Obudziłam się rano, skulona na łóżku. Zdziwiłam się i stwierdziłam, że Dymitr pewnie wstał wcześniej. Ale wcale tak nie było. Bielikow leżał skulony po przeciwnej stronie łóżka. "O co chodzi? Czyżbyśmy już przyzwyczajali się do spania oddzielnie?", zażartowałam, choć nie było w tym nic śmiesznego. objęłam Dymitra ramieniem i przytuliłam do siebie. Nie przewidziałam, że się obudzi. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Wygląda na to, że mieliśmy kłótnie przedmałżeńską - wypaliłam.
Dopiero po chwili doszedł do mnie sens słów. Szlag! Serio?! Musiałam powiedzieć akurat to? Co ja narobiłam?
Za to Dymitr wyglądał, jakby wcale mu to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się cwanie i przekręcił w moją stronę.
- Przedmałżeńską?
- Leżeliśmy po dwóch stronach łóżka, skuleni... Nie tak jak zawsze.
Dymitr zmartwił się tym faktem. Na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek, świadczących o tym, że myśli nad czymś intensywnie. Po chwili przestał i znów spojrzał na mnie.
- Twierdzisz, że to była nasza pierwsza kłótnia przedmałżeńska...
Speszyłam się lekko. Przedmałżeńska... Tyle, że ja wcale nie chciałam wychodzić za mąż. Kocham Dymitra, ale mam osiemnaście lat! To zdecydowanie za wcześnie jak na ślub, nawet jeśli dampiry szybciej dojrzewają. Dymitr wie, co sądzę o małżeństwie. A ja powinnam wiedzieć o tym najlepiej. W takim razie dlaczego wypaliłam słowo "przedmałżeńska"?!
- A więc jednak kochasz mnie i chcesz zostać moją żoną.
- Posłuchaj, Towarzyszu - zaczęłam. - Dobrze wiesz jak bardzo cię kocham, ale jestem za młoda na żonę. Mam dopiero osiemnaście lat.
- Już nie długo masz dziewiętnaste urodziny - zauważył.
Straciłam ochotę na przekomarzanki...
- Których nie spędzimy razem - przekręciłam się na plecy z ociężałym westchnieniem. - Twoich też nie.
Planowaliśmy być razem, wziąć wolne, odpocząć. I co? Będziemy na dwóch zupełnie innych kontynentach: ja w Europie, on w Ameryce. W dodatku ten idiotyczny zakaz kontaktowania się ze sobą... Po co to?
Dymitr położył dłoń na moim policzku i przekręcił moją twarz w swoją stronę.
- Nie martw się.
Jego głos był delikatny. Owinął mnie jak miękki, aksamitny koc w zimowy wieczór. Taki, którego nie chce się zdejmować. Pieścił mnie i sprawiał, że zapragnęłam słyszeć go cały czas. Ale nawet ten słodki ton i uroczy akcent nie uspokoiły mnie.
- Nie mogę, Dymitr - jęknęłam. - Rok. Mam spędzić rok na innym kontynencie bez możliwości choćby zadzwonienia! To nie jest sprawiedliwe. Niedawno wywalczyliśmy legalne związki między dampirami. Oni... zgodzili się na to! A teraz chcą to rozbić?! To ich plan?! nie mam nic przeciwko misji. Wręcz chce na nią jechać. Nawet gdybym nie została wybrana zgłosiłabym się na ochotniczkę. Ale dlaczego nie mogę jechać w to samo miejsce, co ty?
Dymitr podniósł się i pomógł mi usiąść.
- Rose, doskonale wiesz dlaczego - miał racje. Wiedziałam, ale nie chciałam mówić tego głośno. - Trwa okres próbny dla nowej ustawy. Jeżeli teraz się sprzeciwimy, zrobią to inne pary, a wtedy rada - bez względu na królową - zlikwiduje prawo. Nie możemy na to pozwolić, Rose. Musimy cicho znieść cierpienie i mieć nadzieje, że inne dampiry zrobią to samo. Bo jeśli teraz okazalibyśmy oznaki buntu wobec morojów, zniszczylibyśmy naszą przyszłość. A niczego nie pragnę tak bardzo, jak być z tobą do końca...
Miałam się odezwać, ale zauważyłam na ścianie plakaty jakichś filmów o dzikim zachodzie - to zmieniło mój tok myślenia.
- Kowboje w twoich powieścidłach też tak mówią? - spytałam z uśmiechem, wskazując głową na plakaty.
Dymitr zerknął na nie i zachichotał.
- Szczerze wątpię - kontynuowałam, chichocząc. - Pewnie są zbyt napaleni na sprawiedliwość, żeby zajmować się kobietami. Tylko jeden z nich, a raczej szeryf - Dymitr Bielikow, lubi być inny i mieć u boku dziewczynę.
W pokoju rozległ się głośmy śmiech Rosjanina. Miękki, ciepły, słodki śmiech.
- Właściwie to masz trochę racji. Kowboje skupiają się głównie na wymierzaniu sprawiedliwości i własnoręcznym wydawaniu wyroków, ale nie całkiem zapominają o kobietach - zastanowił się nad czymś. - Ale...Jestem inny?
Przytaknęłam radośnie, ale na twarzy Dymitra nie zobaczyłam rozbawienia. szybko więc pospieszyłam z wyjaśnieniami.
- Jesteś przystojny i seksowny, a przy tym w żaden sposób nie przypominasz dupka, to rzadkość. Do tego jesteś wymagający, sprawiedliwy, rozważny, mądry, zabawny... Wiesz jaka to egzotyka! Najbardziej niespotykane połączenie na świecie. Mało zostało na Ziemi takich dżentelmenów jak ty, więc nic dziwnego, że dziewczyny się o takich biją. Całe szczęście ja już nie muszę. Zdobyłam co chciałam. Chociaż... Gdybym nawet musiała walczyć nie byłby to dla mnie problem.
Po raz kolejny usłyszałam śmiech Dymitra.
- Znowu próbujesz mi wmówić, że uczennice na mnie patrzą?
Westchnęłam. Kurde.
Pochyliłam się nad nim lekko, będąc na czworakach.
- Błąd, Towarzyszu - szepnęłam mu do ucha. - Po pierwsze: nie wmówić, a uświadomić. Po drugie: nie cieszy mnie to, ale ich wzrok nie jest niestety zwykły - przesunęłam dłonią po jego szyj. - Po trzecie zaraz, jeśli się pośpieszymy, udowodnię ci, że mam rację, a zaraz po tym będę mogła uświadomić im, kto tu tak na prawdę ma największe szczęście i przyjemność na ciebie patrzeć.
- Rose...
Nie jestem pewna czy powiedział moje imię dlatego, że czuł mój oddech na szyi, czy dlatego, że m obawy, codo mojego planu, ale na wszelki wypadek postanowiłam mu to wyjaśnić.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na swoim miejscu.
- Spokojnie. Bez pocałunku, ani niczego, co mogłoby popsuć ci wizerunek nieustraszonego strażnika - obiecałam. - Po prostu pokażemy im, że to ja wygrałam w tej walce.
Dymitr kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
- W porządku - zgodził się. - Ale najpierw opatrzę ci szyję.
Dotknęłam ręką szyi. No tak miał to zrobić wczoraj, ale najpierw to moje niesłuszne obawy stanowił problem, a później do pokoju wpadł Stan. Nie zwracałam szczególnej uwagi mojej szyi, zajęta rozpaczaniem nad przyszłą roczną rozłąką. Teraz szyja bolała mnie, a rany wyglądały pewnie nieciekawie.
Bielikow poszedł po apteczkę. Wrócił kilka sekund później. Położyłam się na plecach. Przyglądał mi się chwilę, a potem usiadł na mnie okrakiem. Odgarnął mi delikatnie włosy, aby nie utrudniały mi pracy. Powinien puścić je i zając się inną częścią mojego ciała, ale zamiast tego wziął gruby kosmyk i przeplatał go sobie między palcami. Chyba nieświadomie pochylił się, żeby mieć lepszy dostęp do moich włosów. Odsunął się po chwili i otrząsnął. Uśmiech cisnął mi się na twarz. Jednak Dymitr nie mógł go zauważyć, bo skupił wzrok na buteleczce i gazie, które wyciągnął z apteczki, chyba speszony lekko. Położyłam dłonie nad jego kolanami, i wtedy zaskoczony zerknął na mnie. Nachylił się nade mną i przemył moją szyję. Piekło, ale starałam się nie okazać bólu. Dymitrowi jednak to nie umknęło. Schylił się jeszcze bardziej i dmuchał delikatnie na moją szyję.
Poczułam się jak dziecko, którym nigdy nie byłam. Dziecko, które ma matkę. Dziecko, które ktoś kocha. Wiele w życiu wycierpiałam, a brak troskliwej matki jest jedną z największych ran, jakie mi zadano. To boli - patrzeć na inne szczęśliwe dzieciaki, które jadą na święta do rodzinnego domu. Na dobrą sprawę ja nie miałam nawet domu. Wychowywałam się w akademii, wychowywała mnie akademia. Nie miałam rodziny, z którą mogłabym spędzić święta lub po prostu się zobaczyć. To rodzina Lissy i ona sama mnie przygarnęli. Nigdy nie zdołam spłacić im dług wdzięczności, (choć mam wrażenie, że rodzice Lissy i Andre dziękują mi za opiekę nad ich kochaną blondynką i to w pewnym sensie jest już duża spłata). Nigdy też nie zdołam cofnąć czasu i mieć szczęśliwego dzieciństwa...
Nie wiem, kiedy to zrobiłam. Zorientowałam się, że objęłam Dymitra, dopiero kiedy wyraźnie poczułam jego zapach. Było mi głupio, że boli mnie moje dzieciństwo i brak matki. Nie. Było mi głupio, że przypomniałam sobie to właśnie teraz. Dymitr szeptał mi coś do ucha, po rosyjsku i gładził ręką moje włosy. Jeszcze ostatni raz wciągnęłam jego zapach i przesunęłam dłonią po jego karku, i pozwoliłam mu się odsunąć.
- Przepraszam - mruknęłam. - Możemy już wracać do mojej szyi.
Poczułam przez chwile na czole ciepłe, miękkie usta Rosjanina. Uspokoiły mnie i Dymitr mógł założyć mi świeży opatrunek. Jego mama pokazywała mu przed naszym wyjazdem tysiące razy jak ma to robić, aż wreszcie Dymitr nauczył się tego (nawet jej zdaniem) bezbłędnie. Nim się zorientowałam, Bielikow skończył zabieg. Odniósł apteczkę do łazienki. Potem usiadł koło mnie i złapał moją dłoń. Podniosłam się powoli i siadłam koło niego. Nie płakałam, ale miałam nieprzepartą ochotę.. pragnienie ciepła. Schowałam więc twarz na piersi Dymitra i owinęłam wokół niego swoje ramiona. Dymitr nie pytał "Jak z tobą?", "Co się stało?" albo "Wszystko gra?". Wiedział jak bardzo nie znoszę takich ckliwych pytań. Według mnie są ostrzeżeniem "oni widzą twój ból, twoją słabość", a w mojej pracy nie mogę sobie na to pozwolić. Oczywiście pozwalam na takie pytania Lissie i Dymitrowi, ale oni nie nadużywają zezwolenia. Bielikow teraz nie mówił właściwie nic. Oparł po prostu policzek na czubku mojej głowy i przytulił mnie. I dokładnie tyle teraz potrzebowałam. Ale nie chciałam zabierać nam czasu.
Podniosłam powoli głowę i pocałowałam Dymitra.
- Dziękuje - szepnęłam. - Chodźmy już, bo niedługo zaczną się lekcje i nie będę miała okazji, żeby udowodnić ci moją rację.
- Dobrze, chodźmy.
Ton Dymitra dawał dużo do myślenia, ale nie tego teraz potrzebowałam, on też nie. Uśmiechnęłam się w nadziei, że to przełamie niewidzialną barierę. I miałam rację. Wyszliśmy z pokoju po kilkunastu minutach; ubrani, umyci i gotowi zmierzyć się ze wszystkim, ale szczęśliwi z... właściwie to nie mam pojęcia.
Nie myliłam się. Dwie grupki dziewczyn, które zobaczyły Dymitra na placu akademii, cichaczem rzucały komentarze na jego temat. Nie trzymała Bielikowa za rękę, nie obejmowaliśmy się, nawet nie uśmiechaliśmy się do siebie, a mimo to czułam na sobie niezbyt przyjemne spojrzenia dziewczyn. I pomyśleć, że są ode mnie rok lub dwa lata młodsze... Ja i Dymitr rozłączyliśmy się nagle. Taki był zamiar. Powiedziałam o tym wcześniej Rosjaninowi. Miałam plan jak udowodnić mu rzeczywistość, to była jego część.
- Będziesz tu cały czas? - spytałam.
- Tak - odparł. - Jeden ze strażników poprosił mnie o pomoc.
Kiwnęłam głową. To wszystko także było zaplanowane. Dziewczyny musiały to usłyszeć i zapewne usłyszały. Widziałam, że Bielikow nie jest zbyt zadowolony z pomysłu, ale nie sprzeciwiał się. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Odeszłam. Ruszyłam w stronę "pokoju zabaw". Rozbawiała mnie ta nazwa. Ochrzciłam tak ten pokój, bo bawiliśmy się tam jak małe dzieci. Ale teraz, kiedy tam poszłam było pusto. Znowu. Wczoraj też długo siedziałam sama. No cóż, tak czy siak, muszę się czymś zająć. Zrobiłam sobie herbatę i poszłam do sali kinowej. Włączyłam tylko telewizor i wybrałam pierwszy lepszy serial. Nic specjalnego, kryminalny, morderstwo biznesmena, trochę krwawych scen. Myślę, że biorąc pod uwagę nasze życie, większość tego typu filmów nie zrobi na nas wrażenia. W kieszeni dżinsów poczułam wibracje - telefon. Dostałam wiadomość od Hansa: "Śniadanie i rozmowa przełożone na drugą godzinę lekcyjną". Bardzo dobrze. To mi bardzo pomoże. Spojrzałam na zegarek. Już czas.
Zadowolona wyłączyłam telewizor i wyszłam. Skierowałam się prosto na plac szkoły. Lekcje zaczną się dopiero za dziesięć minut, więc wszyscy są jeszcze na dworze, bo mimo lekkie śniegu jest ciepło, a słońce jeszcze nie zaszło. Widziałam Dymitra, chodzącego jakby na prawdę miał dyżur, i grupki dziewczyn, obserwujących go kątek oka.. Zauważyłam, że dołączyło do nich jeszcze kilka nowicjuszek. "No, no Bielikow", pomyślałam, "Zyskujesz coraz więcej wielbicielek. A teraz pokażmy im, kto tak na prawdę cie ma".
Podeszłam do Dymitra. Wyraźnie odetchnął na mój widok. Jego oczy prawie mówiły "już myślałem, że nie przyjdziesz". Ale ja przyszłam i teraz moja kolej. Radośnie stanęłam na przeciwko Rosjanina.
- Idziemy potrenować, Towarzyszu?
Dymitr nie wiedział co powiedzieć. Nie znał tej części planu. To miała być niespodzianka. I była. Jego zaskoczenie było dość wyraźne. Przynajmniej dla mnie.Uczniowie pewnie nie widzieli niczego szczególnego w wyrazie jego twarzy.
- No chodź - nalegałam. - Będzie tak jak rok temu... Nauczysz mnie czegoś nowego... Na przykład jakiegoś chwytu?
Mężczyzna wiedział jakiej odpowiedzi oczekiwałam i zaufał mi. Jednak nie zrobił tego tylko ze względu na mnie. "...jak rok temu". Te słowa znacznie na niego wpłynęły. Widziałam błysk w jego oczach - wróciły do niego wszystkie wspomnienia.
- Sala jest wola przez najbliższą godzinę, a ja dostałam przed chwilą informację, że mamy się zgłosić na śniadanie dopiero na drugiej lekcji.
- W porządku. Dobrze - zgodził się. - Chodźmy.
Ruszyliśmy, upewniając się dyskretnie, że dziewczyny słyszały naszą rozmowę. po drodze musieliśmy wręcz minąć dziewczyny; ustawiły się idealnie po drodze do sali gimnastycznej. Widziałam ich ciekawskie, wcale nie ukrywane, spojrzenia, dopóki nie zniknęliśmy w sali.
Usiadłam na materacu. Klepnęłam w miejsce obok siebie i zaczekałam aż Dymitr przysiądzie. Potem patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
- No i? - zachęciłam go. - Co usłyszałeś?
Zadaniem Dymitra było bardzo dyskretne podsłuchiwanie, co mówią o nim uczniowie, zwłaszcza nowicjuszki. Wiem, że czuł się nieswojo umyślnie słuchając rozmów innych, ale to było konieczne, by udowodnić mu, że mam racje. A raczej po to by pokazać mu co sądzą o nim inni.
- To było dziwne - zaczął, patrząc przed siebie.
- A więc jednak kochasz mnie i chcesz zostać moją żoną.
- Posłuchaj, Towarzyszu - zaczęłam. - Dobrze wiesz jak bardzo cię kocham, ale jestem za młoda na żonę. Mam dopiero osiemnaście lat.
- Już nie długo masz dziewiętnaste urodziny - zauważył.
Straciłam ochotę na przekomarzanki...
- Których nie spędzimy razem - przekręciłam się na plecy z ociężałym westchnieniem. - Twoich też nie.
Planowaliśmy być razem, wziąć wolne, odpocząć. I co? Będziemy na dwóch zupełnie innych kontynentach: ja w Europie, on w Ameryce. W dodatku ten idiotyczny zakaz kontaktowania się ze sobą... Po co to?
Dymitr położył dłoń na moim policzku i przekręcił moją twarz w swoją stronę.
- Nie martw się.
Jego głos był delikatny. Owinął mnie jak miękki, aksamitny koc w zimowy wieczór. Taki, którego nie chce się zdejmować. Pieścił mnie i sprawiał, że zapragnęłam słyszeć go cały czas. Ale nawet ten słodki ton i uroczy akcent nie uspokoiły mnie.
- Nie mogę, Dymitr - jęknęłam. - Rok. Mam spędzić rok na innym kontynencie bez możliwości choćby zadzwonienia! To nie jest sprawiedliwe. Niedawno wywalczyliśmy legalne związki między dampirami. Oni... zgodzili się na to! A teraz chcą to rozbić?! To ich plan?! nie mam nic przeciwko misji. Wręcz chce na nią jechać. Nawet gdybym nie została wybrana zgłosiłabym się na ochotniczkę. Ale dlaczego nie mogę jechać w to samo miejsce, co ty?
Dymitr podniósł się i pomógł mi usiąść.
- Rose, doskonale wiesz dlaczego - miał racje. Wiedziałam, ale nie chciałam mówić tego głośno. - Trwa okres próbny dla nowej ustawy. Jeżeli teraz się sprzeciwimy, zrobią to inne pary, a wtedy rada - bez względu na królową - zlikwiduje prawo. Nie możemy na to pozwolić, Rose. Musimy cicho znieść cierpienie i mieć nadzieje, że inne dampiry zrobią to samo. Bo jeśli teraz okazalibyśmy oznaki buntu wobec morojów, zniszczylibyśmy naszą przyszłość. A niczego nie pragnę tak bardzo, jak być z tobą do końca...
Miałam się odezwać, ale zauważyłam na ścianie plakaty jakichś filmów o dzikim zachodzie - to zmieniło mój tok myślenia.
- Kowboje w twoich powieścidłach też tak mówią? - spytałam z uśmiechem, wskazując głową na plakaty.
Dymitr zerknął na nie i zachichotał.
- Szczerze wątpię - kontynuowałam, chichocząc. - Pewnie są zbyt napaleni na sprawiedliwość, żeby zajmować się kobietami. Tylko jeden z nich, a raczej szeryf - Dymitr Bielikow, lubi być inny i mieć u boku dziewczynę.
W pokoju rozległ się głośmy śmiech Rosjanina. Miękki, ciepły, słodki śmiech.
- Właściwie to masz trochę racji. Kowboje skupiają się głównie na wymierzaniu sprawiedliwości i własnoręcznym wydawaniu wyroków, ale nie całkiem zapominają o kobietach - zastanowił się nad czymś. - Ale...Jestem inny?
Przytaknęłam radośnie, ale na twarzy Dymitra nie zobaczyłam rozbawienia. szybko więc pospieszyłam z wyjaśnieniami.
- Jesteś przystojny i seksowny, a przy tym w żaden sposób nie przypominasz dupka, to rzadkość. Do tego jesteś wymagający, sprawiedliwy, rozważny, mądry, zabawny... Wiesz jaka to egzotyka! Najbardziej niespotykane połączenie na świecie. Mało zostało na Ziemi takich dżentelmenów jak ty, więc nic dziwnego, że dziewczyny się o takich biją. Całe szczęście ja już nie muszę. Zdobyłam co chciałam. Chociaż... Gdybym nawet musiała walczyć nie byłby to dla mnie problem.
Po raz kolejny usłyszałam śmiech Dymitra.
- Znowu próbujesz mi wmówić, że uczennice na mnie patrzą?
Westchnęłam. Kurde.
Pochyliłam się nad nim lekko, będąc na czworakach.
- Błąd, Towarzyszu - szepnęłam mu do ucha. - Po pierwsze: nie wmówić, a uświadomić. Po drugie: nie cieszy mnie to, ale ich wzrok nie jest niestety zwykły - przesunęłam dłonią po jego szyj. - Po trzecie zaraz, jeśli się pośpieszymy, udowodnię ci, że mam rację, a zaraz po tym będę mogła uświadomić im, kto tu tak na prawdę ma największe szczęście i przyjemność na ciebie patrzeć.
- Rose...
Nie jestem pewna czy powiedział moje imię dlatego, że czuł mój oddech na szyi, czy dlatego, że m obawy, codo mojego planu, ale na wszelki wypadek postanowiłam mu to wyjaśnić.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na swoim miejscu.
- Spokojnie. Bez pocałunku, ani niczego, co mogłoby popsuć ci wizerunek nieustraszonego strażnika - obiecałam. - Po prostu pokażemy im, że to ja wygrałam w tej walce.
Dymitr kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
- W porządku - zgodził się. - Ale najpierw opatrzę ci szyję.
Dotknęłam ręką szyi. No tak miał to zrobić wczoraj, ale najpierw to moje niesłuszne obawy stanowił problem, a później do pokoju wpadł Stan. Nie zwracałam szczególnej uwagi mojej szyi, zajęta rozpaczaniem nad przyszłą roczną rozłąką. Teraz szyja bolała mnie, a rany wyglądały pewnie nieciekawie.
Bielikow poszedł po apteczkę. Wrócił kilka sekund później. Położyłam się na plecach. Przyglądał mi się chwilę, a potem usiadł na mnie okrakiem. Odgarnął mi delikatnie włosy, aby nie utrudniały mi pracy. Powinien puścić je i zając się inną częścią mojego ciała, ale zamiast tego wziął gruby kosmyk i przeplatał go sobie między palcami. Chyba nieświadomie pochylił się, żeby mieć lepszy dostęp do moich włosów. Odsunął się po chwili i otrząsnął. Uśmiech cisnął mi się na twarz. Jednak Dymitr nie mógł go zauważyć, bo skupił wzrok na buteleczce i gazie, które wyciągnął z apteczki, chyba speszony lekko. Położyłam dłonie nad jego kolanami, i wtedy zaskoczony zerknął na mnie. Nachylił się nade mną i przemył moją szyję. Piekło, ale starałam się nie okazać bólu. Dymitrowi jednak to nie umknęło. Schylił się jeszcze bardziej i dmuchał delikatnie na moją szyję.
Poczułam się jak dziecko, którym nigdy nie byłam. Dziecko, które ma matkę. Dziecko, które ktoś kocha. Wiele w życiu wycierpiałam, a brak troskliwej matki jest jedną z największych ran, jakie mi zadano. To boli - patrzeć na inne szczęśliwe dzieciaki, które jadą na święta do rodzinnego domu. Na dobrą sprawę ja nie miałam nawet domu. Wychowywałam się w akademii, wychowywała mnie akademia. Nie miałam rodziny, z którą mogłabym spędzić święta lub po prostu się zobaczyć. To rodzina Lissy i ona sama mnie przygarnęli. Nigdy nie zdołam spłacić im dług wdzięczności, (choć mam wrażenie, że rodzice Lissy i Andre dziękują mi za opiekę nad ich kochaną blondynką i to w pewnym sensie jest już duża spłata). Nigdy też nie zdołam cofnąć czasu i mieć szczęśliwego dzieciństwa...
Nie wiem, kiedy to zrobiłam. Zorientowałam się, że objęłam Dymitra, dopiero kiedy wyraźnie poczułam jego zapach. Było mi głupio, że boli mnie moje dzieciństwo i brak matki. Nie. Było mi głupio, że przypomniałam sobie to właśnie teraz. Dymitr szeptał mi coś do ucha, po rosyjsku i gładził ręką moje włosy. Jeszcze ostatni raz wciągnęłam jego zapach i przesunęłam dłonią po jego karku, i pozwoliłam mu się odsunąć.
- Przepraszam - mruknęłam. - Możemy już wracać do mojej szyi.
Poczułam przez chwile na czole ciepłe, miękkie usta Rosjanina. Uspokoiły mnie i Dymitr mógł założyć mi świeży opatrunek. Jego mama pokazywała mu przed naszym wyjazdem tysiące razy jak ma to robić, aż wreszcie Dymitr nauczył się tego (nawet jej zdaniem) bezbłędnie. Nim się zorientowałam, Bielikow skończył zabieg. Odniósł apteczkę do łazienki. Potem usiadł koło mnie i złapał moją dłoń. Podniosłam się powoli i siadłam koło niego. Nie płakałam, ale miałam nieprzepartą ochotę.. pragnienie ciepła. Schowałam więc twarz na piersi Dymitra i owinęłam wokół niego swoje ramiona. Dymitr nie pytał "Jak z tobą?", "Co się stało?" albo "Wszystko gra?". Wiedział jak bardzo nie znoszę takich ckliwych pytań. Według mnie są ostrzeżeniem "oni widzą twój ból, twoją słabość", a w mojej pracy nie mogę sobie na to pozwolić. Oczywiście pozwalam na takie pytania Lissie i Dymitrowi, ale oni nie nadużywają zezwolenia. Bielikow teraz nie mówił właściwie nic. Oparł po prostu policzek na czubku mojej głowy i przytulił mnie. I dokładnie tyle teraz potrzebowałam. Ale nie chciałam zabierać nam czasu.
Podniosłam powoli głowę i pocałowałam Dymitra.
- Dziękuje - szepnęłam. - Chodźmy już, bo niedługo zaczną się lekcje i nie będę miała okazji, żeby udowodnić ci moją rację.
- Dobrze, chodźmy.
Ton Dymitra dawał dużo do myślenia, ale nie tego teraz potrzebowałam, on też nie. Uśmiechnęłam się w nadziei, że to przełamie niewidzialną barierę. I miałam rację. Wyszliśmy z pokoju po kilkunastu minutach; ubrani, umyci i gotowi zmierzyć się ze wszystkim, ale szczęśliwi z... właściwie to nie mam pojęcia.
Nie myliłam się. Dwie grupki dziewczyn, które zobaczyły Dymitra na placu akademii, cichaczem rzucały komentarze na jego temat. Nie trzymała Bielikowa za rękę, nie obejmowaliśmy się, nawet nie uśmiechaliśmy się do siebie, a mimo to czułam na sobie niezbyt przyjemne spojrzenia dziewczyn. I pomyśleć, że są ode mnie rok lub dwa lata młodsze... Ja i Dymitr rozłączyliśmy się nagle. Taki był zamiar. Powiedziałam o tym wcześniej Rosjaninowi. Miałam plan jak udowodnić mu rzeczywistość, to była jego część.
- Będziesz tu cały czas? - spytałam.
- Tak - odparł. - Jeden ze strażników poprosił mnie o pomoc.
Kiwnęłam głową. To wszystko także było zaplanowane. Dziewczyny musiały to usłyszeć i zapewne usłyszały. Widziałam, że Bielikow nie jest zbyt zadowolony z pomysłu, ale nie sprzeciwiał się. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Odeszłam. Ruszyłam w stronę "pokoju zabaw". Rozbawiała mnie ta nazwa. Ochrzciłam tak ten pokój, bo bawiliśmy się tam jak małe dzieci. Ale teraz, kiedy tam poszłam było pusto. Znowu. Wczoraj też długo siedziałam sama. No cóż, tak czy siak, muszę się czymś zająć. Zrobiłam sobie herbatę i poszłam do sali kinowej. Włączyłam tylko telewizor i wybrałam pierwszy lepszy serial. Nic specjalnego, kryminalny, morderstwo biznesmena, trochę krwawych scen. Myślę, że biorąc pod uwagę nasze życie, większość tego typu filmów nie zrobi na nas wrażenia. W kieszeni dżinsów poczułam wibracje - telefon. Dostałam wiadomość od Hansa: "Śniadanie i rozmowa przełożone na drugą godzinę lekcyjną". Bardzo dobrze. To mi bardzo pomoże. Spojrzałam na zegarek. Już czas.
Zadowolona wyłączyłam telewizor i wyszłam. Skierowałam się prosto na plac szkoły. Lekcje zaczną się dopiero za dziesięć minut, więc wszyscy są jeszcze na dworze, bo mimo lekkie śniegu jest ciepło, a słońce jeszcze nie zaszło. Widziałam Dymitra, chodzącego jakby na prawdę miał dyżur, i grupki dziewczyn, obserwujących go kątek oka.. Zauważyłam, że dołączyło do nich jeszcze kilka nowicjuszek. "No, no Bielikow", pomyślałam, "Zyskujesz coraz więcej wielbicielek. A teraz pokażmy im, kto tak na prawdę cie ma".
Podeszłam do Dymitra. Wyraźnie odetchnął na mój widok. Jego oczy prawie mówiły "już myślałem, że nie przyjdziesz". Ale ja przyszłam i teraz moja kolej. Radośnie stanęłam na przeciwko Rosjanina.
- Idziemy potrenować, Towarzyszu?
Dymitr nie wiedział co powiedzieć. Nie znał tej części planu. To miała być niespodzianka. I była. Jego zaskoczenie było dość wyraźne. Przynajmniej dla mnie.Uczniowie pewnie nie widzieli niczego szczególnego w wyrazie jego twarzy.
- No chodź - nalegałam. - Będzie tak jak rok temu... Nauczysz mnie czegoś nowego... Na przykład jakiegoś chwytu?
Mężczyzna wiedział jakiej odpowiedzi oczekiwałam i zaufał mi. Jednak nie zrobił tego tylko ze względu na mnie. "...jak rok temu". Te słowa znacznie na niego wpłynęły. Widziałam błysk w jego oczach - wróciły do niego wszystkie wspomnienia.
- Sala jest wola przez najbliższą godzinę, a ja dostałam przed chwilą informację, że mamy się zgłosić na śniadanie dopiero na drugiej lekcji.
- W porządku. Dobrze - zgodził się. - Chodźmy.
Ruszyliśmy, upewniając się dyskretnie, że dziewczyny słyszały naszą rozmowę. po drodze musieliśmy wręcz minąć dziewczyny; ustawiły się idealnie po drodze do sali gimnastycznej. Widziałam ich ciekawskie, wcale nie ukrywane, spojrzenia, dopóki nie zniknęliśmy w sali.
Usiadłam na materacu. Klepnęłam w miejsce obok siebie i zaczekałam aż Dymitr przysiądzie. Potem patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
- No i? - zachęciłam go. - Co usłyszałeś?
Zadaniem Dymitra było bardzo dyskretne podsłuchiwanie, co mówią o nim uczniowie, zwłaszcza nowicjuszki. Wiem, że czuł się nieswojo umyślnie słuchając rozmów innych, ale to było konieczne, by udowodnić mu, że mam racje. A raczej po to by pokazać mu co sądzą o nim inni.
- To było dziwne - zaczął, patrząc przed siebie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Kasiu ;) u jest rozdział. Wiem, że krótszy niż zwykle i mało interesujący, ale jest. I nie wiem jak z najbliższym rozdziałem, bo jestem na Mazurach ;) Zobaczę. Jeśli uda mi się coś napisać to wrzucę to ;)
Miłej nocy wszystkim i udanych wakacji :*
Dziekuje Ci bardzo :-) Moze i krotki ale fajny. Dymitr w koncu uslyszal co o nim mowia? To musial byc szok dla niego. W takim razie bede czekac na nastepny i zycze udanych wakacji :-D
OdpowiedzUsuńBielikow uwierz wreszcie że wszystkie kobiety cię kochają. Super rozdział. Mam nadzieje że znajdziesz chwilę na nowy rozdzialik. Czekam na następny i życzę masy weny
OdpowiedzUsuńDymitr ma za małe poczucie wartości. A przecież jest najlepszy i najidealniejszy (jeśli talie słowo nie istniało, to teraz tak). Roza musisz mu je podnieść. Dlaczego przerwałaś w takim momencie. Jestem ciekawa, co o nim mówią nowicjuszki. Rose, plan idealny. Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń