-----------------------------------------------------------------------------------------------------
- Królowo - usłyszeliśmy nagle.
Stan ukłonił się dyskretnie Lissie i skinął z szacunkiem Christianowi, który odwzajemnił ten gest. Dampir miał na sobie kurtkę z tamtego roku i czarne rękawiczki. W oczy rzuciły mi się guziki, koloru złota, doczepione do rękawic tylko i wyłącznie ze względu na modę. Hm, nie sądziłam, że Stan ubiera się "na bogato". Większość strażników nosi te same ubrania (chodzi mi głównie o ubrania zimowe), dopóki się nie zniszczą. Osobiście uważam, że choć powinniśmy skupić całą uwagę na służbie podopiecznym, my - dampiry - jako żywe istoty mamy prawo do zakupów i innych przyjemności, których niektórzy moroje niestety nam zabraniają.- Wszystko gotowe. Dwie łódki już czekają na nas przy brzegu - poinformował Alto. - Dowiedziałem się też, że gdzieś, nad samym jeziorem, jest bar, w którym można zjeść. Obok niego jest coś w stylu małego wesołego miasteczka. O tej porze zazwyczaj są tłumy, ale sądzę, że nie będzie problemu z utrzymaniem bezpieczeństwa.
Kiwnęłam lekko głową, tak jak wszyscy. To dobry pomysł. Lissa potrzebuje odpoczynku, chwili bez pracy. Stanowisko królowej wiele od niej wymaga, a ma dopiero osiemnaście lat. Musi się poczuć jak zwykła nastolatka. Ta wycieczka byłaby skuteczniejsza, gdyby nie było strażników (Lissa i Christian mieliby prywatność i prawdziwy urlop), jednak na taki luksus nie mogą sobie pozwolić. Są zbyt cenni, żebyśmy mogli zostawić ich bez opieki. Lissa upiera się, że jesteśmy nadopiekuńczy. Chodzi jej głównie o wystawianie nocnych straży. Kiedyś staliśmy przy drzwiach do jej pokoju. Teraz za rozkazem królowej, popartym przez jej chłopaka, strażnicy, którzy pilnują ich nocą, ustawiają się na korytarzu, jak najdalej od ich drzwi, lecz tak, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Dobrze wiem, że Ozerze nie przeszkadza to, że ktoś stoi pod ich drzwiami. W każdym bądź razie nie przeszkadza dopóki nie zaczną nocnych igraszek. Udaję, że nie domyślam się prawdziwego znaczenia rozkazu, ale chyba każdy zorientował się o co chodzi. Niewyobrażalnie się cieszę, że Lissa nie może wciągać mnie do swojej głowy. Gdybym ciągle miała oglądać ich nocne życie... Cóż, dostaliby ode mnie zakaz na seks.
- Idziemy? - spytała podekscytowana morojka.
Wszyscy spojrzeli na parę królewską. Starałam się nie patrzeć ani na ich złączone dłonie, ani na Dymitra. Tak naprawdę... nie spojrzałam na niego odkąd wsiedliśmy do samochodu. Nie jestem pewna dlaczego. Może chciałam w pełni skupić się na służbie? Może starałam się nie przypominać sobie jego dzisiejszej troski? Może bałam się, że jego zatroskany wyraz twarzy przypomni mi o wciąż nękającym mnie bólu głowy? A może bałam się poczuć bólu i zazdrości, że ja i Dymitr nie możemy tak jak Lissa i Christian decydować o swoim życiu?
- Oczywiście, Wasza Wysokość - odpowiedział strażnik Heston.
Lissa westchnęła ciężko i weszła w środek naszego kółka.
- Dziś zmieńmy coś, dobrze?
- O co chodzi, Wasza Wysokość? - spytał spokojnie strażnik Alto.
- O to jak mnie nazywacie - odparła. Ktoś znów chciał się wtrącić, ale Lissa szybko kontynuowała. - Nie przepadam za tytułowaniem mnie. "Wasza Wysokość", "Królowo Wasyliso". To brzmi bardzo... poważnie. A ja jestem nastolatką. Pół roku temu skończyłam osiemnaście lat. Chce choć czasem być traktowana... zwyczajnie. Dziś, tak jak powiedział strażnik Heston, macie zachowywać się całkowicie zwyczajnie. Tak więc dopóki nie wejdziemy z powrotem do samochodu wszyscy wy - cała szóstka strażników - zwracajcie się do mnie "Lisso". Lubię swoje imię i zdecydowanie bardziej wolę je niż przydomki.
Byłam z niej taka dumna. Postawiła na swoim; w dodatku zrobiła to z taką klasą i zdołała wywołać lekki uśmiech na twarzach strażników. Lissa była pełna wiary, energii, nadziei. Tryumfowała całą sobą. Była zachwycające. Sądząc po twarzach reszty... każdy myślał to co ja.
- Możemy założyć, że jesteśmy dziś rodziną - dodała z uśmiechem.
Miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Tak więc rodzinko... - wtrącił Ozera - chodźmy już nad jezioro.
- Oczywiście... - stanowczy wzrok Christiana, powstrzymał Smitha przed powiedzeniem "Lordzie Ozero" - Christianie.
Moroj uśmiechnął się i ruszył przodem ciągnąc za sobą Lissę. Zachichotałam pod nosem i ruszyłam za nimi, a w ślad za mną lekko zdezorientowana reszta strażników.
Nad brzegiem faktycznie czekała na nas łódka. Lissa z Christianem wsiedli do swojej łódki. Wypchnęliśmy ich i pozwoliliśmy kawałek odpłynąć, by nabrali wprawy. Ja także weszłam do łódki, jednak zanim Fredy ją popchnął wysłuchiwaliśmy ostatnich instrukcji, dawanych przez Edda.
- Wiem, że nie umiesz pływać Hathaway, ale to nie ma znaczenia - zaczął. - Smith posiada tę zdolność... W każdym bądź razie, z łódki macie najlepszy widok na otoczenie. Atak ze strony strzyg jest wykluczony, ale niektórzy ludzie wbrew pozorom wiedzą, kim jest Wasylisa, więc należy zachować ostrożność. Nie wykluczone, że zamachowcy będą mieli broń. Już zdarzyło się to kilka razy w historii rasy wampirów. Pod żadnym pozorem, nie chcemy powtórki z rozrywki. Macie krótkofalówki; jesteście zobowiązani powiadomić resztę, gdybyście zauważyli cokolwiek, co wydaje się wam podejrzane. Oczywiście macie też chronić królową i lorda w razie zwykłych przyziemnych problemów, takich jak na przykład wypadnięcie z łódki. Lord Ozera nie jest wprawdzie pod opieką żadnego z was, jednak chyba nie muszę wam tłumaczyć, że o niego też macie zadbać. Płyńcie już.
Skinęliśmy posłusznie głowami. Fred popchnął łódkę i szybko na nią wskoczył. Nigdy nie spędziłam z nim sam na sam więcej niż pięć minut, lecz mimo ponad dwunastu lat służby, wydaje się sympatyczny. Odpłynęliśmy i kręciliśmy się jakieś dziesięć - dwadzieścia metrów od kochanków. Lissa zachowywała się jak mała dziewczynka. Chichotała, chlapała Christiana, pokazywała mu coś w lesie, który przylegał do jednego z brzegów. Ozera pracowicie wiosłował, robiąc przerwę, by odpocząć, a tym samym dając Lissie jeszcze większą radość. Starałam się nie czuć zazdrości wobec nich. Pragnęłam, by Lissa była szczęśliwa i cieszę się, że Christian daje jej to szczęście, jednak... Sama także chciałabym z nimi popływać; nie musieć wyostrzać wzroku i reagować na każdy niepokojący szmer. Chciałbym się odprężyć. Skarciłam się szybko w myślach. Za dużo chcę mieć. Powinnam cieszyć się tym co mam, tym co udało mi się zyskać, a nie żałować tego, czego nie mogę mieć. Jestem tylko dampirem. Powinnam cieszyć się z tego, że opiekuję się moją przyjaciółką, a nie jakimś nadętym arystokratą. Dostaję zdecydowanie więcej wygód i godzin wolnych niż inni strażnicy.
Co do naszej załogi... To Smith wiosłuje. Stwierdził, że jest mężczyzną i ma więcej siły. Sprzeciwiałam się, choć miał rację. Przekonał mnie dopiero wtedy, gdy powiedział, że to zwykły podział ról. On wiosłuje, ja - obserwuje. Skapitulowałam więc i skupiłam się na przyjemności, płynącej z bycia na środku jeziora. Zanurzyłam dłoń w wodzie i uśmiechnęłam się błogo.
- Nigdy nie byłaś na jeziorze czy wręcz przeciwnie? - usłyszałam Fredy'ego.
Otrząsnęłam się, ale nie wyjęłam ręki z wody.
- Słucham? A... - dopiero teraz dotarło do mnie jego pytanie. - Nigdy nie byłam nad żadną wodą.
- Naprawdę? - zdumiał się czarnoskóry mężczyzna.
Skinęłam niechętnie głową.
- Cóż... Nigdy nie było u mnie kolorowo, więc nie miałam okazji do zwykłej zabawy. No... czasem owszem, rodzice Lissy zabierali mnie na wakacje, ale od wypadku... rzadko się bawiłam. Teraz jest lepiej. Mam wszystko co chciałam i dużo więcej.
Zawstydzona swoim wyznaniem, odkręciłam głowę i skierowałam wzrok na Lissę. Beztrosko śmiała się z chłopakiem. Nie zauważyłam żadnego niebezpieczeństwa, więc znów spojrzałam na mojego towarzysza. Nie umiałam odgadnąć jego uczuć ani wyrazu twarzy. Nie dlatego, że nałożył maskę strażnika. Po prostu nie mogłam nic odczytać.
- Czyli to prawda, że twoja mama... hm, skupiła się na służbie? - Szybko zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i próbował to naprawić, ale ja nie miałam nic przeciwko mówieniu o sobie. - Przepraszam. nie chciałem. Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz...
Uśmiechnęłam się do niego.
- W porządku. Nic się nie stało. To nie jest dla mnie trudny temat - wyjaśniłam. Wyciągnęłam dłoń z wody. - To prawda. Matka nie interesowała się mną za bardzo. Cóż... przeważnie miałam tylko Lissę i jej rodzinę. Zastępowali mi moich bliskich, chociaż czasem czułam, że do nich nie pasuję. Ale...kiedy wróciliśmy, to znaczy odeskortowali nas znów do akademii, po jakimś czasie poczułam, że jednak jest kilka osób, którym na mnie zależy.
Fredy wykonał kilka ruchów wiosłami, tak, byśmy zbliżyli się do łódki z Lissą i Christianem. Smith rozejrzał się i upewnił, że jest bezpiecznie.
- Masz... bardzo skomplikowaną historię - zauważył mężczyzna. - Miałaś trudniejsze życie niż ja wyśmiewany przez kolor skóry, a mimo wszystko wybiłaś się niesamowicie. Czytaliśmy raporty z twojej przeszłości i wsłuchiwaliśmy, co inni mają na twój temat do powiedzenia, kiedy rozważano przyjęcie cię do straży królewskiej. Zachwyciłem się tobą. Tyle trudności, masa przeszkód, a teraz? Najważniejsza kobieta dampir w naszym świecie. Przebiłaś nawet... Janin Hathaway - nie był pewny tego, co powiedział, ale mój uśmiech wdzięczności pozwolił mu kontynuować. - Zostaniesz legendą, Rose. Jestem pewien, że niedługo będą opowiadać o tobie fascynujące historię na wycieczkach szkolnych i ogniskach - zaśmiał się.
Parsknęłam śmiechem.
Hm, wszystko, co mówią o Fredy'm jest prawdą. Jest naprawdę inteligentny, przyjazny i miły. Nie przeszkadza mi nawet to, że jest sporo starszy. Podczas rozmowy potrafił oczarować każdego. Zauważyłam to już kiedyś. Smith nie był brzydki, ale nie odznaczał się nieziemską urodą jak Dymitr. Jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Każdy uwielbiał go za charakter. Cóż, muszę przyznać im rację.
Spoważniałam i zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co powiedział. Pochwały przyjęłam z ogromną radością, ale moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. "ja, wyśmiewany przez kolor skóry". To okropne, ile osób wciąż nie toleruje czarnoskórych, mimo, iż ci nic złego im nie zrobili. Tym bardziej, że z tego co wiem, Fredy jest stuprocentowym Amerykaninem.
- Było ci ciężko z powodu koloru skóry? - spytałam niepewnie. Nie chciałam przywoływać złych wspomnień, ani naruszyć granicy jego prywatności. Jak wielu strażników, nadal nie mógł całkowicie przestawić się na okazywanie uczuć, nawet jeśli taki był rozkaz. - Dzieciaki ci dokuczały?
Mężczyzna kiwnął głową. Zrobiło mi się go żal.
- Wyzywali mnie, czasem bili... - wyznał cicho. - Dlatego szybciej niż oni szkoliłem się w walce. Teraz, kiedy na to patrzę mam wrażenie, że ci wszyscy.... kretyni, ukształtowali mój charakter. - Nagle parsknął cicho. - Powinienem im podziękować - to dzięki nim, jestem strażnikiem królewskim. A Wasylissa jest naprawdę wspaniałą królową. To zaszczyt służyć u jej boku. W dodatku razem z największymi strażnikami.
Uśmiechnęłam się, choć wcale nie miałam na to ochoty. Jego słowa... wzbudziły we mnie potrzebę chwili refleksji.
Nie miał za złe swoim gnębicielom tego, co kiedyś robili. Ja na jego miejscu opowiadając o tym traciłabym cierpliwość, wzburzyłabym się i miała ochotę odpłacić się gnojkom. Wkurzyłabym się na moich dawnych prześladowców i co najmniej zacisnęła ręce w pięści. W pewnym sensie mam ochotę to robić, kiedy pomyślę o tym ile osób w akademii nazywało mnie dziwką, suką i szmatą. Chciałabym móc stanąć przed nimi i zaśmiać się w twarz. Jestem zapewne bardziej znana, szanowana i ważniejsza niż... praktycznie wszyscy z nich! A Fredy? Spokojnie w kilku wyrazach opowiedział co mu robili i, co najdziwniejsze,przyznał, że to dzięki nim jest jednym z najważniejszych strażników na świecie.
Zastanowiłam się czy każdy z największych strażników naszej historii miał tak trudne życie. To nawet prawdopodobne.
Jewa mówiła mi przed wylotem z Rosji, że będziemy poddani ciężkiej próbie, ale potem... zostaniemy wynagrodzeni.
Najpierw cierpienie, potem szczęście.
Fredy podpłynął jeszcze bliżej pary królewskiej. Zawiał chłodny wiatr, który roztrzepał mi włosy. Smith roztarł dłonie. Mimo, że miał rękawiczki, temperatura dała mu się we znaki. Ja trzymałam ręce w kieszeni, więc nie zmarzłam.
- Rose - usłyszałam radosny głos przyjaciółki.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jej stronę. Była bezpieczna. Ale ja nie. Na raz poczułam na twarzy lodowate krople wody. Zdusiłam pisk i otworzyłam oczy, wycierając twarz. Lissa chichotała, a Ozera nie krył rozbawienia. Nawet Fredy parsknął cicho.
- Nie nadużywaj swoich królewskich praw - ostrzegłam, uśmiechnięta. - Któregoś dnia się policzymy, Liss.
Ściągnęłam rękawiczkę i ochlapałam blondynkę. Zaśmiała się cicho.
- Jesteś moją strażniczką - przypomniała. - Masz mnie chronić, a nie atakować.
Posłałam jej tajemnicze spojrzenie, ale moja twarz musiała wyglądać komicznie, bo młodzi kochankowie wybuchnęli śmiechem.
- Kto tu mówi o przemocy, Wasza Wysokość.
Christian szykował już złośliwy komentarz, ale Lissa, prosząc o kontynuowanie wyprawy, nieświadomie pokrzyżowała mu plany.
Ja i Fredy ruszyliśmy za nimi powoli.
Na jeziorze spędziliśmy już prawie półtora godziny. Ja tam nie widziałam nic specjalnego w tym krajobrazie, ale Lissa zachwycała się nimi i nękała Christiana, by patrzył we wskazane miejsca. Chłopak trochę zmęczony, z uśmiechem wykonywał prośby. Wiedziałam, że zależy mu na niej, podobnie jak mi. Cieszyłam się, że moja przyjaciółka znalazła swoją miłość.
- Rose - zawołali nagle. - Płyniemy do wesołego miasteczka?
Doceniłam fakt, że się mnie o to pytają i, mimo że głowa bolała mnie niemiłosiernie od dłuższego już czasu i nie miałam ochoty iść nigdzie, uśmiechnęłam się. Jestem opiekunką. Nie mam nic do gadanie - muszę się zgodzić.
- Jasne.
Fredy znów chwycił za wiosła i postanowił zaprowadzić nasze gołąbeczki. Po lewej stronie był las, na prawo - polana. Z daleka widać było już wielką, kolorową karuzelę.
- Zmiana kursu - powiedziałam do krótkofalówki, aby wszyscy mogli mnie usłyszeć. - Płyniemy do wesołego miasteczka.
Fredy przestał na chwilę wiosłować. Miał więcej siły niż Christian, więc od czasu do czasu musieliśmy przystawać, by mogli nas dogonić
- Przyjąłem - z krótkofalówki wydobył się dźwięk Edda. - Zmiana położenia. Alto idź do miasteczka. Olsen truchtem dołącz do Alto, ale nie spuszczaj z oczy naszych łódek. Ja też niedługo będę na miejscu. Bielikow jesteś najbliżej, czekaj na nich tuż przy brzegu.
Zwięzły i krótki komunikat. Strażnicy takie uwielbiają.
- Zrozumiałem - oznajmił Stan.
- Jasne - usłyszałam nieznajomy głos. Nikt nie zareagował, więc to strażnik Olsen.
Dalej była cisza.
Słyszeliśmy tylko pluski kropel wody, które spadały z wioseł z powrotem do jeziora. Czekaliśmy na ostatnie potwierdzenie - dla mnie najistotniejsze. Jednak z krótkofalówek wydostawał się tylko cichy szum.
- Bielikow, jesteś? - Milczenie. Heston powtórzył znacznie wyraźniej: - Bielikow?
Wymieniłam ze Smithem zaniepokojone spojrzenia. Nie wolno było mi okazywać strachu, ale teraz przeraźliwie bałam się, że coś się stało. Jest dzień, powtarzałam, świeci słońce. A Dymitr jest najlepszy.
- Cholera - mruknął Stan.
Coś poszło nie tak. Jakim cudem? Jest jasno. Zagrożenie bliskie zeru. Niemożliwe, żeby coś mu się stało. Nie ma opcji, żeby Dymitr został zaatakowany. Strzyg na pewno tu nie ma, a nawet jeśli ludzie by na niego napadli poradziłby sobie bez problemu. O co tu chodzi?
Nerwowo rozglądałam się dookoła.
- Czy ktoś go widzi? - spytał Stan. Oddychał odrobinę szybciej, co znaczyło, że razem z Olsenem biegnie już w stronę wesołego miasteczka.
- Nie - odparł natychmiast Edd.
Smith znów przestał wiosłować i pomógł mi wstać. Łódka gibała się na boki, ale udało mi się zachować równowagę. Starałam się nawet stanąć na czubkach palców. Dymitr szedł po prawej stronie, więc miałam ułatwione zadanie. Jednak zdarzały się miejsca, gdzie przez kilkadziesiąt metrów ciągnęły się drzewa i krzewy. Dymitr jest wysoki., a mimo to, nigdzie go nie widziałam.
- Nie - odpowiedziałam starając się, by mój głos zabrzmiał pewnie.
Usiadłam. "Gdzie on do diabła się podział?", pytałam się rozpaczliwie w myślach.
- Rose - usłyszałam przyjaciółkę. - Coś się stało?
Rozważałam przez sekundę możliwość powiedzenia jej prawdy. Jednak to tylko chwila. Szybko zrezygnowałam. Choć w pierwszej kolejności jest królową i należy informować ją o wszystkim, nie zrobiłam tego. Jest też moją przyjaciółką i nie chcę, aby niepotrzebnie się martwiła. Niepotrzebnie. Tak. Bo w końcu nic się nie stało. Wszystko będzie dobrze.
- Nie - odpowiedziałam. - Wszystko w porządku.
Lissa chyba uwierzyła. Uśmiechnęła się i znów zaczęła trajkotać coś Christianowi.
Gdzie Dymitr?! - wołałam w myślach. Niepokoiłam się, jednak zachowałam obojętną twarz, jak na strażnika przystało. Powinnam teraz dostać pełne aprobaty spojrzenie Bielikowa. Gdzie on się podziewa?
- Jedno z dwójki na łódce musi iść go poszukać - usłyszeliśmy szeleszczący głos Edda. - Jest dzień, więc sądzę, że możemy sobie na to pozwolić. Wszyscy się zgadzają? - usłyszałam cichy pomruk, oznaczający akceptację takiego obrotu sprawy. - Dobrze. Hathaway, zapytaj się królowej czy zezwoli na... chwilowe osłabienie jej ochrony.
- Już się robi.
Byłam zdeterminowana. Oddychała głęboko i kiedy zawołałam Lissę, zrobiłam to tak głośno, że kilka osób, siedzących w łódkach kilkadziesiąt metrów od nas odkręciło niespokojnie głowy.
- Lissa! - Upomniałam się w duchu, przypomniałam, że blondynka jest kilkanaście metrów od nas i odpowiednio ściszyłam głos. - Zgodzisz się na tymczasowe ograniczenie ochrony do czterech strażników? To nie będzie długo trwało.
Dragomirówna wymieniła spokojne spojrzenie ze swoim chłopakiem.
- Oczywiście - odkrzyknęła. - Nie ma problemu.
Odetchnęłam i chwyciłam za krótkofalówkę.
- Otrzymaliśmy pozwolenie - poinformowałam resztę.
- W porządku - odezwał się po kilku sekundach Heston. - W takim razie głosujemy: na poszukiwania wysyłamy strażniczkę Hathaway czy strażnika Smitha? Osobiście jestem za Smithem. Przykro mi dampirzyco, ale twój kolega ma większe doświadczenie.
- Ja jestem za Hathaway - wtrącił Stan. - Nie znacie jej tak, jak ja. Uważam, że szybciej wywęszy Bielikowa niż Smith. Poza tym jak sam powiedziałeś, strażniku Heston, Smith ma większe doświadczenie, co za tym idzie bardziej przyda się w obronie królowej.
"Nie znacie jej tak jak ja"
Może nie jest moim przyjacielem, ale rzeczywiście zna mnie dużo lepiej niż Heston i Olsen. Zauważyłam, że odkąd nie jestem jego uczennicą znacznie lepiej się dogadujemy. Doceniam to, że Stan próbuje mnie bronić i popiera moją stronę.
- W porządku - odparł Edd. - Olsen, co o tym myślisz?
Przez chwilę w krótkofalówce znów słychać było tylko szum. Pochopnie pomyślałam, że i jego gdzieś wcięło, ale miał być ze Stanem, a ten nie zgłosił braku partnera.
- Sądzę, że powinien iść Smith - usłyszeliśmy wreszcie. - Z całym szacunkiem, strażniczko Hathaway, ale nadal nie ufam dampirzym parom. Istnieje ryzyko, że zamiast wrócić do pracy w tempie natychmiastowym spędzicie trochę czasu na radosnym powitaniu, a nie możemy tracić nawet minuty mając pod opieką morojów. Tym bardziej jeśli jest to sama królowa. Poza tym strażnik Smith ma, moim zdaniem, większe szanse cichego znalezienia strażnika Bielikowa i zdoła w razie czego udzielić lepszej pomocy.
Nie miałam mu za złe, że wybrał Smitha. Właściwie uważałam to za dobry wybór. Nie chodziło mi nawet o nieufność w stosunku do nas. Rozumiałam, że większości osób trudno zaakceptować nowy dekret i dwoje związanych ze sobą dampirów nadal traktowano jako coś... innego, nowego. Nic dziwnego, skoro od czasu wprowadzenia w życie nowego prawa nie minął nawet miesiąc. Wkurzyło mnie jedynie to, że od pewnego czasu Olsen zarzuca mi brak kompetencji. To nie jest pierwszy raz, kiedy twierdzi, że ktoś jest znacznie lepszy ode mnie. Wyraźnie mnie nie cierpi. Ledwo toleruje moje towarzystwo w samochodzie. Nie ufa dampirzym parom, ale Dymitra traktuje przyjaźniej niż mnie. Ten typ zdecydowanie mnie irytuje.
- W porządku - powiedział znów Heston. - Poproście lorda Ozerę, by zatrzymał się na chwilę i podpłyńcie do brzegu. Smith wysiądziesz i kierujesz się na prawo. Weź swoją krótkofalówkę i powiadom nas, gdy już znajdziesz Bielikowa. W razie kłopotów dołączy do ciebie strażnik Alto.
- Zrozumiałem - odpowiedział Fredy.
Odłożył swój łącznik ze strażnikami, złapał za wiosła i zaczął płynąć do brzegu.
- Christian - krzyknęłam. Odkręcił się nie tylko Ozera, ale także kilku innych chłopaków i mężczyzn. - Zatrzymajcie się na chwilę.
Christian posłusznie zahamował łódkę. My dobiliśmy już do brzegu. Fredy oddal mi wiosła. Sprawnie wyskoczył na ziemię, a ja zajęłam jego poprzednie miejsce. Odpływałam już, a raczej próbowałam to zrobić, kiedy usłyszałam jego głos.
- Rose.
Odwróciłam głowę ku czarnoskóremu mężczyźnie.
- Tak?
- Nic mu nie jest - szepnął.
Mam nadzieję...
- Wiem - odparłam cicho.
Smith skinął krótko głową i pobiegł w prawo. Ja starałam się odbić od brzegu. Marnie mi to szło, co nie uszło uwadze Ozery.
- Pomóc ci, Hathaway? - zaśmiał się.
Uspokoiłam się i upomniałam. Jestem na służbie - nie mogę mu odparować. Byłam na niego zła, za uśmiech na twarzy. Nie powinnam, bo nic nie wiedział o zaistniałej sytuacji, ale tak było.
- Nie, dziękuję - odpowiedziałam. - Poradzę sobie.
Miałam rację. W prawdzie na początku nie umiałam zapanować nad zwykłą łódką, ale później bez problemu prześcigałam nawet Christiana. Przyłapałam się na szybszym oddechu i nerwowych gestach. Starałam się wyglądać na nieustraszoną, a tak na prawdę w środku martwiłam się o Dymitra.
Kolejne minuty upływały niezwykle wolno. Dwie nasze łódki już zbliżały się do pomostu przy wesołym miasteczku. Sunęliśmy powoli po powierzchni wody. Dobiliśmy do brzegu. Wysiadłam pierwsza i machnięciem ręki zawołałam Stana, Edda i strażnika Ozery. Christian sprawnie wyskoczył na drewniany pomost. Podał Lissie rękę i pomógł wyjść z łódki. Szliśmy zwartą grupą. Rozmawialiśmy, jakbyśmy na prawdę byli rodziną. Nikt nie mógł niczego podejrzewać. Wyłączyliśmy krótkofalówki, a zamiast tego wsadziliśmy w uszy słuchawki. Na szczęście ludzie nie zwracali na to uwagi. W pewnym momencie usłyszeliśmy szum. Przystanęliśmy, a Lissa i Christian posłusznie ustawili się w środku nas. Z perspektywy osoby trzeciej wyglądało tak jakby grupka osób zatrzymała się i dyskutowała o czymś.
W słuchawce usłyszeliśmy głos.
- Znalazłem go.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ZAPOMNIAŁAM..... DZIĘKUJĘ! Równutko o godzinie 20;45 minie rok od założenia bloga! <3 Dziękuje, że ktoś wogóle zwraca na niego uwagę :* Mam nadzieje, że pociągniemy razem kolejny rok <3
Ej nie tak nie wolno kończyć. Mańka!!! Co z Dymitrem? Mańka no. Tak poza tym super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPs. Mam nadzieję że następny pojawi się szybko.
O matko na serio? Rok? Brawo oby było jeszcze więcej lat.😘😘😘
UsuńKończyć w takim momencie i to zapowiadając dłuższą przerwę. Jesteś okrutna. No, ale cóż jakoś wytrzymam. Życzę miłej zabawny
OdpowiedzUsuńOMG! Nie wierze że to już rok!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ale dodaj szybko kolejny bo uschnę z niecierpliwości...
Jak. Ja. Wytrzymam. Do. Następnego.
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mańka je Cie chyba udusze !!!! Jak moglas przerwac w takim momencie?!?!?!
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wytrzymam do nastepnego, ale jestem zla
Ale genialny rozdział! I Dymitr się znalazł - zapewne w kiepskim stanie skoro nie mógł odpowiedzieć, ale znalazł się! Już doczekać się nie mogę następnego- to chyba na pewno oczywiste. Już rok?! Albo inaczej... dopiero rok?! Czuję się jakbym czytała ten blog o wiele dłużej! Pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuń