     - Skoro to służbowy rozkaz…
     Przekręciłam się tyłem i wtuliłam w niego. Dymitr objął mnie ramieniem i pocałował w szyję. Ukrył twarz w moim karku i wsunął drugą rękę w moje włosy. Bawił się nimi, wąchał je, okrywał nimi swoją twarz, muskał palcami, przyglądał im się, jakby studiował ich budowę. Uśmiechnęłam się. Złapałam ramię, którym mnie obejmował i zacisnęłam mocniej wokół siebie.
     - Nie mam pojęcia, co cie w nich tak fascynuje - mruknęłam.
     Dymitr odwrócił na chwilę uwagę od moich włosów, chyba lekko zaskoczony i speszony.
     - A ja wiem - szepnął mi do ucha i wrócił do wcześniejszego zajęcia. - Są inne niż wszystkie. Nie umiem do końca tego wyjaśnić, tak, abyś mnie zrozumiała. Są miękkie, aksamitne, piękne; pociągają mnie. Czasami mam wrażenie, że są zupełnie czarne. Takie głębokie; jak ogromna, zapierająca dech w piersiach przepaść. Twoje włosy są czymś tak fantastycznym, tak ślicznym…
     Dymitr przerwał nagle, bo parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. W głębi ducha bardzo żałowałam, że uniemożliwiłam mu kontynuowanie, ponieważ jego słowa były niezwykle piękne. Poza tym wcale nie chciałam, ani nie planowałam się roześmiać, jednak nie mogłam się powstrzymać.
     - Co się stało?
     Przekręciłam się w stronę mężczyzny.
     - Przepraszam - opanowałam śmiech. - Po prostu nigdy nie sądziłam, że usłyszę słowo “śliczne” z ust strażnika Dymitra Bielikowa.
     Na początku Dymitr wydawał się lekko urażony tym, że mu przerwałam, ale kiedy usłyszał “przepraszam” jego twarz rozjaśniła się lekko. A kiedy dopowiedziałam resztę zdania uśmiechnął się tak szeroko, że mogłam zobaczyć wszystkie jego białe, równe zęby.
     - A ja nie przypuszczałem, że kiedyś to powiem - przyznał. - Ale poznałem słynną Rose Hathaway. Zmieniła mnie.
     Dymitr objął mnie, mocno przyciągając do siebie.
     - Nie zmieniłam - skrzywiłam się lekko.
     Bielikow zastanawiał się chwilę. Chyba wyczuł, że nie podoba mi się stwierdzenie, że go zmieniłam, więc postanowił mi to wytłumaczyć.
     - Może masz rację, chociaż nie całą - powiedział. - Zmieniłaś mnie, to wiem. Może nie całkiem, ale jednak. Ale pokazałaś także moje inne strony. O których nawet ja nie wiedziałem. Niektóre sam uwolniłem, lecz zrobiłem to dzięki tobie.
     Z uśmiechem na twarzy wtuliłam się w Dymitra.
     - Zmieniam ludzi. Fajnie - nagle mój nastrój się zmienił. - Szkoda, że nie potrafię zrobić tego samego ze sobą.
     Dymitr wyczuł zmianę mojego humoru. Przytulił mnie i pocałował w głowę.
     - Mylisz się, Roza - usłyszałam. - Przeszłaś dużą metamorfozę. Stałaś się jeszcze bardziej odpowiedzialna, dojrzała. Bardzo dużo przeszłaś, co także odegrało znaczną rolę w twojej zmianie. Nie straciłaś charakteru - bardzo dobrze. Nie byłabyś tą samą Rose. A taka wersja ciebie jest najlepsza.
     Uśmiechnęłam się z radości. Bardzo ucieszyły mnie jego słowa.
     - A to wszystko dzięki mojemu mentorowi - westchnęłam. - Hm. Czyli jednak nie był zupełnie bezużyteczny.
     Dymitr zrozumiał mój żart. Czułam, że się uśmiechnął. Odsunęłam się od niego, bo chciałam to zobaczyć. Nie myliłam się - to jeden z tych uśmiechów, dla których się budzę. Tak piękny, że potrafi rozjaśnić wszystko. Tak słodki, że odstrasza wszystkie smutki. Tak śliczny, że nie chce się przestać na niego patrzeć.
     Ale ja właśnie przestałam. Tyle, że nie z własnej winy. To Dymitr go zburzył.
     - Dlaczego przestałeś się uśmiechać?
     - Dlaczego mi się tak przyglądasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie cierpię tego, ale w tej wymianie zdań nie było irytacji czy dociekliwości i dlatego nie zdenerwowało mnie to.
     - Bo chcę widzieć ten uśmiech - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
     Wydaję mi się, że za szczerość otrzymałam nagrodę. Dymitr znów się uśmiechnął. Nadal nie przyznam się do tego przed nikim, choć już nie staram się ukryć tego przed sobą, ale wciąż są takie dni, kiedy żyję tylko dla tego uśmiechu. Nawet jeśli go nie zobaczę, wiem, że gdzieś jest i trzeba tylko poczekać. A jeśli jestem cierpliwa, nagroda jest piękna. Tak jak teraz.
     Ujęłam Dymitra pod brodę. Musiał golić się wczoraj, bo skórę miał gładką i przyjemną w dotyku. Musnęłam opuszkami palców jego podbródek i przesunąłem dłoń na policzki. Uśmiech Dymitra nie był już tak szeroki jak na początku, bo zmienił się. Zamiast euforii była w nim miłość, troska. Bielikow wygląda tak naprawdę uroczo. Ale ja zajęłam się podziwianiem jego kości policzkowych. Ma fantastyczne rysy twarzy. A małe rysy i niedociągnięcia sprawiają, że jest dla mnie jeszcze bardziej idealny.
     Mężczyzna perfekcyjny to w końcu nie jest facet, który wygląda jak wyjęty prosto marzeń jakiejś księżniczki - szeroki, idealny uśmiech, niebieskie oczy, włosy na żel, gładkie ciało z włosami jedynie na głowie (fu, w takim razie musiałby golić pachy, nogi… Ugh.). Nie, bo gdzie tu męskość?! Taki mężczyzna to zwykły laluś. Mężczyzna idealny to taki, który w rzeczywistości nie jest do końca idealny, ale dla ciebie zawsze będzie najlepszy.
    Taki właśnie jest dla mnie Dymitr. Ma wady (tak, jednak jakieś ma, małe, ale jednak) i malutkie niedociągnięcia w wyglądzie (ledwo sama w to wierzę), ale to nie ma znaczenia. Nie może być perfekcyjny, bo byłby tylko przereklamowanym typem. Choć dla mnie jest idealny. Jest moim osobistym marzeniem. Dowodem na to, że sny się ziszczają.
     Dymitr nieświadomy moich myśli nadal. Uśmiechał się słodko. Położył rękę na mojej dłoni i chwycił ją delikatnie. Uśmiech zniknął mu z twarzy, ale błogi wyraz jego twarzy, wyglądał równie nieziemsko. Wiedziałam, że patrzę na niego z uwielbieniem, a on zdaje sobie z tego sprawę. Nie zamierzałam się z tym ukrywać. Powinien wiedzieć, jak bardzo go kocham i podziwiam. Przysunęłam się do Dymitra i pocałowałam go lekko w brodę, pod brodą i w szyję. To nie było natarczywe czy mocno namiętne. Po prostu muskałam ustami jego skórę. Ostatni całus złożyłam na jego piersi, a potem położyłam tam głowę. Dymitr oparł dłoń na moich włosach.
     Długo tak leżeliśmy. Milczeliśmy, ale słowa nie były potrzebne. Rozumieliśmy się.
     W mojej głowie nagle pojawił się obraz z naszej najważniejszej tu wizyty. Wtedy także moja głowa bułana torsie Dymitra. Pamiętam doskonale jak bardzo chłonęłam zapach i ciepło jego ciała. Wtedy pierwszy raz mogłam podziwiać jego nagie ciało. Bałam się wtedy, że nie będę miała więcej okazji by oglądać go be ubrań; że to ostatni raz, kiedy nasze nagie ciała się dotykają. Jak się okazuje, moje obawy były… Trudno to nazwać. W każdym bądź razie cieszę się, że nie stało się tak jak w moich obawach. Cieszę się, że mogę mieć Dymitra - to moje największe szczęście.
     - Rose - usłyszałam. Podniosłam powoli głowę i spojrzałam w brązowe oczy Dymitra. - Mam pomysł.
     - Hy?
     Podniósł się, uważając na moją głowę. Wstałam zaraz za nim.
     - Ubierz się, Rose - powiedział, rzucając mi dżinsy.
     Parsknęłam cichym śmiechem.
     - Ledwo pamiętam, kiedy ostatnio słyszałam to zdanie.
     Dymitr nie odezwał się, ale zauważyłam na jego twarzy delikatny uśmiech.
     Założyłam spodnie, skarpetki, buty i…
     - Dymitr…
     - Tak?
     - Mam malutki problem - podniosłam z podłogi porwaną bluzkę i zaśmiałam się. - Nie wiem czy pamiętasz, bo wydawało się, że niezbyt panujesz nad swoimi ruchami, ale moja koszulka nie przetrwała tych ćwiczeń.
     Dymitr wydawał się trochę zawstydzony. Podszedł do mnie i zabrał materiał z moich rąk. Wpatrywał się w niego przez chwilę. Potem odszedł kilka kroków. Wrócił z moją kurtką i podał mi ją.
     - Załóż to.
     Popatrzyłam na niego z powątpiewaniem.
     - Dymitr… - westchnęłam z lekkim uśmiechem. - Ta kurtka się nie zasuwa.
     Stwierdziłam, że w Bai nie będzie czekała mnie żadna misja, więc zabrałam ze sobą takie ubrania, których nie mogę wkładać będąc na służbie. Z Rosji przylecieliśmy od razu do akademii, więc nie wymieniałam ciuchów. Tą kurtkę kupiła mi Lissa. Czasami dostawałam od niej modne ubrania. Kilka razy dostałam nawet sukienki i spodnie prostko od królewskich projektantów. Kurtka była na topie. A zabrałam ją dziś tak po prostu. Wzięłam pierwszą z brzegu. Nie sądziłam, że mój napalony kochanek będzie aż tak napalony.
      Dymitr przejechał dłonią po włosach, jak zawsze, kiedy zastanawiał się jak rozwiązać jakiś problem. Rozbawiło mnie to.
     - Spokojnie, Towarzyszu. To nie jest aż tak duży problem. Jakoś sobie poradzimy.
     Spojrzał na mnie i już wiedziałam, że dla niego to jest spory kłopot. Gdyby ktoś zobaczył nas, a kurtka przez przypadek by mi się odwinęła, od razu zorientowałby się, co robiliśmy. Dla mnie to nie przeszkoda, skoro jesteśmy razem mamy prawo robić co chcemy i innym nic do tego. Tyle, że dla Dymitra to coś znacznie poważniejszego. Gdyby ktoś się dowiedział zniszczyłoby to wizerunek Dymitra, a już wystarczająco on sam naruszył go dziś rano. Oczywiście to mało prawdopodobne, że ktoś może się zorientować, ale skoro dla Dymitra to kłopot, zrobię wszystko, żeby Bielikow się uspokoił.
     Podeszłam do Dymitra, zakładając kurtkę.
     - Obiecuje, że będę ją trzymać kurczowo przy sobie i nie pozwolę, żeby ktoś się zorientował.
     Zacisnęłam na sobie materiał, aby zademonstrować to Dymitrowi. Nie uśmiechnął się, ale jego oczy się śmiały, a to mi wystarczyło. Wprawdzie był już ubrany i zdążył założyć prochowiec, jednak nadal czułam to boskie ciepło jego ciała, gdy mnie przytulił. W jego ramionach zawsze odnajdywałam spokój. O dziwo nawet teraz był mi potrzebny. Oparłam głowę na jego piersi i skuliłam się.
     - Chodźmy - powiedział Dymitr.
     Kiwnęłam głową i owinęłam się szczelnie kurtką. Ruszyliśmy w stronę kwater dla strażników.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Trochę wcześniej niż planowałam, ale to chyba dobrze, prawda? Cieszcie się nimi........   No... To ja już nic nie mówię. 
     UDANYCH WAKACJI ŻYCZĘ :*

3 komentarze:

  1. Tak, tak, tak! - pierwsza reakcja.

    *przewija na dół, żeby dodać komentarz*
    *widzi długość rozdziału*

    O ja pierdole...

    *szczenna przy podłodze*

    *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak: Uwielbiam cię.
    Słodkie chwile Romitri to spełnienie moich najskrytszych marzeń.
    Super rozdział, czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mańka jestes wielja :-D Od rana prubuje przeczytac rozdzial ( problem z internetem) i w koncu mi sie udalo. Co co moge napisac? Hmmm? To byl fantastycznie dlugi, szczery i romantyczny rozdzial :-) Czekam na nastepny. Chyba nie bedziemy dlugo czekac ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń